Maryja jest jedną z nas

Elżbieta Adamiak, teolożka: Dogmat o niepokalanym poczęciu pokazuje, że nie wystarczamy sami sobie, że potrzebujemy czegoś, co przeciwstawi się złu i cierpieniu, że potrzebujemy łaski.

03.12.2018

Czyta się kilka minut

Joan de Joanes „Niepokalana”, 1535–1540, Madryt, Hiszpania / EAST NEWS
Joan de Joanes „Niepokalana”, 1535–1540, Madryt, Hiszpania / EAST NEWS

ARTUR SPORNIAK: Niedawno Watykan pochwalił się, że po raz pierwszy w historii kobieta została obrońcą węzła małżeńskiego w Trybunale Roty Rzymskiej. Dlaczego dopiero teraz?

ELŻBIETA ADAMIAK: Do początków XX w. powszechnie, a w niektórych krajach do dziś, kobiety nie miały tych samych praw co mężczyźni, w tym praw do wykształcenia. Dotyczyło to także prawa kanonicznego. Tych formalnych przeszkód faktycznie brak dopiero w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1983 r., a więc od 35 lat! Dokonany na Soborze Watykańskim II przełom w myśleniu teologicznym został wówczas ujęty w przepisy prawne. Jednym z celów było uczynienie miejsca dla świeckich w strukturach instytucjonalnych Kościoła.

Myśląc biograficznie, warto jednak spojrzeć na początek drogi, która może doprowadzić do objęcia urzędu kościelnego. Nie spotkałam się z sytuacją, by kobiety były zachęcane do wejścia na nią. Nawet jeśli według tradycyjnego paradygmatu uznamy, że małżeństwo i rodzina to – poza dziewictwem i życiem zakonnym – podstawowe powołanie kobiety, jest to myślenie o rodzinie jako sferze prywatnej, a nie w kategoriach urzędowych, publicznych.

Franciszek reformuje Watykan i np. w sferze finansów ma już sukcesy. O potrzebie zwiększenia zatrudnienia kobiet w Kurii mówił często, ale na razie udało mu się tylko mianować dwie kobiety podsekretarzami stanu. W posoborowej historii pełniły już takie funkcje, zatem to żadna rewolucja. Skąd ociężałość?

Powiedziałbym tak: żeby uzyskać urząd w najwyższym sądzie kościelnym, trzeba najpierw uzyskać urząd w sądzie najniższego, czyli diecezjalnego szczebla. A ile pracuje kobiet w sądach diecezjalnych w Polsce? Przez moment oficjałem metropolitalnego sądu w Katowicach była siostra zakonna. I to chyba wszystko. Ale jeśli w większości diecezji nie ma ministrantek, to dlaczego mamy się dziwić, że nie ma kobiet na kościelnych urzędach? Jeżeli dużo mniej problematyczne i dużo bardziej oczywiste sprawy nie są realizowane, to mamy to, co mamy.

Możemy i powinniśmy pytać, kto i na jakich zasadach pracuje w sądach kościelnych i w kuriach, gdzie też przecież większość urzędów nie jest związana z sakramentem kapłaństwa. Po prostu wciąż są inne priorytety. Problemem jest, by w ogóle świeccy uzyskali wpływ na życie Kościoła, stali się sprawczy. Po Soborze podstawową zasadą życia powinna być współodpowiedzialność wszystkich ochrzczonych za Kościół.

Pracuje Pani na wydziale teologicznym niemieckiego uniwersytetu. Czy z perspektywy Niemiec wygląda to lepiej?

Tak, jeśli mówimy o aktywności kobiet czy, szerzej, świeckich w Kościele. Specyfika niemiecka polega też na codziennym współistnieniu z Kościołami ewangelickimi. Na tle innych Kościołów lokalnych tutejsze rozwiązania mogą wydawać się daleko idące, ale i tak pozostawiają wiele do życzenia, jeśli zestawimy to z wypracowanymi przez teolożki i teologów już wiele lat temu propozycjami.


Czytaj także: Nasza siostra - Zuzanna Radzik o Maryi


Być może ten rozwój świadomości Kościoła zbiega się ze znanym mechanizmem, wedle którego kobietom daje się większe pole działania w sferach mniej znaczących.

Czy znaczenia Maryi dla Kościoła (jest jego teologicznym prototypem) i roli, jaką odgrywa w naszej pobożności, nie dałoby się wykorzystać do poprawy sytuacji kobiet w Kościele?

Oczywiście, choćby w trwającej dyskusji na temat dopuszczenia kobiet do diakonatu. Przykładem wesele w Kanie opisane w Ewangelii Jana. W opowieści o dokonanym przez Jezusa znaku przemiany wody w wino Jego Matka mówi sługom – czyli po grecku diakonom – co mają robić. Przedstawiona jest jako przewodząca innym, a zatem nie jako kobieta cicha ani taka, która konformistycznie poprzestaje na dopasowaniu się do układu społecznego. W świetle tekstów nowotestamentowych opisujących początki chrześcijaństwa to jedna z ważnych kobiet wewnątrz wspólnoty Kościoła.

Drugi wątek, nad którym warto się zastanowić, dotyczy pewnych postaci kultu maryjnego, w których Maryja traktowana jest nieświadomie niemal jak bogini. Fenomen ten opisuje to, co dzieje się na poziomie przeżyć, a co na poziomie intelektualnym jest krytykowane jako niepoprawne teologicznie. Jeśli jednak spojrzeć na niego od innej strony, można w nim odczytać pragnienie, by nie kierować się do Boga tylko w męskich kategoriach, wzmacniających hierarchię społeczną opartą na płci. W Maryi, która często w życiu wiernych jest najważniejszą postacią kobiecą, ludzie widzą też pewne aspekty przynależne do Boga. Rozróżnienie aspektów przynależnych Maryi i przynależnych Bogu to zadanie teologii maryjnej.

Wypaczony kult maryjny ukazuje zapotrzebowanie teologiczne na bardziej kobiecego Boga?

Jeśli tej jednej postaci kobiecej przypisuje się wszystko, cokolwiek związane jest z kobiecością, to przypisuje się jej także te aspekty doświadczenia Boga, dla których obecnie brakuje języka. Za tym mimo wszystko stoi zmysł wiary, tylko wymagający oczyszczenia. Inaczej mówiąc: pewne aspekty czci maryjnej trzeba skierować do Boga. Wtedy Maryja zacznie być tym, kim być powinna, czyli jedną z nas, a zbyt „męskie” rozumienie Boga nie będzie dawało powodów do pomniejszania kobiet.

Biblia przypisuje Bogu cechy kobiece.

Tak, np. Boże miłosierdzie ma konotacje bliskie macierzyństwu i łonu matki. Zatem nawet w Biblii, zwłaszcza gdy sięgniemy do języków oryginalnych, tego rodzaju przekaz jest obecny. Pobożność maryjna może pośrednio pomóc wskazywać na treści, które są obecne w samych źródłach wiary, ale bywają zapomniane.

Można odnieść wrażenie, że samo Magisterium przyczyniało się do „ubóstwienia” Maryi, gdy ogłaszało jako dogmaty kolejne maryjne przywileje: Niepokalana – w 1854 r., Wniebowzięta – w 1950 r.

Te dogmaty wynikają z tzw. teologii maryjnych przywilejów. Miała ona silne zaplecze oddolne – papieże do niego się zresztą odwoływali. Do dziś w stronę Watykanu kierowane są naciski, by ogłaszać kolejne maryjne dogmaty, np. Współodkupicielki. Po Soborze jednak Kościół poszedł inną drogą, ukazując Maryję jako wzorzec osoby wierzącej.

Mimo to uroczystość Niepokalanego Poczęcia z 8 grudnia, obok Wniebowzięcia z 15 sierpnia, przeżywana jest jako jedno z najważniejszych świąt kościelnych. Niepokalana, czyli jaka?

Poczęta bez zmazy grzechu pierworodnego, zgodnie z dogmatyczną definicją ogłoszoną przez Piusa IX. Intencją dogmatu jest wyjęcie Maryi z powszechnego dziedzictwa tego grzechu. Ale cała logika tego myślenia opiera się na założeniach teologicznych, których celem jest zabezpieczenie bezgrzeszności Jezusa.

Jednym z tych założeń jest to, że grzech pierworodny dotyczy każdego człowieka. Narodzenie bowiem jest skutkiem aktu seksualnego, z którym związane jest pożądanie, czyli to właśnie, co jest owym negatywnym dziedzictwem. W taki sposób Augustyn zinterpretował upadek pierwszych ludzi.


Czytaj także: Łaska ciemności - Józef Majewski o trudnościach Maryi w wierze


Drugim założeniem było przyjęcie, że mężczyzna w akcie seksualnym jest jedynym aktywnym, i to właśnie przez niego grzech pierworodny jest dziedziczony. W związku z tym, jeżeli Jezus został poczęty dziewiczo i jego matka wolna jest od grzechu pierworodnego, to również On jest od niego wolny. A wolność Jezusa-Odkupiciela od grzechu jest warunkiem możliwości naszego zbawienia.

W teologii nauka o niepokalanym poczęciu Maryi w formie, która zostanie zdogmatyzowana, pojawia się stosunkowo późno: w XIII wieku. Propagował ją Jan Duns Szkot, który był trochę teologicznym aut­sajderem, gdyż nauka o niepokalanym poczęciu Maryi była dość powszechnie odrzucana. A w samym sformułowaniu dogmatu jest wspomniane, że ten przywilej dotyczy jedynie Maryi. Dogmat został sformułowany w kontekście wspomnianej mariologii przywilejów, w której chodziło o to, by znajdować jak najwięcej powodów do tego, aby Ją czcić.

Jeżeli rzeczywiście dogmat zależny byłby od założenia, iż pożądanie seksualne jest czymś złym, mielibyśmy z nim poważny kłopot, gdyż dzisiaj już tak na seks nie patrzymy.

W teologii próbowano zachować obydwa spojrzenia: na piękno stworzeń, w tym ludzi i ich miłości; oraz na negatywną i bolesną stronę ludzkich doświadczeń. Za prowadzące do grzechu uznano pożądanie, nie tylko to związane z życiem seksualnym. Chodzi o to, że Bóg nie zamierzył człowieka takim, jakim on jest – z jego skłonnością do czynienia zła i zadawania innym cierpienia. To, w jaki sposób doświadczamy siebie i innych ludzi, nie jest pierwotnym zamysłem Bożym. Stąd uznanie, że pierwszy człowiek – Adam – podjął w swojej wolności decyzję, która przyniosła konsekwencje dla wszystkich ludzi.

I właśnie Maryja została od tych konsekwencji uchroniona.

Nie od wszystkich – od skłonności do grzechu tak. Ale w klasycznej teologii grzechu pierworodnego mamy jeszcze cierpienie i śmierć. Od tych skutków nie została uwolniona. Chociaż byli tacy teologowie, którzy twierdzili, że nie cierpiała (Ewangelia Jana nie koncentruje się na cierpieniu Maryi – czytamy jedynie, że stała pod krzyżem) i że nie umarła. Ale zostawmy to. Powtarzam: całe to rozumowanie jest potrzebne, by zabezpieczyć bezgrzeszność Jezusa. W kategoriach teologii św. Pawła Jezus jest bez grzechu nie ot tak, tylko po to, by jako bezgrzeszny mógł dokonać naszego zbawienia. Gdyby On sam był grzeszny, nie mógłby nas zbawić.

Ostatecznie w dogmacie o niepokalanym poczęciu nie chodzi o jakąś martwą literę, tylko o uwiarygodnienie Jezusa. Ma taką moc, ponieważ jest tym, kim jest.

W sformułowaniu dogmatu mamy sprzężenie zwrotne: ponieważ Maryja – jak każdy człowiek – podlegała konieczności odkupienia, którego dokonał dopiero jej Syn swoją śmiercią na krzyżu i zmartwychwstaniem, została odkupiona uprzedzająco „mocą przewidzianych zasług Jezusa”.

To też jest skądinąd ważne, bo pokazuje, że ona jest taka jak my, a to, co jej się przypisuje, nie jest z jej własnej mocy.

Nie jest boginią.

Właśnie! Przynajmniej w literze dogmatu, bo w praktyce pobożnościowej – jak już mówiliśmy – może być inaczej. Zatem dogmat możemy umieścić w logice wskazującej, że najważniejszy jest Jezus. Maryja została zachowana od grzechu nie tylko po to, by Jezus był bez grzechu, ale także dzięki temu, że był bez grzechu.

Czy to w czymś pomaga w mojej wierze, oprócz wrażenia teologicznej spójności?

Jeśli odczytywać treść tego dogmatu w świetle zasady „Maryja jest jedną z nas”, znaczy on, że nie wystarczamy sami sobie: że potrzebujemy czegoś, co przeciwstawi się złu i cierpieniu, potrzebujemy łaski. Bóg nie zostawia człowieka samego, niezależnie co człowiek uczynił. To właśnie mówi ten dogmat. Maryja otrzymała szczególny dar, by być matką Jezusa. To nie była jej zasługa, tylko łaska.


Czytaj także: Kopia bezpieczeństwa - ks. Grzegorz Strzelczyk o dogmatach


W odniesieniu do własnego życia możemy również powiedzieć, że jest szczególne... Dlaczego? Odkrywanie tego – we wspólnocie – możliwe jest w wierze w łaskawe zwrócenie się ku mnie – ku nam – Boga. W ten sposób próbowałabym szukać wspólnego mianownika w myśleniu o Maryi, o mnie i każdym innym człowieku. Jestem w potrzebie i na tę potrzebę Bóg jest w stanie odpowiedzieć.

W polskiej teologii nieżyjący już o. Jacek Bolewski czy później Józef Majewski rozwijali ideę, iż niepokalane poczęcie mówi, że łaska jest większa niż grzech i że łaska jest u początku ludzkiego istnienia. To, od czego się człowiek zaczyna, to nie grzech, również nie grzech pierworodny. U początku istnienia człowieka jest łaska Boża.

A jak przekonać np. protestantów do tego dogmatu?

Został sformułowany w epoce teologii kontrreformacyjnej, w której Kościół katolicki (jak i ewangelickie) tak interpretował przekaz wiary, by akcentować swoją tożsamość. Nacisk na cześć oddawaną Maryi do takich akcentów katolickich właśnie należał.

Podstawową trudnością jest wyeksponowanie Maryi w gronie zbawionych. Ale z tym zmaga się również dzisiejsza teologia katolicka. Z drugiej strony teologia grzechu pierworodnego i teologia łaski odgrywają dużą rolę w myśli Lutra czy innych teologów ewangelickich. Inną poważną trudność stanowi zdefiniowanie tej nauki autorytetem papieża – zauważmy: jeszcze przed Soborem Watykańskim I z jego dogmatem o nieomylności biskupa Rzymu. Ale i nad tym należy pracować ekumenicznie.

Niepokalane poczęcie nie jest najważniejszym dogmatem maryjnym.

Tak. Soborowy dekret o ekumenizmie odwołuje się do kategorii hierarchii prawd. Jeśli powiedzieliśmy, że w tym dogmacie chodzi o Jezusa, to już jakby z góry zakładamy, iż Maryja jest jego matką. W tym sensie jej macierzyństwo jest ważniejsze. Jak to zostało zdefiniowane na Soborze w Efezie w 431 r., Maryja jest Bogurodzicą.

Pisze Pani w „Traktacie o Maryi” w ramach „Dogmatyki” wydanej przez „Więź”, że ten „tytuł stoi na straży prawdziwego człowieczeństwa i Bóstwa Chrystusa”. Nadal brniemy w tajemnicę: czy Bóg posiada matkę?

Tutaj dochodzimy do granicy między tym, co jeszcze możemy powiedzieć, a tym, czego już nie jesteśmy w stanie wyrazić. Najważniejszy maryjny tytuł: Theotokos, czyli Boża Rodzicielka, wywodzi się ze sporów o Chrystusa. Co jest wystarczające, żeby wyjaśnić naukę o Jezusie jako człowieku i Bogu? Maryja rodzi kogoś, o kim wiemy, że był człowiekiem, ale w którego wierzymy, że był też Bogiem. W człowieczeństwo Jezusa nie musimy wątpić. Natomiast jest potrzeba wyrażenia wiary w Jego Bóstwo. Jednym ze sposobów wyrażania tej wiary jest właśnie tytuł Boża Rodzicielka.

Ciekawe, że uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, obchodzona przez Kościół 1 stycznia, nie porusza nas tak, jak Niepokalane Poczęcie czy Wniebowzięcie...

Po części dlatego, że tę uroczystość obchodzimy jednak w cieniu Bożego Narodzenia. To oczywiście jest teologicznie uzasadnione, choć psychologicznie nie sprzyja bardziej świadomemu świętowaniu. Poza tym w tym dniu przeżywamy nadejście Nowego Roku i bardziej głowę mamy zajętą myślami o nowym początku.

Może Kościół znów powinien pomyśleć nad reformą kalendarza liturgicznego?

Wydaje mi się to mało prawdopodobne, choć oczywiście słuszne. ©℗

ELŻBIETA ADAMIAK jest profesorem teologii fundamentalnej i dogmatycznej w Instytucie Teologii Katolickiej na Uniwersytecie Koblenz-Landau. Autorka m.in. książki „Milcząca obecność. O roli kobiety w Kościele”.

 

„Ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmogącego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana jako nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną, i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć”.

Formuła dogmatu o niepokalanym poczęciu z konstytucji apostolskiej „Ineffabilis Deus” Piusa IX z 8 grudnia 1854 r.

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2018