Mafioso kontra mafia

„Zdrajca” łączy rekonstrukcję procesu w Palermo i szekspirowską tragedię. Można w nim też dostrzec polemikę z epickim kinem gangsterskim spod znaku „Ojca chrzestnego”.

29.06.2020

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Zdrajca” / GUTEK FILM
Kadr z filmu „Zdrajca” / GUTEK FILM

Jest maj 1992. Pośród Sycylijczyków zgromadzonych przed barowym telewizorem wybucha nieskrywana radość. Oto w zamachu bombowym zginął sędzia Giovanni Falcone, pogromca Cosy Nostry. W jednej z wcześniejszych scen widzimy nabazgrany na murze napis: „Niech żyje mafia, która daje nam pracę!”. Ale to nie bezkompromisowy śledczy ani tym bardziej społeczny kontekst działalności mafii wysuwa się na pierwszy plan w najnowszym filmie Marca Bellocchia.

Oba zjawiska doczekały się już filmowych przedstawień, a znany z gniewnego temperamentu twórca „Pięści w kieszeni” nie próbuje czegokolwiek kontestować czy demaskować. Jego „Zdrajca” to rozpisany na trzy dekady portret wpływowego i wiernego dotychczas „żołnierza”, Tommasa ­Buscetty, który swoimi zeznaniami pogrążył mafijnych współbraci. Film łączy historyczną rekonstrukcję tzw. Maksiprocesu i zaglądającą głęboko w duszę szekspirowską tragedię, ale można także dostrzec w nim polemikę z epickim kinem gangsterskim spod znaku „Ojca chrzestnego”. ­Francis Ford Coppola z nostalgicznym patosem celebrował upadek etosu mafijnego – ­Bellocchio odziera swego bohatera z heroicznego nimbu.

I nic dziwnego: po tym, co z mitem gangsterskim zrobił chociażby Martin Scorsese czy Matteo ­Garrone ­(„Gomorra”), trudno dziś sięgać bez ironii po operowe środki wyrazu. U ­Bellocchia słychać co prawda ­„Nabucca” ­Verdiego, ale trafniej podsumowuje ten film popularna piosenka ­„Lasciatemi cantare” z repertuaru Toto Cutugno. Jej wymowa została zresztą zmieniona i traktuje nie o „prawdziwym Włochu”, ale o „prawdziwym Sycylijczyku”, co jest najciekawszym wątkiem „Zdrajcy”. Przed nami film o kimś, kto zdradził swoje plemię, a tym samym całą swoją dotychczasową tożsamość.

Awanturniczo-testosteronowy wigor tej historii stoi w sprzeczności z jej ciemnym, fatalistycznym przesłaniem. Filmowy Buscetta w przepysznej interpretacji Pierfrancesca Favina to istny król życia, sybaryta, kobieciarz, który nie wierzy w „teatr pokoju” odgrywany przez klany z Palermo i Corleone, coraz brutalniej walczące o wpływy na rynku narkotyków. Chciałby z tym skończyć, próbuje zbiec na stałe za ocean, a w dodatku, jak na ironię, w szponach heroinowego nałogu znalazł się jeden z jego synów. Ratując najbliższą rodzinę bohater wchodzi w konflikt z interesami tej większej, potężniejszej familii, wymagającej bezwzględnego posłuszeństwa i lojalności. Dokądkolwiek by wyjechał, Sycylia upomni się o swego wiarołomnego syna. Ale pamięta o nim także Rzym.

Stoczywszy fascynujący pojedynek z sędzią Falconem, „żołnierz” zaczyna pogrążać niegdysiejszych towarzyszy, obnażając całą obłudną mitologię honoru i innych spaczonych wartości, na których ufundowano Cosę Nostrę. 80-letni dziś Bellocchio opowiada o tym w stylu nieco staromodnym, jakby dla lat 80. i 90. szukał języka filmowego właśnie w tamtych czasach. Nie zmienia to jednak faktu, iż jego „Zdrajca” jest najbardziej udanym dziełem tego reżysera od czasu „Witaj, nocy” (2003), gdzie po autorsku mierzył się z innym historycznym zdarzeniem – porwaniem byłego premiera Aldo Moro przez Czerwone Brygady.

Tu również wydobywa z konfliktu, tego zewnętrznego – skruszony mafioso kontra mafia, jak i wewnętrznego – ­Buscetta kontra Buscetta, całą moralną dwuznaczność. Zwalisty Favino w swojej wiecznie spoconej, grubo ciosanej twarzy kumuluje sprzeczne często myśli i emocje: „sycylijską” żądzę wendety i zwykły ludzki strach, niepewność wybranej drogi i wyrzuty sumienia, potrzebę zerwania z przestępczym procederem i upokorzenie związane z degradacją, potrzebę ucieczki i potrzebę przynależności. Włoski aktor nie potrzebuje, jak Robert De Niro w „Irlandczyku”, komputerowej charakteryzacji, by odegrać przed kamerą i dziką witalność, i zmęczenie życiem. Sztance znane z innych gangsterskich eposów wypełnia żywym ludzkim mięsem.

Najlepsze i najzabawniejsze momenty tego gęstego filmu to sceny sądowe z lat 1986-87, kiedy przed oblicze trybunału w Palermo trafiło (choć nie zawsze fizycznie) prawie pół tysiąca mafiosów, na czele z Salvatore Riiną. Chwilami nie bardzo wiadomo, czy to show, czy szał – na oczach kamer zamknięci w klatkach bossowie odgrażają się i żądają konfrontacji twarzą w twarz ze „zdrajcą”, to znów grają beztrosko w karty i palą cygara. Jeden z oskarżonych dostaje nagle ataku rzekomej epilepsji, drugi wygłasza iście literacką przemowę, inny znów rozbiera się do naga, a jeszcze inny demonstracyjnie zaszywa sobie usta, by omertà, czyli zmowa milczenia, nie została złamana. Na galerii rozhisteryzowane kobiety walczą jak lwice o swoich mężczyzn i nawet sędziom zaczynają puszczać nerwy. Południowy temperament? Raczej desperacja w obliczu spóźnionej, acz dla wielu niespodziewanej sprawiedliwości.

Na dodatek jeden z najważniejszych informatorów zeznających w procesie, Salvatore Contorno, posługuje się niezrozumiałym dla Włochów z Północy sycylijskim dialektem – kolejny przyczynek do uruchomienia w filmie społeczno-ekonomicznego wymiaru sprawy, czego Bellocchio jednak nie nakręca. Pojawia się za to wątek chadeckiego premiera Giulia Andreottiego, podejrzewanego o kontakty z mafią i postawionego w tej sprawie przed sądem – w 2008 r. rozwinął ów temat, we właściwej sobie filmowej manierze, Paolo Sorrentino w „Boskim”.

I choć zdawać by się mogło, że natłok zawartych w „Zdrajcy” informacji i faktów nie sprzyja identyfikacji z bohaterem, to jednak przez cały czas chce się kibicować Buscetcie – smutnemu niedźwiedziowi, który równocześnie wygrał i przegrał wszystko. Który już nigdy i nigdzie nie będzie u siebie. Który do końca swych dni będzie sypiał z bronią, śniąc własną śmierć. W ujęciu Bellocchia i ­Favina pozostaje bohaterem skomplikowanym i pełnokrwistym, nie zaś płaską ikoną poświęcenia czy zdrady. ©

ZDRAJCA („Il traditore”) – reż. Marco Bellocchio. Prod. Włochy/Francja/Niemcy/Brazylia 2019. Dystryb. Gutek Film. W kinach od 3 lipca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2020