Laboratorium dziedzictwa

Kraków uczy nas dziś, że pamięć i formujące ją odwołania do przeszłości to zjawiska dynamiczne, podążające w wielu kierunkach, inicjowane przez różne grupy ludzi, którzy współtworzą miasto.

08.07.2019

Czyta się kilka minut

 / MAREK LASYK / REPORTER
/ MAREK LASYK / REPORTER

Jesień 1978 roku przyniosła dwa ważne dla Krakowa wydarzenia. Choć oba rozegrały się daleko od miasta, mocno wpłynęły na jego przyszłość, a dziś są podstawą popularnych skojarzeń: Kraków – „miasto dziedzictwa ludzkości”, ale i „miasto polskiego papieża”. Oraz dobrym punktem wyjścia do dyskusji o wymiarach i znaczeniach „krakowskiego dziedzictwa”.

Rewaloryzacja miasta

Podczas obrad Komitetu UNESCO w Waszyngtonie – we wrześniu 1978 r. – historyczne centrum Krakowa zostało wpisane na pierwszą listę światowego dziedzictwa UNESCO. Miesiąc później w Watykanie krakowski arcybiskup Karol Wojtyła został ogłoszony papieżem. Prasa krakowska donosiła o wyborze „pierwszego od 455 lat papieża nie-Włocha”. Podawano biogramy Wojtyły i obszerne informacje na temat konklawe. Na pierwszej stronie „Dziennika Polskiego” sensacyjna wiadomość z Rzymu sąsiadowała z doniesieniami takiej wagi jak „troska państwa o poprawę zaopatrzenia w mięso, mleko i ich przetwory”. Jednak doniosłość wydarzenia wyraźnie wybrzmiewa i dziś podczas lektury oficjalnych materiałów prasowych z tamtego października.

Zaskakuje natomiast skromność lub wręcz nieobecność informacji o decyzji UNESCO. Gazety z września 1978 r. w zasadzie o niej milczą. Równolegle promują jednak lokalne działania na rzecz ratowania zabytków Krakowa, które nieprzypadkowo rok wpisu na listę UNESCO uruchomił. Przywołując zawołanie Iwaszkiewicza „Pokochajmy Kraków bardziej niż Wenecję!” artyści krakowskiego Teatru Muzycznego zainicjowali akcję społecznej zbiórki środków na odnowę starego Krakowa. Aktorzy scen krakowskich, muzycy, tancerze, ale też harcerze i zuchowie, kolektywy i załogi rozmaitych zakładów pracy i spółdzielni, uczniowie oraz organizacje studenckie prześcigali się w organizowaniu zbiórek oraz wydarzeń kulturalnych na rewaloryzację Krakowa.

Wkrótce fatalny stan miejskich zabytków stał się sprawą wagi państwowej. W grudniu, pod parasolem władz centralnych, powstał w Krakowie Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa, a rząd i partia wdrożyły hasło „Odnowa zabytków Krakowa sprawą całego narodu!”. W czasach, gdy marka listy UNESCO dopiero się tworzyła, a jej światowość z perspektywy Krakowa brzmiała egzotycznie, Henryk Jabłoński – przewodniczący Rady Państwa – przypominał, że „Kraków jest czymś wyjątkowym, niepowtarzalnym, że zajmuje w dziejach narodu miejsce szczególne”.

Zabytki i idee

Zestawienie dwóch wydarzeń z jesieni 1978 r., porównanie ewolucji ich odbioru oraz wpływu, jaki mają na współczesną rzeczywistość Krakowa, może nam wiele powiedzieć na temat samej kategorii dziedzictwa. Dziś kompleksowa odnowa i konserwacja zabytków Krakowa stała się faktem, a miasto jest promowane jako „dziedzictwo ludzkości” wpisane na światową listę UNESCO. W folderach dla turystów błyszczą odnowione kamienice i kościoły, wawelska katedra i zamek, synagogi i uliczki Kazimierza...

Jednak budynki i architektura to nie wszystko. Zabytki – pozbawione pamięci, emocji, kulturowych praktyk i społecznie tworzonych znaczeń – mogą łatwo zmienić się w martwe dekoracje. Nieprzypadkowo badacze dziedzictwa zwracają się coraz chętniej ku jego socjologicznym i antropologicznym wymiarom. Wskazują na wielopoziomowy, ideologiczny, kontekstualny i procesualny charakter tego, co jest postrzegane jako dziedzictwo. W swojej ostatniej książce „Miasto i polityka. Przypadki Krakowa” Jacek Purchla, badacz dziedzictwa i przewodniczący Polskiego Komitetu ds. UNESCO, podkreśla, że „dziedzictwo to nie tylko materialne dobra kultury, ale też nasza pamięć, wybór i tożsamość”. W rozmowie dodaje, że o dziedzictwie mówi się dziś przede wszystkim jako o procesie „nieustannej reinterpretacji przeszłości”. Odeszliśmy już od myślenia konwencją UNESCO z 1972 r., kiedy to dziedzictwo rozumiano statycznie – jako budynki i zabytki wymagające ochrony. Dziś dziedzictwo to przede wszystkim idea wykorzystywania przeszłości dla przyszłości. Jak wskazuje Purchla: „pojęcie dziedzictwa kulturowego odzwierciedla zarówno stosunek społeczeństwa do świata wartości, jak i sam proces reinterpretacji wartości”.

Za brytyjską antropolożką Sharon Macdonald można dodać, że dziedzictwo to „historie, które ludzie opowiadają sami o swojej przeszłości i które chcą zachować dla przyszłości”. Te opowieści są wyrażane w formie obiektów, pomników, muzealnych kolekcji czy odpowiednio zaprojektowanych tras turystycznych oraz miejskich przestrzeni. W materialnych formach pamięci skrywa się jednak historyczna i społeczna dynamika. To ona stanowi o wewnętrznym życiu dziedzictwa oraz o sile – bądź braku – jego oddziaływania.

Najważniejsze okno

Pouczające może być przyjrzenie się powstaniu wizji Krakowa jako miasta papieskiego. Gdy kilka lat temu podczas badań etnograficznych jeden z krakowian powiedział mi, że „nasze dziedzictwo to przecież papież”, uświadomiłam sobie, iż jako badaczka jestem naocznym świadkiem nie tylko rozwoju współczesnego religijnego kultu postaci, ale też wielotorowego procesu kreacji miejskiego dziedzictwa. Niewątpliwie, budowa obrazu Krakowa jako miasta papieskiego to świetne studium przypadku z zakresu patrymonializacji. Papieskość Krakowa, zainicjowana konklawe sprzed ponad 40 lat, weszła w miejski mit i miejską przestrzeń w sposób zdecydowany w momencie śmierci Jana Pawła II. Najciekawszym antropologicznie punktem stało się wówczas okno na pierwszym piętrze Pałacu Biskupiego. Jako miejsce znane z na wpół formalnych spotkań Jana Pawła II z krakowianami podczas jego pielgrzymek, oknem papieskim stało się tak naprawdę dopiero w ostatnich dniach życia i po śmierci papieża. Czuwający tu przez kilka dni tłum i jego działania – w dużej mierze spontaniczne – uformowały nową przestrzeń papieskiego kultu.

W przeciwieństwie do innych podobnych efemerycznych miejsc pamięci (o takich w Warszawie pisała m.in. antropolożka Ewa Klekot) krakowskie okno na trwałe wpisało się w mityczną geografię miasta. Od kwietnia 2005 r. wycieczki zbaczają z Traktu Królewskiego, aby zatrzymać się pod kurią; tu podjeżdżają turystyczne meleksy, przychodzą pielgrzymi, nierzadko zostawiając na skwerku naprzeciwko okna zapalone znicze, kwiaty, a nawet fotografie czy ręcznie zapisane karteczki. Z mieszanymi uczuciami mieszkańców spotkała się postępująca w ostatnich latach instytucjonalizacja okna. Już remont kurii i wymiana okien w 2006 r. wzbudzały zaniepokojenie odnośnie do zachowania oryginalnego okna. Z kolei ubiegłoroczna zamiana przenośnego wizerunku papieża na zainstalowaną na stałe kosztowną mozaikę z jego portretem wywołała protesty. Grupa przewodników miejskich zgromadziła się pod kurią z hasłami „Otwórz okno!”, zwracając uwagę, iż wmontowana w miejscu okna mozaika przeczy idei otwartości, którą przywoływała poprzednia forma tego miejsca.

Nieprzypadkowo właśnie pod oknem – a nie jakimkolwiek innym papieskim pomnikiem, których w Krakowie trudno się już doliczyć – organizowane są ostatnio pikiety związane z postawą Kościoła wobec afer pedofilskich, a przez kilka lat Marsz Ateistów i Agnostyków (dziś organizowany jako Marsz Świeckości) przechodził pod kurią i papieskim oknem, co interpretowano jako wyraz protestu przeciwko wszechobecności religii w przestrzeni publicznej.

Sakralne geografie

W Krakowie, mieście, które w potocznych dyskursach, ale też na oficjalnym samorządowym portalu internetowym określane jest jako „magiczne”, spory o sacrum oraz formy jego obecności w przestrzeniach publicznych, pytania o granice pomiędzy świeckim a świętym, idee upamiętnień, relacje pomiędzy budowaniem dziedzictwa a różnymi tradycjami religijnymi – to tematy nieustannie powracające. Wszak miasto, nazywane „drugim Rzymem”, od stuleci przyciągało chrześcijańskich pielgrzymów. Można powiedzieć, że to oni, chodząc po Krakowie śladami lokalnych świętych i nawiedzając miejscowe loca sacra, byli pierwszymi turystami. Najstarszy polski przewodnik, którego pierwsze wydanie ukazało się w Krakowie w roku 1603, wspomina, że „znaczne pobudki to miasto ma do gorętszej chwały Bożej i do świętej bogomyślności”.

Pątników namawiano do odwiedzania katedry oraz kościołów, gdzie w ołtarzach podziwiać można wiele religijnych „kleynotów” – cudownych obrazów i relikwii „świętych Bożych, którzy tu przemieszkiwali i teraz ciała ich odpoczywają”. Oprócz wywodzących się z wczesnego średniowiecza kultów, wśród których prym wiodła postać krakowskiego biskupa Stanisława, szczególne znaczenie w rozwoju ośrodka pątniczego miał XV wiek. Nazwany „szczęśliwym wiekiem Krakowa”, przyniósł rozwój kultu sześciu nowych lokalnych świętych, których postacie wpisały się w geografię sakralną starego Krakowa (Jan Kanty, Michał Giedroyć, Świętosław), Stradomia (Szymon z Lipnicy) i Kazimierza (Stanisław Kazimierczyk, Izajasz Boner). Rozkwit religijnych funkcji miasta szedł w parze z jego rozkwitem jako politycznej, wieloetnicznej oraz wielokulturowej stolicy i ekonomicznego centrum regionu. Koniec XV wieku zaznaczył się jednak w Krakowie mało chlubnymi wydarzeniami. Tumulty antyżydowskie poskutkowały przesiedleniem ludności żydowskiej z okolic Rynku do Miasta Żydowskiego we wschodniej części Kazimierza. Sto lat później podobne zdarzenia dotknęły ewangelików, których kościół przy ul. św. Jana podpalono, a parafia protestancka na ponad dwa stulecia wyprowadziła się poza miasto.

Dziś w debatach na temat geografii sakralnej Krakowa nieustannie wraca kwestia pamięci – lub jej niedostatku – o wielokulturowym oraz wieloreligijnym dziedzictwie miasta. Wszak właśnie pamięć lub jej brak odzwierciedla współczesne wyobrażenia i formuje postrzeganie krakowskiego religijnego dziedzictwa. Niekiedy przywołuje się wymowny w symbolice powrót kongregacji ewangelickiej do Krakowa w czasach Wolnego Miasta, rozwój i dywersyfikację krakowskiej społeczności żydowskiej w XIX i XX wieku, której obecność widoczna była w wielu częściach miasta, działalność wspólnot chrześcijańskich oraz ich skomplikowane losy, często odbijające się w dziejach budynków, w których modliły się w przeciągu dziesiątek lub setek lat.

Sakralne geografie zdają się tworzyć wielowarstwową opowieść o przestrzeni, miejski palimpsest zapisywany przez kolejne pokolenia, sięgający w głąb przeszłości, dotykający różnych zdarzeń z historii miasta – tych radosnych, ale i tragicznych, które tworzą „dziedzictwo trudne”. Prawosławni modlą się dziś w dawnym żydowskim domu modlitwy; cerkiew greckokatolicka pierwotnie służyła norbertankom, a potem dwukrotnie zmieniała właścicieli; luteranie i kalwini gospodarują w świątyni zbudowanej niegdyś dla zakonu karmelitanek bosych, a ofiarowanej im w ramach zadośćuczynienia za dawne krzywdy. Wśród nowszych wspólnot religijnych, których siedziby oraz miejsca kultu wpisują się w sakralną mapę miasta, obecne są Kościoły chrześcijańskie różnych nurtów i wyznań, muzułmanie, grupy rodzimowierców i nawiązujących do tradycji słowiańskich pogan, buddyści czy wyznawcy hinduizmu, ale też osoby gromadzące się wokół „wawelskiego czakramu”. Na krakowskim Kazimierzu obok Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w ciągu ostatnich lat pojawiło się Centrum Społeczności Żydowskiej, nowe żydowskie stowarzyszenia i instytucje oraz kolejne judaistyczne wspólnoty religijne. Niektórzy mówią wręcz o „odrodzeniu życia żydowskiego w Krakowie po Zagładzie”.

Medytacja na dziedzińcu zamku na Wawelu, w miejscu związanym z obecnością tzw. czakramu wawelskiego, 2016 r. / FOT. ANNA NIEDŹWIEDŹ

Wiele twarzy dziedzictwa

Różnorodność dziedzictwa – w praktyce oznaczająca współistnienie obok siebie rozmaitych jego form, pamięci i obrazów przeszłości, ale też rozmaitych wizji przyszłości – to wielki kreatywny zasób miasta. Obok wielości tradycji religijnych krakowskie dziedzictwo przywołuje odwołania do narodowych mitów, historii stołeczności Krakowa i jego królewskiej przeszłości, ale też idei tożsamości galicyjskiej czy wizji „Europy Środka”. Jest też szereg innych warstw i dyskursów, które w różnych momentach przebijają się i wkraczają do szerszej debaty – jak choćby ostatnio odkrywane „dziedzictwo Nowej Huty” czy opisana niedawno „ekobiografia Krakowa” zwracająca uwagę na przyrodę, rozumianą jako ważny element historii społecznej. Według Jacka Purchli to właśnie „atrakcyjność dziedzictwa nadal wyróżnia Kraków na tle pozostałych stolic wojewódzkich i stawia go w rzędzie miast-metropolii”.

Dziedzictwo może jednak stać się obciążeniem, przedmiotem intensywnej merkantylizacji, towarem dla turystów. Krakowski Kazimierz bywa już nazywany „żydowskim Disneylandem”. Jeżeli wizję różnorodności buduje się w paradygmacie hierarchicznego pluralizmu (określenie zapożyczam od antropolożki Agnieszki Pasieki), to trudno mówić o partnerstwie czy dialogu dziedzictw. Zamiast pełnoprawnego członka różnorodnej wspólnoty pojawi się raczej „obcy”. Być może intrygujący, jednak z perspektywy większości, stawianej na piedestale jako norma, oglądany i definiowany będzie właśnie poprzez swoją odmienność. W takiej sytuacji dziedzictwo „obcego” z łatwością staje się przedmiotem egzotyzacji, elementem turystycznego folkloru, wywołującą ciekawość osobliwością czy nadającą się do sprzedaży atrakcją.

Proces ten szczególnie dotyka tzw. dziedzictwa żydowskiego, zresztą nie tylko w Polsce, lecz w całej Europie, a zwłaszcza w naszej jej części. Dawne dzielnice żydowskie w Bukareszcie, Pradze czy Budapeszcie, podobnie jak w Krakowie, niegdyś opuszczone i zrujnowane, dziś stały się najatrakcyjniejszymi dzielnicami rozrywki, są usiane pubami i modnymi klubami. Zaskakuje to, jeżeli uświadomimy sobie, że z krakowskiego Kazimierza do dawnego obozu Auschwitz dotrzeć można dziś zaledwie w godzinę! Jeszcze szybciej, bo zaledwie w parę minut, do krakowskiego getta czy Fabryki Schindlera zawiezie nas turystyczny meleks.

Nie chodzi tu jednak o przybranie wyrazu ponurej powagi i definitywne opuszczenie kazimierskiego pubu. Pamiętajmy, że ciemna przeszłość również może podlegać procesom banalizacji, uproszczeń i merkantylizacji. W literaturze naukowej powstał nawet odrębny nurt studiów nad ciemnym dziedzictwem i idącą z nim w parze mroczną turystyką. Wszak „widok cudzego cierpienia” – któremu swe ostatnie dzieło poświęciła Susan Sontag – szokuje i przyciąga zarazem. Cierpienie innych, a tym bardziej „obcych” – oglądane z oddali przestrzeni, lecz również z oddali czasu i kulturowego dystansu – z łatwością może stać się czymś atrakcyjnym i zbanalizowanym. Chodzi tu zatem przede wszystkim o pytania etyczne. Są to pytania dotyczące potencjału, ale też granic empatii, pytania o mądre dotykanie świadectw przeszłości, o dojrzałe przekraczanie upraszczających wyobrażeń na temat obcości i przyzwolenie na współistnienie polifonii dyskursów oraz różnorodności dziedzictw. „Prawdy o miejscu, w którym żyjemy, nie da się dostrzec poprzez zamknięte drzwi i okna” – przypomniał podczas ostatniego Festiwalu Kultury Żydowskiej Janusz Makuch, zapraszając do rozstawionego na Kazimierzu Namiotu Spotkań – przestrzeni pomiędzy przemieszczaniem się i bytowaniem, wędrówką a zakorzenieniem. Takiego podejścia – otwartego również na kreację nowych wyobrażeń przyszłości – postawa hierarchicznego pluralizmu, a tym bardziej postawa oparta na czczeniu monolitycznej i bohaterskiej wizji narodowej historii, nie ułatwia.

Wawel, który dzieli

Tymczasem, jeżeli zgodzimy się, że dziedzictwo jest przede wszystkim procesem, oraz że w wielowarstwowej przestrzeni historycznego miasta może przybierać rozmaite formy i ukazywać wiele twarzy, staje się wspaniałym kulturowym i społecznym narzędziem do wyrażania siebie, kreowania idei, a także negocjowania znaczeń. Jednakże jego potencjał łatwo zaprzepaścić i roztrwonić. Również poprzez użycie dziedzictwa do doraźnych celów politycznych.

Trudno o dobitniejszy przykład niż wzgórze wawelskie, które jak pisze Jacek Purchla można nazwać dziś „dziedzictwem kłopotliwym”. I wyjaśnia, że „Wawel – »święta góra Polaków« – stał się po katastrofie smoleńskiej elementem dzielącym, a nie integrującym”. Można założyć, iż akt pochówku prezydenckiej pary u boku królów, biskupów, narodowych wieszczów i bohaterów oraz powtarzające się przez kilka lat comiesięczne ceremonie przy wawelskim grobie (Kraków, podobnie jak Warszawa, miał swoje „miesięcznice”) przynajmniej dla niektórych stały się skuteczną formą petryfikowania wizji usakralnionego narodowego i monolitycznego dziedzictwa.

Co więcej, dziedzictwa wpisanego mocno w promowaną przez obecne władze specyficzną politykę historyczną. To zwolennicy tej wizji patrzą na nowy wawelski sarkofag jako na materialną kontynuację narodowego dziedzictwa i ucieleśnienie politycznego mitu, a wizytę w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów traktują jako współczesną kontynuację XIX-wiecznej tradycji patriotycznego pielgrzymstwa na wzgórze wawelskie. Równocześnie dla wielu turystów z Polski czy ze świata zdjęcie sarkofagu (albo zdjęcie z sarkofagiem, a nawet wykonane na jego tle selfie) staje się pamiątką z podróży do Krakowa.

Faktem jest jednak także, iż podczas badań etnograficznych dotyczących odbioru krakowskiego dziedzictwem, spotkałam zarówno krakowian, jak i przybyszów, którzy od 2010 r. wzgórze wawelskie, a przynajmniej kryptę pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, omijają szerokim łukiem. Niektórzy mówią wprost o „profanacji Wawelu”, a zapoczątkowane jeszcze przed krakowskim pogrzebem i powtarzające się po dziś dzień protesty świadczą, że nie tylko dziedzictwa, ale również współtworzące je przestrzenie, mogą być zawłaszczane, zmieniając miejsca budujące wspólnotową tożsamość w gorące punkty podziałów i konfliktów.

Krakowskie laboratorium dziedzictwa uczy, że pamięć i formujące ją odwołania do przeszłości to zjawiska dynamiczne, podążające w wielu kierunkach, inicjowane przez różne grupy ludzi, którzy współtworzą miasto. Dziedzictwo jest formowane zarówno poprzez działania oddolne, o spontanicznym charakterze, jak i instytucjonalne, odgórnie proponowane rozwiązania. Ujawnia ono swoją moc sakralizowania przeszłości, lecz również polityczny wymiar oraz merkantylny potencjał. Ma zdolność kreowania więzi opartej na współistnieniu odmiennych tożsamości we wspólnocie podzielanego miejsca. Może być też źródłem konfliktów pamięci i wyrastających z nich różnych wizji teraźniejszości oraz projektów przyszłości. A co za tym idzie, odmiennych wizji formowania, doświadczania i przeżywania miejskiej przestrzeni. ©

DR HAB. ANNA NIEDŹWIEDŹ jest kierownikiem polskiego zespołu w ramach międzynarodowego konsorcjum HERILIGION, antropolożka kulturowa, jako profesor wykłada w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autorka m.in. książek dotyczących katolicyzmu w Ghanie oraz w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2019

Artykuł pochodzi z dodatku „Kraków. Antropologie dziedzictwa