Melancholia i ekstaza

Z różnych powodów cofnęło mnie nagle 30 lat wstecz...

05.02.2013

Czyta się kilka minut

Najpierw dlatego, że pracowałem nad „Rekolekcjami paryskimi” ks. Tischnera, a jest to zbiór kazań, konferencji, wystąpień z lat 80., wygłaszanych w Paryżu u księży pallotynów. Zbiór niezwykle interesujący, zapis ówczesnej atmosfery: przygnębienia, rozgoryczenia, rozczarowania, a jednocześnie – kiełkującej stopniowo nadziei, że w końcu „przeminie postać tego świata”. Niby w Paryżu mówione, ale mogłoby być w centrum Krakowa. Zresztą wiele tam obrazów i z Krakowa, i z Podhala, bo publicznością Tischnera byli w tym czasie przymusowi i nieprzymusowi emigranci stanu wojennego, złaknieni wieści z kraju.

Drugi powód skoku w przeszłość to nagłe odejście, dzień po dniu, dwojga najważniejszych w tym czasie dla mnie nauczycieli: mojej polonistki Jadwigi Krengiel i mojego historyka Marka Eminowicza (napiszę o nich więcej, jak będę gotowy, teraz jakoś nie idzie). Pogrzeby, także dzień po dniu, zgromadziły część koleżanek i kolegów, nagle okazało się, że czas wcale nie pracuje, można stanąć obok siebie, jak na szkolnym korytarzu, i gadać równie otwarcie, może nieco mniej beztrosko, ale na pewno swobodnie. Jasne, że jakieś podziały są, z zasady skreślić trzeba politykę, a nawet zdarzyć się może, że zasmuci kogoś wyznanie, iż pisuję do „Tygodnika Powszechnego”. Niektórzy wychowują jeszcze całkiem małe dzieci, inni mają potomstwo na studiach, jeszcze inni na pytanie o liczbę dzieci odpowiadają: „A pies za ile się liczy?”. Komuś zakręci się w głowie po kieliszku wina, komuś cztery pięćdziesiątki wódki będzie mało – wiadomo, jak to w życiu. Niemniej łatwość, z jaką ten skok można wykonać, jest czymś niezwykle przejmującym.

Jak ja wtedy – 30 lat temu – wyglądałem? „Wolałbyś nie wiedzieć”, mówi ci rozsądnie głos wewnętrzny. Pod względem estetycznym lata 80. były okropne, zresztą dekada Gierka, która miała stworzyć złudzenie, że dołączamy do wielkiego świata, też nie była lepsza. Wchodzimy z ojcem do domu towarowego „Krakus”, żeby kupić kurtkę, a tam długi rząd identycznych ciemnogranatowych kurtek – do wyboru. Na szczęście szkoła była pewnym azylem. Nawet jeśli się wyglądało nie bardzo, życie było niepozbawione kolorów, takiego ożywienia intelektualnego nie przeżyłem już nigdy potem. Czytało się wszystko, co ktoś przyniósł do klasy: od „Świata według Garpa” po eseje Konstantego Jeleńskiego, od Gombrowicza po „Iwana Czonkina”. Pamiętam pewną długą przerwę, na której dyskutowaliśmy z kolegami o predestynacji. Mało brakowało, a w obronie wolnej woli walnąłbym kolegę, który dziś jest pastorem i ma własną kościelną wspólnotę.

Mój ówczesny stan ducha opisałbym jako pomieszanie melancholii z ekstazą. Przy czym melancholia brała się raczej z biedy, której było dookoła pełno. Z biedy, z nieprawdy, z niemocy. W jednej z ówczesnych konferencji Tischnera pojawia się obraz rolnika, którego przywiązano do drzewa i kazano patrzeć na porosłe chwastami pole. Coś takiego w atmosferze tamtych lat było: poczucie, że jest tyle do zrobienia, ale nie ma się jak do tego zabrać. Zranione poczucie odpowiedzialności. A ekstaza? To impuls, jaki płynął od nauczycieli, ale który też jakoś sami w sobie odnajdywaliśmy: że nie ma czasu do stracenia, że trzeba się dowiedzieć o świecie jak najwięcej. Dla niektórych – także z religii: że rąk załamywać nie wolno i że to, co jest tu i teraz, to nie jest przecież wszystko. To się jakoś w każdym z nas gryzło i przegryzało. Pamiętam (okazuje się, że nie tylko ja) satyryczne „Dzienniki telewizyjne”, które robiliśmy w klasie w czasie stanu wojennego. Przypominały trochę późniejsze akcje Pomarańczowej Alternatywy, na absurd odpowiadały absurdem, na smutek – pajacowaniem.

Jakkolwiek zły był to czas, umieliśmy mu się przeciwstawić. „Bo na tym polega genialność człowieka”, mówił na początku lat 90. Tischner. „Tylko człowiek to potrafi: że ze zła może zrobić tworzywo dla jakiegoś dobra”. I tak to mniej więcej było.


PS. Dla tych, którzy się dopytują: udało się obronić szkołę, do której chodzi córka. Ale euforii nie ma. Raczej poczucie, że można było uniknąć całej tej awantury, gdyby... No, dużo by gadać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2013