Mędrczyni

Maja Komorowska jest nie tylko wielką aktorką. Jej rozmowa z Tadeuszem Sobolewskim ma siłę wręcz terapeutyczną.

17.11.2014

Czyta się kilka minut

Pierwsze odkrycie w trakcie lektury „Pytań, które się nie kończą”: wywiad rzeka wcale nie musi być czytadłem skrzącym się od anegdot i wzajemnej kokieterii. Maja Komorowska i Tadeusz Sobolewski wrzucają nas na głęboką wodę. Zamiast odtwarzania biografii wielkiej aktorki, otrzymujemy sprowokowany przez dziennikarza jej nadzwyczaj intymny (co nie znaczy: ekshibicjonistyczny) monolog wewnętrzny.

Winnie w sztuce „Szczęśliwe dni” Samuela Becketta i Sarah Bernhardt z „Mimo wszystko” Johna Murrella – analiza tych dwóch genialnych ról Komorowskiej, będących w repertuarze teatralnym przez kilka lat, uruchamia wymianę myśli o niezwykłej gęstości, biegnących zaskakującą trajektorią. W sztuce Becketta Komorowska grała kobietę zapadającą się stopniowo w piachu, ale za jej sprawą spektakl stał się czymś więcej niż studium egzystencjalnej rozpaczy. Komorowska tłumaczy na tym przykładzie, jak dynamicznym tworem może być aktorska kreacja, jak pomiędzy słowami buduje się „pejzaż wewnętrzny” i jak bardzo rozmaite okoliczności zewnętrzne (kontuzja aktorki, tragiczne zdarzenia losowe, obecność na widowni bliskich ludzi) stopniowo dokładają się do roli.

W jaki sposób sztuka obrasta życiem? – to jedno z głównych, celowo niedokończonych pytań stawianych przez Sobolewskiego aktorce. Taką ewolucję mogą śledzić widzowie granej do dziś sztuki „Mimo wszystko”, która pokazuje ostatnie dni unieruchomionej w fotelu XIX-wiecznej tragiczki. Kiedy Bernhardt dywaguje o śmierci, Komorowska w pewnym momencie przepuszcza ten tekst przez własne bolesne doświadczenia i na scenie dopowiada od siebie głośne „nie wiem”, bo słowa bohaterki brzmią dla niej zbyt kategorycznie. Podobne przenikania odnajdziemy we włączonym do książki reportażu z pewnego wieczoru poetyckiego na warszawskim Nowolipiu, kiedy to wdzierająca się do sali syrena karetki pogotowia wzmocniła wymowę „Hioba” Anny Kamieńskiej, a nagły dźwięk czyjegoś telefonu komórkowego stał się komentarzem do „Struny” Zbigniewa Herberta.

Słuchając Komorowskiej, mamy wrażenie, jakby aktorka Jerzego Grotowskiego i Krystiana Lupy, która „charakterystycznym niedokończonym gestem nadaje granym postaciom nieoczekiwany wymiar”, nie tylko w swoim fachu, ale i w życiu posiadła dar jakiejś wyższej świadomości. Rozmowa z nią momentami nabiera mocy psychoterapeutycznej, nawet w tych miejscach, które na pierwszy rzut oka wydają się czytelnikowi hermetyczne, bo dotyczą ról znanych tylko nielicznym i wnikają w nie bardzo głęboko, operując na wysokim poziomie abstrakcji. Czasem do końca nie wiemy, czy Komorowska mówi jeszcze o roli, czy już o sobie. Na przykład, kiedy dyskutuje z Sobolewskim o tym, jak pracuje czas i czym jest prawdziwe spełnienie – przy okazji powrotu do „Panien z Wilka”, przedstawienia dyplomowego wyreżyserowanego przez Komorowską trzydzieści lat po filmie Andrzeja Wajdy, w którym zagrała ongiś rolę Joli.

Dla takich postaci jak Komorowska wyciąga się z lamusa rzadko używane (ciekawe, dlaczego?) określenie „mędrczyni”. Kiedy na przykład w sposób wzruszająco bezpośredni daje nam prawo do zwątpienia i nieradzenia sobie w życiu. Albo gdy mówi o swoim stosunku do wieczności, która dla aktorki przejawia się przede wszystkim w rzeczach i gestach najprostszych. „Co można zrobić?” – to pytanie postawione kilkakrotnie przez Komorowską mogłoby być mottem „Słów…”, bo dotyczy zarówno procesu warstwowego budowania roli, angażowania się w pomoc innym, jak i najbardziej osobistego nastawienia do życia. Dopytywana, czy wierzy w Boga, aktorka odwraca wektor: ważniejsze od tego „czy” jest „jak” się wierzy.

Pozostaje tylko żałować, że autorzy z taką samą intelektualną brawurą nie prześwietlili wspólnie większej liczby ról Komorowskiej: w „Życiu rodzinnym”, „Za ścianą” czy „Bilansie kwartalnym” Krzysztofa Zanussiego, w „Weselu” Andrzeja Wajdy czy roli rabina Izydora Chemelwitza w spektaklu „Anioły w Ameryce” Krzysztofa Warlikowskiego. Nie były to zapewne złożone, rozpisane na lata artystyczne konstrukcje, ale niewątpliwie warte pogłębienia. Sobolewski poświęca im w końcówce książki osobne minieseje, lecz choć są to teksty świetnie napisane, mają inny ciężar gatunkowy niż wspomniana rozmowa. Gdyby konsekwentnie rozciągnąć formułę pierwszych rozdziałów książki na jej całość, mielibyśmy do czynienia z czymś bezprecedensowym na polskim rynku wydawniczym: z „archeologicznym” portretem aktorki i aktorstwa w ogóle. Z elementami chrześcijańskiej medytacji.


Maja Komorowska, Tadeusz Sobolewski, „Pytania, które się nie kończą”, Czuły Barbarzyńca Press, Mazowiecki Instytut Kultury 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014