MEDIA: sny o potędze

Czy musimy ciągle rozmawiać tylko o rozgłośni o. Rydzyka? Czy jedynym powodem sukcesu "Gościa Niedzielnego jest kościelna sieć kolportażu? No i co z "Tygodnikiem?.

22.05.2006

Czyta się kilka minut

Podobnie jak Martin Luther King, ja też kiedyś "miałem sen". Śniło mi się, że opowieść o mediach katolickich w Polsce okaże się w końcu opowieścią o Guliwerze.

W moim śnie Guliwer, dumny, bo wielki, przechadzał się pośród maluchów, nic z sobie z nich nie robiąc. Lecz finał tej historii był przecież zgoła inny - maleństwa związały pogrążonego w śnie o potędze olbrzyma i same z sukcesem zajęły jego miejsce. Słusznie się Państwo domyślają - wspomniany wyżej Guliwer nosił habit redemptorysty, i owszem, pochodził z Torunia.

Abstrahując jednak od pozytywnego, jakby nie było, wydźwięku mojego snu, czy nie wydaje się Państwu przerażające, że normalny polski katolik - za jakiego się uważam - nawet we śnie nie może się uwolnić od analizowania problemu Radia Maryja?! My, dziennikarze, wykonaliśmy na tym polu ogromną pracę. Bo to my przez ostatnich dziesięć lat skutecznie wmawialiśmy ludziom (oraz sobie nawzajem), że Radio Maryja jest podstawowym problemem naszego Kościoła. A nie jest. Bo za pół wieku ojca Rydzyka nie będzie, a Kościół będzie trwał. Czy w ogóle zdajemy sobie z tego sprawę? Czy nad Wisłą toczy się jakaś sensowna dyskusja o obecności świeckich, bez których za dwa-trzy pokolenia nasze świątynie wyglądać będą raczej głupio? Czy ktoś głośno i poważnie pyta o to, co zrobić, żeby poprawić formację młodych księży, byśmy umieli powołaniową klęskę urodzaju przerobić w duszpasterski sukces? Czy pasjonują nas pytania o to, o co faktycznie wołają wierni - o nowy model parafii, nowy model sprawowania służby przez biskupa? Ależ skąd! Na te wszystkie pytania Kościół w Polsce zna póki co tylko dwie odpowiedzi: "Ojciec Rydzyk musi zostać", "Ojciec Rydzyk musi odejść".

To dlatego mam nadzieję, że sprawdzi się wygłoszona kiedyś przeze mnie na łamach "Rzeczpospolitej" teza, że obserwujemy początek końca toruńskiej rozgłośni w jej dotychczasowym kształcie, że jej potęga osiągnęła właśnie swoje apogeum, a teraz zacznie się kurczyć - Radio Maryja odsączone z polityki i nieznośnej publicystyki wciąż ma bowiem szansę być fantastycznym narzędziem ewangelizacji tysięcy Polaków. Dodajmy - jednym z narzędzi. Jeśli bowiem polski pejzaż katolicko-medialny ma zostać uzdrowiony, zmienić się musi nie tylko tkwiący w jego środku toruński totem. Nowego pomysłu na siebie muszą też szukać rozliczne medialne inicjatywy, które obliczone są na dotarcie nie do milionów, ale do tysięcy wiernych.

Niektóre z nich już tego pomysłu szukają. W naprawdę sensowne pismo nie tylko kościelne, ale i społeczne, zmienia się "Tygodnik Powszechny". Miesięcznik "Więź" szuka coraz mocniejszych okładkowych tematów. Heroiczną pracę wykonuje wydawany przez katowicką kurię "Gość Niedzielny". Nie tak dawno temu zmienił layout (na wciąż chaotyczny, ale nieco bardziej estetyczny), a wewnątrz trafiają się naprawdę dobre materiały (choćby świetnie napisane felietony Franciszka Kucharczaka), wciąż jednak nie umie z nich zrobić atutu na szerszą skalę. "Gość", dzięki wykorzystaniu kościelnej sieci dystrybucji (proboszczowie mają pobrać określoną ilość egzemplarzy i to ich problem, czy je później sprzedadzą), powoli dobija w rynkowych wynikach do "Newsweeka". Pytanie tylko, czy w obliczu sukcesu nie zajrzy mu w oczy pokusa edytorskiego lenistwa. Bo to pismo może teraz na tyle dołożyć do merytorycznego pieca, by załapać się do pierwszej ligi - być cytowane przez innych, iść z katolickim duchem na świeckie salony - ale może też pozostać całkiem porządnym, a jednak wyłącznie kościelnym pisemkiem.

Na przykładzie "Gościa" widać jednak, że sama sieć dystrybucyjna to jeszcze za mało. Gdyby tak nie było, inne podobne inicjatywy, np. wydawany w diecezji warszawsko-praskiej tygodnik "Idziemy"

z fantastyczną redakcją, święciłyby sukcesy. A nie święcą. Dlaczego? Problem tkwi w przygotowaniu odbiorców. Polscy biskupi w latach 90. rzucili się do szaleńczej konkurencji na rynku medialnym, każdy z nich chciał mieć swoją gazetę oraz swoje radio (to m.in. lokalne ambicje hierarchów wykończyły mozolnie budowaną ogólnopolską sieć Radia Plus). Na rynku przetrwali tylko ci, którzy mieli szansę przez lata wychować sobie odbiorców.

Bo myślenie o mediach - o czym boleśnie przekonałem się, pracując w tygodniku "Ozon" - powinno się zawsze zaczynać "od dołu". Od odnalezienia grupy, do której chce się mówić. Nic dziwnego, że katolikom w Polsce od ponad dekady nie udaje się stworzyć jednej, wielkiej platformy medialnej innej niż Radio Maryja, skoro tylko o. Rydzykowi udało się zebrać świeckich z całego kraju w ponaddieczezjalny ruch społeczny z prawdziwego zdarzenia. Sensownych mediów katolickich nie mogą robić księża dla swojego biskupa. Te media muszą robić świeccy dla znanych sobie świeckich. A w Polsce "nieradiomaryjni" świeccy póki co nieśmiało gromadzą się głównie na szczeblach parafialnych, rzadziej diecezjalnych, że o krajowych nie wspomnę.

Dlatego błagam: porzućmy sny o potędze. Nie budujmy kolejnej TV Puls. Ja - mimo iż jestem katolikiem - nie zrezygnuję z czytania "Polityki" czy "Newsweeka" i nie oczekuję, że ktoś mi je zastąpi. Nie rozumiem jednak, dlaczego w mojej prężnie działającej parafii nie może powstać gazetka, która nie będzie przypominać szkolnego biuletynu pełnego przypadkowych tekstów? Tak na dobry początek...

Nie wiem, na czym to polega, może pisać jest trudniej niż mówić, bo na rynku katolickiej radiofonii coś takiego zaczyna się już chyba dziać. Raz na parę tygodni, jadąc do moich mieszkających w Białymstoku rodziców, przejeżdżam przez "pole rażenia" trzech katolickich stacji: warszawskiego Radia Józef, siedleckiego Katolickiego Radia Podlasie i nadającego z Łomży Radia Nadzieja. Przekonuję się wtedy, że wcale nie muszę mieć jednej wielkiej stacji "wielkiego polskiego Kościoła", prężnie działające stacje Kościołów lokalnych do zbawienia w zupełności mi wystarczą. Towarzysz Mao pisał kilkadziesiąt lat temu "Niech rozkwita sto kwiatów". Przestańmy tracić czas na myśli o wyhodowaniu wielkiego drzewa. Kwiaciarstwo też może być piękną dziedziną życia.

Autor (ur. 1976) jest publicystą "Rzeczpospolitej", opublikował książkę "Kościół dla średniozaawansowanych", w TVP1 prowadzi program "Po prostu pytam".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2006