Łaska ciemności

Wbrew teologii przydającej Maryi wręcz boskie przymioty matka Jezusa często nie rozumiała swojego Syna. Co mogą oznaczać dla nas jej trudności w wierze?

21.05.2018

Czyta się kilka minut

Matka Boska – rewers obrazu dwustronnego, deska, farba olejna, koniec XIX w., Polska / ZE ZBIORÓW MUZEUM ETNOGRAFICZNEGO IM. SEWERYNA UDZIELI W KRAKOWIE
Matka Boska – rewers obrazu dwustronnego, deska, farba olejna, koniec XIX w., Polska / ZE ZBIORÓW MUZEUM ETNOGRAFICZNEGO IM. SEWERYNA UDZIELI W KRAKOWIE

Słowo „trud” należy do ważniejszych w słowniku papieża Franciszka. W polskim przekładzie jego programowej adhortacji „Evangelii gaudium” występuje blisko 40 razy. W życiu i wierze Matki Jezusa, zgodnie ze świadectwem Biblii, papież widzi źródło światła, które pomoże pojąć sens trudności w życiu i wierze Kościoła oraz każdej uczennicy i ucznia Chrystusa.

Wierze Maryi – uważa papież – nie brakowało zmagań z trudnościami. Cztery Ewangelie wskazują, że w niektórych sytuacjach nie rozumiała postępowania i nauczania Jezusa, a nawet robiła Mu wyrzuty. Wśród nielicznych maryjnych tekstów Nowego Testamentu znajdziemy i takie, które bibliści określają mianem antymaryjnych, stawiających mariologię katolicką przed nadzwyczaj trudnymi problemami interpretacyjnymi.

Akcentowanie trudności na drodze wiary Matki Jezusa może zaskakiwać, ale Franciszek nie jest w tym oryginalny – nawiązuje do rozważań Jana Pawła II z encykliki „Redemptoris Mater”. Z obu dokumentów wynika, że trudności wiary Maryi mogły wręcz przyjmować postać – papieże sięgają tu po język wielkiej mistyki – „ciemnej nocy wiary”.

Mariologia na wyrost

Nawet dziś można jeszcze usłyszeć, że Maryja posiadała nadzwyczajną, wręcz doskonałą teologiczną wiedzę wlaną – wszak była Matką wszechwiedzącego i wszechmocnego Boga. A jednak w tej materii Franciszek nie pozostawia złudzeń, wieńcząc adhortację słowami (nr 287): Maryja „dała się prowadzić Duchowi na drodze wiary, ku przeznaczeniu służby i płodności. Dzisiaj ku Niej kierujemy spojrzenie, by pomogła nam głosić wszystkim orędzie zbawienia i aby nowi uczniowie stawali się ewangelizatorami. W tym pielgrzymowaniu ewangelizacji nie brakuje okresów jałowości, ukrywania się [wł. nascondimento chyba lepiej przetłumaczyć jako »ciemność« lub »zasłonięcie« – JM], a nawet pewnego utrudzenia, jak to, które przeżywała Maryja w latach spędzonych w Nazarecie, gdy Jezus wzrastał”. I dalej cytuje Jana Pawła II: „Nietrudno jednak dostrzec (...) także swoisty trud serca, jaki związany jest z »ciemną nocą wiary« – używając słów św. Jana od Krzyża – jakby z »zasłoną«, poprzez którą wypada przybliżać się do Niewidzialnego i obcować z tajemnicą. W taki też sposób Maryja przez wiele lat obcuje z tajemnicą swojego Syna i idzie naprzód w swojej pielgrzymce wiary”.

Jan Paweł II chyba jako pierwszy biskup Rzymu tak wyraźnie akcentował trudności w wierze Matki Jezusa. Wykorzystał swoją pasję, jaką było zgłębianie twórczości jednego z największych mistyków w dziejach Kościoła – Jana od Krzyża. Teologia hiszpańskiego świętego z XVI wieku posłużyła papieżowi do tego, by – przez analogię – zrozumieć doświadczenia, postawę i słowa Maryi. Ta analogia pozwoliła Janowi Pawłowi II podkreślić, iż „ciemna noc wiary”, zgodnie z jej sensem mistycznym, w istocie jest łaską Bożą. Innymi słowy: trudności w wierze pojawiają się nie z winy człowieka, ale z woli Boga, i prowadzą ostatecznie do miłosnego z Nim zjednoczenia. Analogia ta umożliwiła papieżowi wyrazić coś z przepastnej – w jego rozumieniu – „szerokości i głębokości” owych trudności, jakie mogła przeżywać sama Matka Boża.


Czytaj także: Zuzanna Radzik o "naszej siostrze": Ta młoda dziewczyna nie przyjmuje nic tak po prostu: pyta, ma wątpliwości, po czym samodzielnie podejmuje decyzję. Nie woła Józefa, rodziców czy rabinów. Godzi się na skandal.


W „ciemnej nocy wiary” – jak ujął to o. Anselm Grün – „ludzie doświadczają uczucia własnej bezsilności, bezbronności i nagości, samotności, opuszczenia i wyobcowania. Czują się bezwartościowi, wewnętrznie odwróceni, winni i grzeszni. Doświadczenie to jest przesycone strachem, beznadziejnością i bezsensownością. Człowiek przeżywa w sobie głęboką ciemność. (...) Jest to bolesne doświadczenie pustki i ciemności”. Tego rodzaju trudności wiary w przypadku Maryi – czy to na pewno możliwe?

Autorowi polskiego tłumaczenia „Redemptoris Mater” „ciemna noc wiary” u Matki Boga wydała się nie do przyjęcia. Poczuł się zmuszony, by w kilku miejscach wygładzić papieską charakterystykę wiary Maryi. Oto dwa znaczące przykłady.

Wyniszczenie wiary

W polskim tekście tej encykliki czytamy: „Uwierzyć – to znaczy »powierzyć siebie« samej istotnej prawdzie słów Boga żywego, znając i uznając z pokorą, »jak niezbadane są Jego wyroki i niezgłębione Jego drogi« (por. Rz 11, 33). Maryja, która z odwiecznej woli Najwyższego znalazła się – rzec można – w samym centrum owych niezgłębionych dróg oraz niezbadanych wyroków Boga, poddaje się w półcieniu wiary, przyjmując całkowicie i z sercem otwartym to wszystko, co było przewidziane w planie Bożym” (nr 14).

W łacińskim oryginale papież pisze: „in umbra fidei”, czyli po prostu „w cieniu wiary”. Dodajmy, że „in umbra fidei” można oddać także wręcz przez „w ciemności wiary”. W liczbie mnogiej łacińskie „­umbrae” oznacza „podziemny świat umarłych”, gdzie panują już tylko ciemności. Papież i w tym miejscu posługuje się zatem językiem mistyki, która zna „noc” czy też „cień wiary”, ale nie zna jej „półcienia”.

Nieco dalej (nr 18) w polskim tłumaczeniu encykliki dowiadujemy się, że pod krzyżem Jezusa wiara Jego Matki była „pełna światła”: „Jest to chyba najgłębsza w dziejach człowieka »kenoza« wiary. Przez wiarę Matka uczestniczy w śmierci Syna – a jest to śmierć odkupieńcza. W przeciwieństwie do uczniów, którzy uciekli, była to wiara pełna światła”. Z tłumaczenia wynika, jakby właśnie na Golgocie miała ustać „ciemna noc wiary” Maryi, jakby w ciemności Jej wiary – na widok ukrzyżowanego Syna – nagle wybuchło oślepiające światło. Tymczasem w oryginale łacińskim papież wiarę Matki Jezusa porównuje z wiarą uczniów inaczej. Pisze, że wiara ta „multo magis erat illuminata” – a zatem nie: „była pełna światła”, ale: „była dużo bardziej oświecona”. To zupełnie co innego!

W ujęciu Jana Pawła II o ile uczniowie pod krzyżem Jezusa stracili resztki wiary, o tyle wierze Maryi wystarczyło choćby nikłe czy blade światełko, by w porównaniu z (nie)wiarą uczniów okazała się dużo bardziej oświecona. Jak zresztą można zgodzić się na „pełnię światła”, jeśli Maryja pod krzyżem swojego Syna – według „Redemptoris Mater” – przeżyła „kenozę” wiary, i to najgłębszą w dziejach człowieka „kenozę”, czyli wyniszczenie?

Łukasz: czego Maryja nie zrozumiała

O trudnościach w wierze Maryi jeszcze przed wydarzeniami na Golgocie traktują dwie ewangelijne perykopy: o odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w świątyni (Łk 2, 41-50) oraz o dorosłym już Jezusie i Jego prawdziwych krewnych (Mk 3, ­20-35). Oba opowiadania należą do tzw. tekstów antymaryjnych, kłopotliwych dla mariologii katolickiej. Łatwiej radzono sobie z opowiadaniem Łukasza, gorzej z historią Marka, którą zwykle pomijano albo – jak w „Redemptoris Mater” – omawiano ogólnie, harmonizując z maryjnymi informacjami innych ewangelistów.

Zasadniczy problem z opowiadaniem o odnalezieniu Jezusa w świątyni wiązał się ze słowami o niezrozumieniu Jezusa przez Maryję (i Józefa), słowami, które zdawały się przeczyć przekonaniu o tym, że doskonale znała i rozumiała tajemnicę Syna. Jak pogodzić to ze zwiastowaniem anioła i dziewiczym poczęciem Jezusa? – pytano. Ostatecznie z antymaryjną wymową tekstu jedni teologowie radzili sobie np. w taki sposób, że zaimek „oni” („oni jednak nie zrozumieli...”) odnosili nie do Józefa i Maryi, ale do świadków ich rozmowy z Jezusem w świątyni. Inni przyjmowali, że niezrozumienie Józefa i Maryi nie dotyczy słów: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”, ale jakiejś innej, niepodanej przez Łukasza, tajemniczej wypowiedzi.

Dzisiaj ze świecą szukać poważnych badaczy, którzy przyjmowaliby takie wyjaśnienia. Jedną z najciekawszych interpretacji zaproponował francuski mariolog ks. René Laurentin, którego intuicje i inspiracje – jak się zdaje – można odkryć w „Redemptoris Mater”. Według niego Łukaszowe opowiadanie to przykład charakterystycznego dla Jezusa symbolicznego, a tym samym tajemniczego stylu działania i wypowiadania się, co z natury rzeczy – bez winy słuchaczy – musiało rodzić niezrozumienie. Także Maryja nie była w stanie w pełni pojąć postępowania swojego Boskiego Syna, kiedy decydował się na symboliczne czyny i słowa. Zatroskana o Jezusa, którego trzy dni szukała „z bólem serca” (greckie słowo „odynaomai” w innych miejscach Ewangelii Łukasza ten sam tłumacz Biblii Tysiąclecia oddaje – słusznie – przez „strasznie cierpieć” i „cierpieć męki”), nie potrafiła zrozumieć dwóch rzeczy.

Po pierwsze nie pojęła misternej gry słów w ustach Syna: ona „Jego ojcem” nazywa Józefa, Jezus – Boga. Po drugie Maryja nie była w stanie uchwycić w słowach Syna profetycznej aluzji do Jego śmierci i zmartwychwstania – do odnalezienia Go „po trzech dniach” (zob. Łk 2, 46; 24, 7. 21) i do Jego odejścia z tego świata do domu Ojca. Laurentin był przekonany, że ów profetyczny sens słów Jezusa ostatecznie musiał dotrzeć do Jego Matki później, co mają zapowiadać słowa, które Łukasz zanotował bezpośrednio po zdarzeniu w świątyni: „Potem [Jezus] poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (2, 51).

Ostatecznie Laurentin doszedł do wniosku, który zbliża jego mariologię do tej Jana Pawła II: Maryja „w życiu swoim uczestniczyła w tym, co jest wspólne ludzkiej kondycji, w uniżeniu i ubóstwie (...). Jej wiara nosiła znamiona wspólne wierze każdego człowieka; Jej szczęście nie było szczęściem widzenia, ale wiary, która poznaje Boga jakby w zwierciadle, w ciemności. Maryja rozumiała nie poza czasem, nie bez wysiłku przemyśliwania, nie bez trudu, jak również nie bez doświadczenia prób (...) czy rozwoju albo postępu w wierze, o czym otwarcie naucza Konstytucja (...) »Lumen gentium«: in peregrinatione fidei processit, »szła naprzód w pielgrzymce wiary«. Ewangelista Łukasz (zob. 2, 50: »Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział«) znacząco ukazuje nam świadectwo o tym niezrozumieniu i zarazem postępie”.

Marek: jednomyślnie na modlitwie

W rozdziale trzecim Ewangelii św. Marka czytamy: „Potem [Jezus] przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: »Odszedł od zmysłów«. (...) Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: »Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie«. Odpowiedział im: »Któż jest moją matką i [którzy] są braćmi?«. I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: »Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką«” (Mk 3, ­20-21. 31-35).

Cały ten fragment, włącznie z pominiętą tu jego (integralną) częścią o wrogości uczonych w Piśmie wobec Jezusa i o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, uchodzi za najbardziej antymaryjne opowiadanie ze wszystkich w Ewangeliach. Dla teologii protestanckiej stanowiło ono główny biblijny argument przeciwko mariologii katolickiej, ponieważ grecka gramatyka i oryginalne słownictwo usprawiedliwiają nieprzychylną Maryi wymowę. Oto naturalna rodzina Jezusa („Jego bliscy”), włącznie z Jego matką, mówią, że zwariował, a kiedy przybywają tam, gdzie nauczał, nie wchodzą do domu, ale przez innych pytają o Krewnego, który w odpowiedzi daje do zrozumienia, że – z jednej strony – w czasach mesjańskich istotne są nie rodzinne z Nim więzi, ale więzi duchowe, które zawiązują się dzięki pełnieniu woli Boga, oraz że – z drugiej strony – Jego krewni, razem z Maryją, nie spełniają tego duchowego warunku.

Protestancka wykładnia opowiadania Marka niewątpliwie ma mocne podstawy językowe, a i trudno nie przyjąć, że w jakiejś mierze przemawia za nią odwieczny katolicki dystans do tego tekstu. Wielu katolików odrzucało i nadal odrzuca ideowy związek między wierszami 20-21 oraz 31-35 (sugeruje to Biblia Tysiąclecia, gdzie oba fragmenty traktuje się jako niezależne, co podkreśla nadanie im osobnych tytułów: „Wzmożony ruch” i „Prawdziwi krewni”). W rezultacie Matka i bracia Jezusa stojący pod domem, gdzie On naucza, nie mogą być identyfikowani z „Jego bliskimi”, którzy oskarżają Go o szaleństwo i którzy chcą Go siłą powstrzymać. Te argumenty jednak nie przekonują.

Inni katolicy przyjmują, że gramatyka opowiadania Marka mimo wszystko dopuszcza interpretację przychylną, a przynajmniej neutralną dla Maryi: krewni Jezusa, włącznie z Jego Matką, chcą Go powstrzymać, ponieważ obawiają się o Niego, słysząc, że inni ludzie (np. uczeni w Piśmie) mówią, iż zwariował; udają się do Krewnego, lecz z powodu tłumów pytają o Niego przez pośredników; odpowiedź Jezusa nie wyklucza Jego krewnych z rodziny duchowej, bo jej celem jest określenie, kto może należeć do niej, nie zaś kto jest z niej wykluczony. Argumenty te są mocniejsze, ale nadal słabsze od argumentów wykładni protestanckiej.

Jakkolwiek interpretować Markowe opowiadanie, jedno wydaje się pewne: potwierdza ono, że Maryja nie rozumiała swojego Syna, że miała z tym poważne trudności, podobnie zresztą jak w Ewangelii Marka nie rozumieli Jezusa inni ludzie, także apostołowie. O niezrozumieniu tych ostatnich ewangelista mówi wielokrotnie, jak wtedy, gdy Jezus zapowiedział im swoją śmierć: „Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać” (Mk 9, 32; por. 4, 40; 6, 52; 7, 18; 8, 16; 9, 10; 9, 18; 10, 24). Musiało upłynąć nieco czasu, by zrozumieli...

Trudna wiara

Czy zrozumiała również Maryja? Ewangelista nic nie mówi na ten temat. Zapewne milczały o tym źródła, z których korzystał, pisząc swoją Ewangelię. Wiedzę o tym, że Maryja zrozumiała, posiadał Łukasz, autor zarówno Ewangelii, jak i Dziejów Apostolskich. W tej drugiej księdze czytamy, że po wniebowstąpieniu Jezusa uczniowie „wrócili do Jerozolimy (...). Przybywszy tam, weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, [brat] Jakuba. Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razesm z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego” (Dz 1, 12-14).

„Ciemna noc” Maryi oznacza, że trudności w wierze nie muszą być czymś niezwykłym i niechcianym, że mogą być naturalne w życiu chrześcijan. Że nie dyskwalifikują wiary ani Kościoła, ani poszczególnych wierzących, jeśli przeżywa się je i traktuje jako wyzwanie, przeszkodę do pokonania, czas intensywnej modlitwy, namysłu, dyskusji, może nawet sporów – by odszukać właściwy kierunek na drodze wiary. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2018