Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wyznaczają rozumienie czasu, tak odmienne i swoiste w biblijnej literaturze. Te słowa są jak pełen wojny krzyk. Mają w sobie zarazem czułość i rozpacz. Czułość, która należy się przegranym, znużonym, śmiertelnym, i rozpacz, którą każdy musi w życiu choć raz dotknąć. Te słowa powtarzamy nie znając Biblii. Z nimi się rodzimy i z nimi odchodzimy mówiąc sobie, czy to już wszystko. Te słowa są jak refren pieśni żałobnej i pieśni starego mędrca.
Bywają różnie tłumaczone. Czasem jako „daremność” lub „absurd”. Hebrajskie słowo hevel (marność) jest związane z oddechem, który staje się widoczny w chłodne dni zimą i chwilę później zanika. Czym innym jest dech życia, ruach, który tchnął w nas Bóg. Hevel jest ulotny. Ma w sobie coś z efemerydy, braku substancji. Marność nie jest abstrakcją, jak by sugerowały przekłady Księgi. Nie jest filozoficznym konceptem. Ma fizyczne miejsce w każdym żywym organizmie. Jest czymś powtarzalnym, póki dusza czy ruach nas nie opuści. Kojarzy się z ruchem. Pierwsze miejsce w Księdze zajmuje wydech, hevel. Nie Bóg. Nie od wezwania Świętego Jedynego zaczyna się Księga. Ale nawet Bóg tej księgi występuje pod imieniem Elochim (nigdy jud hej waw hej) i zdaje się ma niewiele wspólnego z Bóstwem znanym z Tory. W Księdze Rodzaju Elochim kolejnymi powiedzeniami kreuje wszechświat. Ma moc działania i wyznaczania przyrodzonego porządku. Ma siłę i wolność w stanowieniu przyrody, dnia i nocy, oddzielania światła od ciemności. To On ofiarował nam wielki cel, nakazał być sprawiedliwym. W tej Księdze Bóg jest bardziej świadkiem naszego zła, kimś, kto już stworzył ład czy absurd w świecie. „I włożyłem całe swoje serce w badanie i dociekanie wszystkiego, co stworzone pod niebem; tę rzecz złą dał Pan ludziom na udrękę. Widziałem wszystko, co się działo pod słońcem, a oto wszystko marność i nicość” (Koh 1, 13-14).
Bóg z Tory bywa kapryśny, gniewliwy, ale pcha ku doskonałości i nakazuje oczekiwać z niepokojem kresu czasu. Bóg Koheleta jest pogodzony z ludzką słabością. Ma osądzić człowieka, choć nie wiemy, kiedy i jak. Z pewnością nie stanie się to w przyszłym życiu. Kohelet taką perspektywę wyklucza. Jego Bóg przypomina bardziej tyche – los znany z greckiej filozofii lub jakąś kosmiczną siłę, poza naszą wyobraźnią i kontrolą. Kohelet przywołuje Jego obecność, by jeszcze raz przypomnieć, że wszystko jest teatrem, w którym żywimy się niespełnieniem, iluzjami, frustracją. Bo nad nakazami Boga wszystkim rządzi jedna zasada: „marność nad marnościami i wszystko marność”. Zdają się być te słowa potężniejsze niż Tora, niż pieśni Mojżesza. Są naszą alfą i omegą. ©