Kurtyna poszła w górę

Iran stał się sceną wielkiego spektaklu politycznego, tragicznej konfrontacji marzeń z rzeczywistością - pozornie egzotycznej, a w istocie dla świata ważniejszej niż Afganistan.

05.01.2010

Czyta się kilka minut

Mural w Teheranie: ajatollahowie Chomeini i Chamenei błogosławią męczenników rewolucji / fot. Krzysztof Puława /
Mural w Teheranie: ajatollahowie Chomeini i Chamenei błogosławią męczenników rewolucji / fot. Krzysztof Puława /

Najpierw ostre demonstracje, po sfałszowanych zdaniem opozycji wyborach prezydenckich w czerwcu 2009 r. Krwawo stłumione. Potem protesty we wrześniu, w Święto Jedności z Jerozolimą (okupowaną przez "reżim syjonistyczny"). I znów protesty, w listopadzie, w rocznicę zajęcia ambasady USA w czasie rewolucji w 1979 r. Protesty na Dzień Studenta (7 grudnia). Masowe demonstracje po śmierci ajatollaha Montazeriego, jednego z patronów opozycji (21 grudnia). Protesty w szyickie święto Aszury (26-27 grudnia). I za każdym razem odpowiedź sił bezpieczeństwa i bojówek basidżów (ulepszony odpowiednik PRL--owskiego ORMO). Według opozycji: łącznie ponad 70 zabitych i ok. 1300 uwięzionych (część z bardzo wysokimi wyrokami).

To nie koniec. Wkrótce, 11 lutego, w rocznicę rewolucji islamskiej, znów będą protesty. A ile po drodze? Tłumy nie protestują już przeciw sfałszowanym wyborom, tylko krzyczą "śmierć dyktatorowi" - mając na myśli i prezydenta Ahmadineżada, i przywódcę państwa Alego Chamenei. Czy to już jest rewolucja - zielona, jak chcą protestujący? Czy nie przypomina to, aż za dobrze, rewolucji 1978-79, która obaliła szacha?

Irańska "wojna na górze"

Równolegle z wrzeniem na ulicach trwa "wojna na górze".

Władza głośno się zastanawia, czy już teraz aresztować liderów opozycji: Mir-Hosejna Musawiego, Mehdiego Karubiego i innych. Tygodniami w domowym areszcie przebywa dotychczasowy ojciec chrzestny republiki, Ali Haszemi Rasfandżani. Władza uderza w interesy prowadzone przez jego dzieci; rozbijane są modlitwy pod przewodnictwem byłego prezydenta Mohammada Chatamiego, w areszcie ląduje były szef MSZ Ebrahim Jazdi; w czerwcowych protestach po dwóch stronach barykady stanęli: generał Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (jeden z przegranych kandydatów) i siły bezpieczeństwa, których filarem jest Korpus... Wśród manifestantów wyłapuje się dzieci prominentów; wśród zabitych w ostatnich dniach jest bratanek Musawiego.

Duchowieństwo - filar ideologiczny reżimu - wrze: część otwarcie krytykuje władze i de facto podstawy systemu republiki islamskiej (robi to sam Rafsandżani). Część duchowieństwa, po zamieszkach w Aszurę, uznaje protestujących i ich liderów za "partię szatana" i domaga się krwawej rozprawy. Śmierci Musawiego i towarzyszy domagają się manifestanci prorządowi.

A przecież Musawi, Karubi, Chatami, Rafsandżani - to czołowe twarze republiki islamskiej, starzy rewolucjoniści. Dwaj ostatni to byli prezydenci, pierwszy to prezydent niedoszły. Żaden z nich nie pojednał się z Amerykanami, żaden nie przerwał wsparcia dla Hezbollahu w Libanie. Oni reżim tworzyli, oni zostali przez reżim - którym sami byli - wystawieni do wyborów. Żadnemu z nich nie przyszło do głowy podcinać gałęzi, na której siedzieli. Biedak Musawi, pchany przez tłum do przywództwa nad protestami, nie ma sposobu, żeby się wykręcić z tej zaszczytnej roli...

A jednak rewolucja

Mniej ważne jest, kiedy i jaki będzie finał tego, co się dziś dzieje w Iranie. Ważniejsze jest, że rewolucja się dokonała. I jest to - paradoksalnie - zwycięstwo tzw. rewolucji Chomeiniego sprzed 30 lat. Wtedy ramię w ramię fundamentaliści i liberałowie, komuniści i demokraci, nacjonaliści i socjaliści domagali się obalenia dyktatora, wolności, sprawiedliwości, uwolnienia ogromnego potencjału drzemiącego w Iranie i Irańczykach, godnego miejsca przed światem i przed Bogiem.

Te wartości i szczególną misję ich szerzenia, nawet za cenę męczeństwa, wkładały do głów Irańczykom - i tak przekonanym o swej wyjątkowości ­- potężna machina propagandowa i szkoła (mimo że 70 proc. społeczeństwa nie pamięta czasów szacha). Irańczycy są dziś - w znacznym stopniu dzięki republice islamskiej - najlepiej wykształconym społeczeństwem regionu i mają największą praktykę "reglamentowanej", ale jednak demokracji. Manifestując teraz na ulicach, odrabiają szkolną lekcję - rząd ich okłamał, a oni za sprawiedliwość i wolność, śladem męczeńskiego imama Hoseina, o którym na każdym kroku słyszeli, w Aszurę pójdą pod kule...

Mniejsza o "złotą młodzież" z bogatego północnego Teheranu, która o islamie nie chce słyszeć - oni rewolucji nie przeprowadzą, choć nadstawiają głowy. Ważniejsze, że "dzieci rewolucji" - te masy z awansu społecznego, jaki im dała republika islamska - choć także chcą randkować na ulicy z rówieśnikami, to nie chcą być dłużej oszukiwane. Wcześniej w Iranie cudownie nie było, ale nie było też źle. Machinę niezadowolenia uruchomiły fałszerstwa w "ustawionych" wyborach (i tak miał wygrać kandydat obozu władzy). Krew na ulicach, zwłaszcza w kolejne święta rewolucyjne i Aszurę, to zerwanie przez władze fundamentów umowy społecznej, to pozbawienie się legitymacji.

A Irańczycy - mimo że jak mało kto na świecie cenią sobie święty spokój, wyrafinowane grzeczności, dobry biznes i klasyczną poezję - kultywują tradycję rewolucji i przewrotów demokratycznych: 1905, 1952, 1979. Żeby wspomnieć tylko te, które zwyciężyły, zanim ktoś je "ukradł". Tak jak nie da się zakopać przepaści w obozie rządzącym, tak jak obóz władzy oczyszczono z jego starych gwardzistów, tak tym bardziej nie da się odzyskać utraconej legitymacji społecznej. Rewolucja się dokonała, stare odchodzi, ale nowego jeszcze nie widać.

I niestety - obym się mylił - nowe narodzi się w bólach i krwawej walce.

Do happy endu daleko

Ahmadineżad i Chamenei, choć przegrali republikę islamską, nie przegrali władzy. Mają siłę - na nich wciąż stawia Korpus Strażników Rewolucji (przy którym, uwzględniając proporcję, sowieckie KGB to ledwie karciany walet). Dużo się nauczyli z niedawnych "kolorowych rewolucji" i nie powtarzają błędów (opozycja uważa, że korzystają z rosyjskich doradców, dlatego w trakcie protestów w rocznicę zajęcia ambasady USA wołano "Śmierć Rosji!"). Mają poparcie znacznej części społeczeństwa, zwłaszcza poza największymi miastami (jeden z opozycjonistów zauważył, że nawet 1 proc. "świrów" w 70-milionowym społeczeństwie to ogromna siła).

Prezydent Ahmadineżad uchodzi za milenarystę: czeka na przyjście Mahdiego i poprzedzającą koniec świata totalną wojnę ze złem - im szybciej, tym lepiej. Władzy dobrowolnie nie odda, a przyparty do muru nie zawaha się rozlać morza krwi, pchając kraj ku dyktaturze wojskowej. Prócz opozycji ma na głowie problem z pieniędzmi: ropa jest tania, dochody zmniejszyły się o połowę, są sankcje, nie ma inwestycji - wkrótce protesty mogą być już nie polityczne, lecz socjalne.

W odwodzie pozostaje wyjście ostateczne: sprowokować wojnę, tak jak kiedyś wojna iracko-irańska pomogła umocnić się Chomeiniemu. O to łatwo - Izrael głośno (a USA cicho i z niepokojem) mówią o militarnej opcji zakończenia irańskiego programu nuklearnego; w Jemenie trwa wojna domowa, w której niemal oficjalnie walczą ze sobą nienawidzący się Saudyjczycy i Irańczycy. Stawką byłaby kontrola Zatoki Perskiej, więc ropa by podrożała. Z Iraku wycofują się Amerykanie, niedawno siły irańskie próbowały zająć sporne złoża ropy. Wszystko to ostateczność, ale...

Może też być tak, że jednak reżim się posypie - nie tyle siłą ulicy, co przez implozję. Walka w elitach jest ostra. Opozycja nie ma innych liderów niż irańscy Gomułka czy Gierek. Korpus Strażników to nie tylko fanatyczni siepacze - to największy biznes: od sektora energetycznego, przez wyspecjalizowane usługi bankowe omijające sankcje, po kontrolę przemytu rozprowadzanego na bazarach. A jak pokazuje przykład Rosji, biznesowi służy jednak "wolny rynek i demokracja".

A może jednak zwycięstwo ulicy - dziś niezbyt prawdopodobne, ale... I radosne rozpoznawanie się zwycięzców, o co dokładnie każdy z nich walczył i kto teraz będzie sprzątał?

Wizja wojny i wizja "otwarcia"

Iran jest dziś sceną wielkiego spektaklu politycznego, tragicznej dla wielu ludzi konfrontacji marzeń z rzeczywistością, egzotycznym na pozór pojedynkiem, gdzie można emocjonować się przebiegiem rozgrywki. Ale tak naprawdę - to problem dla świata bodaj najważniejszy, ważniejszy niż Afganistan. Idzie tu i o symbole, i o biznes (choćby ropa z Zatoki i jej przełożenie na światowy kryzys); o przyszłość regionu, Izraela i utrzymanie swobody działania w nim. Idzie o nowy układ sił z Chinami i Rosją, gdzie Iran jest jednym z kluczowych elementów przetargowych.

To też perspektywa nowej wojny, przy której Irak i Afganistan to uliczna rozróba. Wojny, w której USA mogą się znaleźć bez oddania jednego strzału, o ile Izrael (nie pierwszy raz) wykaże się inicjatywą. A problemy Amerykanów w Iranie to też problemy dla Unii Europejskiej i dla sojuszników USA, którzy schodzą na plan dalszy wobec umów z Moskwą czy Pekinem.

Z drugiej strony, perspektywa "otwarcia" Iranu to wizja (mniejsza o to, czy uzasadniona) prawdziwego karnawału: ogromny rynek, ogromne zasoby surowców energetycznych, których potrzebują i Europa, i Chiny.

A także nowy porządek regionalny, w którym Iran, zawsze kipiący ideami i zawsze pod prąd regionalnemu mainstreamowi (tu, odwrotnie niż u sąsiadów, nawet gdy reżim jest najbardziej antyzachodni, społeczeństwo jest najbardziej Zachodu złaknione), dodałby nowego ducha.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2010