Mecz! Uważaj na mieście!

Mimo najszczerszych chęci nie potrafię oburzyć się na decyzję Donalda Tuska o zamknięciu stadionów Legii i Lecha.

10.05.2011

Czyta się kilka minut

Krytycy Tuska zapominają o jednym: mamy do czynienia z sytuacją wyjątkową, która wymaga wyjątkowych reakcji, z czymś na kształt pełzającej wojny domowej. Lata pobłażliwości i przymykania oczu na to, co dzieje się na stadionach, doprowadziły do narodzin siły społecznej, z którą nie radzą sobie ani władze klubów, ani policja, ani sądy. Co więcej: wpływ stadionu na to, co dzieje się poza stadionem, jest w Polsce coraz większy. Stadion urósł do rangi miejsca świętego, życiu piłkarskiemu jest podporządkowane w tym kraju wszystko. Na budowę nowych aren w dziurawych miejskich budżetach muszą znaleźć się pieniądze; kiedy kibice jadą na mecz, mają prawo terroryzować pasażerów w autobusach albo tamować ruch w mieście; kiedy powstaje nowy stadion, zgadzamy się bez szemrania, by wyłączyć z ruchu przylegającą do niego ulicę; dzień ważnego meczu w dużym mieście to coś na kształt południowoamerykańskich "dni bez Boga" - gdyby tak przygodny obywatel zaczął bluzgać, na czym świat stoi, wzbudziłby oburzenie, ponieważ jednak ma na sobie koszulkę klubową, wolno mu więcej. Kultura kibicowska w Polsce niesie ze sobą ciężki bagaż win - przemocy, bandytyzmu, nienawiści, rasizmu i pogardy. Rytualne tłumaczenia (stowarzyszenia kibiców odwiedzają domy dziecka, kupują paczki świąteczne, przychodzą z zabawkami do szpitali) zestawione z brutalną codziennością wypadają blado.

Przyznajmy: prośby i apele do kibicowskich sumień wywołują marny efekt, również dotychczasowe próby okiełznania żywiołu można uznać za chybione. Władze klubów nie mogą posunąć się za daleko, dlatego wybierają model cichego przyzwolenia na rządy kiboli na trybunach. Ochroniarze odwracają głowy, bo nie chcą po meczu dostać w łeb. Policja po każdej interwencji musi tłumaczyć się z oskarżeń o brutalność i prowokowanie kibiców. Zakazy stadionowe istnieją tak, jak istnieją boczne wejścia, furtki, zaprzyjaźnieni pracownicy klubów. Cała ta niemoc podszyta jest uzasadnionym lękiem: za błahe zwrócenie uwagi w tramwaju, więcej: za nieodpowiednie spojrzenie w stronę zawsze chętnych do konfrontacji kiboli, można stracić zdrowie albo i życie. Dlatego odwracamy głowy.

Na miejscu Donalda Tuska poszedłbym dalej, zamykając z pełną premedytacją na czas dłuższy stadiony wszystkich klubów ekstraklasy. Zaryzykowałbym oskarżenia o autorytaryzm, populizm i fatalne metody rozwiązywania problemów społecznych. Zaryzykowałbym, żeby zobaczyć, jak będzie przedstawiał się rachunek zysków i strat. Ciągle słychać bowiem, że na takich decyzjach tracą prawdziwi kibice, a szanse na przyciągnięcie na trybuny mitycznych rodzin z dziećmi maleją. Są jednak i zyski, wśród których za największy uznałbym odzyskanie nadwyrężonego mocno poczucia sprawiedliwości. Powtórzę: kibole (kibice? pseudokibice? celowo nie dokonuję w tym miejscu rozróżnień, granice są bowiem coraz bardziej płynne) wygospodarowali sobie w Polsce enklawę, w której zasady życia społecznego zostały zawieszone na kołku. Inni takiego luksusu nie mają.

Czytaj polemikę Michała Okońskiego "Kibic! Nie bandyta!">>

Czytaj artykuł Michała Olszewskiego o kibolach >>

Rozmowa z Mariuszem Walterem, właścicielem Legii Warszawa >>

Piłkarski blog Michała Okońskiego "Futbol jest okrutny" >>

Oczywiście Tusk na taką decyzję się nie zdobędzie - byłaby ona obarczona zbyt dużym ryzykiem wybuchu niepokojów społecznych. Skoro jednak wszelkie cywilizowane metody zawodzą, potrzeba kroków bardziej zdecydowanych.

Wiem, że piłka nożna nigdy nie była sportem dla miłośników opery, zatraciliśmy jednak już dawno miarę w epatowaniu sportowymi emocjami. Wiem też, że od kibiców nie można wymagać, by zachowywali się jak w teatrze.

Czy to ma jednak oznaczać zgodę, by zachowywali się jak bandyci?

Czytaj polemikę Michała Okońskiego "Kibic! Nie bandyta!">>

Czytaj artykuł Michała Olszewskiego o kibolach >>

Rozmowa z Mariuszem Walterem, właścicielem Legii Warszawa >>

Piłkarski blog Michała Okońskiego "Futbol jest okrutny" >>

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2011