Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedyś słowo „teatralny” brzmiało dla ludzi kina – scenarzystów, reżyserów, aktorów – niczym obraza. „Teatralne” znaczyło: sztuczne, nieprawdziwe, przesadne. Dziś, po ostentacyjnie „teatralnych” filmach Petera Greenawaya, w dobie coraz bardziej „filmowych” spektakli, oba języki się przemieszały. Powstają dzieła wymykające się takiej klasyfikacji. Przed kilkoma laty było to „Między nami dobrze jest” Grzegorza Jarzyny, czyli swoisty „teatr w kinie”. Dziś mamy „Niewidzialne” Pawła Sali – wyrosłe z teatru (scenariusz jest przeróbką sztuki pt. „Szwaczki” tego samego autora), ale będące również czymś z pogranicza. Kamera burzy tu czwartą ścianę, rozbija jedność czasu, miejsca i akcji, a plan filmowy zamienia w scenę, na której tragedia o zamkniętych w suterenie pracownicach spotyka się z brawurową czarną komedią, przesiąkniętą babskim świntuszeniem.
Bohaterki Sali nigdy nie miały w ręku kart płatniczych, oszczędzają na znaczkach i biletach, żywią się zupkami instant. W zagrzybionej szwalni produkują brzydkie torby, za które nikt im nie zapłaci, a już na pewno nie w terminie. Niewidzialne i niesłyszalne dla świata, wystukują na maszynach swoje prywatne telegramy donikąd. Ale jak one brzmią!
Przed nami trzy kobiety w różnym wieku. Tworzą one jedyny w swoim rodzaju muzyczny tercet, wyśpiewując swój codzienny poemat o życiu zdegradowanym, złożony ze sprośnych rymowanek, filozoficznych rewelacji, wzajemnych przekomarzań i złorzeczeń na los. Odurzone alkoholem i butaprenem, ranią uszy młodego Krojczego (w tej roli debiutant Paweł Dobek) – nadwrażliwca i artysty, absolwenta filozofii, który reprezentuje tu być może samego reżysera. Bo szwaczki są w „Niewidzialnych” nie tylko ofiarami: niewolnicami dzikiego kapitalizmu, „robotami” mechanicznie wykonującymi swoją pracę, skrzywdzonymi przez mężczyzn matkami, żonami, kochankami. Mają też w sobie żarłoczną kobiecość, więc patrzymy na nie, jakby były po części męską projekcją. „Nie chcę, żebyś mnie sobie przywłaszczał” – mówi w pewnym momencie Szwaczka, w której Krojczy dopatruje się wcielenia nieżyjącej matki. Oto jeden z kluczy do odczytania tego filmu.
Po świetnie przyjętym debiucie filmowym Sali, „Matka Teresa od kotów” (2010), pojawią się zapewne pytania, czemu służy ekranizacja sztuki, przez cały czas balansująca pomiędzy filmowym naturalizmem a teatralną umownością. Czy nie można było poprzestać na teatrze telewizji? Choć „żywa” kamera Arkadiusza Tomiaka zdecydowanie wyłamuje się z telewizyjnej konwencji, to jednak film na każdym kroku przypomina o swym scenicznym pochodzeniu: rytmem dialogów i monologów, nadekspresyjną muzyką i studziennymi odgłosami spoza kadru czy zaciemnieniami ekranu przypominającymi teatralne antrakty. Również postać Marii Miracle (Aleksandra Popławska), która trzykrotnie zstępuje do szwalni z aseptycznego świata komercyjnych telewizji i szklanych wieżowców, posiada rodowód stricte teatralny.
Pytanie o sens przeniesienia dramatu na ekran będą jednak stawiać przede wszystkim teatrolodzy i teatromani, czyli ci, którzy mieli okazję widzieć kiedyś spektakl na scenie. Dla pozostałych „Niewidzialne” mogą być intrygującym doświadczeniem filmowym. Również dlatego, że dotykając tematu wykluczenia, prekaryzacji czy upodlenia współczesnych pariasów i pariasek, Sala nie uprawia ani publicystyki, ani pogardliwej „smarzowszczyzny”. Jest do bólu radykalny, a zarazem potrafi wsłuchać się w swoje bohaterki i spojrzeć na świat ich oczami.
W przeciwieństwie do Witkacowskich szewców, dzisiejsze szwaczki nie wywołają żadnej rewolucji. Ich los się nie odmieni, bo rządzi nim jakiś społeczno-biologiczny determinizm, który z czasem staje się egzystencjalnym nihilizmem. W wersji filmowej nabiera on jednak szczególnej dosłowności. Zdechły kot, dziecko zamknięte w klatce czy „okno życia” przestają być w „Niewidzialnych” symbolem, stają się brutalnym konkretem. Lament nad „zbędnością istnienia” sfilmowany w zbliżeniu pozostawia nas w stanie jeszcze większej bezradności i beznadziei. Przed upadkiem w otchłań ratują nas przede wszystkim wyborne aktorki: Sandra Korzeniak, Halina Rasiakówna, Natalia Rybicka. Zwłaszcza dwie pierwsze, znane głównie z kreacji teatralnych, wnoszą na ekran zupełnie nową jakość. To one sprawiają, że ponury traktat o systemowym upodleniu, ludzkiej rozpaczy i piekle kobiet nabiera chwilami intensywniejszych barw, promieniuje dziką fantazją i wisielczym humorem. To dla nich, mam wrażenie, powstał ten film. Ale nie tylko dla samych aktorek warto go zobaczyć. ©
NIEWIDZIALNE – reż. Paweł Sala. Prod. Polska 2017. Dystryb. Alter Ego Pictures. W kinach od 13 kwietnia.