Otwarty testament

Silny świadek wiary (Wojciech Bonowicz). Wolny, odważny, nie bał się niebezpiecznych pytań ani ryzyka błędu. I te dowcipy na kartkach, do końca - to nie teatr, trzeba takim być (ks. Adam Boniecki). Zakorzeniony w Bogu, choć udawał luzaka i prowokował. Kościół kochał i dlatego krytykował (Stanisław Chowaniec). Największego smuteloka rozbawić potrafił (Stanisława Szewczyk). Montaigne twierdził, że filozofować, to uczyć się umierać. Tischner pokazał, jak umierać z odwagą, to dla mnie lekcja (Jarosław Gowin).

23.05.2004

Czyta się kilka minut

 /
/

- Zastanawiamy się, co on takiego w sobie miał - mówi Stanisława Szewczyk, twórczyni zespołu “Łopuśnianie". - Teraz, gdy go nie ma, czuje się brak. Stąd to wszystko, co się dzieje.

A dzieje się m.in. to, że siedemnaście szkół w Polsce i jedna na Ukrainie przyjęły imię ks. Józefa Tischnera. Rozmaite szkoły: publiczne, społeczne, prywatne, od podstawowych po średnie, nawet Wyższa Szkoła Europejska w Krakowie. Działalność rozpoczął też Instytut Myśli Józefa Tischnera, powołany przez jego przyjaciół-filozofów: o. Jana Andrzeja Kłoczowskiego, Karola Tarnowskiego i Zbigniewa Stawrowskiego. Ma uporządkować spuściznę, wydać dzieła, organizować seminaria i warsztaty dla studentów, nauczycieli, licealistów.

Wojciech Bonowicz: - Czasem po Dniach Tischnerowskich słyszę: “Znowu zaduszki urządzacie?" A ja mam poczucie, że jego myśl wciąż jest niezagospodarowana.

- Każdy z wybitnych filozofów stworzył szkołę - mówi Krzysztof Gerc, psycholog, student ks. Tischnera. - Jego, tak przywiązanego do wolności, szkoła w sensie ścisłym pewno by ograniczała, więc pozostawił otwarty testament, z którego każdy może korzystać. Spadkobiercą jego idei jest środowisko, o którym mowa. Nie wszystkie szkoły Tischnerowskie będą chciały się w nie włączyć. Ale coś zaczyna się tworzyć.

Nie na pieczątkę

Zanim w lipcu 2002 r. powstało Stowarzyszenie “Drogami Tischnera", jego imię przyjęło już osiem szkół. Chciały zyskać tożsamość, znaleźć punkt odniesienia.

- To praca, a nie ciągła akademia “ku czci" - Ewa Matejska kieruje Społeczną Szkołą Podstawową nr 1 w Tarnowie, gdzie pomysł, by znaleźć patrona “bliskiego i nie tylko na pieczątkę", padł w sierpniu 2000 r. Tischnera zaproponowała matka jednej z uczennic. - Byliśmy pierwsi, zastanawialiśmy się, czy możemy? Nawiązaliśmy kontakt z rodziną i przyjaciółmi. W styczniu 2001 pojechaliśmy do Łopusznej. Zrozumieliśmy, że to najlepsza kandydatura, bo żywa; obok niego nie można przejść obojętnie: niezależny, otwarty. Mówił, co chciał powiedzieć. Ze zrozumieniem podchodził do ludzkich wad.

Szkoła prowadzona przez Tarnowskie Towarzystwo Oświatowe może przyjąć stu uczniów. Matejska zna wszystkich. Oprowadza po szkole.

Magda: - My go znamy, tylko nie tak osobiście. Wiemy, jaki miał charakter, osobowość. Nie tylko, że książki pisał, że mądry, ale optymistycznie do życia nastawiony. Klaudia: - Nie każdy filozof jest sztywniakiem. Joasia: - Wierzył we wszystkich. Wojtek: - Mówił, że ten jest dobry, kto się potrafi poprawić. Andrzej: - Brakuje teraz takich ludzi. Dobrych, życzliwych. Choć pewno gdzieś są. Ukryci. Maja: - A gdy był mały, bawił się w księdza. I mówił do dzieci: “Moi kochani parafianie!". Artur: - Gdy coś mi nie wychodzi, myślę o Tischnerze: że chory - wiedząc, że umrze - wciąż żartował.

- To nie pójdzie na marne - mówi dyrektorka. - Nic na siłę, niech każdy czerpie z Tischnera na miarę potrzeb. Młodym wydaje się, że katolicyzm jest przestarzały. Potrzeba mądrych księży i nauczycieli, żeby pokazać, że z szerokimi horyzontami i wykształceniem można być religijnym.

Katolik uniwersalny

- Tu, na pograniczu Śląska i Małopolski, można by siedzieć cicho, bez kontaktu ze światem - twierdzi Barbara Bandoła, kierująca Gimnazjum z Oddziałami Integracyjnymi w Woli. - Nie przewidywaliśmy, że w gronie szkół Tischnerowskich będziemy mogli liczyć na siebie nawzajem. Szukamy kontaktu, rozmawiamy. Dzieci z Ukrainy były w Polsce, w Tarnowie i Rabce. Bo czy można wyrównać szanse bez wychylenia się z własnego kąta?

Szkoła liczy 410 uczniów. To społeczność zróżnicowana pod względem wyznaniowym i dlatego akcentuje uniwersalność myśli katolickiego księdza-filozofa. Głosowano na “człowieka bezkompromisowego, który potrafił rozmawiać z każdym, a katolicyzm nie był dla niego powodem do zakleszczenia".

Kamil działa w samorządzie uczniowskim. Wcześniej nic o Tischnerze nie wiedział. Najwięcej dały mu opowieści przyjaciół i rodziny Księdza oraz udział w Rajdzie Tischnerowskim: - Patron nie wszystkich w szkole interesuje, ale nie o to chodzi. Na rajdzie poznałem brata Księdza, Kazimierza. Widziałem go po raz pierwszy, a czułem, że znamy się od lat.

Pierwszy Rajd Szlakami Tischnera z Łopusznej na Turbacz (13-14 października 2001) zainicjował Oddział Nowotarski PTTK i bratanek ks. Tischnera, Wojciech. Odtąd odbywa się każdej jesieni: - Młodzież chce poznać atmosferę miejsca, w którym brat dorastał i które kochał - mówi Kazimierz Tischner. - Wędrują po górach śladami filozofa, poznają ludzi, wspomnienia o nim...

Podlasiacy i górale

- Jesteśmy przyczółkiem Tischnerowskim na wschodzie! - śmieją się Janina Jankowska i Hanna Adamczyk-Habib. W 1994 r. założyły I Prywatne Liceum Ogólnokształcące w Siedlcach. To miała być szkoła marzeń, z filozofią, łaciną, elementami ekonomii. Miała kształcić młodych z otwartymi głowami, i kształci, choć teraz walczy o przetrwanie.

- Siedlce są wciąż na dorobku, niektórzy uczniowie zalegają z opłatami. Chcemy obniżyć czesne z 350 do 200 zł. To szkoła dla ok. 100 uczniów, stawiamy na rozwój indywidualny - podkreśla dyrektor Dariusz Kalicki.

Skąd w Siedlcach Tischner? Jego kandydaturę zgłosiła IV klasa LO. Rywalizował z Janem Sobieskim (11 głosów), księżną Aleksandrą Ogińską, fundatorką wielu obiektów w Siedlcach (9 głosów) i Wisławą Szymborską (6 głosów). Na Tischnera głosowało 42 spośród 77 uczniów. - Wtedy nie miałem żadnej jego książki - przyznaje dyrektor. - Potem przeczytałem wszystkie.

- Chcemy walczyć z chochołem sarmackiej melancholii - dodaje Jankowska. - To nie jest łatwe. Często słyszeliśmy: “Dlaczego Tischner - taki mało katolicki?".

- Ten rok jest dla nas decydujący - mówi Maria Krasowska, polonistka, która prowadzi także zajęcia z wiedzy o kulturze. - Mamy oparcie w rodzinie, przyjaciołach Tischnera. Byliśmy na inauguracji Wyższej Szkoły Europejskiej, słuchaliśmy wykładu Kapuścińskiego. Nie przystroili się w togi, mówili bez pompy, naturalnie - to robiło wrażenie.

- Duchowe wsparcie mamy także w ludziach z gór - opowiada dyrektor. - Góralscy muzycy, towarzyszący wszystkim nadaniom imienia w szkołach Tischnera, przyjechali specjalnie na Dni Siedlec, żebyśmy się mogli godnie zaprezentować. Wystąpiliśmy jako Podlasiacy i Górale. Gdy jestem w Gorcach i wychodzę na Turbacz, dostaję prawdziwego kopa. Po rozmowie z Kazimierzem Tischnerem i góralami nie można siedzieć z założonymi rękami.

- Wydaje nam się, że to, że nie jest nam łatwo, ma jakiś sens - mówi Janina Jankowska. - Może na razie nie potrafimy odgadnąć: jaki? Ale wielu zbłąkanym pomogliśmy. Studiują. Udało im się.

Pod kątem choroby

- Tischner mówił, że wychowują jedynie ci, którzy mają nadzieję, nadzieję na lepsze jutro - mówi 15-letni Łukasz, pacjent Szpitala Rehabilitacyjnego dla Dzieci w Radziszowie, przy którym działa Zespół Placówek Oświatowych im. Tischnera. Łukasz, dotknięty porażeniem mózgowym, jest tu po raz trzeci. Nad każdą odpowiedzią długo się namyśla. Choroba utrudniła mu chodzenie. Porusza się przy pomocy chodzika, nazywanego przez 14-letniego Przemka (w Radziszowie po raz dziewiąty) “Mercedesem".

- Filozofia stawia pytania: Skąd jesteśmy? Skąd się wziął świat? Dokąd zmierzamy? Tischner dobrze stawiał pytania. Zastanawiał się, i dobrze, że się zastanawiał - mówi Łukasz. - Dawał dobre odpowiedzi - wtrąca Przemek. Łukasz: - Skłaniające do myślenia.

- Mamy 120 pacjentów, dzieci sześcioletnie i dziewiętnastoletnią młodzież. Przebywają w szpitalu od trzech do sześciu tygodni, a my prowadzimy przedszkole, podstawówkę, gimnazjum i zajęcia z zakresu szkoły ponadgimnazjalnej. Dbamy, by uczyły się i rozwijały mimo schorzeń - mówi Beata Wąsowicz, dyrektorka. - Szukaliśmy patrona łączącego głęboki humanizm z radością. I kogoś, komu nieobce było cierpienie. Długo się przygotowywaliśmy do nadania imienia, bo patron wymagający, niełatwy.

- Zapytałbym go pod kątem mojej choroby: jak się nie załamać? Co zrobić, żeby nie zwątpić w Boga? - mówi Łukasz.

Oswajane lęki

- Tak naprawdę rozwija spotkanie z drugim. Po raz pierwszy na nadanie szkole imienia Księdza pojechaliśmy do Trzemeśni - przerażeni, czy sprostamy rodzinie patrona. Potem rozwiały się wątpliwości, bo rozmowy płynęły z nas. Chyba nigdy nie podołam do końca filozofii Tischnera, ale zrozumiałam, że trzeba szukać człowieka - Janina Satława jest polonistką w Zespole Szkół numer 2 w Żorach. - Nasi uczniowie już nie mówią, że chodzą “na Boryńską", ale że chodzą “do Tischnera". Od tamtej pory nie opuściliśmy żadnego nadania.

Najbardziej poruszające było spotkanie w Użgorodzie, gdzie 26 kwietnia 2003 r. imię filozofa przyjęła Polska Szkoła Sobotnio-Niedzielna. Najmłodszy uczeń ma pięć, a najstarszy 68 lat: - Nie chcę patosu, ale tam biło wtedy serce Polski - mówi Satława. - Dziesięcioletnia dziewczynka stała nad jeziorem i recytowała “Ballady i romanse". Siedzieliśmy jak zaklęci. Tam Tischner jest najbardziej potrzebny. Widać autentyczne przeżycia, z trudnych doświadczeń. Biedę i wiarę, że Tischner i ludzie z Polski wpłyną na zmianę ich życia.

- Nie urządzamy akademii, ale zapraszamy gości z wykładami - dodaje dyrektorka Danuta Raziuk. - Tischner oswajał lęki, chcemy robić to samo.

Czują się częścią Rodziny Szkół Tischnerowskich. Uczniowie mają kontakt z ośrodkami akademickimi: UJ, PAT, WSE. Poznają rówieśników z innych regionów. - Pamiętam dyskusje po ostatnim wykładzie Adama Workowskiego. Mówił o dobru i złu, o wyborze łatwym i przyjemnym, o złu udającym dobro - opowiada Mateusz z II klasy. - Sam się zastanawiałem, czy to, co robię, jest dobre.

- Nie lubię księży, ale Tischner pokazywał, że Bóg ma poczucie humoru - dodaje Tomek, maturzysta. - Poza tym mówił: “Kto potrzebuje autorytetu, niech sam nim będzie". To trudniejsze niż oglądanie się na innych. Na pewno jest iskrą zapalną: spotkań, rajdów, zawodów koszykarskich. Integrujemy się, rozwijamy, słuchamy wykładów ludzi, których nie mielibyśmy szans spotkać. Poznaliśmy rodzinę, przyjaciół Tischnera. Dla młodych trudno o lepsze świadectwo.

- Entuzjazm do bezinteresownego działania to w tych czasach rzadkość - mówi nauczyciel fizyki Tomasz Goździk. - Młodzi mają wiele pytań, szukają odpowiedzi. A starsi - myślę o nauczycielach działających w Stowarzyszeniu “Drogami Tischnera" - po latach znowu w coś uwierzyli. Przy Stowarzyszeniu powstają koła młodzieżowe. Młodzież, także nasi absolwenci, znaleźli tam własne miejsce. Może na krótko, a może na całe życie.

Wujek i brat

- Ja go znałem jako brata, nie filozofa - uśmiecha się Kazimierz Tischner. - Nawet gdy już znany pokazywał się w telewizji, nie komentowaliśmy. Mama mówiła tylko: “Znów żeś te cornom koszule ubroł?!". Siedział, pracował, dopiero po fakcie się dowiadywaliśmy. Jak mama wchodziła już do karetki, powiedziała do mojej żony: “Jasiu, tu na stołku, pamiętaj, Józiowe pranie". Najbardziej cierpiała, jak ktoś był przeciwko niemu, chroniliśmy ją przed tym. A Józio mawiał: “Jeżeli uważasz, że robisz dobrze, rób dalej". Przekazał mi strój góralski, pisząc na kartce (nie mógł już mówić): “Kontynuuj to".

Po jego śmierci zacząłem spisywać kazania spod Turbacza, pojawiły się szkoły, pragnące nosić jego imię. I duch zaczął się kręcić. Powstał pomysł rajdu na Turbacz. Potem Ewa Matejska i Grażyna Drożdż, nauczycielka z gimnazjum w Trzemeśni, pomyślały, że dobrze byłoby scalić grupę - tak powstało Stowarzyszenie. W statucie piszemy, że celem jest upowszechnianie myśli Józefa Tischnera, przede wszystkim wśród młodzieży, wspieranie inicjatyw podejmowanych przez placówki noszące jego imię, organizacja zjazdów, sesji naukowych, imprez kulturalnych, wycieczek, rajdów. W tym samym roku wydaliśmy pierwszy numer kwartalnika “Drogami Tischnera", początkowo przeznaczonego dla Szkół Tischnerowskich.

Kazimierz Tischner uśmiecha się przekornie. - Najwięcej zwykle krytykują ci, którzy nic nie robią. Dla mnie zmartwieniem jest, jaka będzie pogoda w czasie rajdu, co z noclegami, i najważniejsze: jakie dzieci przyjadą?

- Najlepszy wujek, jaki mógł być - mówi Renata Przybyła, spokrewniona z ks. Tischnerem nauczycielka z Rogoźnika. - Widziałam, jak ludzie się do niego garną. Wiem, że wielu nauczycieli jest zdesperowanych, tym bardziej podziwiam tych, którym chce się pracować. Wuj nigdy nie był zdołowany. Nie pamiętam, żeby narzekał. Uczył, że trzeba mieć dla siebie czas, słuchać drugiego, spojrzeć sobie w oczy. W szkole w Rogoźniku przed przyjęciem imienia też był strach, że patron trudny. Ale jeżeli uczniom poświęci się czas, wtedy czują, że są ważni i mogą zaistnieć.

Potrzeba czasu

Poznański Zespół Szkół Ogólnokształcących nr 4 jest ostatnią jak dotąd szkołą, która przyjęła patronat Tischnera. Kilkakrotnie odrzucany przez Radę Miasta wniosek znalazł poparcie po tym, jak Łukasz Podleski i Łukasz Kędziora z II klasy, w szkole liczącej 1073 uczniów zebrali 853 podpisy, by “udowodnić, że naprawdę żyjemy w demokratycznym państwie".

- Wybitnych Polaków mamy dziś tylu, co kot napłakał. Poza Papieżem kilku pisarzy. Mówi się o ekonomii, polityce, a co z duchem? - zastanawia się dyrektor Stanisław Kropielnicki. - Nasze społeczeństwo w 90. procentach jest chrześcijańskie. Dlaczego historii, tradycji chrześcijańskiej nie utożsamiać z człowiekiem, który ją tworzył współcześnie?

- Szkoła nosi imię od dwóch miesięcy. Potrzeba czasu, dystansu, żeby ocenić, jak wpłynie to na uczniów i na nas - mówi polonistka Justyna Jaworska. - To zwyczajna szkoła, uczniowie często z problemami, ale może właśnie w takiej potrzeba Tischnera?

Chłopcy mówią, że do zebrania podpisów zainspirował ich sposób życia księdza i to, że nie przez wszystkich był lubiany. Działają w kole filozoficznym, choć do prymusów im daleko. Przyznają, że z realizacją ideałów na co dzień jest ciężko: - Ale sprawdza się w życiu, o czym Tischner mówił - twierdzą. - W tramwaju, o siódmej rano, jadą ludzie z różnymi przeżyciami. O tej godzinie i w tym miejscu tworzą jeden dramat. Tischner był człowiekiem dialogu, na tym polega życie. Także w szkole.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2004