Miliarder, ukochany potwór

Nawet jeśli świat rządzony przez kilka ośrodków koncentrujących władzę i pieniądz jest nieznośny do życia, to trudno wyobrazić sobie siłę, która mogłaby rzucić im wyzwanie. O tym nam mówią seriale.

11.02.2019

Czyta się kilka minut

Matthew Macfadyen jako Tom Wamsgans i Sarah Snook jako Siobhan „Shiv” Roy  w serialu „Sukcesja” / MATERIAŁY PRASOWE
Matthew Macfadyen jako Tom Wamsgans i Sarah Snook jako Siobhan „Shiv” Roy w serialu „Sukcesja” / MATERIAŁY PRASOWE

Produkcja telewizyjna w ostatnich kilkunastu miesiącach wybrała sobie jednego ulubionego złoczyńcę – miliardera, którego bogactwo już przez samą swoją skalę fascynuje i przestrasza, zawiesza na co dzień obowiązujące prawa i reguły, stwarza problem dla państwa i społeczeństwa. Trudno się dziwić takim wyborom twórców. Od czasu protestów ruchu ­Occupy na początku dekady temat koncentracji bogactwa, nierówności społecznych i złowieszczego wpływu „górnego jednego procenta najbogatszych” na współczesną demokrację nieustannie wraca w debacie publicznej.

Najciekawsze telewizyjne produkcje portretują owych najbogatszych, jednak tym napastliwym filipikom towarzyszy szczera fascynacja. Bajeczne, skoncentrowane w rękach jednej osoby bogactwo wywołuje tyleż moralne wzburzenie, co podziw. Ta dwuznaczność w obrazie bogaczy najciekawiej artystycznie uwidacznia się w trzech dostępnych w Polsce na platformie HBO Go serialach: „Sukcesji”, „Trust” oraz „Billions”.

Jesień patriarchy

„Sukcesja” od początku wprowadza nas w iście szekspirowski klimat. Patriarcha kierujący wielkim koncernem medialnym, Logan Roy, dostaje wylewu. Przeżywa, ale nie bardzo jest w stanie mówić i się poruszać. Leży przykuty do łóżka w swojej nowojorskiej rezydencji, poza pielęgniarkami i młodszą żoną nie dopuszcza do siebie praktycznie nikogo. Do walki o tytułową sukcesję ruszają jego dzieci, a zwłaszcza jeden z synów, Kendall. Ken od dawna był przekonany, że ojciec powinien ustąpić i przekazać mu władzę. Nadchodzą nowe czasy, gdzie dominującym medium nie jest już prasa i telewizja – czyli zasoby, na których opiera się biznesowa i polityczna potęga Roya. Prawdziwą władzę daje internet, którego Logan w ogóle nie rozumie.

Logan Roy przypomina króla Leara ze sztuki Szekspira. Ku zaskoczeniu własnego potomstwa okazuje się jednak o wiele bardziej odporny niż szekspirowski władca Brytanii. W jednym z pierwszych odcinków „Gry o tron” Cersei Lannister przerywa nudzący ją wykład członka Rady Królewskiej, tłumaczącego królowej, że „wiedza to władza”. Rozkazuje strażnikom przyłożyć doradcy sztylet do gardła i z zimną satysfakcją mówi: „władza to władza”. Rzucające ojcu wyzwanie dzieci Logana otrzymują podobną lekcję. Cała wiedza na temat „świata XXI wieku”, nowych mediów, gospodarki opartej na wiedzy, nowych sposobów prowadzenia biznesu, jaką wydaje się im, że mają, musi ustąpić wobec nagiej władzy, którą ciągle – mimo wieku i choroby – dzierży w swoich rękach Logan.

Krytycy w historii Royów dopatrywali się portretu medialnego imperium Ruperta Murdocha. Podobieństwa są faktycznie liczne. Logan to mieszkający w Stanach Kanadyjczyk silnie wcześniej związany z Wielką Brytanią, Murdoch do Stanów trafił z Australii, przez Wielką Brytanię. Imperium Royów kontroluje prawicową telewizję informacyjną, oraz jedno z czołowych studiów hollywoodzkich. Imperium Murdocha – telewizję Fox News, główny składnik informacyjnej diety republikańskiej Ameryki, oraz wielkiego gracza z Hollywood, 20th Century Fox. Choć twórcy zaprzeczają – pewnie także z przyczyn prawnych – że chodzi o Murdocha, aluzje są oczywiste.

Zwłaszcza że „Sukcesja” stawia pytanie ciągle wracające w debatach nad medialnym imperium australijskiego magnata: jaki poziom koncentracji aktywów medialnych w jednym ręku zaczyna być problemem dla demokracji? Jak pogodzić wolność gospodarczą z troską o autentyczny pluralizm debaty publicznej? Twórcy „Sukcesji” nie udzielają odpowiedzi, nie mają jej też chyba współczesne demokracje. Choć ciągle czytamy długie analizy na temat negatywnego wpływu tabloidów Murdocha na brytyjską politykę czy Fox News na obecny kształt Partii Republikańskiej, nikt nie ma pomysłu, co z tym można zrobić.

Moralna szara strefa

Twórcy „Sukcesji” rzucają nas w świat, gdzie nie ma miejsca dla sympatycznych bohaterów. Logan jest bezwzględny nawet wobec najbliższych. Kendall w niczym nie jest szlachetniejszy od ojca, tylko bardziej nieudolny. Pozostali synowie Logana w ogóle nawet nie próbują zrobić czegokolwiek pożytecznego ze swoim życiem. Na ich tle pozytywnie wyróżnia się jedyna córka magnata, Shiv. Zamiast rodzinnego biznesu wybrała politykę. Doradza progresywnym kandydatom. Jako jedynej w rodzinie jej o coś chodzi. Trudno jednak powiedzieć, czy o wartości, czy przede wszystkim o własną karierę i pozycję polityczną. Na pewno potrafi być równie bezwzględna jak ojciec.

Jako widzowie z czasem zaczynamy się jednak przyzwyczajać do „moralnej szarej sfery”, w jakiej operują bohaterowie „Sukcesji”. Jakkolwiek na początku odrzucałyby nas ich gry i stawki, o jakie się toczą, mimowolnie wciągamy się w nie i zaczynamy komuś w nich kibicować.

W podobny sposób w sferę moralnej niejednoznaczności wciąga serial „Billions” – już od trzech sezonów. Oto historia ciągnącego się przez długie miesiące pojedynku między multimiliarderem, szefem własnego funduszu inwestycyjnego, Bobbym Axelrodem, a prokuratorem federalnym Chuckiem Rhodesem.

Axe, jak nazywają go wpatrzeni w niego współpracownicy, z pewnością ma wiele na sumieniu. Dla jak największych stóp zwrotu nie waha się naginać, a nawet przekraczać prawa, przede wszystkim jeśli chodzi o dostęp do informacji niejawnych. Jak się też szybko dowiadujemy, pierwsze wielkie pieniądze zarobił przy okazji zamachów 11 września 2001 r. Gdy cała Ameryka zamarła w przerażeniu, nie zdążyła jeszcze rozpocząć żałoby, on już uruchamiał transakcje dziko spekulujące na cenach akcji linii lotniczych. Rhodes z kolei wydaje się kimś zdeterminowanym, by nikt – niezależnie od majątku – nie stał ponad prawem.

Ten obraz z pierwszego odcinka bardzo szybko niemiłosiernie się komplikuje. Axe, choć nie zawsze uczciwy, nie doszedłby do swojej pozycji, gdyby nie wybitna wiedza o rynkach finansowych. Miliarder wychowywał się w biedzie, pracował zarobkowo od dziecka, nie miał na starcie ani kapitału, ani znajomości. Jego kariera mogłaby posłużyć jako kolejna ilustracja „amerykańskiego snu”. Walijski aktor Damian Lewis (znany przede wszystkim z „Homeland”) bez większego wysiłku robi z Axe’a po prostu fajną postać, kogoś, z kim przeciętny widz chętnie wypiłby po pracy piwo.

Rhodes z kolei jest potomkiem amerykańskiej arystokracji. Jego ojciec jest kapitalistą uwikłanym w nie mniej podejrzane interesy co Axe. Rhodes może zajmować się służbą publiczną, finansowy dostatek zabezpiecza mu fundusz powierniczy. Prokurator doskonale czuje się w establishmencie. Zna wszystkich ważnych ludzi w Nowym Jorku, z dużą częścią z nich chodził do tych samych drogich, prywatnych szkół. Doskonale potrafi wykorzystać zaległe przysługi od sędziów, agentów FBI itd. Prokuraturę traktuje jak swój folwark.

Szybko podejrzewamy, że bierze on Axe’a na celownik nie tylko ze względu na troskę o praworządność. Że może chodzić raczej o rozgłos, jaki zapewni wyrok na miliardera, bardzo przydatny w planowanej od dawna przez Rhodesa karierze politycznej, albo o pokazanie „właściwego miejsca” parweniuszowi. Może też o to, że dla Axe’a jako terapeutka i coach w jego funduszu pracuje żona Rhodesa, Wendy – prokurator jest wyraźnie zazdrosny o bliskie relacje łączące małżonkę z praco­dawcą.

Lekcje bezsilności

W „Billions” Ameryka jest krajem, gdzie za fasadą konstytucyjnej równości, wolności i prawa do dążenia do szczęścia toczy się brutalna walka drapieżników o pieniądz i władzę. Stawki tej gry są tak wysokie, że niemal każdy, kto trafia w jej pobliże i ma szanse się włączyć, zostaje uwiedziony. W trzecim sezonie do funduszu Axe’a dołącza Taylor Mason – młody człowiek, który nie identyfikuje się z binarnym podziałem płciowym i prosi, by zamiast on/ona zwracać się do niego „wy”. Taylor jako student/ka brał/a udział w protestach Occupy Wall Street. Gdy jednak dostaje od Axe’a możliwość obracania naprawdę wielkimi pieniędzmi, błyskawicznie uwewnętrznia ideologię miliarderów.

Ci, którzy nie dają się uwieść logice gry, zostają przez nią przemieleni, jak asystent Chucka, Bryan Connerty. Bryan wychowywał się w robotniczej rodzinie, odrzucił lukratywne oferty z prywatnego sektora, by jako prokurator stać na straży prawa. Jego idealizm wielokrotnie zostaje jednak w filmie ukarany. Dobre intencje nie są w stanie powstrzymać drapieżników – społeczeństwo może co najwyżej wybierać między ich bardziej lub mniej oświeconymi przedstawicielami. Przykładem tych ostatnich jest nowy szef Chucka w trzecim sezonie, ultrakonserwatywny prokurator generalny, Waylon Jeffcoat. Jeffcoat chroni przestępców w białych kołnierzykach, ale domaga się najwyższych wyroków dla sprawców wywodzących się z mniejszości etnicznych, religijny fundamentalizm gładko łączy z niezbyt uczciwymi biznesami.

Poczucie bezsilności wobec władzy i pieniądza zostaje też w nas po spotkaniu z serialem „Trust”. Jest oparty na prawdziwej historii porwania przez włoską mafię wnuka naftowego magnata J. Paula Getty’ego – wówczas najbogatszego człowieka na ziemi – w 1973 r. Ten sam temat podejmował kinowy film Ridleya Scotta „Wszystkie pieniądze świata” (2017). W serialu udało się wydobyć z niego o wiele więcej.

Getty w genialnej kreacji Donalda Sutherlanda jest postacią jednocześnie śmieszną i straszną, groteskową i naznaczoną tragiczną wielkością. Mieszka w rezydencji z czasów Henryka VIII, otoczony haremem kochanek, stać go na zrealizowanie każdej zachcianki. Ma przy tym poczucie, że każdy chce okraść go z jego bogactwa, co owocuje paranoicznym skąpstwem. W swoim pałacu zakłada telefon na monety – by nikt z gości nie nabijał jego kosztem rachunków telefonicznych. Getty ma trudny kontakt ze swoimi dziećmi, z żadnym z synów nie nawiązał dobrych relacji. Nie dziwimy się więc specjalnie, że gdy porwany zostaje jego wnuk, Getty oświadcza, że nie zapłaci ani centa.

Większość akcji „Trust” rozgrywa się we Włoszech. W kraju pełno jest hipisów, kwitnie kontrkultura, buzuje aktywność lewicowych i lewackich organizacji, ruchów społecznych walczących o świat, gdzie władza takich jednostek jak Getty nie miałaby już dłużej miejsca. I choć twórcy na końcu serii upokarzają starego miliardera, to nie mamy wątpliwości, że nawet jeśli on przegrał, to tym bardziej klęskę poniosły wszystkie sprzeciwiające się władzy Gettych tego świata plany ­naprawy ludzkości. Jeśli ktoś na końcu ­ serialu „Trust” wychodzi z tarczą, to włoska ‘ndrangheta – twórcy sugerują, że pieniądze od naftowego bogacza posłużyły jej do budowy obecnej pozycji najpotężniejszej organizacji przestępczej w Europie.

Czekając na nadzieję

Wszystkie trzy produkcje zostawiają widza z konstatacją, że nawet jeśli świat rządzony przez kilka ośrodków koncentrujących władzę i pieniądz jest nieznośny do życia, to trudno w ogóle wyobrazić sobie siłę, która mogłaby rzucić im wyzwanie.

W „Sukcesji” pojawia się co prawda idealistyczny senator Gil Eavis. Głosi hasła podobne do Berniego Sandersa i toczy prywatną wojnę z medialnym imperium Royów. Doradczynią Eavisa ds. strategii zostaje córka Logana, Shiv – co jest dla niej trochę okazją do wkurzenia ojca, trochę zawodowym wyzwaniem. Szybko jednak okazuje się, że Eavis, jeśli będzie chciał zrealizować jakąkolwiek część własnego programu, będzie musiał się dogadać ze światem „górnego jednego procenta”. W świecie „Sukcesji” żaden lud – zdolny coś oddolnie wymusić na władzy – nie istnieje jako prawdziwy podmiot polityki. W sytuacji, gdy plac przed pałacem jest w zasadzie pusty, cała polityka toczy się w jego komnatach.

„Sukcesja”, „Billions”, „Trust” przynoszą głęboko odczarowany, cyniczny obraz społeczeństwa i rządzącego nim splotu polityki i pieniądza. Diagnozują trafnie, choć czasami zbytnio dają się uwieść mistyce władzy i bogactwa, które próbują analizować. I choć każda z tych trzech produkcji to znakomita telewizja, w skumulowaniu męczą – jako odtrutkę aż chce się obejrzeć jakąś apologię wiary w prawdziwą demokrację, oddolną zmianę społeczną, równość i postęp w stylu „Pan Smith jedzie do Waszyngtonu” czy biografii Harveya Milka. Jakkolwiek nasza rzeczywistość byłaby odległa od nadziei zawartych w takich obrazach, potrzebujemy ich w popkulturze równie silnie, co zimnego spojrzenia za kurtynę politycznej i ekonomicznej władzy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2019