List w obronie ortodoksji

Szczerze cieszy mnie cała ta dyskusja, jaka wybuchła na katolickich szczytach w związku z kampanią „Przekażmy sobie znak pokoju".

16.09.2016

Czyta się kilka minut

Fot. Marek Szczepański dla „TP” /
Fot. Marek Szczepański dla „TP” /

Po pierwsze: zgodnie z tym, co napisali w swoim liście redaktorzy patronów medialnych akcji („Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” i „Znaku”) jeszcze nigdy dotąd w polskiej katosferze tak jasno nie wybrzmiewało pomijane (albo zapominane) katechizmowe wezwanie do tego, by osoby homoseksualne traktować z delikatnością i szacunkiem, przypominając im, że jest dla nich miejsce w Kościele, bo „nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci którzy się źle mają”. Wszyscy krytykujący akcję muszą, chcąc nie chcąc, zacząć od powtórzenia tej samej mantry: delikatność i szacunek. Nie grubiaństwo, nie „heheszki” i przezwiska, nie sprawdzanie, czy oni rzeczywiście na pewno, na sto procent „Wiedzą, że się źle mają”. Nie spoglądanie z góry i obmywanie duchowych rąk, by tylko nie zaciągnąć rytualnej nieczystości.

Plakat akcji „Przekażmy sobie znak pokoju”

Po drugie: stróże ortodoksji idą rzecz jasna dalej i mówią: „OK, to kim, ci ludzie są, to nie grzech, ale trzeba im przecież też jasno wyłożyć, że to co robią – to grzech. Jest to, więc od razu musi być i tamto”. Ciekawość, czy słyszeli o zjawisku dyplomacji? Czy gdy zdarza im się po dwudziestu latach iść z wizytą do poróżnionej ze wszystkimi babci, zaraz po wyciągnięciu doń ręki, walą jej w oczy prawdę, wyliczając grzechy i zaniedbania? Bo przecież trzeba być jednoznacznym, bo przecież trzeba dać świadectwo prawdzie. Zaprawdę: „Synowie tego świata roztropniejsi są w kontaktach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światła”. Ilu wojen nuklearnych udało się uniknąć, ilu zakładników uratować, ile więźniów wydobyć z lochów, bo „ogarniający” sytuację ludzie wiedzieli, że choć prawda zawsze jest lekarstwem, powinna zawsze być stosowana z wrażliwością i mądrością, bo ona często leczy i boli jednocześnie. Trzeba umieć się z nią obchodzić, jeśli chcemy żeby lepiej miał się pacjent, a nie wyłącznie ego wiedzącego lepiej terapeuty.

Przypominałem i przypomnę raz jeszcze rozmowę Jezusa z Samarytanką przy studni. Kobietą nieczystą podwójnie, po pierwsze z racji pochodzenia, po drugie – powikłanej sytuacji osobistej. Czy Pan mówi do niej najpierw: „Traktuję cię z delikatnością i szacunkiem, ale jestem też w sumieniu zobowiązany, by od razu ci powiedzieć: należysz do sekty, a to co robisz w domu i w łóżku to moralny bardak, straszny grzech”? Czy może najpierw jej uważnie słucha? Ba, chwali ją nawet za to, że opisując swoją złą sytuację mówi, jak rzeczywiście jest. Czy Pan rozwadnia własne nauczanie? A skąd. Najpierw bezinteresownie daje siebie, otwiera się na kontakt. Później – powtórzę – słucha.

I oto nadarza się okazja, by słuchać. Przy okazji tej kampanii wypowiadają się osoby homoseksualne, które nie owijając w bawełnę mówią, co ich boli na linii oni – ich katolicyzm. Ba, mówią o tym w tych słynnych filmikach również heteroseksualni katolicy, piszący do patronujących redakcji, zajmujący się tematem od dawna. Czy ktoś z nich zaznacza: „To, co mówię to oficjalny głos Kościoła”? Ktoś wypowiada się jako jego rzecznik? Skąd. Jasne, pracują w pismach mających w podtytule słowo „katolickie”. Czy to znaczy, że mają przestać mieć własne zdanie, myśli i odczucia? Czy naprawdę naszym marzeniem jest Kościół, w którym największą wartością jest śpiewanie zawsze unisono, niezależnie od tego co człowiekowi teraz gra w środku? Czy może ów Kościół winien być raczej miejscem, gdzie każdy z nas nie boi się otwarcie powiedzieć z czym ma problem i co go boli? A w reakcji usłyszeć nie okrzyki „heretyk”, „wiarołomca”, ale zaproszenie do rozmowy, do wymiany myśli, doświadczeń, jak Ewangelia widzi się dziś z życiem.

Ilu tych, co dziś „jadą” po Zuzannie Radzik czy Cezarym Gawrysiu, zastosowało wobec nich starą zasadę świętego Ignacego: najpierw postarać się ze wszystkich sił, by obronić to, co w wypowiedzi siostry lub brata jest dobre, ważne, zasadne? Przecież oni nie mówią z przekory, ze złości, z antykościelnej fobii. Szukają, jak umieją, dobra człowieka. Dostrzeż to. Dopiero później przedstaw swoje zdanie, wątpliwości, (w tym wypadku – często uzasadnione). Ortodoksja Kościoła nie ucierpi na tym, gdy się o niej rozmawia (jak na ostatnim Synodzie o rodzinie), przeciwnie – choć niezmienna – może dzięki temu zaświecić nieznanym dotąd światłem.

No dobrze, a gdzie tu powód do radości? Ano w tym, że jest szansa (nikła, ale jest), że przy okazji tej kampanii dotrze do nas, że po co się w ogóle porywamy na jakiś dialog ze światem, jak my ze sobą nie umiemy normalnie, po Bożemu dyskutować? Od razu lecą epitety, kropidła, sztandary, „prawak”, „lewak”. Może, słuchajcie, my się najpierw samych siebie nauczymy wreszcie traktować z „delikatnością i szacunkiem”? A nie jak poborowych, których albo należy wcielić do własnej armii, albo odstrzelić, by oni kiedyś nie odstrzelili nas? Cieszę się już, jak głupi, na samą myśl, że kiedyś mogłoby tak być.

Po trzecie: to naprawdę wzruszające, słyszeć w tak krótkim czasie tyle apeli o to, by nie owijać we flanelkę, tylko nie bacząc na koszta, kawa na ławę, głosić nauczanie Kościoła. Niektórzy koledzy mają wyraźny niedosyt takich deklaracji, więc powtórzę: tak, uważam, że Katechizm ma rację i akty homoseksualne są grzechem. A teraz wasza kolej, najdrożsi. Proklamujcie z tym samym zapałem w swoich gazetach i na forach nauczanie Ojca Świętego w stosunku do uchodźców. Do imigrantów. Apelujcie gromko o wyrugowanie z przestrzeni wiary tej karykatury patriotyzmu, jaką jest nacjonalizm. Po każdej większej imprezie na jasnogórskich wałach albo w tej czy innej katedrze – oburzeni cytujcie ustępami instrukcję „Redemptionis Sacramentum” mówiącą (w nr. 78) o zakazie łączenia liturgii „ze sprawami politycznymi i świeckimi”. Dołączycie do krucjaty Następcy Piotra, który nie tyle chce „Kościoła dla ubogich", co „Kościoła ubogich". Mówcie ludziom twardo i to, co Katechizm (w pkt. 2401 - 2449) mówi o zasadzie „powszechnego przeznaczenia dóbr" (czyli, że to co masz jest nie tylko twoje, ale i wspólne; że odmawiając czegoś swojego biednemu – de facto kradniesz itp.), albo o „integralności stworzenia". Zamiast przeczekiwać pontyfikat – wyprowadźcie nas za Franciszkiem do szpitali, do więzień, na ulice. Chcecie, by innym zabrano przydomek „katolicki"? Dowiedzcie i wy swej „katolickości". Chyba, że co do niektórych z opisanych wyżej fragmentów nauczania macie wątpliwości, inaczej widzicie pewne rzeczy. Chcecie, by je zauważyć, by o nich dyskutować? Czy może nadal brnąć będziemy we wzajemne odpytywanie się z ortodoksji oraz wyklinanki?

I już zupełnie na koniec. Nie jestem członkiem żadnej z redakcji, które wzięły patronat nad akcją. Do „Tygodnika Powszechnego” (i czasem do „Więzi”) piszę felietony. Osobiście mam jednak wrażenie, że to nie kościelną autoryzacją walczy się dziś w kiosku, a warsztatem dziennikarskim, sposobem ujęcia tematów, umiejętnością spotkania wrażliwości czytelnika. Owo „katolickie” afiliowanie tych czy innych mediów to archaizm i faktycznie potencjalne źródło zamieszania. Tytuły mogą odwoływać się do czerpania z katolickich wartości, ale katolickie to jest jednak to, co ogłosi Watykan, powie papież, albo przekaże w oficjalnie sformułowanym nauczaniu Episkopat Polski. Źródłem i szczytem mojego katolickiego życia i tożsamości jest liturgia, modlitwa, wspólnota a nie „katolickie media”, „katolickie partie”, „katolickie piosenki” albo instytucje. Nie etykietujmy się więc i nie sprawdzajmy sobie czystości szkolnych tarcz przy mundurkach. Wybierzmy węższą drogę do Królestwa: nauczyć dzielić się ze światem pięknem odnalezionym w ortodoksji, a nie tylko – siłowo jej bronić. Do sprawności stróża dodać sprawność apostoła.


CZYTAJ TAKŻE:

Dlaczego znak pokoju: Zwłaszcza w Roku Miłosierdzia ludzi wierzących powinno być stać na taki religijny gest. Tym bardziej że dyskutowana kampania nie jest wymierzona w nauczanie Kościoła.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016