Fakty i mity

Pisząc o rozgłośni o. Tadeusza Rydzyka, ciężko oprzeć się wrażeniu déja vu. Od kilkunastu lat spieramy się na podobne argumenty i kontrargumenty. Identycznie brzmiące dyskusje toczymy albo po kolejnym incydencie na antenie, albo przed - bądź po - kolejnych obradach Episkopatu. Być może przyszła pora, żeby o Radiu porozmawiać po raz ostatni.

08.05.2006

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Zdarzało się, że biskupi tupali, gdy podczas zebrań Episkopatu postulowano rozstrzygnięcie problemów związanych z toruńską rozgłośnią. 2 maja 2006 r. w jasnogórskim klasztorze nikt nie tupał ani nie blokował debaty. Rada Stała poszerzona o biskupów diecezjalnych obradowała bowiem w oparciu o bezprecedensowe wypowiedzi i dokumenty.

Uwertura

Zaczęło się od listopadowego przemówienia Benedykta XVI do biskupów, którzy z Polski przybyli do Rzymu z wizytą ad limina Apostolorum. Papież apelował, aby katolickie rozgłośnie i kanały telewizyjne szanowały "autonomię sfery politycznej". Jego słowa były echem pytań i skarg na upolitycznienie Radia, które biskupi zgłaszali w watykańskim sekretariacie stanu.

Oliwy do ognia dolało parafowanie paktu stabilizacyjnego przez Prawo i Sprawiedliwość, Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin wyłącznie w obecności mediów związanych z o. Rydzykiem (luty 2006). Tamto wydarzenie sprowokowało ripostę prezydium Episkopatu, które - w ujawnionym przez media piśmie - wezwało Radio Maryja i Telewizję Trwam, aby w pełni respektowały katolicką naukę społeczną i nie dawały się "zinstrumentalizować jakiejkolwiek opcji politycznej".

Na początku kwietnia nuncjusz apostolski przesłał dwa pisma: do przewodniczącego Episkopatu i do prowincjała redemptorystów. Abp Józef Kowalczyk cytował m.in. list, który przed miesiącem otrzymał z sekretariatu stanu: "uciążliwą sprawą Radia Maryja z pełną uwagą i stanowczością powinni się zająć: biskup toruński (gdzie radio ma siedzibę), władze zakonne Zgromadzenia Ojców Redemptorystów oraz Konferencja Episkopatu Polski".

Jako katalizator posłużyła również zbliżająca się pielgrzymka Benedykta XVI. Z roku na rok, zwłaszcza po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich, rozgłośnia o. Rydzyka urosła do emblematu polskiego katolicyzmu. Krytyczne artykuły poświęciły Radiu m.in. tygodnik "Der Spiegel" i dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Ten ostatni, w opublikowanym na czołówce materiale, nazwał program rozgłośni "mieszanką antysemityzmu, nacjonalizmu i propagandy rządowej".

Tymczasem Benedykt XVI przygotowuje się do jednego z najważniejszych wydarzeń pontyfikatu: wizyty w Auschwitz-Birkenau. To będzie symboliczny gest nie tylko w imieniu Kościoła, ale także w imieniu narodu niemieckiego. Watykan nie chce, aby na historyczną chwilę kładł się jakikolwiek cień. A przecież zagraniczni dziennikarze nie omieszkaliby zapytać: do jakiego Kościoła przyjeżdża Papież? Do Kościoła, który idzie w ślady Jana Pawła II i otwiera się na dialog z judaizmem, z Żydami? Czy do Kościoła, który wstydliwie milczy, gdy na antenie największego katolickiego radia snuje się wątki antysemickie? I co na to wszystko Papież?

Mity

Roma locuta, causa finita. Było jasne, że na początku maja Rada Stała i biskupi diecezjalni muszą zdobyć się na konkretne rozstrzygnięcia. Tymczasem w polityce i mediach wrzało: ostra krytyka sprowokowała jeszcze bardziej zaciętą obronę Radia, obie niewolne od uproszczeń i mitów. Skoro mamy rozmawiać o rozgłośni o. Rydzyka po raz ostatni, warto wyklarować przeinaczenia i fałszywe chwyty retoryczne. Trzeba raz jeszcze powiedzieć o kilku sprawach oczywistych.

Mit pierwszy: krytyczni wobec Radia dziennikarze i biskupi dążą do zamknięcia rozgłośni.

Nieprawda. Parafrazując wypowiedź abp. Sławoja Leszka Głodzia, toruńska rozgłośnia zyskała sobie na rynku medialnym prawo obywatelstwa. Od początku w sporze wokół Radia chodzi wyłącznie o jedno: wyrugowanie z anteny treści sprzecznych z nauczaniem Kościoła, groźnych dla wiary i godności głoszenia Ewangelii. Do tych jaskrawszych należą: skrajne upolitycznienie i agresywna agitacja partyjna, język nienawiści, wątki antysemickie i fałszywa eklezjologia.

Ostatni punkt może zaskakiwać, bo zwykło się głosić, że Radio wprawdzie miesza się do polityki, ale wykonuje kapitalną robotę duszpasterską. Podobne opinie należy jednak wygłaszać z zastrzeżeniem: nie można przecenić audycji modlitewnych, ale reprezentowana na antenie wizja Kościoła budzi wątpliwości. Pisał o tym przed laty na łamach "Tygodnika" Sebastian Duda (nr 10/03). Dlatego wspomnę tylko krótkie fragmenty tamtego tekstu: w pryzmacie Radia "niemożliwe jest budowanie autentycznie chrześcijańskiej wiary bez jednoznacznego wskazania wroga, któremu trzeba wydać wojnę. Oczywiście, za wroga należy się modlić i dążyć do jego nawrócenia. Ale nie należy szukać z nim pojednania". Kościół otwierający się na dialog jest z natury słaby, a - jak głosi o. Rydzyk - "dostosowywanie się do świata to jest kolaborowanie ze złem". Sebastian Duda komentował: "Słynne aggiornamento, proklamowane przez Jana XXIII, nie dotyczy więc najwyraźniej Radia Maryja".

Ale krytykując Radio, należy również uderzyć się w piersi i zrobić rachunek sumienia. Rozgłośnia o. Rydzyka dotarła do rzesz zapomnianych przez polityków i media. Zresztą być może stała się rzecz gorsza: nie pamiętaliśmy o tych ludziach jako Kościół. Boom przeżywało efektowne duszpasterstwo młodzieży. Nie można narzekać na brak inicjatyw adresowanych do rodzin, zwłaszcza wielodzietnych. Ale nikt nie próbował na szerszą skalę dotrzeć do starszego pokolenia, zagubionego w świecie przedsiębiorczości i błyskawicznych przemian. Być może zadziałał dodatkowy mechanizm, ponieważ w Polsce starość wiąże się z rodzinną i społeczną marginalizacją. Tymczasem jedyna odgórnie sterowana, sztuczna próba wykreowania masowego stowarzyszenia świeckich, czyli Akcja Katolicka, nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Potrzebę przeżywania wiary jako aktu zbiorowego oraz doświadczania Kościoła jako wspólnoty bezpieczeństwa i samopomocy - wypełniło radio. Toruńska rozgłośnia udzieliła tym zapomnianym publicznego głosu, przywróciła im poczucie tożsamości, a może i godności.

Imponują również organizacyjne umiejętności o. Rydzyka i jego współpracowników. W kraju liczącym ponad trzydzieści sześć milionów katolików wydawało się, że nie ma nic prostszego niż stworzyć ogólnopolskie media katolickie. Jednak w ostatnich miesiącach obserwowaliśmy rozpad sieci Radia Plus, odbywający się w klimacie oskarżeń i kłótni między diecezjami. Liczbę słuchaczy działającego od 1991 r. Radia Maryja szacuje się nawet na ponad cztery miliony. Na prasowym rynku nie potrafiła utrzymać się katolicka gazeta codzienna, nieźle radzi sobie natomiast wydawany z błogosławieństwem o. Rydzyka "Nasz Dziennik". Mimo poparcia Episkopatu ugrzęzły przedsięwzięcia związane z kanałami Niepokalanów i Puls, podczas gdy wykpiwana, warsztatowo i estetycznie siermiężna Telewizja Trwam poszerza ofertę programową, w zeszły zaś czwartek wyemitowała pierwsze bloki reklamowe.

Mit drugi: Radiu Maryja odmawia się prawa do komentowania aktualnych wydarzeń społecznych i politycznych. Wdraża się plan zepchnięcia katolików do kruchty, usunięcia ich poglądów z obiegu publicznego w sferę wyłącznie prywatną. Hamuje się odnowę moralną Polski. Niszczy się toruńską rozgłośnię, bo przełamała medialny monopol salonów III RP.

Tymczasem w sprawie Radia nie wchodzi w rachubę, żeby zakneblować chrześcijanom usta czy stępić jednoznaczność ich opinii. Nawet szczególnie uważny czytelnik dostrzeże, że na łamach "Tygodnika" przeważają artykuły krytyczne wobec PiS, zaś "Gość Niedzielny" zdawał się z optymizmem przyjmować rządy ugrupowania Kaczyńskich. Komentowania wydarzeń politycznych nie unikają księża i biskupi. Nieraz przywołuje się abp. Józefa Życińskiego, znanego choćby z ostrego recenzowania postkomunistów.

Tyle, że jest zasadnicza różnica między felietonami metropolity lubelskiego i np. wypowiedzią o. Rydzyka wygłoszoną w lipcu ub.r. w Częstochowie. "Człowieka nie można kopnąć, chyba że czerwonego" - mówił wówczas dyrektor rozgłośni.

Kościół nie może tolerować tak obcego Ewangelii języka. Można krytykować tzw. grubą kreskę czy Okrągły Stół, ale na antenie katolickiego radia nie wolno sugerować, żeby - tu cytat - zasztyletować zdrajców, jak Tadeusz Mazowiecki czy Hanna Suchocka. Można polemizować z biskupem, ale nie wolno zgodzić się na to, by rzymski korespondent Radia przypominał bp. Tadeuszowi Pieronkowi o zdradzieckich biskupach kończących na szubienicach w czasach zaborów. Mieści się w praktyce katolicyzmu, gdy Benedykt XVI wzywa Włochów do bojkotu referendum w sprawie sztucznego zapłodnienia. Soborowe i papieskie nauczanie nie dopuszcza natomiast agresywnego agitowania za jednym ugrupowaniem politycznym i życzenia innym, aby się rozsypały.

Subtelne rozróżnienia? Być może, ale diabeł tkwi w szczegółach.

Mit trzeci: krytyka Radia Maryja podkopuje fundamenty wolności słowa i pluralizmu. W tym duchu bronił rozgłośni Jarosław Kaczyński: "Ci sami, którzy nieustannie powołują się na zasadę wolności mediów, np. wtedy, kiedy ludzi obrażają, w tym nieustannie obrażają głowę państwa, jednocześnie prowadzą zaciekłą kampanię przeciwko Radiu Maryja i o. Rydzykowi".

Każde medium nie tylko korzysta z prawa do krytyki, ale również naraża się na krytykę. Nie tylko spory toczone w mediach, ale także spory o media są przejawem wolności słowa, nie zaś zagrożeniem dla demokracji. To prawda, że "Gazeta Wyborcza" nagłaśnia nawet drobne wydarzenia związane z toruńską rozgłośnią czy o. Rydzykiem. Trzeba przyznać, że jednemu z prowadzących audycję redemptorystów udała się złośliwość, gdy przepraszał anonimowego redaktora "Gazety", że "musi tkwić przy tym znienawidzonym radiu".

Tyle że świętym prawem mediów jest decyzja, o czym chcą informować i dyskutować. Polemiki, jakie "Gazeta" toczy z Radiem, mieszczą się w granicach i prawa, i dziennikarskiego obyczaju. A informacje o nieprawidłowościach przy zbiórce na Stocznię Gdańską zbada koniec końców nie kolegium redakcyjne pod przewodnictwem Heleny Łuczywo, ale niezawisła prokuratura.

Poza tym w przypadku rozgłośni z Torunia dochodzi jeszcze jeden wymiar: nie wolno mieszać dwóch porządków, politycznego i kościelnego. Kościół powinien dbać o wewnętrzny pluralizm w tym sensie, żeby dopuszczać możliwie szeroki wachlarz opinii. Ale wyłącznie opinii zgodnych z nauczaniem i praktyką Kościoła. Tymczasem Jarosław Kaczyński i wielu polityków nie rozumie prostego rozróżnienia: gdyby organy państwa mitygowały świecką rozgłośnię za agitowanie na rzecz PiS, mielibyśmy do czynienia z pogwałceniem swobody wypowiedzi. Ale diametralnie inna jest sytuacja, gdy Kościół, a nawet dziennikarze, oceniają medium katolickie przez pryzmat chrześcijańskiego nauczania.

Mit czwarty: ataki na Radio należy traktować jako tożsame z atakami na o. Rydzyka, i na odwrót. Jak mówił abp Głódź, wielu oczekiwało zgilotynowania o. Rydzyka.

Bywa, że stawia się znak równości między redakcjami i ich założycielami czy szefami. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z postacią wybitną bądź charyzmatycznym liderem. Ponoć w dokumentach otrzymanych przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji o. Rydzyk figurował jako "jednoosobowy organ nadzorczy, jednoosobowy organ zarządzający i jednoosobowy organ kontrolny".

Magicznym myśleniem trąci jednak przekonanie, że wszelkie kłopoty Radia wiążą się wyłącznie z Ojcem Dyrektorem, a jego odwołanie okaże się cudownym remedium. Powtórzmy: redemptorysta - wbrew opiniom publicystów - nie opętał milionów słuchaczy, lecz zaspokoił ich potrzeby. Nie opętał dziesiątków publicystów i księży, ale stworzył medium, w którym prezentują własne poglądy. Dlatego w pierwszym rzędzie chodzi nie o kwestie personalne, lecz zmianę profilu rozgłośni. Zmianę na fotelu dyrektora można rozważać tylko w jednym kontekście: czy o. Rydzyk potrafi prowadzić Radio Maryja zgodnie z nauczaniem Kościoła i wskazaniami Episkopatu?

Bo przecież redemptorysta ponosi za rozgłośnię dwojaką odpowiedzialność. Po pierwsze, jako kapłan i zakonnik. Jego przełożeni powinni odpowiedzieć na pytanie, czy działalność o. Rydzyka nie szkodziła autorytetowi Kościoła. Po drugie, zakonnik ponosi odpowiedzialność jako dyrektor rozgłośni. Tu idzie o zwykłe dziennikarskie standardy i zasady prawa mediów. Każdy redaktor naczelny i dyrektor odpowiada za treści, które pojawiają się na łamach jego pisma bądź na antenie radia czy telewizji. O. Rydzyk ponosi zatem identyczną odpowiedzialność za wyemitowanie antysemickiego felietonu przez Radio Maryja, jak np. Grzegorz Gauden za opublikowanie karykatur Mahometa przez "Rzeczpospolitą".

Zdymisjonowanie o. Rydzyka leży wyłącznie w gestii władz zakonnych. Trudno przy tym uwierzyć, żeby rozstrzygnięcia miała przeforsować warszawska prowincja redemptorystów, która zawsze murem stała za Radiem. W marcu 2005 r. jej przełożony, o. Zdzisław Klafka, pisał w oficjalnym oświadczeniu: "Agresja, z jaką raz po raz spotyka się działalność Radia, to nie tylko jeden z przejawów wojującej nietolerancji wobec tego, co jako chrześcijańskie nie odpowiada narzucanej polskiemu społeczeństwu przez środowiska liberalne tzw. poprawności politycznej. Jako pełnoprawni obywatele naszego państwa dostrzegamy w tym także wyraźny zamach na polską demokrację".

Nie ma wątpliwości: ewentualnych przesunięć personalnych mógłby dokonać wyłącznie generał zakonu, o. Joseph William Tobin. O ile pięćdziesięcioczteroletni Amerykanin uzna, być może w porozumieniu z Watykanem, że zmiany są konieczne.

Rada

Jasnogórskim obradom biskupów przyświecała idea, żeby nie zaogniać sporu wokół rozgłośni. Charakterystyczne, że strategii łagodzenia napięć służą od dawna nawet język i retoryka. I tak powołany przy Episkopacie w marcu 2002 r. Zespół odpowiadał za Duszpasterską Troskę o Radio Maryja. Pytany w Częstochowie o listy nuncjusza abp Głódź, przewodniczący tego Zespołu, odparł: "Chodzi o to, żeby było jeszcze lepiej". Dlatego też w komunikacie po jasnogórskich obradach, w punkcie dotyczącym Radia, czytamy: "Biskupi jako pasterze Kościoła wyrazili uznanie i podziękowanie za wielką pracę ewangelizacyjną prowadzoną przez Radio Maryja".

Ta ostrożność wynika z obaw, żeby nie zniechęcić wiernych wspierających Radio. Spekulowano, że zbyt ostre rozstrzygnięcia mogłyby sprowokować publiczne protesty podczas wizyty Benedykta XVI. Najczarniejszy scenariusz wieszczy wręcz schizmę. Tę prognozę uznać jednak należy za grubo przesadzoną. Przekonuje opinia o słuchaczach Radia Maryja, którą przed kilkoma laty wypowiedział bp Pieronek: "Ci ludzie czują się obecni w Kościele mocniej niż wszyscy inni razem wzięci. Dlatego nie obawiam się, że odejdą z Kościoła". Zresztą ewentualny bunt wiązałby się ze sprzeciwem nie tylko wobec dalekiego Papieża, ale również rodzimych biskupów i pozostających na wyciągnięcie ręki proboszczów. W najgorszym razie możemy mieć zatem do czynienia z trudną do zdiagnozowania schizmą mentalną, wewnętrzną, ale - nie instytucjonalną.

By jednak nie tracić kontroli nad siecią parafialnych biur Rodziny Radia Maryja, zgromadzeni w Częstochowie biskupi zadecydowali, że każda diecezja wyznaczy im asystenta kościelnego. Abp Głódź zapowiedział przygotowanie statutu Rodziny, ma również nadzorować doroczną pielgrzymkę słuchaczy na Jasną Górę.

To znaczący postęp, skoro kłopoty z Rodziną Radia Maryja ciągną się od połowy lat 90. W diecezjach powstawały setki biur - raz za zgodą proboszcza albo biskupa, raz samowolnie. Biskup Pieronek: "Powstał ogromny twór, o którym nic nie było wiadomo: jaki jest jego status prawny, gdzie sytuuje się w strukturach kościelnych, komu podlega". We wrześniu 1996 r. odbyło się spotkanie sekretarza generalnego Episkopatu z o. Rydzykiem, który przyszedł z późniejszą marszałek Senatu Alicją Grześkowiak. Dyrektor Radia nie potrafił wyjaśnić, kto założył Rodzinę ani podać liczby członków. "Są ich miliony" - odpowiadał. Senator przytakiwała, mówiąc o "więzi, wspólnocie osób zjednoczonych jedną sprawą".

O. Rydzyk prosił: "To jest dziecko. Proszę o opiekę dla tego dziecka". I tak spotkanie nie przyniosło żadnych efektów, redemptoryści ignorowali listy wysyłane przez sekretarza generalnego Episkopatu.

Jak widać, w ostatnich dniach nastąpił znaczący krok do przodu. Nie jedyny: po ponad czterech latach pracy Zespół Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja przedstawił statut rozgłośni i umowę redemptorystów z Episkopatem. Biskupi zaakceptowali dokumenty. Kłopot w tym, że są poufne. Abp Głódź ujawnił jedynie, że w umowie znalazł się zapis zakazujący Radiu wiązania się z jakimkolwiek ugrupowaniem politycznym.

I w tym tkwi ułomność wszelkich analiz i komentarzy. Bo rozstrzygające dla przyszłości Radia są właśnie zapisy ze statutu i umowy. Wcale nie najważniejsza jest Rada Programowa, która stała się głównym tematem dziennikarskich newsów. Nie było jednak innego wyjścia, skoro tylko o Radzie dowiedzieliśmy się kilku konkretów.

A zatem w gremium zasiada czterech przedstawicieli Episkopatu i czterech redemptorystów. Na czele stoi ks. prof. Wacław Depo. Udało nam się skontaktować z rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu: - Jestem człowiekiem środka. Słucham i modlę się z Radiem Maryja, czytam "Tygodnik Powszechny" - deklaruje.

Ks. Depo nie zna umowy ani statutu, nie otrzymał formalnego powołania do Rady. Zaskoczyło go powołanie na przewodniczącego: - Przed obradami w Częstochowie bp Zygmunt Zimowski pytał, czy jestem gotów do współpracy w Radzie. Zgodziłem się. Sądziłem, że przypadnie mi rola konsultanta. Jako dogmatyk mógłbym pomóc strzec granic nauczania Kościoła.

Ks. Depo nie zna także innych powołanych przez Episkopat członków Rady:

ks. prof. Tomasza Dutkiewicza, filozofa z Wyższego Seminarium Duchownego w Toruniu i wykładowcy Uniwersytetu Mikołaja Kopernika; ks. Daniela Brzezińskiego, liturgisty z Torunia, i ks. prof. Jerzego Troski, teologa moralisty i etyka z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

- Żeby się prawdziwie spotkać, trzeba się widzieć i rozumieć - ks. Depo cytuje ks. Józefa Tischnera. I dodaje, że okazją ma być pierwsze, zaplanowane przez abp. Głódzia jeszcze na ten tydzień posiedzenie Rady.

Czy Rada Programowa da radę? Skuteczność będzie zależała od dwóch czynników. Po pierwsze, jakimi kompetencjami dysponuje powołane przez biskupów gremium? Na jakich zasadach działa? Nawet szczegóły nie są bez znaczenia, np. jeżeli podczas obrad głosy rozłożą się remisowo, czy będzie rozstrzygała opinia przewodniczącego? Na razie wiadomo jedno: ponad Radą będzie nadal działać Zespół Biskupów

ds. Duszpasterskiej Troski o Radio Maryja, co pod znakiem zapytania stawia samodzielność powołanego gremium.

Po drugie, na ile silnymi osobowościami okażą się księża powołani w skład Rady? Czy będą wywierać rzeczywisty wpływ na treść i obsadę programów publicystycznych i duszpasterskich? Trzeba przyznać, że znaleźli się w położeniu niezbyt fortunnym. Bo jeżeli zabraknie im instrumentów albo odwagi czy konsekwencji, chcąc nie chcąc, będą własnym nazwiskiem żyrować polityczne czy antysemickie wybryki na antenie Radia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2006