Między normalnością a stanem wyjątkowym

W Szwajcarii, której co piąty mieszkaniec ma więcej niż 65 lat, walka z epidemią oznacza ochronę najsłabszych. Pragmatyzm nakazuje jednak, aby robić to z troską o gospodarkę.

13.04.2020

Czyta się kilka minut

W szwajcarskim Kreuzlingen, nad brzegiem Jeziora Bodeńskiego, granica niemiecko-szwajcarska przebiega przez park. Teraz ustawiono wzdłuż niej płot, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się infekcji. Mieszkańcy z obu stron granicy próbują sobie z tym radzić. 5  / ARND WIEGMANN / REUTERS / FORUM
W szwajcarskim Kreuzlingen, nad brzegiem Jeziora Bodeńskiego, granica niemiecko-szwajcarska przebiega przez park. Teraz ustawiono wzdłuż niej płot, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się infekcji. Mieszkańcy z obu stron granicy próbują sobie z tym radzić. 5 / ARND WIEGMANN / REUTERS / FORUM

Zaplanowane na 17 maja ogólnokrajowe referendum – ta jakże typowa dla Szwajcarii forma opiniowania projektów – się nie odbędzie. Podobna sytuacja zdarza się tu po raz pierwszy od 1951 r.; wtedy demokrację zastopowała epidemia pryszczycy. Sprawnie funkcjonujący mechanizm jednego z najbogatszych krajów świata nagle zaczął przypominać zegarek, w którym pękła sprężynka. Uziemione samoloty, puste pociągi, zamknięte szkoły i restauracje, opóźnienia w dowozie przesyłek pocztowych, policyjne patrole w parkach. Zwyczajowe uściski dłoni zastąpił strach, a społeczne zaufanie zaczęto odmierzać dwumetrowymi odstępami.

Do wtorku, 7 kwietnia, SARS-CoV-2 zainfekował w Szwajcarii ponad 20 tys. ludzi. Natomiast milionom odebrał poczucie kontroli i rutynę zapewniającą bezpieczeństwo. Naruszył fundamenty systemu, w którym obywatele są przyzwyczajeni do tego, że sami decydują, co jest dla nich dobre.

W światowej czołówce

Gdy w północnych Włoszech rozgrywa się już tragedia, życie w przygranicznych szwajcarskich miasteczkach zaczyna przypominać siedzenie na tykającej bombie. To, że wirus przeprawi się przez Alpy, jest kwestią czasu. Ale rząd w Bernie jakby do ostatniej chwili wierzy, że neutralną Szwajcarię epidemia ominie. Pociągi na trasie Mediolan–Zurych jeżdżą jak zwykle, choć jedyną rozsądną decyzją wydaje się zamknięcie granic.

Pacjent zero zostaje zdiagnozowany 25 lutego w kantonie Tessyn, na południu kraju: to mężczyzna, który wrócił z Włoch. Tak zaczyna się trwająca do dziś pandemiczna wyliczanka. Wkrótce mała Szwajcaria dołącza do czołówki krajów z największą liczbwą zakażonych w przeliczeniu na milion mieszkańców.

Informacja o pierwszych zakażonych dociera do mnie, gdy odpoczywam w górach nad jeziorem Thun. Nie jest to modny kurort narciarski, więc atmosfera posezonowa: pustawe hotele, zamknięte restauracje, wyludnione ulice. Za jakiś czas podobnie będzie wyglądał Zurych. Ale jeszcze nie teraz. Na razie politycy radzą tylko myć ręce i kichać w zagięcie łokcia.

Pierwszy sygnał, że sytuacja staje się poważna, przychodzi z góry. Bundesrat, tutejszy odpowiednik rządu, wprowadza zakaz zgromadzeń powyżej tysiąca osób. To oznacza odwołanie wielu imprez, jak targi motoryzacyjne w Genewie czy słynny karnawał w Bazylei. Nie wszystkim się to podoba. Centralnie podejmowane decyzje to w Szwajcarii rzadkość. Tutaj ostatnie słowo należy do obywateli. Jednak tym razem na referendum nie ma czasu.

Testowanie granic

Szwajcarzy muszą przejść przyspieszony kurs działania w nieznanym im dotąd trybie awaryjnym. Stare dobre rozwiązania, jak przerzucenie odpowiedzialności za konkretne działania na kantony, teraz zawodzą. Decentralizacja problemu sprawia, że ten narasta – w chaosie i braku jednolitych wytycznych.

Władze kantonów zaczynają działać na własną rękę. W Tessynie, gdzie sytuacja jest najtrudniejsza, zostaje ogłoszony stan wyjątkowy; szkoły są zamknięte. Za przykładem idą kantony Fryburg, Vaud, Genewa. Niektóre o krok za daleko. Gdy rząd centralny jak ognia unika całkowitej blokady kraju, jeden z kantonów w centrum Szwajcarii zakazuje seniorom wychodzić z domu. Rozporządzenie, uznane za niezgodne z prawem, zostaje cofnięte.

Gdy w Polsce zamykane są już szkoły, na Uniwersytecie Zuryskim zajęcia odbywają się normalnie. Zamiast pracować zdalnie, znajomy naukowiec wciąż musi przychodzić na uczelnię – choć wśród studentów potwierdzono już przypadki infekcji. Inny znajomy, informatyk pracujący dla poczty szwajcarskiej, dostaje firmowego laptopa, by w razie czego mógł pracować z domu.

W oczekiwaniu na działania rządu firmy testują granice między dobrem pracowników a własnym interesem. Bardziej zapobiegliwe skracają czas pracy, mniej ostrożne ograniczają się do zaopatrzenia biur w środki dezynfekujące. Wciąż nie ma jednolitych wytycznych od państwa…

Diagnoza społeczeństwa

Dlaczego Szwajcaria tak długo wstrzymywała się z wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego w całym kraju? Federalizm to jedna z przyczyn. Ważne też było to, jak na ograniczenie swobody zareagują ludzie. „Musimy się zastanowić, jakie działania są do zaakceptowania przez obywateli – tłumaczył Daniel Koch, przedstawiciel ministerstwa zdrowia w rządowym sztabie kryzysowym. – Szwajcarzy akceptują zakazy tylko wtedy, gdy rozumieją ich sens. Jeśli o to chodzi, różnimy się od innych krajów”.

Wkrótce okazało się, że była to trafna diagnoza szwajcarskiego społeczeństwa.


CZYTAJ WIĘCEJ:


Apele o solidarne pozostanie w domu przynosiły mierne rezultaty. Szwajcarom trudno było usiedzieć w czterech ścianach. To kraj aktywnych seniorów, którzy przesiadują w kawiarniach, spotykają się ze znajomymi, jeżdżą na wycieczki, słowem – korzystają z życia. Domowy areszt wydawał się przerażać ich bardziej niż szpitalne łóżko. Ale z solidarnością problem mieli też młodzi. Życie nocne w Zurychu kwitło, restauracje w centrum były pełne – choć liczba zakażonych rosła w szybkim tempie.

Praworządni zazwyczaj Szwajcarzy, którzy na co dzień lubią trzymać się reguł (i oczekują tego od innych), tym razem pokazali inne oblicze. Gdy próbuję dociec, dlaczego tak jest, słyszę od moich rozmówców: rząd zaleca, nie zakazuje, więc decyzja wciąż należy do nas samych. Okazuje się, że tradycja demokracji bezpośredniej nie ułatwia zarządzania państwem w kryzysie.

Tymczasem w połowie marca w kraju było już ponad 2 tys. zakażonych. Dopiero wtedy rząd skapitulował – i ogłosił stan nadzwyczajny. W całym kraju zamknięto szkoły, restauracje i sklepy inne niż spożywcze.

Efekt? Szwajcarzy zaczęli spędzać czas na świeżym powietrzu. W parku, do którego chodzę na spacery z psem, jeszcze nigdy nie widziałam tylu biegaczy. Całe rodziny jeździły rowerami, grały w badmintona, piknikowały. Pogoda grała z wirusem w tej samej drużynie. Hasło „zostań w domu” nie działało. Ludzie kurczowo trzymali się ostatnich swobód.

W końcu przyszedł czas na zakazy. Za przebywanie w grupach większych niż pięć osób grożą mandaty. W parkach pojawiły się patrole, promenadę nad Jeziorem Zuryskim odgrodzono siatką. Kraj nie zdecydował się jednak na radykalny i całkowity lockdown – zamknięcie kraju w wydaniu włoskim czy hiszpańskim. Przeważył pragmatyzm i troska o gospodarkę.

Zależni od świata

Podstawą funkcjonowania neutralnego państwa jest bycie przygotowanym na najgorsze. Dlatego Szwajcaria inwestuje 0,7 proc. swojego PKB w armię, trzyma w gotowości bunkry przeciwlotnicze i utrzymuje żelazne rezerwy żywności na wypadek przestojów w imporcie.

Podobnego impasu, jak ten obecny, kraj nie doświadczył od końca II wojny światowej, gdy deficyt żywności zagroził wizją głodu. Plac pod Operą Zuryską zamienił się wówczas w pole ziemniaków.

Dziś, choć władze zapewniają, że jedzenia nie zabraknie, Szwajcaria odczuwa, jak bardzo jest zależna od reszty świata.

Pierwszy cios przyszedł od Niemiec: wstrzymały one tranzyt maseczek ochronnych, zamówionych przez Szwajcarię w Chinach. Na linii Berno–Berlin zrobiło się gorąco. Gdy apteki zaczęły limitować sprzedaż środków przeciw- gorączkowych, w mediach zawrzało. Jak to możliwe, że kraj, w którym siedziby mają największe koncerny farmaceutyczne, jest zmuszony wydzielać leki swoim obywatelom?

Wkrótce okazało się, że brakuje też etanolu, niezbędnego do produkcji płynów dezynfekujących. Jeszcze pod koniec 2018 r. państwo zlikwidowało bowiem swoje rezerwy alkoholu (było to od 8 do nawet 10 tys. ton surowca, trzymanych na wypadek takiego kryzysu jak epidemia). Stało się to w ramach prywatyzowania federalnego zarządu obrotu alkoholem.

– To pokazuje, że priorytety polityki bezpieczeństwa były niewłaściwe. Zamiast inwestować miliardy franków w amunicję i nowe myśliwce, rozsądniej byłoby zająć się realnym zagrożeniem dla obywateli – nie szczędzi krytyki Pierre-Alain Fridez, lekarz i polityk Socjaldemokratycznej Partii Szwajcarii.

Wolontariusze do szpitali!

Testowanie w praktyce gotowości kraju na kryzys pokazuje więc, że budowany od dekad klosz bezpieczeństwa nie jest szczelny.

Podobnie jak szwajcarskie granice podczas pandemii. Aby wjechać teraz do alpejskiego kraju, trzeba mieć rzeczywiście dobry powód, np. pozwolenie na pracę. Codziennie szwajcarską granicę przekracza ponad 330 tys. pracowników z Włoch, Francji, Niemiec i Austrii. Wielu z nich to lekarze, pielęgniarki i opiekunki osób starszych. Co trzeci pracownik szwajcarskiej służby zdrowia to obcokrajowiec.

Całkowite zamknięcie granic oznaczałoby więc dla szpitali, zwłaszcza tych w przygranicznych kantonach, poważne problemy. Już bez tego sytuacja nie jest łatwa. Rząd zaapelował do wszystkich, którzy mają wykształcenie medyczne, by zgłosili się do wspierania kolegów i koleżanek w szpitalach. Pomagają też studenci ostatnich lat medycyny i lekarze z prywatnych klinik.

Najbardziej obciążone są szpitale w regionach przygranicznych: włoskojęzycznym Tessynie i francuskojęzycznym Vaud. Tam, gdzie są jeszcze wolne miejsca – w graniczącej z Francją Bazylei czy Jurze – przyjmuje się pacjentów z sąsiedniej Alzacji. W tym francuskim regionie brakuje łóżek na oddziałach intensywnej terapii.

Seniorzy w centrum uwagi

Szwajcarzy udowadniają, że w kryzysowych czasach ważna jest życzliwa dłoń.

Także w skali mikro. Lokalne inicjatywy sąsiedzkie wyrosły jak grzyby po deszczu. Mieszkańcy miast organizują się, by zapewnić bezpieczeństwo tym, dla których infekcja może oznaczać najgorsze. Robią zakupy, oferują wyjście z psem czy proste gesty wsparcia, jak choćby rozmowę przez telefon. Życie sąsiedzkie przeniosło się na balkony i do ogrodów. Ktoś puszcza w pierwszy dzień wiosny Vivaldiego, ktoś inny dzieli się zapasami drożdży. W sklepach to towar deficytowy. Tak jak mąka i papier toaletowy.

Ja też zgłaszam się do lokalnej grupy wsparcia, ale okazuje się, że pomagających jest już więcej niż tych w potrzebie. W rodzinach dzieci dzielą się opieką nad starszymi rodzicami. Izolację najtrudniej przeżywają ci, którzy są w domach seniora. Te, podobnie jak szpitale, zamknęły się dla odwiedzających. W kraju liczącym ponad 8 mln mieszkańców aż półtora miliona to osoby w wieku powyżej 65 lat, więc grupa ryzyka jest tu wyjątkowo liczna. Rząd zresztą powtarza, że główny cel wprowadzonych obostrzeń to ochrona najsłabszych.

Aby była ona skuteczna, wykonuje się też coraz więcej testów na COVID-19. W niektórych miastach uruchomiono punkty drive-thru, gdzie test można zrobić, nie wysiadając z auta. Osobom z objawami choroby, które nie są w grupie ryzyka i u których infekcja ma łagodny przebieg, zalecane jest chorowanie w domu.

Strategia środka

Szwajcarska metoda na wirusa to próba znalezienia złotego środka między zdrowotnym i materialnym bezpieczeństwem obywateli.

Szacuje się, że obecny częściowy shutdown kosztuje szwajcarską gospodarkę 500 mln franków dziennie. Rachunek płacą fryzjerki i kosmetyczki, które zmuszone były zamknąć salony; taksówkarze, do których aut nikt nie wsiada; kwiaciarnie i małe sklepy; restauracje i kawiarnie. Około 90 proc. szwajcarskich przedsiębiorstw to małe i średnie firmy.

„Nie da się przejść przez ten kryzys bez strat gospodarczych, ale zrobimy wszystko, żeby były one jak najmniej dotkliwe” – zapewniał Guy Parmelin, odpowiedzialny w Bundesracie za gospodarkę. Nie były to czcze obietnice. Finansowa poduszka bezpieczeństwa dla gospodarki urosła w międzyczasie do 60 mld franków. Dzięki tym pieniądzom już ponad milion pracodawców mogło – zamiast zwolnić część pracowników – zmniejszyć wysokość płaconych im pensji, przy czym otrzymują oni nadal wynagrodzenie w poprzedniej wysokości, gdyż różnicę pokrywa fundusz dla bezrobotnych. Samozatrudnieni mogą liczyć na dniówki, a firmy na tanie kredyty płynnościowe gwarantowane przez państwo. Mimo to recesja i wzrost bezrobocia wydają się nieuniknione.

Scenariusze wyjścia

Trudno jest prognozować, jak długo Szwajcaria będzie pozostawała w zawieszeniu. Już teraz mnożą się scenariusze wychodzenia z shutdownu. Jeden z nich zakłada, że kraj będzie działał w trybie on/off: naprzemienne poluzowanie środków ostrożności i ich ponowne zaciskanie, aż do momentu, gdy życie z wirusem będzie łatwiejsze dzięki powszechnie dostępnej szczepionce. Szwajcarski Związek Przedsiębiorców i Pracodawców proponuje z kolei, aby odizolować osoby z grup ryzyka, a pozostałym pozwolić normalnie żyć i pracować. Na razie jednak na powrót do normalności się nie zanosi. „To jeszcze potrwa” – ucina Alain Berset, odpowiedzialny za resort zdrowia.

W odwołanym majowym referendum Szwajcarzy mieli zadecydować o przyszłości swobodnego przepływu pracowników z krajów Unii Europejskiej. Ograniczenia imigracji chce Szwajcarska Partia Ludowa. Chwilowo wizja populistów spełnia się i bez woli narodu: rolnicy już biją na alarm, że nie poradzą sobie w tym roku bez pracowników sezonowych z zagranicy.

Szwajcarski shutdown ma potrwać do 19 kwietnia. Rząd nie wyklucza jednak przedłużenia stanu nadzwyczajnego. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2020