Droga do życia

Czy mamy zmuszać się do wiary i niczym olej rycynowy wlewać ją sobie do gardła? Nic podobnego. Ten, kto czuje się do niej przymuszony, w gruncie rzeczy nie potrafi wierzyć.

03.06.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Gary Hershorn / REUTERS / FORUM
/ Fot. Gary Hershorn / REUTERS / FORUM

Jeśli ktoś jest w Chrystusie – pisze św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian – nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (5, 17). Co z tego wynika? Nieskończenie wiele. Apostoł odsłania nam perspektywę, która zapiera dech w piersiach. Daje nam do zrozumienia, że przeminie stary Adam, człowiek zrzuci władzę stworzenia dotkniętego chorobą grzechu, a całe nasze życie – duchowe, psychiczne i cielesne – zacznie się od nowa.

Intuicja nowego stworzenia inspirowała nie tylko św. Pawła. Wielu kulturom i religiom znany jest ideał nowych narodzin. W Europie ten wątek przewija się również w literaturze. Wystarczy przywołać znane powiedzenie Goethego „Stirb und werde” – „Umrzyj i stań się”. Ba, ale jak tego dokonać? Św. Paweł nie pozostawia nam wątpliwości. „Jeśli ktoś jest w Chrystusie” – mówi.

CZŁOWIEK W TRASIE

Słowa Apostoła brzmią inspirująco i pięknie, ale któż naprawdę zdoła je pojąć? Czy wystarczy chodzić do kościoła, aby być w Chrystusie? Nie. Czytać Pismo Święte? Też nie. Wierzyć, że Chrystus jest synem żywego Boga? To za mało. A może wystarczy się modlić i pamiętać o czynieniu dobra? Nie, to nie wystarczy. Więc co?

Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Szukam jej od wielu lat, ale jeszcze nie znalazłem. Tylko od czasu do czasu dostrzegam jej przebłyski i wtedy – tak mi się przynajmniej wydaje – posuwam się naprzód o krok lub dwa. Posuwam się ku nowemu stworzeniu, które jest punktem dojścia, nie wyjścia. Jest celem chrześcijańskiej drogi, często trudnej i pełnej dramatycznych wyborów. Na tej drodze chrześcijanin nieraz musi cierpieć i umierać, choćby tylko duchowo i psychicznie. Bez śmierci nie ma zmartwychwstania ani nowego stworzenia. „Stirb und werde” – „Umrzyj i stań się”.

Dlatego człowiek wiary nigdy nie może się zatrzymywać. Jest zawsze w drodze. Nie bez racji z dawien dawna nazywano go homo viator. Z natury rzeczy jest wędrowcem i pielgrzymem. Toteż nie może nie zadawać sobie pytania, czy ścieżka, którą się posuwa, jest na pewno właściwa. „Niejedna droga zda się człowiekowi prosta – czytamy w przypowieściach Salomona – lecz w końcu prowadzi do śmierci” (Prz 14, 12). Jakżeż łatwo człowiek potrafi się łudzić – nie z pychy, egoizmu czy zwątpienia, lecz z najlepszych pobudek...

PARODIA STWORZENIA

Iluż niemieckich duchownych i zwykłych chrześcijan popierało narodowy socjalizm! Jedni czynili to z oportunizmu, inni ze zwykłego strachu, lecz jeszcze inni byli przekonani, że kroczą właściwą drogą wiary. Znaleźli się nawet i tacy, którzy dowodzili, że swastyka jest nowym wcieleniem chrześcijańskiego krzyża. A jednocześnie byli w Trzeciej Rzeszy ludzie, których wiara doprowadziła do sprzeciwu wobec hitleryzmu.

Historię Dietricha Bonhoeffera, ewangelickiego duchownego i antyfaszysty, znamy wszyscy. Nie był on jedyny. Bernhard Lichtenberg, dziekan katolickiej katedry św. Jadwigi w Berlinie, publicznie modlił się za żydowskie ofiary narodowego socjalizmu. Aresztowany przez Gestapo jesienią 1941 r., dwa lata później zmarł w drodze do Dachau. Powiedziano o nim, że szedł wiernie drogą wyznaczoną przez Chrystusa. Paul Schneider, protestancki duchowny w niewielkiej wiosce, ekskomunikował dwóch nazistów należących do jego zboru. Publicznie i ostro potępiał reżim hitlerowski. Aresztowany i bezlitośnie torturowany, zmarł w 1939 r.

Komuniści też wybierali właściwą drogę. Jedni z oportunizmu lub ze strachu, lecz inni z gotowej do poświęceń wiary w świetlaną przyszłość. Tak jak hitlerowcy, byli święcie przekonani, że nowy wspaniały świat musi powstać na ruinach starego. Wierzyli w zbawienie przez zniszczenie. Zamiast świetlanej przyszłości stworzyli na ziemi piekło. Szli drogą pozornie prostą, lecz rychło docierali do śmierci. Pragnęli zapewne nowego stworzenia, lecz stać ich było tylko na jego demoniczną parodię. Komuniści nie byli wprawdzie uczniami Jezusa z Nazaretu, ale w swoim mniemaniu wybierali dobro, prawdę i miłość bliźniego.

CZYM JEST NAKAZ MIŁOŚCI

Jak zatem znaleźć właściwą drogę, jak ją odróżnić od niewłaściwej? Jak wybrać życie, nie zaś śmierć? Czy istnieje kryterium właściwego wyboru? A jeśli tak, czy możemy zyskać pewność, że posuwamy się w dobrym kierunku? Takie pytania zaprzątały niedawno uwagę m.in. uczestników grupy dyskusyjnej, która zbiera się raz na miesiąc po niedzielnym nabożeństwie w moim kościele.

Muszę wyznać, że samo postawienie tych pytań wzbudziło mój niepokój. Wydało mi się bowiem, że zmierzają one do znalezienia niezawodnego kryterium chrześcijańskiej drogi, do faryzejskiej pewności posiadania jednoznacznie poprawnych stosunków z Bogiem. A przecież takiego kryterium nie ma. Tak jak nie ma dowodów na istnienie Boga. Ich logiczną prawomocność obalono już dawno. Lecz mniej chodzi tu o logikę, bardziej zaś o relację człowiek–Bóg.

Zostaliśmy przecież stworzeni na obraz i podobieństwo Stwórcy, a tym samym obdarzeni wolnością. Wolność jest nie tylko darem i przywilejem, lecz drogą człowieka do Boga. Bóg nas do niczego nie zmusza; nie zniewala naszych umysłów matematycznymi wzorami. Cierpliwie czeka, byśmy się do Niego zbliżali według własnego rozeznania, z własnego pragnienia i własnej woli. Mamy wprawdzie nakaz miłowania Boga, lecz cóż warta byłaby wymuszona miłość? Stanowiłaby zaprzeczenie samej siebie. Podobnie jest z wiarą.

Dlatego Stwórca nie dał nam możliwości znalezienia niezbitych dowodów swojego istnienia, dlatego nie wiąże nas siłą niezawodnych kryteriów właściwej drogi. Idąc ku Bogu, nie opieramy się na hipotezach, badaniach i twierdzeniach; nie stosujemy metod powszechnie używanych w naukach ścisłych. Wierzymy nie ze względu na coś czy z jakiegoś powodu.

CODZIENNIE OD NOWA

Do wiary budzimy się na przekór wszystkiemu. Czasem na przekór rozumowi, czasem na przekór uczuciom, czasem na przekór obserwacji świata, w którym nie dostrzegamy działania Boga. Czy zatem mamy zmuszać się do wiary i niczym olej rycynowy wlewać ją sobie do gardła? Nic podobnego. Ten, kto się czuje do niej przymuszony – pisał Karl Barth, wielki teolog protestancki XX stulecia – nie zaznał daru wolności i w gruncie rzeczy nie potrafi wierzyć. Bóg człowiekowi jedynie umożliwia wiarę; zaprasza go do niej, lecz niczego nie narzuca. W rezultacie tego zaproszenia człowiek wierzy i odpowiada na łaskę wdzięcznością.

Brak niezawodnych kryteriów chrześcijańskiej drogi nie zwalnia nas od pytań; nie usuwa niepokoju o to, czy nasza prosta droga nie prowadzi aby do śmierci. Dotykamy tu jednego z licznych i kłopotliwych paradoksów wiary.

Oto przykład: „Jako duchowni – pisał kiedyś Barth – powinniśmy mówić o Bogu. Lecz ponieważ jesteśmy tylko ludźmi, nie potrafimy o Nim mówić. Powinniśmy zatem uznać zarówno nasz obowiązek, jak i naszą niemożność i w ten sposób oddać chwałę Bogu”.

Podobnie jest z właściwą drogą. Jako chrześcijanie powinniśmy nią stale kroczyć. Lecz jako ułomni, niedoskonali ludzie powinniśmy stale pytać, czy się z niej nie zsuwamy, czy nie zdążamy ku śmierci. Tak pytając, porzucamy miraż niezawodnych kryteriów i uczymy się żyć nie tyle niezachwianą pewnością, co łaską. W ten sposób oddajemy chwałę Bogu.

Wiara bowiem – twierdzi Barth – zawsze stanowi wydarzenie. Każdego ranka jest nowa, więc nie może być własnością człowieka ani niezmiennym stanem jego duszy. To nie naukowa hipoteza ani teologiczna kalkulacja. Kiedy wierzymy, wierzymy w Boga – powiada dalej Barth – nie zaś w taki, a nie inny obrót spraw. Nikt zatem nie może dysponować wiarą. Jak Żydzi na pustyni z nadzieją oczekiwali manny każdego poranka, tak wierzący człowiek ciągle od nowa przyjmuje wiarę i u progu dnia wprowadza ją w życie.

IŚĆ, CZYLI SZUKAĆ

Kto zatem jest w stanie wierzyć? – pyta Barth. Nie ten, kto twierdzi, że wiarę posiada, lecz ten, kto wie, że mu na niej zbywa. Nie ten, kto śpi spokojnie przekonany o swojej prawowierności, lecz ten, kto, wezwany i oświecony przez Świętego Ducha, wierzy mimo zagubienia czy wątpliwości. Wierzy, nie tracąc z pola widzenia własnej niewiary, która stale mu towarzyszy i daje znać o sobie. Wierzy, prosząc: „Panie, pomóż niedowiarstwu memu” (Mk 9, 24).

Podobnie jest z chrześcijańską drogą. Nie ten nią kroczy, kto jest pewien swego, lecz ten, kogo nieraz ogarniają wątpliwości. Nie ten, kto znalazł niezawodne drogowskazy, lecz ten, kto stale ich szuka i co dzień o nie prosi. Więcej: kto ma odwagę i siłę ducha, by się przed nimi nie cofać. „Wąska jest [bowiem] droga, która prowadzi do żywota”, czytamy w Ewangelii św. Mateusza (7, 14). Wąska, znaczy trudna, bardzo trudna, nawet pełna udręki. Po tym możemy ją poznać.

Trudność zaś polega przede wszystkim na tym, że trzeba ją ciągle wybierać. Tu przecież, po stronie człowieka, jeśli tylko nie roi on sobie, że jest bogiem, nic nie dzieje się raz na zawsze, lecz ciągle od nowa. Toteż tylko zaczynając stale od początku, możemy znaleźć właściwą drogę i zmierzać ku nowemu stworzeniu. Musimy bez ustanku powracać do Boga, od którego odciąga nas świat i nasza ułomna natura. Musimy ciągle wybierać od nowa, w pokorze, w bojaźni i drżeniu, w oczekiwaniu na działanie łaski. W przeciwnym razie nigdy nie dojdziemy tam, gdzie z absolutną szczerością i pełnym przekonaniem będziemy w stanie powtórzyć za św. Pawłem: „Żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus”.  


KRZYSZTOF DOROSZ jest ewangelikiem reformowanym, autorem książek o tematyce religijnej. Przez 20 lat pracował jako dziennikarz Polskiej Sekcji BBC. W latach 2002-03 redaktor naczelny ewangelicko-reformowanego miesięcznika „Jednota”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2013