Kontrolowany poślizg w prawo. Temat migracji zdecydował o wyniku wyborów w Szwajcarii

Pod hasłami kontroli granic, zmian w prawie azylowym i ograniczenia imigracji wybory w Szwajcarii wygrała prawica. Co może się zmienić w alpejskiej idylli?

08.11.2023

Czyta się kilka minut

Wybory federalne do szwajcarskiego parlamentu, Berno, 22 października 2023 r. / FABRICE COFFRINI / AFP / East News
Wybory federalne do szwajcarskiego parlamentu, Berno, 22 października 2023 r. / FABRICE COFFRINI / AFP / East News

Niektórzy mają narodowość. Polak: zatrzymany za włamanie do łodzi. Tunezyjczyk: obnażający się przed kobietą karmiącą dziecko. Dwóch młodych Bułgarów, którzy ciężko ranili nastolatka. Erytrejczyk atakujący przechodnia nożem. Niemiec brutalnie mordujący swoją partnerkę. Inni są po prostu cudzoziemcami, imigrantami, azylantami. Do tego zdjęcia: noże, krew, złe spojrzenia, łzy. Łącznie 77 scen grozy, składających się na kampanię wyborczą pod hasłem „Nowa normalność?”.

Im bliżej wyborów do parlamentu, tym ostrzej gra szwajcarska prawica, aby przekonać obywateli, że ich kraj – bezpieczny, stabilny i bogaty – za chwilę może przestać takim być. „Tysiące młodych mężczyzn z Afryki, Afganistanu, Turcji itd. przyjeżdża do Szwajcarii i po prostu tu zostaje. Ta polityka kosztuje nas, podatników, rocznie już 4 mld franków. Do tego dochodzą kradzieże, wymuszenia, przemoc” – kampanii w sieci towarzyszy wspomniany slogan-pytanie: czy tak ma wyglądać teraz nasza normalność? 

Na tak zadane pytanie odpowiedź może być tylko jedna. 22 października wyborcy dają Szwajcarskiej Partii Ludowej (SVP) drugi najlepszy wynik w historii. Miejsca w parlamencie zyskują też socjaldemokraci, partie centrowe zachowują mocną pozycję, najwięcej tracą Zieloni. Niby rewolucji nie ma, ale w świat idzie przekaz, że Szwajcaria skręca w prawo.

Nie pomaga nieznaczna korekta w dół poparcia dla SVP (ostatecznie 27,9 proc.), gdy kilka dni później okazuje się, że Federalne Biuro Statystyczne pomyliło się w obliczeniach. „W radykalnej, bogatej idylli Szwajcaria pokazuje swoją szpetną twarz” – pisze jeden z niemieckich dzienników. „Niechęć do obcych jest już elementem folkloru” – komentuje inny.

Jak trwoga, to do SVP

To partia weteranka po prawej stronie szwajcarskiej polityki. Korzenie SVP, ugrupowania narodowo-konserwatywnego (jak określają je sami członkowie), sięgają lat 70. XX w. Początkowo reprezentowało interesy rolników i mieszkańców obszarów wiejskich, a pierwszym spektakularnym sukcesem było zmobilizowanie elektoratu do odrzucenia w referendum w 1992 r. akcesji Szwajcarii do Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Odtąd SVP zaczęła rosnąć w siłę i pozycjonować się jako partia antyestablishmentowa (choć wielu jej polityków to elita) i wolnościowa, głos zwykłego obywatela. W 200-osobowej Radzie Narodowej (jednej z izb parlamentu) od 2003 r. SVP niezmiennie utrzymuje największą liczbę mandatów. Po ostatnich wyborach ma ich 62, o dziewięć więcej niż cztery lata temu.

Wtedy, w 2019 r., budynek parlamentu w Bernie przewietrzyły zmiany. Sala plenarna stała się bardziej lewicowo-zielona, młodsza i bardziej kobieca. Ale w ostatnich latach kryzys gonił kryzys: pandemia, wojna w Ukrainie, wyzwania związane z bezpieczeństwem energetycznym, rosnące koszty życia. Kilka miesięcy przed wyborami gruchnęła wieść, że populacja Szwajcarii przekroczyła 9 milionów.

– SVP zwyciężyła, gdyż to jej elektorat poszedł do urn. Cztery lata temu toczyliśmy intensywną debatę na temat zmian klimatycznych i ochrony środowiska, aktywne były ruchy kobiece. W tym roku było zupełnie inaczej. Na prawicy toczyła się przede wszystkim debata o migracji, a na lewicy o sile nabywczej pieniądza, wysokich kosztach życia, drogich ubezpieczeniach zdrowotnych. Wyniki wyborów odzwierciedlają koniunkturę na określone tematy – analizuje w rozmowie z „Tygodnikiem” Sarah Bütikofer, doktorka nauk politycznych Uniwersytetu w Zurychu.

Bez większego sprzeciwu

Ale oprócz zmobilizowania swojego żelaznego elektoratu, prawicy udało się też zdobyć nowych wyborców. Mimo (a może dlatego) że jej przekaz i postulaty się zradykalizowały. W swojej retoryce SVP lubi grać va banque, a kampania „Nowa normalność?” po raz kolejny pokazała, że eksponowanie tożsamościowych lęków w kraju, w którym co czwarta osoba jest przyjezdna, to oręż, którym zdobywa się dusze wyborców.

W 2015 r. za podobną kampanię, uderzającą wtedy w społeczność albańską (uchodźców z Kosowa), kierownictwo SVP usłyszało wyrok za naruszenie prawa zapobiegającego rasizmowi – grzywna w zawieszeniu. Wyrok podtrzymał Trybunał Federalny. Teraz doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez SVP złożył Erytrejski Związek Mediów. „SVP tworzy atmosferę, która znacznie zwiększa dyskryminację osób dotkniętych rasizmem w Szwajcarii” – czytamy w oświadczeniu. Antyimigracyjną kampanię wyborczą jako „rasistowską i ksenofobiczną” skrytykowała też Federalna Komisja przeciw Rasizmowi i nakazała SVP zaprzestania jej prowadzenia. Bez skutku.

W szerszym odbiorze społecznym metody działania prawicy nie budzą większego sprzeciwu. Tak jakby przez lata wszyscy się do nich przyzwyczaili. Zresztą SVP często zwraca się o poparcie dla swoich propozycji bezpośrednio do obywateli, za pomocą jednego z narzędzi demokracji bezpośredniej. Ostatnia inicjatywa obywatelska, dotycząca ograniczenia imigracji, zyskała społeczne poparcie w 2014 r. 

Czego chce prawica

Szwajcarska prawica od lat domaga się restrykcyjnego regulowania imigracji, a także zerwania dwustronnych umów z Unią Europejską o swobodnym przepływie osób. Najnowsze jej pomysły to przywrócenie regularnych kontroli na granicach i zmiany w prawie azylowym: wyprowadzenie postępowania azylowego poza Szwajcarię, tworzenie „obozów tranzytowych” dla uchodźców/imigrantów i zakaz ubiegania się o azyl wobec osób z krajów uznanych za bezpieczne. 

Na drodze do realizacji tych celów stoi system szwajcarskiej demokracji, skonstruowany tak, by zapobiec radykalnym skrętom w którąkolwiek ze stron. Tu podstawą jest sztuka budowania aliansów: nie chodzi o to, aby zniszczyć, ale żeby zjednać sobie przeciwnika. – W parlamencie żadna partia nie ma większości, stąd za każdym razem potrzebna jest koalicja co najmniej dwóch bloków partyjnych. W zależności od ustawy, konstelacja tych koalicji może być różna – tłumaczy Sarah Bütikofer.

Wyniki wyborów nie będą też miały wpływu na skład rządu, który jest kolegialny i wybierany tradycyjnie według tzw. magicznej formuły: w siedmioosobowej Radzie Federalnej (Bundesrat; tak nazywa się rząd) po dwa miejsca należą do prawicy, lewicy i liberałów, a jedno do partii centrowej. Decyzje podejmuje się jednomyślnie.

Trudno będzie więc SVP przebić się z propozycjami w obszarze polityki migracyjnej. Nawet jeśli dla części z nich znajdzie większość w parlamencie, nie będą to zmiany, które zaszkodziłyby interesom gospodarczym Szwajcarii. Zdecydowana większość przyjezdnych to imigracja zarobkowa z krajów Unii Europejskiej oraz Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (EFTA), odpowiadająca na potrzeby rynku zatrudnienia. Bo rąk do pracy brakuje w wielu branżach: służbie zdrowia, gastronomii, szkolnictwie, nawet sądownictwie. 

– Szwajcarska gospodarka leży prawicy na sercu, więc nie pozwolą zrobić jej krzywdy – uważa Bütikofer.

Umocnienie się SVP z pewnością nie służy relacjom Szwajcarii z Unią Europejską. Nie chodzi tylko o eurosceptycyzm i niechęć wobec, używając retoryki partii, „obcych sędziów”, ale też o bezkompromisowe podejście SVP do neutralności: jest ona przeciwna jakimkolwiek ustępstwom, gdy idzie o zakaz eksportu czy reeksportu broni dla Ukrainy.

Klimaseniorki idą do Strasburga 

Opublikowany tuż przed wyborami tzw. barometr społecznych zmartwień pokazuje, że aktualnie szwajcarską bolączką numer jeden są wysokie koszty ubezpieczenia zdrowotnego, które jest prywatne i obowiązkowe. Tuż za obawą przed drożyzną znalazła się troska o środowisko naturalne. Szwajcarzy mogą obserwować gołym okiem skutki kryzysu klimatycznego – nie ma chyba bardziej dotkliwego symbolu zmian niż topniejące lodowce w Alpach.

Tym bardziej dziwić może słaby wynik w tegorocznych wyborach obu partii z zielenią w nazwie (łącznie straciły 11 miejsc w parlamencie). 

– To bolesny cios – nie kryje rozczarowania Pia Hollenstein, aktywistka klimatyczna i była posłanka Zielonych. – Przesunięcie w prawo zagraża postępowi w ochronie klimatu. W nowej kadencji prawdopodobnie jeszcze trudniej będzie znaleźć w Bernie większość dla polityki klimatycznej zorientowanej na przyszłość i dla pilnych usprawnień na poziomie legislacyjnym. To tragiczne, że partie liberalne wciąż nie chcą zrozumieć powagi sytuacji. Czy potrzeba kolejnych katastrof, żeby większość się obudziła? – mówi „Tygodnikowi”. 

Pia Hollenstein uważa, że Szwajcaria łamie prawa człowieka, nie chroniąc wystarczająco obywateli przed katastrofą klimatyczną. Ona i inne tzw. klimaseniorki (założona w 2016 r. grupa Szwajcarek po 65. roku życia) złożyły pozew przeciw państwu, ale kolejne sądy oddalały ich żądania. 

Zawiedzione nadzieje w kraju zaprowadziły klimaseniorki do Strasburga. Jako osoby bezpośrednio narażone na zdrowotne konsekwencje zmian klimatycznych (m.in. fale upałów), powołują się na prawo do życia i dobrego samopoczucia, gwarantowane w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Pod koniec 2020 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka przyjął ich skargę, a wysłuchanie stron odbyło się w marcu 2023 r. Teraz klimaseniorki czekają na wyrok.

– Jestem przekonana, że Trybunał przynajmniej częściowo uzna nasz pozew. Jeżeli tak się stanie, Szwajcaria otrzyma naganę i politycy będą zmuszeni działać. Kraj chroniący prawa człowieka sam nie chciałby przecież ich łamać – mówi Hollenstein. 

***

Choć Zieloni stracili najwięcej miejsc w nowym parlamencie, to największą przegraną tych wyborów znowu wydaje się szwajcarska demokracja. Do urn nie pofatygowała się ponad połowa uprawnionych do głosowania. Ostatni raz frekwencja przekroczyła 50 proc. w wyborach do parlamentu w 1975 r.

– Szwajcarzy mogą regularnie wypowiadać się w referendach, które dotyczą konkretnych kwestii, i to te głosowania są uważane za ważniejsze od wyborów parlamentarnych – tłumaczy tę absencję Sarah Bütikofer. 

W liczącej 9 mln mieszkańców Szwajcarii prawo do udziału w wyborach i referendach na poziomie federalnym przysługuje tylko niespełna 5 mln osób. Nie mają go m.in. obcokrajowcy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Kontrolowany poślizg w prawo