Lepsza jest nicość

Wierzą, że życie jest gehenną, nawet jeśli nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Dlatego antynataliści mówią wprost: każde kolejne dziecko zwiększa sumę zła w świecie.

28.12.2020

Czyta się kilka minut

 / NATALIA POLASIK DLA „TP” / MOONWATER.PL
/ NATALIA POLASIK DLA „TP” / MOONWATER.PL

„Ale przecież wszyscy wiedzą, że życie nie jest wcale warte trudu przeżywania” – zapisał w „Obcym” Albert Camus. „Wszyscy” to może przesada, jednak z tym zdaniem zgodziliby się z pewnością antynataliści. To osoby, które uważają, że jedyną moralnie uczciwą postawą w świecie przesiąkniętym cierpieniem i zdewastowanym działalnością człowieka jest zaprzestanie płodzenia dzieci. Brzmi groteskowo? Wbrew pozorom argumenty „przeciwników istnienia” są bardzo rozległe, od metafizycznych po ekologiczne. Uderzają w dwa tematy, które w większości uznajemy za tabu i których nie poddajemy dyskusji: sensowności życia i posiadania potomstwa. Dlatego zmuszają do refleksji.

Jak zauważa David Benatar, jeden z czołowych współczesnych antynatalistów, nawet jeśli wydaje ci się, że wiedziesz dobre życie, padasz ofiarą zniekształceń poznawczych. Badania psychologów społecznych pokazują, że nie jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić jakości własnego życia – większość ludzi określa siebie jako ponadprzeciętnie szczęśliwych czy empatycznych. Według Benatara racjonalny bilans zawsze przemawia za nieistnieniem.


CZYTAJ CAŁY DODATEK WIELKIE PYTANIA NA NOWO: MORALNOŚĆ >>>


Przekonanie o niemoralności rozmnażania się i tym, że każde istnienie niesie ze sobą cierpienie, to oczywiście nie wynalazek XX-wiecznych teoretyków (i praktyków) antynatalizmu. Doskonałym podsumowaniem tego, jak na narodziny patrzą antynataliści, jest często przywoływana w ich pracach obserwacja przypisywana Herodotowi. W jednym z plemion Traków, gdy na świat przychodziło nowo narodzone dziecko, gromadzono się wokół noworodka i płakano. To uzasadniona reakcja, jeśli życie postrzegamy jako zbiór niezawinionych nieszczęść i bólu – jak często mieli robić to np. starożytni Grecy.

Zalety adopcji

Najstarszą odpowiedzią na pytania egzystencjalne są oczywiście religie. Jeśli przyjrzeć się bliżej wywodom antynatalistów, znajdziemy wiele punktów wspólnych z buddyzmem, w którym kategoria dukkha, czyli cierpienie lub udręka, jest jedną z kluczowych idei. Buddyjskie cierpienie nie jest tożsame z definicją zachodnią. Najbogatszy, zdrowy i otoczony bliskimi człowiek również cierpi. Dukkha wynika raczej z natury rzeczywistości, iluzoryczności ludzkich pragnień, niemożliwości ich realizacji czy przywiązania. Istnienie niesie ze sobą cierpienie i należy się z niego wyzwolić.

Choć chrześcijaństwo, czy szerzej: kultura judeochrześcijańska, kojarzy się ze starotestamentowym nakazem „rozmnażania i bycia płodnym”, a obowiązek ożenienia się mężczyzny i posiadania przez niego potomstwa to pierwsze z 613 żydowskich przykazań zapisanych w Torze, to w Starym Testamencie również odnajdziemy echa antynatalizmu. W najbardziej pesymistycznej ze starotestamentowych ksiąg – Księdze Koheleta – możemy natknąć się m.in. na słowa: „Gdyby ktoś zrodził nawet stu synów i żył wiele lat, i dni jego lat się pomnożyły, lecz dusza jego nie nasyciła się dobrem i nawet pogrzebu by nie miał – powiadam: Szczęśliwszy od niego nieżywy płód (...); on większy ma spokój niż tamten” (Koh 6, 3-5 w tłum. Biblii Tysiąclecia).

Lęk przed istnieniem najlepiej widać jednak poza głównym nurtem chrześcijaństwa, na jego historycznych obrzeżach. Średniowieczni katarzy wstrzymywali się nie tylko od spożywania produktów odzwierzęcych (poza rybami, które w tym okresie uznawano nie za wytwór spółkowania, a samej wody), ale rygorystycznie podchodzili do tematu płciowości. Świat ciała i materii był dla nich emanacją zła. Podobnie marcjonici z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Wśród nich nie można było zostać dopuszczonym do chrztu czy eucharystii, jeśli nie przysięgło się, że nie będzie się mieć dzieci. Rosyjscy skopcy brutalnie okaleczali genitalia swych wyznawców. Celibat był warunkiem koniecznym do zbawienia.

Antynataliści, odrzucając wszelką metafizykę, przepisują jeden lek na ból: powstrzymaj się od płodzenia. Lepiej adoptuj dziecko. To jedyny sposób, w jaki jednostka może uczynić świat odrobinę bardziej znośnym i zminimalizować sumę cierpienia na świecie (a przy okazji ilość dwutlenku węgla).

Cierpienie filozofów

Opisami cierpienia zapełnione są całe biblioteki. Nie wypada jednak nie wspomnieć o dwóch nazwiskach, których myśl została w internecie zniekształcona najbardziej. Dziś Arthur Schopenhauer i Emil Cioran są znani głównie jako bohaterowie memów i elementy popkultury. Obu filozofów wiele łączy. Wiedli samotne, pełne cierpienia życie. Bliska im była filozofia wschodnia. Argumentacja Schopenhauera o ułudzie zaspokajania wszelkich potrzeb – każda zaspokojona potrzeba generuje kolejną, a w najlepszym przypadku w czymś, co nazywamy dobrym życiem, zacznie dominować nuda – to coś, co mogło znaleźć się również w aforyzmach drugiego z filozofów.

W przypadku Ciorana, który sam siebie określał jako „teoretyka upadku”, nie trzeba przedstawiać poglądów. Same za siebie mówią tytuły jego dzieł: „O niedogodności narodzin”, „Na szczytach rozpaczy” lub „Zarys rozkładu”. Cioran oczywiście dzieci nie miał. Mawiał, że gdyby je miał, natychmiast by je udusił, a „płodzenie” uznawał za najbardziej okrutne ze znanych mu słów. To m.in. jego dzieła posłużyły scenarzystom serialu „True Detective” do wykreowania postaci nihilistycznego detektywa Rusta Cohle’a. Serialowy bohater, podobnie jak rumuński myśliciel, powstanie świadomości w gatunku Homo sapiens uważał za „tragiczny błąd ewolucji”.

Temat świadomości porusza również norweski filozof Peter Wessel Zapffe. W eseju „Narodziny Mesjasza” pisze: „Pewnej nocy, w dawno już minionych czasach, człowiek zbudził się i ujrzał siebie samego”. Ten moment to narodziny samoświadomości. Finałem eseju jest śmierć bohatera. Istnienie to wspólnota cierpień, świadomość zaś rodzi wiedzę o konieczności śmierci własnej i wszystkich, których kochamy. W innym miejscu klasycznego dzieła antynatalistów Zapffe mówi o świecie jako o „stąpaniu po pękającym w szwach cmentarzu”. Argentyński filozof Julio Cabrera, który określa siebie jako pierwszego antynatalistę, mówi, że powoływanie kogoś do życia jest jednoznaczne ze skazaniem go na śmierć. W jego opinii nie sama śmierć, jako jednostkowe zdarzenie, jest złem, ale umieranie – biologiczna konieczność, której jesteśmy całe życie świadomi.

Tragiczne piękno

Karim Akerma zwraca uwagę na problemy semantyczne. Narodziny w języku związane są z czymś pozytywnym: „podarować komuś życie”, „być w stanie błogosławionym” itd. Jednak w jego opinii prokreacja to egoistyczny błąd (i hazard w genetycznej loterii). Dziecko przecież nie istniało, zanim nie zaczęło żyć w łonie matki – nie było więc kogo „obdarować życiem”.

„Antynatalizm (...) to teoria moralna, która wyrosła z historii”, pisze w swym „Manifeście antynatalistycznym” Akerma. Jesteśmy przecież gatunkiem o wyjątkowo niechlubnej historii. Nikt nie zaszkodził innym gatunkom i planecie na taką skalę. Poza argumentami filozoficznymi, do współczesnego mieszkańca Zachodu chyba najbardziej trafia argument ekologiczny.

Powstrzymanie się od prokreacji oznacza ograniczenie emisji dwutlenku węgla o miliony ton. Inne gatunki żyły na długo przed Homo sapiens i będą istniały długo po nas. Nic nie usprawiedliwia przemysłowego chowu zwierząt czy rujnowania środowiska.

W dodatku nasze dzieci najprawdopodobniej będą żyły w gorszym świecie niż my. Takim, gdzie będą toczyły się wojny o wodę, a głód może stać się zjawiskiem powszechnym. Żaden antynatalista nie nawołuje jednak do nieograniczonej aborcji, samobójstwa czy wysadzania przedszkoli. Dokonują bowiem kluczowego rozróżnienia pomiędzy życiem potencjalnym a już istniejącym – to, co przysparza cierpienia istniejącym ludziom, negatywnie wpływa na bilans cierpienia na świecie.

Argumenty antynatalistów zapewne nigdy nie przekonają większej części społeczeństwa. To stanowisko, które jest nie tylko przeciw biologii człowieka, ale rzuca wyzwanie normom kulturowym. O antynatalizmie dużo mówi fakt, że swoje główne dzieło „Lepiej nie zaistnieć” („Better never to have been”) filozof David Benatar zadedykował… swoim rodzicom. Jak zauważa Mikołaj Starzyński, autor jedynego w języku polskim przeglądu zjawiska (książki „Antynatalizm. O niemoralności płodzenia dzieci”), chodzi o „aktywne niedziałanie”. Antynataliści przecież nie zobaczą efektów swoich starań. Jego zdaniem na tym polega „tragiczne piękno antynatalizmu”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2021

Artykuł pochodzi z dodatku „Wielkie Pytania na Nowo: Moralność