Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Doświadczenie jest zniechęcające: w ciągu minionych 10 lat - gdy obowiązywały już obecna konstytucja i ordynacja wyborcza - do końca kadencji nie dotrwała ani jedna koalicja rządowa. Rozpadł się naturalny, jak się początkowo zdawało, sojusz AWS i UW, zawarty w 1997 r.; do wyborów w 2001 r. dotrwał mniejszościowy rząd AWS. Jeszcze szybciej, bo w 2002 r., rozleciała się koalicja SLD-PSL, zawarta rok wcześniej; przez resztę kadencji państwem administrował rachityczny gabinet SLD. O ostatnich dwóch latach lepiej nie mówić: wyliczanie kolejnych roszad i sojuszy, zrywanych i ponownie zawieranych, zajęłoby zbyt wiele miejsca.
Lekcja PSL
Jak długo wytrzyma koalicja Platformy i PSL? Odpowiedź zależy od innego pytania: czy partia Waldemara Pawlaka wyciągnęła lekcję z tego, co działo się w latach 1993-97 i 2001-02, gdy rządziła wspólnie z SLD jako mniejszy partner. Wówczas Stronnictwo traciło poparcie społeczne, gdy za bardzo skakało do oczu SLD. Mało brakowało, a zerwanie aliansu w 2002 r. skończyłoby się wypadnięciem z Sejmu: w 2005 r. PSL ledwie przekroczyło próg. Awanturnictwo nie popłacało. Waldemar Pawlak, sprawiający wrażenie polityka, który wiele się w minionych kilkunastu latach nauczył, może weźmie to pod uwagę. Podobnie jak los Leppera i Giertycha, którzy w minionych dwóch latach nieustannie usiłowali zwrócić na siebie uwagę, wywołując spory z PiS-em.
Co z tego wynika? Przede wszystkim nauczka, że dla mniejszego koalicjanta gwarancją zachowania tożsamości i elektoratu nie jest podgrzewanie konfliktu z większym koalicjantem. Przeciwnie: w oczach wyborcy procentuje pragmatyczna współpraca. Taką lekcję przerabiali zresztą niedawno właśnie Pawlak i Tusk: po tym, jak PO i PSL skorzystały z możliwości tzw. "blokowania" list przed wyborami samorządowymi w 2006 r., Stronnictwo zdobyło 13 proc. głosów w wyborach do sejmików wojewódzkich, które można traktować jako test poparcia w skali kraju. Platforma dostała wówczas nieco poniżej 30 proc., co może wydawać się wynikiem skromnym w porównaniu z wynikiem obecnym, ale wtedy było to więcej, niż dostał PiS.
Lekcja Platformy
A czy PO odrobiła swoją lekcję? Swoją, czyli cudzą: doświadczenia AWS, SLD i PiS z ostatnich 10 lat pokazują, że wyborców nie zachwyca również przyjmowanie przez większego koalicjanta postawy "samca alfa", który na każdym kroku musi udowadniać partnerowi, że ten jest jedynie "przystawką".
Jeśli PO i PSL chcą nie tylko utrzymać swój alians przez cztery lata, ale utrzymać w taki sposób, by zaprocentował on w kolejnych wyborach, powinny wspólnie i lojalnie bronić kompromisu programowego i personalnego, który dziś wypracują. Powinny także szukać kompromisu w sytuacjach, które z natury rzeczy niosą pokusę rywalizacji. Chodzi przede wszystkim o trzy głosowania, jakie odbędą się w latach 2007--11: wybory do Parlamentu Europejskiego (2009), samorządowe (2010) i prezydenckie (także 2010).
Testem na wytrzymałość koalicji PO-PSL raczej nie będzie głosowanie do Parlamentu Europejskiego, bo tam nie walczy się o rzeczywistą władzę. Wybory samorządowe mogą nim być, ale nie muszą: elektoraty PO i PSL niemal się nie pokrywają, co sprzyja trwałości koalicji. Z sondaży (tzw. exit pools) prowadzonych 21 października przed lokalami wyborczymi wynika, że tylko 10 proc. tych, którzy w 2005 r. głosowali na PSL, poparło dziś PO, a zaledwie 3 proc. z dawnych wyborców PO oddało teraz swój głos na PSL. Żadne inne partie nie mają aż tak oddzielnych elektoratów. Innymi słowy obie formacje, już rządząc, nie będą musiały walczyć o tych samych wyborców (taką walkę prowadziły nieustannie PiS-LPR i PiS-Samoobrona).
Większy problem może być z wyborami prezydenckimi. Może, ale też nie musi: o ile inne partie, tworzące w różnych momentach "drugą ligę" (Samoobrona, LPR, UW, osłabiony SLD), sprawiały wrażenie, jakby marzenie o wygraniu elekcji prezydenckiej traktowały w kategorii "chcieć to móc", PSL podchodziło do nich z dystansem. Owszem, Stronnictwo wystawiało swego kandydata, ale z góry zakładając, że sens udziału w tym wyścigu sprowadza się do wykorzystania darmowego czasu antenowego.
***
Jest jeszcze jeden czynnik, który sprzyja koalicji PO i PSL: między obiema partiami nie ma aż tak wielu potencjalnych konfliktów programowych. Nie różnią się np. niczym w sprawach obyczajowych. Trzy najpoważniejsze różnice dotyczą kształtu podatków, prywatyzacji i sposobu traktowania rolnictwa. Być może, podobnie jak we Francji, szczególna i kosztowna opieka państwa nad rolnikami będzie stałym i nieuniknionym elementem polityki rządu, niezależnie od tego, kto będzie go sprawował.
Gdyby zrobić ranking wszystkich możliwych w Polsce koalicji, oceniając potencjalne napięcia i sprzeczności interesów, mogłoby się okazać, że koalicja PO-PSL jest tą, w której liczba potencjalnych zgrzytów jest najmniejsza. Na pewno nie jest bezproblemowa, jednak nie wydaje się aż tak karkołomna, jak można by sądzić jeszcze kilka lat temu.
JAROSŁAW FLIS jest socjologiem UJ, zajmuje się badaniem mechanizmów władzy. Ostatnio opublikował książkę "Samorządowe Public Relations". Stale współpracuje z "TP".