Dotyk Boga

W burzliwej historii formowania ogłoszonego ostatecznie przed 150. laty dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi można widzieć triumf rozumu. I to zarówno wtedy, gdy przez wieki kwestionował tę prawdę, dostrzegając w niej sprzeczność, jak i wtedy, gdy wynalazł formułę, która sprzeczność usunęła. Jednak prawdziwym bohaterem tych zmagań jest nie rozum, lecz człowiek i jego tajemnica.

15.08.2004

Czyta się kilka minut

Śmierć i wniebowzięcie Maryi, fresk w klasztorze benedyktynów w Subiaco (XIV w.) /
Śmierć i wniebowzięcie Maryi, fresk w klasztorze benedyktynów w Subiaco (XIV w.) /

Dogmat dojrzewał długo, bo prawie dziewiętnaście wieków. W pierwszych stuleciach chrześcijaństwa nie poświęcano osobie Maryi zbyt wiele uwagi, gdyż umysły zaprzątała przede wszystkim kwestia Bóstwa i człowieczeństwa Jezusa oraz ich wzajemnego stosunku. Dopiero w obrębie tej kwestii pojawiło się pierwsze teologicznie ważne pytanie dotyczące Maryi: czy Jej macierzyństwo obejmuje tylko człowieczeństwo Jezusa, czy także Jego Bóstwo? Sobór w Efezie (431 r.) rozstrzygnął na korzyść Bożego rodzicielstwa. Maryja zrodziła biologicznie Jezusa. Ale między matką a dzieckiem istnieje relacja osobowa - jest ona matką całej osoby, nie tylko ciała. Z kolei Jezus jako osoba jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem. Dlatego Maryję można nazwać Matką Boga. Prawdziwą głębię stojącą za tym rozumowaniem oddaje piękna wschodnia formuła: “Ty zrodziłaś Syna bez ojca, tego Syna, którego Ojciec zrodził bez matki".

Meandry historii

Od początku zatem zdawano sobie sprawę z wyjątkowości roli Maryi. Jednak w Jej świętości dostrzegano braki. Całkowita bezgrzeszność Maryi bywała kwestionowana - co może nas dzisiaj zaskakiwać. Jedną z przyczyn była lektura Ewangelii oparta na prostych skojarzeniach. Jeśli pytanie “posuniętego w latach" Zachariasza: “Po czym to poznam?", zostało ukarane czasową niemową za powątpiewanie w zwiastowane przez Gabriela poczęcie Jana Chrzciciela, to pytanie Maryi: “Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?" również musi świadczyć o Jej wątpliwościach. Maryja nie tylko oskarżana jest o zwątpienie w wierze i traktowanie Syna jak zwykłe dziecko (jest zaskoczona, kiedy odnajduje dwunastoletniego Jezusa w świątyni - domu swego Ojca), ale także o kobiecą próżność, gdy w Kanie dla poklasku nadużywa mocy swego Syna. Takie opinie wyrażali pisarze tej miary, co Tertulian (III w.), Jan Chryzostom (IV w.) czy Cyryl Aleksandryjski (V w.). Orygenes (III w.) po raz pierwszy wskazał na główną trudność, z jaką będzie się musiała zmierzyć prawda o niepokalanym poczęciu: jeżeli Maryja byłaby bezgrzeszna, nie potrzebowałaby odkupienia, a przecież Pismo Święte mówi, że “wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej" (Rz 3,23).

Stopniowo przekonanie o całkowitej świętości Maryi przeważy jednak w Kościele zachodnim, głównie za sprawą pism Ambrożego z Mediolanu (IV w.) i Augustyna (IV/V w.). Ten ostatni z powodu propagowania bezgrzeszności Maryi popadnie w logiczne kłopoty w swoim sporze z pelagianami. Zwolennicy Pelagiusza głosili naturalną bezgrzeszność człowieka i zdolność przeciwstawiania się złu opartą jedynie o siłę woli. Często powoływali się na świętość i bezgrzeszność Maryi. Julian z Eclanum, jeden z adwersarzy Augustyna, po raz pierwszy będzie mówił o Jej niepokalanym poczęciu. Augustyn całą mocą swego literackiego talentu przeciwstawi się pelagianizmowi, rozwijając naukę św. Pawła o grzechu pierworodnym i jego powszechności. Nie będzie jednak w stanie pogodzić tej nauki z żywionym przez siebie przekonaniem o całkowitej świętości Maryi. Takie rozdwojenie teologicznej świadomości trwać będzie aż do późnej scholastyki i doprowadzi do tego, że główni scholastyczni myśliciele - Anzelm z Canterbury (XI w.), Bernard z Clairvaux (XII w.), Albert Wielki i Tomasz z Akwinu (XIII w.) - odrzucą prawdę o niepokalanym poczęciu. Choć pojawią się także nieśmiałe próby jej obrony - mnich Eadmer z Canterbury (XII w.) odwoła się do obrazu kasztana rosnącego wśród cierni, chronionego od ich ukłuć. Dopiero franciszkanin Duns Szkot (XIII/XIV w.) sprecyzuje język teologii w taki sposób, że będzie w stanie pogodzić obie, sprzeczne z pozoru tezy: o świętości Maryi i powszechności odkupienia.

Doktor Niepokalanej, jak nazwą Szkota potomni, sprzeciwił się tezie, że odkupienie należy rozumieć tylko i wyłącznie jako uwolnienie od grzechu. Jego zdaniem o wiele doskonalszą formą odkupienia jest zachowanie od grzechu. To proste rozróżnienie pozwoliło Szkotowi głosić, że Chrystus, doskonały Pośrednik łask, właśnie w Maryi dokonał najwyższego aktu pośrednictwa, gdy zachował Ją od grzechu pierworodnego. W ten sposób upadła główna trudność - Maryja, jak wszyscy ludzie, potrzebowała odkupienia, lecz Bóg odkupił Ją w wyjątkowy sposób. Droga do sformułowania dogmatu została otwarta.

I rzeczywiście, w roku 1439 Sobór w Bazylei podaje dogmatyczną definicję niepokalanego poczęcia. Niestety, gdy to czyni, od dwóch lat z powodu sporów o to, kto ma najwyższą władzę w Kościele: papież czy sobór, nie jest w łączności z Biskupem Rzymu. Jego orzeczenia nie mają więc doktrynalnej ważności. Ten falstart spowoduje odnowienie sporu na cztery wieki. Sobór Trydencki (1545-1563) powstrzyma się od wydania opinii: wśród soborowych ojców zabraknie jednomyślności. W dekrecie o powszechności grzechu pierworodnego Trydent uczyni jednak wyjątek dla Maryi. Dyskusje staną się tak zażarte, że papieże od XV do XVII w. będą przypominać, iż doktryna o niepokalanym poczęciu objęta jest wolnością i zakażą zarówno jej zwolennikom, jak i przeciwnikom, wzajemnego określania się mianem heretyków.

Sytuacja wyklaruje się dopiero na początku XIX stulecia. Pius IX, przynaglany petycjami wiernych, zasięgnie opinii teologów oraz roześle ankietę wśród wszystkich biskupów (nazwaną potem “pisemnym soborem"). Zdecydowana większość pytanych opowie się za ogłoszeniem nowego dogmatu. Specjalna komisja teologów ustali formułę dogmatu i 8 grudnia 1854 r. Papież w bulli “Ineffabilis Deus" uroczyście ogłosi: “ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia, na podstawie szczególnej łaski i przywileju wszechmogącego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego - została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną, i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć".

Paradoks wieczności

Wyrażenie “zachowanie od grzechu", jak się okazało - kluczowe dla dogmatu, jest intuicyjnie zrozumiałe. Każde kolejne zwycięstwo nad grzechem coraz bardziej uodparnia nas na jego złudną atrakcyjność. Można powiedzieć: zachowuje nas od wielu grzechów, które zapewne popełnilibyśmy, gdybyśmy się nie starali z grzechem walczyć i z pomocą łaski zwyciężać. Teologia moralna taki proces wzrostu odporności na pokusy nazywa cnotą, duchową sprawnością wybierania dobra. Maryja taką doskonałą sprawność otrzymuje darmo, bez osobistych zmagań. Z punktu widzenia naszej upadłej natury w pewnym sensie jest Jej “łatwiej", ale tylko dlatego, że powołana została do całkiem wyjątkowego zadania. Trudno nam sobie nawet wyobrazić, jakie napięcia duchowe towarzyszyły przeżywaniu przez tę pobożną Żydówkę z tak bliska całkowitej nowości Wcielenia.

Intuicyjne rozumienie, czym jest zachowanie od grzechu, nie czyni dogmatu o niepokalanym poczęciu mniej paradoksalnym. Czasem w popularnej literaturze teologicznej napotkać można próbę jego racjonalizacji za pomocą analogii finansowej operacji: Bóg udzielił Maryi “kredytu pod zastaw" przyszłych cierpień Jej Syna. Maryja ten kredyt musiała spłacić doskonałą współpracą z łaską, a co się z tym będzie nieuchronnie wiązało - także osobistym cierpieniem. To kupieckie podejście nie tylko razi naszą wrażliwość, ale, nawet pomijając niestosowność, i tak nie oddaje istoty paradoksu. Bóg zachowuje Maryję od grzechu pierworodnego nie jakąś zastępczą łaską, tylko tą właśnie łaską, która pochodzi z mocy odkupieńczego czynu Jezusa, a przecież Jego poczęcie - a więc także owa łaska - kilkanaście lat później uzależnione zostało od Maryjnego “fiat". Cofnięcia czasu nie da się uniknąć. Jednak nie to jest paradoksem, że łaska działa wstecz - Bóg przecież jest Panem historii, jest wieczny, czyli ma dostęp do każdej chwili w czasie. Paradoksem jest to, że sama Maryja została wprowadzona w ową pętlę czasu - przy Jej poczęciu działa następstwo Jej zgody przy zwiastowaniu. Przyszłość Maryi oddziałuje na Jej przeszłość. Maryja w swoim ziemskim życiu doświadcza mocy wieczności.

Dzięki niepokalanemu poczęciu Maryi ludzkość otrzymuje jakby drugą szansę. Już w starożytności pojawi się porównanie z Ewą - Maryja będzie nazywana nową Ewą. Jaka jest między nimi różnica? Obie są od początku bezgrzeszne, obie żyją w niczym nie zakłóconej bliskości Boga. Czy Maryja także mogła upaść? Napotykamy tę samą tajemnicę, co u zarania historii - tajemnicę człowieka i jego wolnej woli. Tylko finał jest inny. Dlatego teologowie będą mogli powiedzieć, że Maryja swą wiernością naprawia to, co zepsuła swą niewiernością Ewa. Ale jaki jest w tym zwycięstwie udział Maryi, a jaki łaski Boga? Czy zadecydowały ostatecznie “okoliczności zewnętrzne": Ewa miała pecha - wpadła w pułapkę grzechu, Maryja szczęście (“błogosławieństwo") - została od możliwości grzechu uchroniona?

Skoro refleksja i rozum mają tu coś do powiedzenia (a, jak widzimy, mają wiele), to możemy pytać dalej: refleksję raz uruchomioną - jeżeli jest uczciwa - mogą zatrzymać tylko świadomość tajemnicy albo własne ograniczenia. Jeśli Bóg mógł zachować od grzechu pierworodnego Maryję, mógł też zachować od upadku Prarodziców - dlaczego tego nie uczynił? Zauważmy, że odkupienie, jeżeli było nieuchronne, mogło dokonać się poza nami, mogło pozostać “sprawą" Boga. Bóg mógł sobie tylko znanymi sposobami uchronić nas od upadku. Człowiek żyłby wtedy nadal w przyjaźni ze Stwórcą, nieświadomy dramatycznych zmagań dokonujących się poza historią i rozstrzygających o jego losie. Ale w takiej hipotezie kryje się, być może, odpowiedź na nasze pytanie. Czy w Bożej decyzji wtajemniczenia i zaangażowania człowieka w prawdę o odkupieniu nie kryje się jakiś głęboki sens, prowadzący wprost do tajemnicy tego, czym jest ludzka godność?

Warto zdać sobie sprawę, że dogmat o niepokalanym poczęciu nie musi być postrzegany jako bardzo odległy od naszego życiowego doświadczenia. Co prawda formuła dogmatu mówi o “szczególnej łasce i przywileju" Maryi, ale nie widać powodów, by nie dostrzegać podobnych paradoksów w naszym życiu. Uprzywilejowanie Maryi polega na tym, że od Jej współpracy z Bogiem zależała sprawa bezwzględnie najważniejsza dla każdego człowieka - odkupienie i możliwość zbawienia, a to wymagało całkowitej izolacji od grzechu. Niemniej i my czasem mamy wrażenie, że nie tylko nasza przyszłość, ale także przeszłość nagle się wyjaśnia i nabiera sensu po dokonaniu jakiegoś fundamentalnego wyboru, w którym zaistniała szczególna harmonia naszej woli i woli Boga. Kto wie, być może od tych naszych fundamentalnych wyborów Bóg uzależniał jakieś wcześniejsze, niby przypadkowe wydarzenia oraz łaski wspomagające nasze dotychczasowe mniej znaczące wybory? Czy nie na tym właśnie polega Opatrzność? Być może także i nam niekiedy dane jest przez moment dotknąć wieczności.

Patronka doczesności

Wielkie maryjne tajemnice - niepokalane poczęcie, Boże rodzicielstwo, dziewictwo, bezgrzeszność, wniebowzięcie - przybliżają Boga do człowieka, ale zarazem jakby oddalają Maryję od ludzi. Kościół głosi, że całkowicie poświęciła się Ona Bogu. Mamy pokusę, by widzieć w Maryi mniszkę chronioną niewidzialną klauzurą przed światem, w którym my nadal żyjemy. Tymczasem biblijne wzmianki o Maryi - nieliczne, ale wyraziste - mówią co innego.

To Ona w Kanie dostrzega, że radość nowożeńców może zostać zakłócona. Wyobraźmy sobie tę sytuację. Wesele żydowskie trwało wówczas zwykle kilka dni. Było jakby lokalnym świętem - uczestniczyła w nim cała okolica. Zakłócenie jego przebiegu naznaczyłoby pierwsze dni wspólnego życia nowożeńców małym skandalem. Ludzie wytykaliby ich palcami, mówiąc: “To ci, na których weselu zabrakło wina". Maryja zdaje sobie z tego sprawę, być może radując się z nowożeńcami, na powrót przeżywa też własne wesele. Decyduje się prosić Syna o pomoc. Znamy reakcję Jezusa: “Czyż to Moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?". Jezus zdaje się być nieobecny, pochłonięty swoją misją. Zaledwie kilka dni wcześniej powołał pierwszych uczniów. Prawdopodobnie podczas wesela rozmawia z nimi o tej misji, rozmawiał wszakże przez cały dzień z Janem i Andrzejem, gdy obaj zdecydowali się u Niego pozostać (J 1,39).

Pytanie Jezusa pozostanie retoryczne. Jeżeli to “sprawa Niewiasty", to także “sprawa" Jej Syna. Można wydarzenie w Kanie odczytać jako ostatnią interwencję wychowawczą Matki. Ona nie tylko dała Synowi człowieczeństwo, ale wychowując Go, kształtowała w Nim ludzką wrażliwość. To w dużej mierze dzięki Maryi możemy powiedzieć: “Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu" (Hbr 4,15).

Teologia swoim zwyczajem będzie w wydarzeniu w Kanie dostrzegać przede wszystkim metaforę wzniosłych rzeczywistości: zapowiedź Eucharystii czy figurę przemiany naszego życia w życie łaską Chrystusa. Analogicznie postąpi z najpiękniejszą księgą Biblii - “Pieśnią nad pieśniami". Ale fakt pozostanie faktem: przywołując moc samego Boga, Maryja troszczy się o powszednią radość, która dla samej historii nic nie znaczy, znaczy za to wiele dla konkretnych ludzi. W ten sposób Matka Boga kanonizuje “sprawy ziemskie", które w ujęciu św. Pawła konkurują ze “sprawami Pana" (por. 1 Kor 7,29-35). I jest to konsekwentne. To, co w Marcie i Marii z Betanii doznało rozdwojenia, w Maryi pozostało jednością. To Ona całym życiem pokazała, że Odkupienie zostało zapoczątkowane i dosłownie wzrastało wśród zwykłych, codziennych spraw - doczesnych smutków i radości, by dopełnić się na Krzyżu jako najważniejszym punkcie historii. Fakt, że prosta dziewczyna z prowincjonalnego miasteczka została zaproszona w krąg wielkich tajemnic Bożych i umiała się w nim odnaleźć, nie tracąc nic ze swej normalności, tłumaczy, dlaczego tak chętnie w codziennych kłopotach zwracamy się o pomoc w modlitwie właśnie do Maryi.

I jeszcze jeden wniosek. Dzięki zgodzie na Boskie macierzyństwo, międzyludzka relacja “matka - syn" w Maryi staje się równocześnie relacją między człowiekiem i Bogiem. Ma to konsekwencje eschatologiczne. Po wniebowzięciu Maryja jako pierwszy człowiek uczestniczy w życiu Trójjedynego Boga, ale w Jej przypadku oznacza to także odzyskanie dziecka - marzenie każdej kochającej matki. Pozwala to sądzić, że tak ważne w doczesności relacje międzyosobowe, jeżeli odzwierciedlają prawdziwą miłość, zostaną zachowane również w życiu przyszłym. Życie wieczne będzie miało charakter bardziej relacyjny niż wizyjno-kontemplacyjny. Definiowanie nieba przede wszystkim jako wizji uszczęśliwiającej (visio beatifica) to męski pomysł, prawdopodobnie żadna kobieta-teolog nie wpadłaby na to, aby wieczną szczęśliwość kojarzyć z “oglądaniem".

Dogmat (gr. “dógma" - pogląd, przekonanie, nauka) jest prawdą wiary, należącą do Bożego Objawienia, rozpoznaną przez Kościół i podaną wiernym do wierzenia. Dzieje się to albo w zwyczajnym i powszechnym nauczaniu Kościoła (dogmaty niezdefiniowane, zwykle powszechnie przyjmowane jako w sposób oczywisty objawione; np. prawda o odkupieniu), albo w nauczaniu uroczystym, ex cathedra (uroczyste definicje dogmatyczne ogłaszane przez papieża lub sobór; np. dogmat o niepokalanym poczęciu).

Można wyróżnić kilka motywów ogłaszania dogmatów: pierwotnie (np. w symbolach wiary) jest to przede wszystkim odpowiedź Kościoła na skierowane do niego przez Boga żywe Słowo. Dogmaty mają więc charakter wyznania wiary. Niekiedy przyczyną ich ogłaszania jest historycznie uwarunkowana sytuacja kryzysowa. Dogmaty są odpowiedzią na pojawiające się wraz z rozwojem świadomości Kościoła pytania - odpowiedzią konieczną, by depozyt wiary mógł być zachowany i przekazywany. W tym przypadku dogmat pełni przede wszystkim funkcję normatywną - określa co należy, a co nie należy do Bożego Objawienia. Ogłoszenie dogmatu może też być zwieńczeniem procesu rozwoju świadomości Kościoła w jakiejś teologicznej dziedzinie i coraz lepszego dostrzegania powiązań między prawdami wiary.

Należy rozróżnić samą formułę dogmatu od rzeczywistości Boskiego pochodzenia, do której się odnosi. Żadna formuła ze względu na ograniczenia ludzkiego języka nie jest w stanie w pełni adekwatnie opisać Boskiej rzeczywistości. Stąd rozumienie jakiejś historycznej formuły z czasem może się pogłębiać. Karl Rahner dopuszcza możliwość, że “w czasach przełomowych zmian struktur myślenia" może się okazać, że niektóre dogmaty przestają być same przez się zrozumiałe. Kościół nie podejmuje wówczas wysiłku reinterpretacji, lecz przechowuje je w “historycznej pamięci" (bowiem nigdy nie ma pewności, czy w zmienionych warunkach kulturowych owe dogmaty nie staną się na powrót czytelne). W odniesieniu do Maryi wydaje się, że przykładem takiego dogmatu jest teza o zachowaniu przez Nią dziewictwa także podczas porodu (virginitas in partu).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2004