Kuria pachnie niemęsko

KATARZYNA LESZCZYŃSKA: Dla moich rozmówczyń ksiądz to prototyp męskości, natomiast dla wielu świeckich mężczyzn duchowny na poziomie swych atrybutów stanowi jej zaprzeczenie.

23.10.2017

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

ZUZANNA RADZIK: Podobno w kuriach biskupich nawet jedzenie ustala relacje między duchownymi i świeckimi.

KATARZYNA LESZCZYŃSKA: Jeśli w kurii jest akurat stołówka, to sposób jej urządzenia ujawnia symboliczne podziały wewnątrz zespołu pracowników. Świeccy i księża jedzą niekiedy w odrębnych salach, ewentualnie przy osobnych stołach. A niekiedy bywa tak, że przy wielkim stole księża siedzą na środku, natomiast dla świeckich miejsca są na obrzeżach. Jeśli jakiś świecki odważy się przysiąść do dużego stołu, będzie to na pewno mężczyzna, choć i to zdarza się bardzo rzadko. Moi rozmówcy mówili, że zniesienie podziału na sale i rodzaje jedzenia dla różnych stanów to i tak duży postęp.

Nie badałaś jednak stołówek, lecz świeckich pracujących w strukturach Kościoła rzymskokatolickiego, a konkretniej: wzorce kobiecości i męskości, jakie reprodukują. Jest aż tylu świeckich w kuriach, że warto ich badać?

Świeccy w Kościele stanowią ok. 30 proc. pracowników struktur administracyjnych. We wschodniej Polsce są jednak diecezje o bardzo sklerykalizowanych strukturach, gdzie świeckich pracowników prawie nie ma, a jeśli są, to pełnią funkcje kierowców czy portierów. Z moich badań wynika, że tego typu praca w diecezjach, które charakteryzuje wysoka religijność, jest odbierana jako coś prestiżowego. Są jednak takie kurie diecezjalne, głównie na zachodzie Polski i Śląsku, gdzie świeckich bywa około 40 proc., ale sami niekiedy przyznają, że ta praca nie jest szczególnie atrakcyjna.

A płeć?

Jeśli brać pod uwagę kodeks prawa kanonicznego, to struktury Kościoła są bardzo egalitarne, ponieważ świeccy, bez względu na płeć, mogą obejmować dość wysokie stanowiska. Miejsce świeckich i duchownych różnicują jednak reguły nieformalne – do nich w swoich badaniach próbowałam dotrzeć. Chciałam na nie spojrzeć jako na efekt działań nie tylko księży, ale i samych świeckich – i to zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Tym samym odeszłam od przekonania ugruntowanego w naukach społecznych, a także w niektórych nurtach feminizmu, że moc sprawcza religijnych osób, szczególnie kobiet, przejawia się wyłącznie poprzez stawianie oporu czy bunt wobec instytucji religijnych. W książce pokazuję, jak poczucie sprawstwa i podmiotowość wyrażają się w poświęceniu wspólnocie i w posłuszeństwie względem hierarchii kościelnej.

Gdybym chciała pracować w kurii, na co muszę zwrócić uwagę jako kobieta?

Na różne czynniki, w tym na swoje ciało. Moje rozmówczynie i rozmówcy mieli mocno ugruntowaną i jednoznaczną wizję kobiecości, według której kobieta powinna swoim ciałem zarządzać poprzez ubiór i gesty. Ciało kobiece według nich ma w sobie potencjał do działania i wpływania na mężczyzn. Zadaniem kobiety jest tak nim zarządzać, żeby ograniczyć swoje sprawstwo, ale jednocześnie ciągle być kobietą – pokazywać czy symbolizować swoją kobiecość, np. poprzez unikanie spodni i noszenie spódnicy za kolano. Kobieta powinna mieć strój, który nie kusi duchownych. Właściwie wszystkie moje rozmówczynie brały na siebie odpowiedzialność za relacje z duchownymi, jak i za to, co oni czują. Wiele też mówiło, że wyjście za mąż wiązało się z ulgą, bo przestawały być dla duchownych zagrożeniem.

Piszesz, że branie przez kobietę odpowiedzialności za męską seksualność wpisuje się we wzór ugruntowanej kulturowo hegemonicznej męskości. Czyli duchowny jest tak samo seksualny jak inni mężczyźni, ale to one mają za to wziąć odpowiedzialność?

Jego seksualność jest czymś zupełnie naturalnym dla wielu kobiet, choć oczywiście nie dla wszystkich i niekoniecznie dla świeckich mężczyzn. Ciekawe, że dla wielu moich rozmówczyń ksiądz był prototypem męskości, natomiast dla wielu mężczyzn świeckich, z którymi rozmawiałam, duchowny na poziomie swych atrybutów był tej męskości zaprzeczeniem. Jego głos, strój, gesty, mimika były dla świeckich mężczyzn niemęskie i odstręczające od zaangażowania w życie Kościoła.

Taka praca w kurii wydaje się jakimś genderowym polem minowym. Zacznijmy od mężczyzn – tych świeckich jest w kuriach niewielu.

To prawda. I są to głównie trzy typy. Pierwsi to bardzo młodzi, którzy pracę w tej instytucji traktują jako coś tymczasowego. Chcą zbudować kontakty i iść w stronę biznesu. Po drugie, mężczyźni na emeryturze, dla których praca w radach czy komisjach stanowi symboliczną identyfikację z Kościołem. Trzecia grupa to mężczyźni, dla których praca w Kościele była wyjściem z bezrobocia. Zdarzały się też osoby, które uciekały przed pracą w korporacjach i neoliberalnym wyścigiem szczurów. Praca w kurii daje im bezpieczeństwo, ale nie planują tam zostawać na dłużej.

Czyżby kuria nie była atrakcyjnym dla mężczyzn miejscem pracy?

Wszyscy moi rozmówcy i rozmówczynie mocno utożsamiali się z wizją męskości, która jest bardzo stereotypowa i tradycyjna. W centrum tej wizji jest siła, poczucie sprawstwa, aktywne działanie, zdolność do brania odpowiedzialności za rodzinę, ale mocno kojarzona ze stroną finansową. Ich zdaniem w męskość wpisana jest zdolność do twórczego działania, do konfrontacji oraz różne cechy militarne. Ale jak zaczęłam badać, w jaki sposób interpretują oni codzienność pracy w kuriach, to okazało się, że prawie żaden z moich męskich rozmówców nie był w stanie w obrębie swojej kariery zawodowej w Kościele zrealizować tych wzorów.

Jak to?

Po prostu mężczyźni świeccy pełnią w kurii mocno podległe role, są silnie podporządkowani osobom duchownym, ale ta podległość wyraża się – socjologicznie mówiąc – w tzw. ograniczonym dostępie do zasobów. Moi badani mówili, że ich sytuacja finansowa, ale też możliwość twórczego działania i realizowania męskości jest w kuriach zablokowana.

Duchowni nie pozwalają świeckim mężczyznom realizować ich wspólnego ideału męskości, bo związanie władzy ze święceniami tworzy pancerny sufit. Więc świeccy odchodzą.

Do tego w tak bardzo konserwatywną wizję męskości wpisany jest określony model emocjonalności. Mężczyzna nie narzeka, nie marudzi, trzyma wszystko w sobie. Jak mu się coś w pracy nie podoba, to odchodzi. Poza tym większość mężczyzn twierdziła, że sfera symboliczna Kościoła jest kompletnie niemęska. Pamiętajmy, że oni identyfikują się z wzorem mocnej, patriarchalnej męskości. Nie dość, że na poziomie organizacyjnym nie mogą się zrealizować, to jeszcze na poziomie symbolicznym nie ma dla nich miejsca.

Czyli mamy tak zbudowaną wizję męskości, że świecki mężczyzna nie może znieść podporządkowania duchownym, a z drugiej strony odczuwa Kościół jako symbolicznie niemęski.

Jeden z moich rozmówców mówił, że w kurii nawet zapach jest niemęski.

Niemęski w jaki sposób?

W kategoriach hegemonicznej męskości, z którą się identyfikuje. To własne fantazje i wyobrażenia o męskości wykluczają ich z Kościoła. Dostrzegając swoje skomplikowane miejsce w strukturach, moi rozmówcy nierzadko podejmowali czynności kompensacyjne, np. na płaszczyźnie militarnej. Nie realizują się na poziomie żywicieli rodziny, więc podejmują w Kościele działania symbolicznie związane z walką, wojną czy wchodzeniem w rolę obrońców uciśnionych.

Teraz mamy październik i jedna z męskich grup nawiązujących do symboliki rycerskiej nawołuje do ochrony swoich żon poprzez różaniec. Nie można po prostu powiedzieć: odmawiajcie różaniec? Trzeba w to mieszać obronę niewiasty?

Warto rozważyć długofalowe konsekwencje łączenia męskości z militarną symboliką i przyczyny, dla których mężczyźni uciekają z kościołów. Czy paradoksalnie to właśnie konserwatywny model męskości nie odpycha ich od instytucji religijnych? Moi rozmówcy wyraźnie podkreślają, że w męskość jest wpisana racjonalność, indywidualizm i zdolność do działania. Tymczasem religia jest przestrzenią, do której nie da się podejść w ten sposób.

Trzeba więc w sobie otworzyć to, co stereotypowo niemęskie?

Mężczyźni bazujący na tradycyjnym modelu męskości będą opuszczać Kościół, bo nie znajdują w nim dla siebie miejsca. Ale przyciąga ich z powrotem militaryzacja, która jednak w dłuższej perspektywie jest mocno dysfunkcjonalna, bo eskaluje konflikt, dzieli, stawia granice, zamyka się na innych i jest w moim odczuciu sprzeczna z istotą chrześcijaństwa.

Bo w tak mocno binarnym systemie płci cechy bliższe chrześcijańskiemu ideałowi – dzielenie się, służba, budowanie relacji – przypadły kobietom.

Znów trafiamy na paradoks, bo kobiety wchodzą w struktury Kościoła z dużą otwartością na służbę, ale potem nie mają czasu na budowanie rodziny, która jest istotnym elementem ich wizji kobiecości.

Jedna z rozmówczyń mówi, że świętość to ugotować obiad i ładnie ubraną czekać na męża.

Ale to tylko jej wyobrażenie, bo jest tak zapracowana, że nie miała czasu założyć rodziny. Warto zauważyć, że w kościelnych instytucjach profesjonalistki i specjalistki na wyższych stanowiskach bardzo często są niezamężne. Mówiły, że z powodu pracy nie mają czasu dla siebie i przyjaciół, a księża oczekują od nich dyspozycyjności siedem dni w tygodniu. Miałam wrażenie, że kobiety pracując w kurii jako profesjonalistki, odgrywają wzory stereotypowej męskości: pracują po godzinach, jeżdżą w delegacje itp. I co znaczące, robią tak, bo identyfikują się z kobiecością jako służbą. Mężczyźni w analogicznej sytuacji okazują się bardziej asertywni i łatwiej odmawiają duchownym, pilnując granic swojej prywatności. Do tego kobiety działające jak mężczyźni stają się zagrożeniem dla księży, bo nie mają czasu na życie rodzinne, więc nie mają męża – muszą włożyć dużo wysiłku w kontrolowanie swojego ciała.

Czyli z jednej strony stereotypowo męska rola, z drugiej pilnowanie głębokości dekoltu.

Kobiecość w doświadczeniu moich badanych wymaga nieustannej czujności. Moje rozmówczynie, które identyfikują się z tradycyjnymi wzorami płciowymi, godzą te napięcia w interesujący sposób. Opowiadając o pracy, która jest totalna i wymaga poświęceń, zaczynają mówić o niej jak o rodzinie. I to niełatwej, gdzie miłość wiąże się z wysiłkiem. Taką trudną miłość pozwala im przetrwać wiara w Boga.

Sekretarki też traktowały kurię jak rodzinę.

Owszem, ale one z kolei wchodzą w tradycyjną kobiecą rolę i kończą pracę o 15.00 by zająć się własną rodziną. Inaczej niż specjalistki i dyrektorki, spotykają się ze wsparciem i zrozumieniem dla swoich ról macierzyńskich i rodzinnych. Od nich księża nie oczekują dyspozycyjności, bo te kobiety wykonują prace kobiece. Dla sekretarek, oprócz tradycyjnych ról biurowych, równie ważne jest bycie matką, opiekowanie się, słuchanie, wspieranie czy branie odpowiedzialności za emocje innych, zwłaszcza księży. Wchodzą w role mocno stereotypowo kobiece i, jak mówią, dobrze się z tym czują.

A czy kobiety na wyższych stanowiskach mówią podobnie?

Nie zawsze. Czasem przyznają, że to jest duży trud, wyzwanie, połączone z niedocenianym cierpieniem. Tylko że one mają w sobie na to zgodę, bo to wynika z ich wiary w Boga. Mężczyźni inaczej, w nich nie ma tej zgody, gdyż uważają ją za coś niemęskiego.

Napisałaś, że Twoi rozmówcy, a zwłaszcza rozmówczynie, podkreślały, iż „kobiety ze swej istoty lepiej znoszą ograniczenia i wykluczenie z władzy aniżeli świeccy mężczyźni”.

Świeckie kobiety zostają w swojej kobiecej roli, na którą w pewnym sensie się zgadzają, nawet jeśli wymaga to poświęceń, ofiary czy podporządkowania mężczyźnie. Podkreślają, że nie podoba się im wizja dziewczynki ministrantki i nie zaakceptowałyby kobiety na stanowisku kanclerki albo ekonomistki kurii. Krytycznie oceniają kobiety w funkcji dyrektorki – nawet same dyrektorki – uważając, że gorzej sprawują się na tym stanowisku aniżeli mężczyźni. Nie postrzegały tego jednak jako nierówność, ale raczej naturalną różnicę, wynikającą z boskiego porządku. Nie próbują więc zmieniać czy kwestionować swojego niełatwego położenia. Starają się za to szukać uzasadnień tej trudnej pozycji i nadawać jej głębszy, powiązany z religią sens. ©

Dr KATARZYNA LESZCZYŃSKA jest socjolożką, pracuje na Wydziale Humanistycznym Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Niedawno wyszła jej książka „Płeć w instytucje uwikłana. Reprodukowanie wzorców kobiecości i męskości przez świeckie kobiety i świeckich mężczyzn w organizacjach administracyjno-ewangelizacyjnych Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017