Martwe jak żywe, żywe jak martwe

21.09.2020

Czyta się kilka minut

 /
/

Figury woskowe i panoptykony, lalki, manekiny sklepowe, marionetki Kleista i nadmarioneta Craiga. „Na, wydawałoby się, bezpieczną drogę, którą kroczył człowiek Oświecenia i Racjonalizmu, wychodzą z ciemności nagle i coraz liczniej SOBOWTÓRY, MANEKINY, AUTOMATY, HOMUNKULUSY” – pisał Tadeusz Kantor w manifeście Teatru Śmierci i swoim aktorom, działającym trochę jak istoty mechaniczne, przydawał zupełnie już martwe duplikaty.

Żywi jeszcze rekruci traktowani jak biologiczny surowiec, formowani od nowa, jak to czyni w powieści Józefa Wittlina sztabsfeldfebel Bachmatiuk, ruszają na front jako masa zdepersonalizowanych automatów i powracają w postaci armii trupów bądź przerażających kalek (taki pochód kalek mistrzowsko odmaluje Joseph Roth). Jest jeszcze Golem pojawiający się w zaułkach żydowskiej dzielnicy Pragi. I ptaki – żywe, potem wypchane albo zdegradowane, jak u Schulza, do poziomu nędznych atrap. Obok Kleista, Leśmiana, Rotha, Wittlina, Schulza i Kantora – Gustav Meyrink (ten od „Golema”), Thomas Bernhard oraz współczesny nam imiennik Josepha Rotha – Gerhard, też Austriak. I inni.

Wyliczam nieco chaotycznie, bo chciałbym potencjalnemu czytelnikowi podrzucić możliwie wiele przynęt. „Atrapy stworzenia”, książka rozwijająca niektóre wątki wydanej przed pięciu laty „Rzeczywistości poprzecieranej”, skonstruowana została jednak bardzo precyzyjnie. „Motyw figury woskowej – tłumaczy autor – oraz pokrewnych jej sztucznych istot doby nowoczesności: lalki, manekina, elektrycznego automatu, a w końcu syntetycznej podróbki żywego organizmu, jest tematem przewodnim wszystkich ośmiu tekstów. Każdy na różne sposoby podejmuje problem imitacji i sztucznego życia, każdemu patronuje myśl Brunona Schulza, że dzieło stworzenia powtarza się tylko jako własna atrapa i tylko w atrapie udaje się przedstawić i uchwycić życie w jego nieskończonych przejawach”.

Z tych ośmiu esejów dwa najbardziej nieoczekiwane i nadzwyczaj frapujące zostawiłem na koniec. Pierwszy (ściślej zaś – szósty) jest, jak pisze Paziński, midraszem do „Akademii pana Kleksa” Jana Brzechwy. Ósmy zaś i ostatni to porywająca próba interpretacji „Edenu” – wczesnej (1959) powieści Stanisława Lema. Czym może być planeta, której nazwa odsyła do Księgi Rodzaju, a która z bliska niczym nie przypomina rajskiego ogrodu? Poczytajcie Lema i Pazińskiego. ©℗

Piotr Paziński ATRAPY STWORZENIA, Wydawnictwo Austeria, Kraków – Budapeszt – Syrakuzy 2020, ss. 228

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2020