Liniowy po słowacku

Słowacka reforma podatkowa, słynne "3 x 19, ma już za sobą dwa lata próby. Wbrew ostrzeżeniom jej przeciwników, ani nie opróżniły się lodówki w słowackich domach, ani nie opustoszała państwowa kasa.

06.03.2006

Czyta się kilka minut

Minister finansów Ivan Miklosz i premier Słowacji Mikulasz Dzurinda /
Minister finansów Ivan Miklosz i premier Słowacji Mikulasz Dzurinda /

Słowacki fiskus inkasuje więcej niż oczekiwał, a gospodarka jedzie na pełnych obrotach i zaskakuje wynikami nawet najbardziej optymistycznych analityków. A zwyczajni ludzie? Nie zawsze są zachwyceni tym, co im zgotowała liberalno-konserwatywna koalicja. Ale niezadowolonych podobno ubywa. Choć może nie wszędzie...

- Podatkowa reforma? U nas? Nic o tym nie wiem - dziwi się Ludmiła z restauracji "Horoskop" w Czadcy, powiatowym mieście w północno-zachodniej części kraju. Kilka kilometrów stąd w kierunku zachodnim jest już granica z Czechami, w kierunku północnym zaś z Polską. To Kysuce, jeden z biedniejszych regionów Słowacji.

- Dla mnie ważna jest płaca minimalna - dodaje. - Bo to właśnie moja pensja.

- Nikt nam tu nie da więcej - mówi kwiaciarka z pobliskiego supermarketu "Terno", która też pracuje za najmniejsze możliwe wynagrodzenie. Nie chce zdradzić nawet, jak ma na imię.

- Jest gorzej, niż było. Zwłaszcza dla rodzin z małymi dziećmi - rzuca jeszcze. - To wszystko.

Norbert ze sklepiku z komórkami obok też nie jest zbyt rozmowny:

- Nie wiem, nie umiem powiedzieć, jak to się zmieniło. Mnie to po prostu nie interesuje. Jak firmie wiedzie się lepiej, to i ja lepiej zarabiam.

Radim na stacji benzynowej jest wyraźnie zaskoczony pytaniem:

- Dziewczyny, jak to się u nas zmieniło, gdy wprowadzili "liniowca"? - rzuca w stronę koleżanek robiących porządek na regałach. Ale one milczą. Jeszcze chwilę się zastanawia. - Właściwie wiele się nie zmieniło, przynajmniej jeśli chodzi o pensję. Bo w sklepach wszystko podrożało o 20 procent. Przecież podwyższyli VAT.

Chyba się udało

Ojciec słowackiej reformy podatkowej Ivan Miklosz, minister finansów w drugim gabinecie premiera Mikulasza Dzurindy, aż nazbyt dobrze wiedział, na jak grząski grunt wstępuje. W końcu chodziło o pieniądze. Ale nie tylko.

Słowacka reforma podatkowa została oparta na zasadach:

  • prostoty i jednoznaczności,
  • sprawiedliwości i proporcjonalności,
  • neutralności,
  • wykluczenia podwójnego opodatkowania,
  • efektywności.

Głównym celem reformy było stworzenie takiego systemu podatkowego, który nie tylko zapewni fiskusowi wpływy budżetowe, ale będzie funkcjonował motywacyjnie. Systemu, który będzie wszystkich zniechęcał do ukrywania się w szarej strefie, bo to się nie opłaca, jednocześnie będzie zachęcał przedsiębiorców do tworzenia nowych miejsc pracy, bo to przyniesie im korzyści. Systemu, który pobudzi gospodarkę i przyczyni się do poprawy warunków życia.

I to się chyba udało. Słowacja jest dziś najszybciej rozwijającym się krajem w regionie. W czwartym kwartale ubiegłego roku słowacki produkt krajowy brutto wzrósł o 7,5 proc. w porównaniu z tym samym okresem rok wcześniej. Bezrobocie maleje, płace realne rosną.

Ale oczywiście nie wszędzie jest tak samo dobrze. W Kysucach długo jeszcze nie będzie tak jak w Bratysławie. Bo także na Słowacji najszybciej rozwijają się regiony najbardziej rozwinięte. Trzeba będzie wielkich zastrzyków pieniędzy z unijnych funduszy, by zmniejszyć dystans między najbogatszymi a najbiedniejszymi.

Prostota, elegancja...

Słowacki system podatkowy został przede wszystkim radykalnie uproszczony. Od 1 stycznia 2004 roku zamiast:

  • piętnastu (sic!) dotychczasowych stóp podatku od dochodów osób fizycznych PIT,
  • trzech stóp podatku od dochodów osób prawnych CIT,
  • dwóch stóp podatku od wartości dodanej VAT (zwanego w Polsce podatkiem od towarów i usług) - wprowadzono jedną stopę 19-procentową.

Jednocześnie całkowicie zlikwidowano podatki:

  • od dywidend,
  • spadkowy,
  • od darowizn,
  • a od roku 2005 również od zakupu i przejęcia nieruchomości.

Skasowano też znakomitą większość ulg. Krótko mówiąc, system stał się bez porównania bardziej przejrzysty i elegancki.

...i umiar

W kwestiach podatkowych chodzi jednak przede wszystkim o pieniądze. Jeśli ludzie mieli zaakceptować reformę, nie mogli na niej stracić. A przynajmniej znacząca większość nie mogła. Czyli nie mogli stracić przede wszystkim ci, którzy zarabiają najmniej. Tym bardziej że wśród zasad, którymi według własnych deklaracji kierowali się autorzy reformy, była zasada sprawiedliwości. Definiowali ją jako "postulat, by rozkład podatkowych ciężarów podlegał pewnym społecznie akceptowalnym kryteriom". Dalej mówili o dwóch kategoriach sprawiedliwości:

  • "horyzontalnej", oznaczającej, że wysokość podatku nie może zależeć od źródła dochodów, co przede wszystkim wykluczało zryczałtowane opodatkowanie (jak w wypadku polskiej karty podatkowej),
  • oraz "wertykalnej", oznaczającej, że bogatsi płacą więcej. Tak jest w systemie progresywnym, ale i w wypadku podatku liniowego, kiedy to kwota podatku jest proporcjonalna do wysokości dochodów.

W starym systemie większość podatników objęta była pięciostopniową skalą podatku dochodowego ze stopami w wysokości 10, 20, 28, 35 i 38 procent. Efektywne opodatkowanie było oczywiście jeszcze niższe, z racji istnienia kwoty wolnej od podatku i licznych ulg.

Wprowadzenie jednej 19-procentowej stopy podatku dochodowego przy jednoczesnym obcięciu większości ulg mogło więc zostać zrekompensowane tylko w jeden sposób - znaczącym podniesieniem kwoty wolnej od opodatkowania. Faktycznie tak się stało: wzrosła ona z 38760 koron w roku 2003 do 80832 koron w roku 2004. Małżonka czy małżonek bez własnego dochodu podwajał tę liczbę, podczas gdy przedtem powiększała się ona jedynie o 12 tysięcy. Dzieci, z których uprzednio każde podwyższało kwotę wolną od podatku o 16800 koron, tym razem obniżają podatek 400-koronowym bonusem miesięcznym, czyli o 4800 koron rocznie na głowę.

Wciąż liniowy, choć nie taki płaski...

Słowacki PIT różni się więc tym od pozostałych dwóch podatków, CIT i VAT, że w jego wypadku została zachowana kwota wolna od opodatkowania. Według terminologii używanej w Polsce jest to nadal podatek liniowy, jak i pozostałe dwa. Ale tak naprawdę nie jest to już prawdziwy flat tax, "płaski podatek", czyli po słowacku rovna dań, bo w procentowym ujęciu jego wysokość nie jest stała, lecz zależna od dochodu. Podatnik zarabiający 80 tysięcy koron nie zapłaci fiskusowi ani halerza, czyli będzie efektywnie opodatkowany zerowym podatkiem. Przy dochodzie dwa razy wyższym (160 tysięcy) zapłaci 9,4 proc. ze swego dochodu, a przy cztery razy większym (320 tysięcy) - 14,2 proc. 19 proc. nie zapłaci nikt, choć im więcej zarobi, tym bardziej się do tego progu zbliży.

...ale czy sprawiedliwy?

"Zmniejszyła się przestrzeń dla manewrów rządu na rzecz podwyższania podatku. System progresywny pozwalał bowiem na podwyższenie podatku tylko dla najlepiej zarabiających. Tego się nie da zrobić w obecnym systemie" - napisał Jan Dinga, autor artykułu w prawicowym piśmie "Prave spektrum" już półtora roku temu. Ale wciąż jeszcze, jego zdaniem, można ten system popsuć, nadmiernie podwyższając kwotę wolną od podatku.

Dinga zwraca jeszcze uwagę na jeden istotny aspekt reformy: "Liczni ekonomiści powitali wprowadzenie podatku liniowego z mieszanymi uczuciami. Powodem jest jego wysoka stopa. Ministerstwo finansów ustaliło ją na poziomie 19 procent, mimo że wielu ekonomistów zalecało 15 procent. Ludziom o najniższych dochodach w ostatecznym rozrachunku podatki nie zmalały, a wręcz przeciwnie, ulgowa stawka podatku VAT wzrosła z 14 na 19 procent, co odczuli przede wszystkim oni. W tym wypadku zarzut, że liniowy podatek pomógł szczególnie ludziom z wyższymi dochodami, jest prawdziwy. 19-procentowy podatek liniowy nie wprawił większości ludzi w entuzjazm".

Prawicowego komentatora najbardziej jednak boli to, że "ministerstwo finansów zmarnowało szansę przekonania ludzi o słuszności prawicowej polityki (...). Wysoka stopa podatku zwiększa ryzyko, że inny rząd będzie mógł wrócić do progresywnego opodatkowania. Jeśli ludzie nie staną za podatkiem liniowym, na jego zlikwidowaniu lewicowa partia będzie mogła oprzeć swój program wyborczy" - ostrzegał Dinga w sierpniu 2004 roku.

I tak właśnie się stało. 3 grudnia najważniejsza partia opozycyjna Smer SD ("smer" to po słowacku "kierunek", "SD" zaś to "socjaldemokracja") przyjęła programowy dokument "Powrót do ludzkiej godności", w którym obiecuje między innymi "prawo do godziwych dochodów". Aby móc ten zamiar urzeczywistnić, Smer SD wprowadzi na przykład "więcej stóp VAT niższych niż 19 procent" oraz "progresywne opodatkowanie dochodów osób fizycznych, które pomoże ludziom z niskimi dochodami". Tak bowiem sprawiedliwość rozumie lewica.

Według Dingi, sprawiedliwość to jeszcze coś innego: podatek pogłówny, dla każdego taki sam. Bo przecież "za jednakową usługę należy się jednakowa zapłata". Ta usługa to na przykład ochrona przez policję czy wojsko, które państwo opłaca z podatków. Ale konserwatywny publicysta nie łudzi się, że będzie taki podatek płacił. To najprostszy podatek, jaki istnieje. Dlatego tak trudno go wprowadzić, o czym swego czasu przekonała się Margaret Thatcher.

Poparcie...

Jakich podatków chcieliby więc Słowacy? Pomijając odpowiedź oczywistą "żadnych!", warto się przyjrzeć wynikom badania opinii publicznej, które przeprowadził bratysławski Instytut Spraw Publicznych IVO w listopadzie ubiegłego roku. Jedno z pytań dotyczyło pięciu wielkich reform, które drugi rząd premiera Dzurindy przeprowadził w dobiegającej końca kadencji. Ankietowani mieli do wyboru trzy możliwości ich oceny:

1. "dobra, powinna zostać taka, jaka jest",

2. "w zasadzie dobra, ale wymaga poprawienia detali",

3. "zła, powinna zostać zmieniona w zasadniczy sposób" oraz odpowiedź "nie wiem".

I tu niespodzianka: reforma podatkowa uplasowała się z wynikiem 57 proc. przychylnych ocen (odpowiedzi 1 i 2) na miejscu drugim, tuż za decentralizacją administracji publicznej (60 proc.), a przed reformą emerytalną (53 proc.) i zmianami w systemie zasiłków socjalnych (49 proc.). A że Słowakom może także coś się nie podobać, dowodzą wyniki reformy służby zdrowia, którą potępiło (odpowiedź 3) aż 74 proc. respondentów.

...z niewiedzy?

Zora Butorova, socjolog z IVO i współautorka cytowanego sondażu, potwierdza obserwacje z Czadcy: - Reforma podatkowa jest dla zwyczajnych ludzi czymś abstrakcyjnym. Jeśli nawet wiedzą o niej, nie potrafią jej sobie przełożyć na codzienne życie - tłumaczy.

- Nawet jeśli to są konkretne pieniądze?!

- Nawet. Na pasku z wypłatą jest tak wiele liczb, że trudno wyłowić, co się zmieniło: podatek czy jakieś ubezpieczenie. Dlatego ludzie dokonują raczej globalnej oceny, wszystkiego razem.

Tak podchodzą do przemian przede wszystkim najubożsi.

- Oni są nastawieni nieprzychylnie do wszystkich reform. To skutek ich desperacji - mówi Butorova. - Najwięcej zwolenników zmian z minionych trzech lat można znaleźć wśród ludzi młodych, lepiej wykształconych, mieszkających w mieście. Na pewno popierają reformy przedsiębiorcy. Spośród wyborców poszczególnych partii politycznych największymi orędownikami ostatnich przemian są ci, którzy głosowali na partię premiera Dzurindy, czyli Słowacką Unię Chrześcijańsko-Demokratyczną. Na przeciwległym końcu plasują się wyborcy Ruchu na rzecz Demokratycznej Słowacji eks-premiera Vladimira Mecziara oraz Komunistycznej Partii Słowacji.

Co dalej?

Najciekawszym zjawiskiem jest jednak stosunek do reform zwolenników partii Smer SD, która otwiera wszystkie rankingi przedwyborcze. Jej szef, Robert Fico, uchodzi już za przyszłego premiera Słowacji. Ale ostrożność jest wskazana: tak samo było już cztery lata temu. Sęk w tym, że prognozy na Słowacji nie zawsze się sprawdzają. Butorova: - Okazuje się, że poglądy zwolenników partii Smer SD są bliższe poglądom tych, którzy popierają partie koalicji rządowej, niż temu, co głoszą partyjni politycy, a zwłaszcza sam Fico. Oni nie są aż tak antyreformatorscy.

I jeszcze jedno, znaczące spostrzeżenie: - W 2005 roku ubyło w naszym kraju ludzi niezadowolonych.

Czy to znaczy, że czas słowackich reform jeszcze się nie skończył? Ano zobaczymy. Już niedługo. Wybory w czerwcu.

Aureliusz M. Pędziwol jest niezależnym dziennikarzem publikującym artykuły w pismach wychodzących w Europie Środkowej. Mieszka w czeskim Cieszynie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho Igielne - przewodnik (11/2006)