Kruszenie teokracji

Zamieszki w Iranie, rządzonym od czterdziestu lat przez muzułmańskich duchownych, zaczęły się od protestów przeciwko drożyźnie. Jednak szybko przerodziły się w antyrządowe wystąpienia, których uczestnicy domagają się położenia kresu rządom ajatollahów. Rozmowa z Georgem Yacoubem, arabistą

02.01.2018

Czyta się kilka minut

Studenci podczas antyrządowego protestu na Uniwersytecie w Teheranie. Iran, 30 grudnia 2017 r. / Fot. AP / EASTNEWS
Studenci podczas antyrządowego protestu na Uniwersytecie w Teheranie. Iran, 30 grudnia 2017 r. / Fot. AP / EASTNEWS

Wojciech Jagielski: Zaczęło się w czwartek w Meszhedzie, największym po Teheranie mieście kraju, w którym ludzi wyszli na ulice protestować przeciwko podwyżkom cen jajek, drobiu i paliwa. W niedzielę zamieszki objęły już prawie cały kraj, a w Teheranie demonstranci maszerowali ulicami skandując „Precz z tyranią” i „Klechy won z kraju!” 

George Yacoub, arabista z Uniwersytetu Warszawskiego, znawca Bliskiego Wschodu: Od lat powtarzam, że prędzej czy później reżim ajatollahów w Iranie upadnie. Irańczycy, Persja… tak wspaniała cywilizacja nie ścierpi w końcu rządów obskuranckich duchownych. Tak jak Polacy, wśród których prawie pół wieku żyję, nie byli w stanie znieść komunizmu. To, co dziś dzieje się w Iranie, jest według mnie kolejnym etapem kruszenia teokratycznego reżimu. Tak jak w Polsce etapami upadku komunizmu były protesty w Poznaniu w 1956 roku czy Ursusie albo Radomiu w roku 1976. Dzisiejsze protesty w Iranie przypominają mi póki co polski Ursus czy Radom. Raczej nie Poznań i z pewnością nie Gdańsk. Ani ten z roku 1970, ani z osiemdziesiątego. Chociaż kiedy słyszę, jak irański Najwyższy Przywódca Ali Chamenei przekonuje, że za rozruchami stoją zdrajcy i wrogie narodu, zarówno ci z kraju, jak zagranicy, to napawa mnie to wielkim niepokojem.

Wygląda na to, że w Meszhedzie ludzi na ulicę wyprowadzili polityczni przeciwnicy i rywale prezydenta Hassana Rouhaniego. Meszhed to w końcu twierdza sajjeda Ibrahima Raisiego, który maju przegrał z Rouhanim wybory prezydenckie, a zwłaszcza teścia Raisiego, ajatollaha Ahmada Alamolhody. W piątek, podczas modłów, udzielił on poparcia protestującym i powiedział, że ich pretensje wobec władz są w pełni uzasadnione.

Rouhani, który objął władzę w 2013 roku, uchodzi za przedstawiciela umiarkowanego skrzydła reżimu ajatollahów. Raisi i Alamolhoda należą do „jastrzębi”. Rouhani nigdy nie urządzał „jastrzębi” i od samego początku jego rządów robili wszystko, by ograniczać jego władzę, torpedować wszelkie, nawet nieśmiałe próby reform. Niewykluczone, że wspierając protestujących, chcieli jeszcze bardziej osłabić Rouhaniego i obsadzić go w roli jedynego winnego gospodarczych kłopotów Iranu.

A nie jest temu winien?

Oczywiście jest, ale jako przedstawiciel reżimu i niewydolnego ustroju teokracji, jaki panuje w Iranie od rewolucji z 1979 roku. Po obaleniu dyktatury szacha, którego mieli w dodatku za marionetkę Amerykanów, Irańczycy postanowili spróbować eksperymentu z rządami ajatollahów i republiką muzułmańską. Dziś wiedzą już doskonale, że się to nie sprawdza. Nie będzie im łatwo pozbyć się tego niewygodnego ustroju, bo głęboko zapuścił korzenie, a ajatollahowie będą bronić władzy, a także zdobytych dzięki niej majątków i przywilejów. Ale będą musieli je oddać, bo Irańczycy mają ich powyżej uszu. Tak jak upadł komunizm, tak upadnie teokracja.

Ale jeszcze nie teraz?

Jeszcze nie, nie wygląda na to. Rouhani utrzyma się na fotelu prezydenta, ale będzie musiał pewnie zrezygnować z refom, z polityki zaciskania pasa i ratowania finansów państwa. Sam jest trochę sobie winien, bo podpisując w 2015 roku porozumienie z Zachodem w sprawie wyrzeczenia się przez Iran programu atomowego, obiecywał Irańczykom zniesienie zachodnich sankcji, izolacji i lepsze życie. Nic takiego nie nastąpiło, a odkąd w Waszyngtonie nastał Donald Trump, zagraniczni bankierzy i inwestorzy boją się robić jakiekolwiek interesy z Iranem. Rouhani najpierw rozbudził nadzieje Irańczyków, a potem je zawiódł. Mają powody do irytacji. Żyje im się nie tylko coraz gorzej, ale widzą, jak wokół kwitnie korupcja, jak bogacą się ludzie związani z reżimem, zwłaszcza duchowni, zwolnieni z płacenia podatków, ceł. Po prezydenturze swojego poprzednika Mahmuda Ahmadineżada (2005-2013) Rouhani odziedziczył państwo w fatalnym stanie. Liczył, że ułożenie się z Zachodem ułatwi mu reformowanie gospodarki. Przeliczył się, podobnie jak jego rodacy. Zamiast lepszych zarobków i popuszczania pasa, muszą go zaciskać, a na co dzień borykać się z bezrobociem, drożyzną, kumoterstwem i niesprawiedliwością.


STRONA ŚWIATA – więcej analiz i reportaży Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie "Tygodnika Powszechnego" >>>


Do poprzednich, tak gwałtownych i masowych antyrządowych wystąpień, doszło w Iranie w 2009 roku, po wyborach, w których Ahmadineżad zapewnił sobie drugą kadencję. Wtedy na ulicę wyszli zwolennicy pokonanych przez Ahmadineżada polityków, uważających, że elekcja została bezwstydnie sfałszowana. Wtedy w wystąpieniach wzięły udział miliony ludzi, ich protest nazwano „zieloną rewolucją”, która miała swoich przywódców, pokonanych w wyborach polityków Husajna Musawiego i Mahdiego Karubiego. Dziś pozostają osadzeni w aresztach domowych. Uczestników irańskich zamieszek są póki co tysiące i wydają się nie mieć żadnych przywódców. W „zielonej rewolucji” uczestniczyli świadomi politycznie przedstawiciele klasy średniej, inteligencji, młodzieży. Ponoć w dzisiejszych rozruchach bierze udział głównie tzw. „biedota”. W 2009 roku protesty zostały brutalnie stłumione, zginęło ponad trzydzieści osób – opozycja twierdzi, że co najmniej dwa razy tyle. W trwających od tygodnia zamieszkach zginęło już ponad dwadzieścia osób. Jak to się dalej potoczy?

Trudno stawiać dziś wróżby, przepowiadać kiedy i jak się to skończy. Mogę tylko powtórzyć, że według mnie przechodzimy właśnie kolejny etap kruszenia irańskiej teokracji. Z każdym kolejnym etapem jej kres jest tylko bliższy.

A może lepiej byłoby ją reformować? Może Zachód zrobił błąd nie wspierając należycie Rouhaniego w jego reformatorskich próbach? 

Rouhani, a wcześniej prezydent Mohammed Chatami (1997-2005) uchodzili za reformatorów, a w Teheranie i tak o wszystkim zawsze decydował tamtejszy Najwyższy Przywódca. Tak jak w PRL-u ostatnie słowo należało zawsze do Pierwszego Sekretarza. Państwa ajatollahów nie da się zreformować, tak jak nie dało się zreformować komunizmu. Dla Iranu i całego Bliskiego Wschodu byłoby lepiej, by irańska teokracja upadła jak najszybciej. W Syrii i Libanie ludzie cieszą się, słysząc jak na ulicach Teheranu czy Isfahanu ludzie wyklinają ajatollahów, że zamiast troszczyć się o własny kraj i obywateli, marnotrawią miliony na rozmaite partyzantki w sąsiednich państwach, by dzięki nim zdobywać wpływy w regionie. Samym Irańczykom to się nie podoba i domagają się od rządzących, żeby przestali zaprzątać sobie głowy Damaszkami i Bejrutami, a zajęli się raczej Kermanszahem, Chorramabadem i Isfahanem. 

Rozmawiał Wojciech Jagielski

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej