Licencja na zbawienie

Michel Foucault. Hermeneutyka podmiotu | Troska o samego siebie jest czymś w rodzaju żądła, które należy wrazić w ciało człowieka, zagłębić w jego egzystencji i które budzi ciągły niepokój – tłumaczył francuski filozof.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Starożytni zostawili nam w spadku delikatną nić, z której utkaliśmy kaftan bezpieczeństwa. Jak można go nadpruć, tkwiąc w nim jednocześnie?

Podmiot wyziera dziś z każdej wypustki i z każdej niecki życia. Wolne podmioty snują się po ulicach i na każdym kroku dokonują „wolnych” wyborów z ograniczonej puli opcji. Jak żyć? – fundamentalne pytanie sprowadza się do sloganu: pokaż mi swój plan dnia, pastę do zębów, dziecko, kochankę, a powiem ci... czy wpisujesz się w preferowaną wizję podmiotowości. Jeśli do niej nie przystajesz, czy będziesz spisany przez kulturę „ja” na straty? Gdzie zagubiliśmy wiarę w człowieka jako w podmiot jego własnej prawdy, nienarzuconej z zewnątrz, niekrępującej mu rąk?

Cierpliwe magnetofony

Próbę odpowiedzi podejmował w ostatnich pracach Michel Foucault. Od 1970 r., kiedy powołano go na powstałą, właściwie dla niego, Katedrę Historii Systemów Myślenia w Collège de France, aż do śmierci 14 lat później, prowadził wykłady. Co roku eksplorował nowy problem. Misterna pajęczyna myśli, pociągnięta hermetycznym ściegiem, onieśmielała słuchaczy. Monotonny głos, brak choćby krzty kokieterii, czasem tylko subtelny żart skierowany do wtajemniczonych. Na końcu zapadała cisza, młodzi podchodzili do katedry tylko po to, by zabrać nagrywające mistrza magnetofony. A jednak przychodziły tłumy.

„Hermeneutyka podmiotu”, wykłady z roku akademickiego 1981/82, to wolta, która może wywołać konsternację wśród przekonanych, że Foucaulta „rozgryźli”. W obiegowej opinii uchodzi on za filozofa, który doszedł do ściany. Skoro władza jest wszechobecna i rozproszona niczym płyn w aerozolu (metafora Sławomira Magali), to także wiedza staje się produktem niewidzialnego poddaństwa. Na cóż tropić i demaskować władzę, kiedy cały czas tkwi się w jej przezroczystej klatce? Podmiot – sztandarowa figura oświeceniowego etosu nauki – zostaje odarty z iluzji emancypacyjnych. Foucault odsyła bowiem do dwojakiego sensu francuskiego sujet: „zgodnie z pierwszym podmiot jest »poddany« komuś innemu za sprawą odpowiednich metod uzależnienia i kontroli, zgodnie z drugim – przykuty do swej tożsamości przez własne sumienie bądź samowiedzę. Obydwa wskazują na formę władzy, która ujarzmia i czyni poddanym”.

Pojawia się jednak próba wyślizgnięcia z kleszczy: antyczna zasada troski o siebie odsyła do świata, gdzie nić łącząca prawdę i bycie podmiotem jeszcze nie została przerwana. Obserwujemy Foucaulta szukającego etyki, którą zgubiliśmy w czasach Kartezjusza, kiedy prawdę oddzielono od moralności.

Troszcz się o siebie

Skąd przekonanie, że podmiot w ogóle może dojść do prawdy i potrafi ją wyrazić? Na przekór tym, którzy mitu założycielskiego filozofii podmiotu szukają w delfickiej maksymie „poznaj samego siebie”, Foucault koncentruje się na innym starożytnym zaleceniu: „troszcz się o siebie”. Zdaniem starożytnych, przynajmniej od Sokratesa, dzięki skupieniu się na własnej duszy można dotrzeć do indywidualnego sedna. „Troska o samego siebie jest czymś w rodzaju żądła, które należy wrazić w ciało człowieka, zagłębić w jego egzystencji i które stanowi zasadę poruszenia, ruchu, zasadę ciągłego niepokoju” – dodaje Foucault.

Zrębów tej filozofii upatruje w „Alkibiadesie”, jednym z dialogów Platona, który w mniemaniu spadkobierców jego Akademii stanowi summę Platońskiej filozofii. Alkibiades, już nie obiecujący młodzieniec, otaczany troskliwym wsparciem Sokratesa, lecz posunięty w latach zgorzkniały mężczyzna, pojawia się także w „Uczcie”. Rozlicza się z obietnicy złożonej mistrzowi – zaniedbaniu troski o siebie przypisuje polityczne klęski. Bowiem troska o siebie to nie tylko zestaw technik „widzialnej nieobecności”, cofania się od świata ku duszy – ale przede wszystkim postawa nieustannej, krytycznej introspekcji.

Według Platona i sofistów trosce o siebie może się poświęcać tylko moralna (i finansowa) elita polis, a więc ci, „którzy są w stanie zbawić samych siebie”. W I i II wieku następuje jednak rozplenienie troski. Wzywani są do niej wszyscy bez wyjątku – już nie dla dobra polis, lecz dla Siebie przez duże „S”: zbawieniem człowieka staje się on sam. Troska o siebie urasta w późnym antyku do rangi koła zamachowego sztuki życia. „Deszyfryzacja siebie” zmienia się w pragmatyczną korektę niedoskonałego ducha. Kilkanaście wieków później stanie się wolnością dziwną – opresyjną. „Na gruncie tej kultury Siebie obserwujemy ową tak fundamentalną dla naszej kultury grę między uniwersalnością wezwania a rzadkością zbawienia” – podkreśla Foucault. Cel postawiony wszystkim jest osiągalny tylko dla wybranych, a wolność okazuje się dobrem stopniowalnym.

Elitarność troski o siebie objawia się w potrzebie duchowego nauczyciela, praszczura dzisiejszych terapeutów. Prywatnego doradcy, prowadzącego z podopiecznym dialog raczej niby-egzystencjalny niż intelektualny, oparty na miękkich technikach oddziaływania. Wreszcie troska o siebie przemieni się w swoje zaprzeczenie – wszechobecną terapię, maskującą traumę, którą nowoczesność sama sobie zafundowała: „epoka nowożytna zaczęła się w dniu, w którym stwierdzono, że podmiot taki, jaki jest, nie jest zdolny do prawdy, ta ostatnia zaś, taka, jaka jest, nie jest zdolna zbawić podmiotu”.

Chrześcijańska kradzież

Foucault rozbija też dobre samopoczucie chrześcijanina, przeświadczonego, że wraz z jego religią nastąpiła z niczym nieporównywalna rewolucja etyczna. „Jeśli podjąłem tak czasochłonne studia, to właśnie aby spróbować odsłonić, w jaki sposób owo coś, co nazywamy etyką chrześcijańską, wrośnięte było w etykę europejską nie od początków świata chrześcijańskiego, ale od czasu etyki starożytnej” – mówił w ostatnim wywiadzie. Podkreśla, że nie chce sprowadzać zachodniej etyki do jednej uniwersalnej zasady moralnej. Zależy mu raczej na wykazaniu zniekształceń apelu, by troszczyć się o duszę. Chrześcijaństwo nie było całą salą lustrzaną, czyli historią technologii wytwarzania podmiotów, ale okazało się potężnym krzywym zwierciadłem. Idea zbawienia, z której uczyniło fundament, ma źródło filozoficzne, a nie stricte religijne. Greckie sodzein znaczy nie tylko zbawiać, ale także ochraniać czy roztaczać nad czymś opiekę. W starożytności owa zbawcza troska o siebie była wskazówką, a nie imperatywem. Z biegiem czasu stawała się jednak składnikiem sztuki egzystencji ogarniającej nakazami wszelkie przebłyski życia. Nakazami właśnie – bo pytanie „jak żyć?” zmienia się w misję, jak przekształcić siebie w prawomocny podmiot.

Chrześcijaństwo przejmuje od starożytnych stoików nakaz, ale podsuwa inne środki – prawda podmiotu to już prawda objawiona, czerpana z Pisma. Platoński model zostaje zastąpiony wyrzeczeniem się siebie jako ostatecznego celu. „Chrześcijaństwo to religia bez własnej moralności, która wykorzystała, przeszczepiła na swój grunt tamtą moralność jako punkt oparcia z początku jawnie zewnętrzny – uważa Foucault – potem zaś stopniowo przyswajany, przepracowywany i obrabiany”.

Foucault widzi w życiu chrześcijanina nieustający test na wierność Bogu i ucieczkę przed złem. Człowiek jako cel sam w sobie niknie pod naporem sacrum i jego pasterzy. Wbrew pierwszemu wrażeniu, krytyka władzy Kościoła nie przeradza się u Foucaulta w antyklerykalny atak. Filozof wpisuje pastoralną władzę, na której swą dominację zbudowało chrześcijaństwo, w szerszy horyzont wytwarzania opresyjnej podmiotowości.

Pożegnanie z ascezą

Foucault stawia pytanie: Co zrobiliśmy etyce siebie, co uczyniliśmy dawnym mistrzom? Późny antyk nie znał jeszcze owoców, które sam wyhodował, lecz już dla Greków świat „w pewnym momencie przestał być czymś myślanym, by stać się tym, co poznawane, mierzone i opanowywane”. Próba, której poddawany jest człowiek, ma się wyrażać w doświadczeniu własnej egzystencji (a więc w sferze skrajnie subiektywnej), ale jednocześnie w konkretnych ćwiczeniach, służących obiektywnemu doskonaleniu się. Egzystencjalne pytanie o prawdę jawi się więc niczym przedmiot wiedzy praktycznej.

Nowożytność, pasożytując na antycznej etyce, przenicowała jej sensy. Kultura Siebie oplata nas kokonem technik panowania nad własnym „ja” – już nie dla siebie, lecz w ukrytym celu normalizowania całych populacji. Efektywne rządzenie to takie, którego podmiotami są jednostki same narzucające sobie kulturowy kierat wymiernego sukcesu. „U Platona człowiek troszczył się o siebie, ponieważ musiał zajmować się innymi. I kiedy zbawiał innych, zarazem zbawiał samego siebie” – podkreśla Foucault. Kilka wieków później „trzeba troszczyć się o siebie, ponieważ jest się sobą, po prostu dla samego siebie”.

Już w czasach rzymskich stoików można znaleźć jaskółki współczesnego „terroru troski o siebie”. Ale dziś przepoczwarza się ona w psychorozrywkę albo terapię non-stop. Pół biedy, jeśli jest ona wulgarna – przynajmniej razi sztucznością. Slogany z „Gry o tron” kopiowane na seryjnych szkoleniach z motywacji, zamiatanie życia pod dyktando Perfekcyjnej Pani Domu albo pusty ekshibicjonizm rodem z Facebooka – są niegroźnie, póki pozostają naiwne. Gorzej, kiedy naturalizują nadprodukcję i recykling podmiotowości typu wytnij-zegnij-posklejaj.

***

Foucaultowskie poszukiwania anarchistycznej etyki „ja” zostawiają jednak niedosyt, a ich epilog wskazuje na rozczarowanie nimi u samego autora. Krótko przed śmiercią gwałtownie porzucił pracę nad książką o starożytnych drogach moralności. Dlaczego? Może pewnym tropem są słowa z ostatniego wywiadu, opublikowanego w „Les Nouvelles Littéraires” w czerwcu 1984 r., trzy dni po odejściu Foucaulta: „Cała starożytność wydaje mi się jednym »głębokim błędem«”. Hermeneutyka demistyfikacji zatoczyła koło.

Michel Foucault, Hermeneutyka podmiotu, przeł. Michał Herer, PWN, Warszawa 2012

MAGDALENA NOWICKA (ur. 1984) jest socjolożką, analityczką mediów, krytyczką literacką, pracowniczką Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013