Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nasza szkoła nie włączyła się w akcję, mimo że wśród uczniów są chętni. W zeszłym roku była afera: pojawiły się publikacje na nasz temat w prawicowej prasie i ruszyły kontrole z kuratoriów, więc dyrekcja się wycofała – mówi „Tygodnikowi” uczeń jednego z warszawskich liceów.
To niejedyny taki przykład: szkół, które „dla świętego spokoju” odstąpiły od uczestnictwa w akcji Kampanii Przeciw Homofobii, jest więcej.
– W Krakowie wypowiedzi kurator Barbary Nowak podziałały na dyrektorów odstraszająco. Szkoda, że trafiają rykoszetem w młodzież – mówi Cecylia Jakubczak z KPH, która nie prowadzi w tym roku rejestru szkół przystępujących do akcji, nie są więc znane jej ogólnopolskie statystyki.
Tegoroczną edycję „Tęczowego Piątku” poprzedziła retoryczna wojna na górze. Lokalna i ogólnopolska. W Gdańsku radni PiS wystosowali do władz „Sprzeciw wobec promocji środowisk LGBTQ+ w szkołach”. W Toruniu Solidarność przestrzegła nauczycieli nie tylko przed „Piątkiem”, ale też przed ideą „swobodnego wyboru tzw. orientacji seksualnej”. „Jako pedagodzy jesteśmy szczególnie odpowiedzialni nie tylko za edukację i wychowanie, ale także zbawienie młodego pokolenia” – pisali związkowcy. Przeciw akcji protestowali też politycy PiS i Rzecznik Praw Dziecka.
Z napędzającego się histerycznego zgiełku dało się wyciągnąć jeden refren: „Tęczowy Piątek” godzi w prawo rodziców do decydowania o edukacji dzieci. Tyle że prawo oświatowe nie mówi nic o rodzicielskim prawie weta – gdyby istniało, dałoby się z jego pomocą storpedować wszystkie szkolne zajęcia dodatkowe. O tym, czego szkoła może uczyć poza lekcjami, decyduje – przynajmniej teoretycznie – dyrektor i rada rodziców.
Problem w tym, że główna rozgrywka o „Tęczowy Piątek” odbywa się poza paragrafami. To wojna nerwów: MEN i kuratorzy naciskają na dyrektorów. Dyrektorzy na uczniów. Rodzice – choć pozornie to o ich prawa toczy się spór – mają najmniej do powiedzenia. Także dlatego, że rzadko chcą ze swoich praw korzystać.
Tylko jedno prawo ma się w polskiej edukacji coraz lepiej: prawo urzędników do meblowania szkoły wedle własnego gustu. ©℗