Ma granice Nieskończony

Rzewnie robi się na duszy, kiedy nieskończony Bóg staje się małym dzieciątkiem. Łagodzimy jak tylko możemy wymowę Wcielenia: przedziwnej zamiany Boga i człowieka. A przecież jest niepojęta, groźna, stawia niezrozumiałe wymagania.

16.12.2008

Czyta się kilka minut

fot. Blue Planet, East News /
fot. Blue Planet, East News /

I stał się człowiekiem. Co to znaczy? Że nieskończony wyznaczył sobie granice? Że niepojęty Bóg stał się jednym z nas? Że niedostępna światłość przyszła na świat w Judei za cesarza Augusta?

Któż da wiarę tej niedorzeczności? Któż w wieku rozumu i nauki poważnie potraktuje cuda? Nikt. Nikt prócz wierzących nie tylko w dalekiego Boga, lecz także w Jego Wcielenie. Nikt prócz chrześcijan świadomych mocy Bożej, która nie zamyka się w sobie i nie spoczywa w niedostępnej światłości. Nikt prócz niespokojnych duchów, którym nie wystarcza nauka i którzy poza rozumem czują tchnienie Tajemnicy.

Przecież tajemnica nie zależy od cudu - pisał Karl Barth. To cud zależy od tajemnicy. Cud niesie świadectwo tajemnicy, tajemnica zaś jest tylko poświadczona cudem. Choćbyśmy głęboko wsłuchiwali się w bożonarodzeniowe przesłanie, choćbyśmy byli w stanie zbliżyć się do tajemnicy, nie potrafimy naprawdę zrozumieć zjednoczenia Boga z człowiekiem. Nigdy nie zgłębimy sensu Wcielenia, nie pojmiemy do końca tak znajomych słów: "i stał się człowiekiem".

Za trudna tajemnica

Czy przestał być wtedy Bogiem? Nic podobnego. Nie zostawił niebios i nie porzucił czuwania nad światem; nie zamknął się w ciele Jezusa jak w łupinie orzecha. Choć niejeden chrześcijanin tak wierzy i człowieka zwanego Jezusem z Nazaretu ma za samego Boga.

Bezpodstawnie. Uzdrawiał wprawdzie ślepych i chromych, lecz nie był wszechmocny, wszechwiedzący i wszechobecny. Mówił, że dobry jest tylko Bóg. Toteż niektórzy twierdzą, że zamiast słów "stał się człowiekiem" lepiej użyć formuły "przyjął ludzką postać" i w ten sposób uniknąć nieporozumień. Niepodobna bowiem mniemać - w tym zgodne są najświetniejsze chrześcijańskie umysły - że wcielając się, Bóg przestaje być Bogiem. Gdyby przestał, cóż by nam z tego przyszło?

Niewiele, nawet gdyby Jezus miał władzę podobną Bogu. Wcielenie nie ma nic wspólnego z władzą; jest ofiarowanym nam nieskończonym darem Boga. Kiedy Słowo staje się ciałem, Bóg bierze w siebie ludzką naturę, w zamian zaś ofiarowuje nam naturę boską. Tradycja chrześcijańska z dawien dawna nazywa to przedziwną zamianą - admirabile commercium. Wyciągnąć ręce po ten niepojęty dar, wziąć udział w przedziwnej zamianie Stwórcy i stworzenia, uczestniczyć w boskiej naturze - oto sens Narodzenia Pańskiego.

Ale co to właściwie znaczy: wziąć udział w zamianie Stwórcy i stworzenia? Czy nie są to teologiczne fantasmagorie stworzone przez oderwanych od życia szaleńców bożych? Uczestniczyć w boskiej naturze - czy to aby nie bluźnierstwo? Człowiek jest tylko człowiekiem, a Bóg Bogiem. Po co to wszystko? Czy nie wystarczy zgromadzona wokół choinki rodzina i nastrój powszechnej życzliwości? Za oknami śnieg i mróz, a w domu jasno, ciepło, bezpiecznie. Śpiewamy kolędy i wspominamy Pana Jezusa, który urodził się kiedyś w stajence, a teraz stoi przy nas i baczy, by nam się co złego nie stało. Słodko i rzewnie robi się na duszy, kiedy zdajemy sobie sprawę, że ten niepojęty i nieskończony Bóg, którego istnienie czasami wydaje nam się wątpliwe, jest teraz tylko małym dzieciątkiem. Prowadzą nas do niego aniołowie, wysłannicy czystego dobra. Toteż bez obawy możemy się pochylić nad kołyską, wejść w przyjazną komitywę z pasterzami, bez zastrzeżeń oddać się opiece aniołów. "Świat się ustał miłością, niefrasobliwą łaską" - pisał kiedyś Krzysztof Kamil Baczyński. Słowem, na Boże Narodzenie stajemy się dziećmi i nic nam nie zagraża.

I w tym właśnie szkopuł. Świat chrześcijański od bardzo dawna łagodzi jak może wymowę przedziwnej zamiany Boga i człowieka. Jest niepojęta, groźna, stawia nam niezrozumiałe wymagania, lepiej więc trzymać się od niej z daleka. W niektórych częściach Europy Boże Narodzenie zaczęło zamierać już dosyć dawno. Do jego ożywienia w XIX wieku w niemałym stopniu przyczynił się podobno Karol Dickens, który jako poczytny pisarz miał znaczny wpływ na ludzkie uczucia w Anglii i Ameryce. W jego życzliwej ludziom duszy radość Świąt Bożego Narodzenia nierozerwalnie wiązała się z pamięcią dzieciństwa. "Dobrze czasami być dzieckiem - pisał - a najlepiej w Boże Narodzenie, kiedy potężny Założyciel chrześcijaństwa sam był dzieckiem". Święta spędzone w domu i pośród rodziny były dla Dickensa wspaniałym przykładem promieniowania dobrej woli. Dziś z przeżycia Narodzenia Pańskiego nie zostało w zachodniej cywilizacji wiele więcej. Niektórzy chrześcijanie wierzą jeszcze w cuda, ale tajemnicę pozostawiają teologom. Za trudna.

Bogo-człowiek

Tymczasem bez tajemnicy nie ma ani chrześcijaństwa, ani Boga. Wiara nie polega na przyjęciu dogmatycznych twierdzeń, których nie ogarnia ludzki rozum. W ten sposób powstaje najwyżej religijny zaścianek i rodzi się fanatyzm. Wiara to współżycie z tajemnicą, niełatwe, niepokojące, każdego dnia nowe. Człowiek otwarty na Boga jest pewien, a zarazem niepewien; ufa i wierzy, lecz widzi jakby w zwierciadle. Nieskończony wprawdzie ma granice, lecz pozostaje nieskończony. Wierzący rozumnie człowiek nigdy nie zapomina, że Bóg, który wyszedł nam naprzeciw w objawieniu, pozostaje jednocześnie ukryty w nieprzeniknionej tajemnicy. Jej majestatyczna głębia daleko wykracza poza nasze zdolności myślenia i pojmowania. Tajemnica zaś to nie domena uczonych, lecz każdego, kto zechce i potrafi się na nią otworzyć.

Kiedy się na nią otwieramy, wchodzimy na drogę wiary, która jest nie tylko zgodą na kościelną wykładnię objawionych prawd, lecz wewnętrzną przemianą. Tym trudniejszą, że musimy posuwać się po omacku, zwłaszcza dziś, kiedy duchowe skarby chrześcijaństwa kostnieją w niezrozumiałych obrzędach, pokrywają się kurzem erudycji i zamierają w oczekiwaniu na przebudzenie. Któż dzisiaj naprawdę pojmuje nie tylko intelektualny, lecz także duchowy sens admirabile commercium? Kto głęboko rozumie wymowę patrystycznej sentencji: "Bóg stał się człowiekiem, by człowiek stał się bogiem"? Kto podjął wysiłek wejścia na drogę, która prowadzi do rzeczywistego uczestnictwa w Bożej naturze? Niewielu. Zatopieni w kontemplacji mnisi, uczeni teologowie, wielkiej wiary duchowni i zwykli ludzie, którym czystość serca odsłoniła Boga. Niestety jest ich za mało.

Za mało, by przekonać nas, że przedziwna zamiana nie jest religijnym luksusem, lecz podstawą ludzkiej egzystencji i artykułem pierwszej potrzeby w czasach chorych na brak sensu, religijnie bezmyślnych, wpatrzonych jak w obraz w demoniczną deformację człowieka. Bo jeśli nie urzeczywistnimy w sobie boskiej natury, nie urzeczywistnimy naszego człowieczeństwa. Będzie ono kalekie i ułomne, a nasz duchowotwórczy ośrodek czeka zastój i niemoc. Przedziwna zamiana wyznacza nasze powołanie do bogoczłowieczeństwa. Zdradzając to powołanie, uchylając się od dążenia do niego, zdradzamy i zniekształcamy własne człowieczeństwo, czynimy zło, grzeszymy. A grzech oznacza nie tylko utratę mistycznej komunii lub partnerstwa z Bogiem, lecz pociąga za sobą duchową skazę ludzkiego istnienia. Człowiek jest istotą, która dochodzi do autentycznego życia tylko poprzez uczestnictwo w rzeczywistości Boga; świadoma lub nieświadoma rezygnacja z tego uczestnictwa prowadzi najpierw do zaburzeń człowieczeństwa, potem zaś do jego rozpadu.

Partnerstwo

Czyż jest przypadkiem, że podejmowane przez człowieka próby bycia tylko i wyłącznie człowiekiem kończą się tragicznie? Czy zmierzch i upadek komunizmu nie dowodzi, że dążenie do realizacji czysto świeckiego humanizmu, wspartego przemocą i, mimo pozorów, wypranego z miłości bliźniego, owocuje dehumanizacją człowieka i stworzonego przezeń społeczeństwa? Czy historia narodowego socjalizmu nie pokazuje dobitnie, że wiara w ludzką samowystarczalność i kult samowoli, wspomagane namiastkami chrześcijańskiej religii i resztką zdegenerowanego pogaństwa, prowadzą do ostatecznej degradacji człowieka? Czy nasza faustyczna cywilizacja, mimo zawrotnych sukcesów nauki i techniki, nie jest ślepym zaułkiem kultury?

W XX stuleciu zarówno wierzący, jak i niektórzy agnostycy mieli okazję przekonać się, że czysty humanizm, przez kilkaset lat otaczany bez mała religijną czcią, nie daje żadnych gwarancji urzeczywistnienia człowieczeństwa.

I tak np. spotkanie z mocami zła rozpętanymi przez hitleryzm skłoniło niegdyś Jana Strzeleckiego, humanistę wywodzącego się z lewicowej tradycji, do porzucenia wiary w bezgraniczną plastyczność ludzkiej natury i do afirmacji jej granic. Lecz gdzie znajdują się te granice? W etyce bez Boga? W gombrowiczowskim kościele międzyludzkim?

Nie dla człowieka religijnego. Ten bowiem uznaje prymat rzeczywistości duchowej i przekonany jest, że nasze przeznaczenie spełnia się przez realizację możliwości wykraczających daleko poza zaczarowane koło humanizmu, nakreślone przez rozum, naukę i postęp. Wierzący chrześcijanin widzi to przeznaczenie ni mniej, ni więcej tylko w synostwie Bożym, ma bowiem głęboką świadomość, że synostwo Chrystusa jest archetypem więzi człowieka z Bogiem. Co to znaczy? Że rzeczywistość boska w gruncie rzeczy determinuje rzeczywistość ludzką. Źródłem i najbardziej wewnętrznym ośrodkiem naszego życia jest Bóg; zrazu tylko biernie, lecz w aktywnym życiu duchowym również i czynnie. Najpierw przez partnerstwo, do którego zostaliśmy stworzeni, potem przez uczestnictwo w boskiej naturze.

Chrześcijańskim prawzorem jednego i drugiego jest sam Jezus, który dla dobra ludzi stał się świadomym partnerem Boga. Szedł pod prąd religijnych konwencji, zmagał się z falą ludzkiego egoizmu, czynił dobro i prawdę. Konsekwentnie służąc Bogu, przeciwdziałał skutkom grzechu pierworodnego. Upadek bowiem pociąga za sobą zerwanie duchowej więzi między Bogiem i człowiekiem, Wcielenie natomiast ustanawia ją od nowa. Idąc śladami Chrystusa, przyjmując z wdzięcznością dary Niebios i żyjąc w trudnym, bo splecionym z wolnością posłuszeństwie, stajemy się partnerami Boga i autentycznymi ludźmi. Ale to nie wszystko.

Przebóstwienie

Przyjmując ludzką postać, Bóg staje się prawdziwym człowiekiem, który urzeczywistnia zawarty w naszej kondycji duchowy potencjał dobra. Jezus, tak jak my, jest istotą z krwi i kości. Ma ciało, serce, powoduje się emocjami, doznaje słabości i pokus. Lecz będąc człowiekiem autentycznym, nie zniekształconym, potrafi wydobyć te przyrodzone słabości z ciemnych zakamarków swojej duszy, przeistoczyć je w siłę własnym światłem i bez reszty - jak mówi Mistrz Eckhart - zagłębić się w tajemnicy Boga.

Czyż nie łączy w sobie divinum i humanum? Oczywiście. Lecz kim w takim razie jest zwykły człowiek, że Bóg o nim zawsze pamięta? Wielcy mistycy i myśliciele chrześcijańscy nie mieli wątpliwości, że jest istotą zdolną nie tylko pojednać się z Bogiem, lecz także się z Nim zjednoczyć. Przecież Bóg stał się człowiekiem, by człowiek stał się bogiem.

Tak wierzył nie tylko chrześcijański Wschód. Tak mówili nie tylko św. Atanazy i Ireneusz z Lyonu. Podobnie myśleli Klemens z Aleksandrii, Grzegorz Teolog, Grzegorz z Nyssy, Jan Chryzostom, Efrem Syryjczyk, Hilary z Poitiers. Zbliżali się do tej intuicji św. Augustyn, papież Leon Wielki, a nawet Marcin Luter, Jan Kalwin i wielu innych. Ci żyjący w głębi wiary chrześcijanie świetnie wiedzieli, że lekarstwem na grzech człowieka, na jego ucieczkę od dobra, prawdy i piękna, na jego duchowy rozpad, jest Wcielenie. Jest zawsze przedziwną zamianą, w której Bóg staje się człowiekiem, a człowiek bogiem.

Ta przedziwna zamiana dokonała się przeszło 2000 lat temu w Palestynie i od tego czasu głośno o niej w chrześcijańskim świecie. Ale czy w ślad za rozgłosem idzie zrozumienie? Niekoniecznie. Bo cóż z tego? - pyta ogarnięty zwątpieniem chrześcijanin, pouczony, że historia sacra, choć bogata w skutki, toczy się poza nim.

Nie, nie poza nim. Bóg - twierdził Eckhart - stał się kiedyś człowiekiem w Jezusie z Nazaretu tylko po to, by mógł stać się człowiekiem w każdym z nas i by każdy z nas mógł stać się bogiem. Słowem, tajemnica Wcielenia to tajemnica naszego przebóstwienia. Odległe w czasie i przestrzeni wydarzenie, jakie miało miejsce w zakątku Cesarstwa Rzymskiego, nie jest wcale spełnieniem, lecz początkiem, ziarnem wrzuconym w naszą duchową glebę. Urzeczywistni się w pełni dopiero wtedy, kiedy przemieni nasze życie tu i teraz. Historyczne Wcielenie i mistyczne wcielenie w nas samych to dwa różne, lecz nierozłączne aspekty tej samej rzeczywistości, tej samej tajemnicy, tej samej przedziwnej zamiany człowieczej i boskiej natury.

***

Nie wystarczy zatem pod koniec grudnia radować się obecnością Bożą na ziemi. Nie wystarczy świętować niezwykłego wydarzenia i cieszyć się rozproszeniem mroków nocy światłością z Niebios. Bo to wydarzenie jest nie tylko nieskończonym darem, lecz również nieskończonym zadaniem człowieka. A dar trzeba umieć przyjąć i zadaniu sprostać. Dlatego najsilniejsze światło Narodzenia Pańskiego płynie nie ze stajenki betlejemskiej czy z hołdu trzech mędrców, lecz z wielkich słów św. Pawła, który jak nikt inny pojął sens Wcielenia: "A żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus" (Gal 2, 20).

Krzysztof Dorosz (ur. 1945) jest ewangelikiem reformowanym, autorem książek o tematyce religijnej. Przez 20 lat pracował jako dziennikarz w Polskiej Sekcji BBC w Londynie. W latach 2002-03 redaktor naczelny miesięcznika ewangelicko-reformowanego "Jednota".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2008