Trudny spadek po papieżu

Dziś mija 11 lat od śmierci Jana Pawła II. Czy coś przegapiliśmy w jego nauczaniu? Co się zdezaktualizowało, a co przeszkadza w rozwoju Kościoła? Przypominamy zeszłoroczną debatę.
Uczestnicy debaty w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, 19 marca 2015 r. / Fot. Kamila Zarembska
Uczestnicy debaty w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, 19 marca 2015 r. / Fot. Kamila Zarembska

ARTUR SPORNIAK: Czy Kościół zdradził Jana Pawła II – jak uważa abp Hoser – bo praktyka duszpasterska dotycząca małżeństwa i rodziny nie poszła za głosem papieża, np. za teologią ciała?

DOMINIKA KOZŁOWSKA: Słowo „zdrada” jest tak mocne, że zwykle kończy dyskusję. Gdy słyszę, że nie podjęliśmy np. papieskiej teologii ciała, przypominają mi się dyskusje, czy wdrożyliśmy postanowienia Soboru Watykańskiego II.

Przecież Franciszek zwołuje synod na temat rodziny, ponieważ zdaje sobie sprawę, że przez te 50 lat zaszło wiele istotnych procesów społecznych, zmieniających sytuację rodziny, sposób rozumienia kobiecości i męskości. Wymaga to od Kościoła przemyślenia wielu spraw na nowo. A robi to, bo kieruje się duchem Soboru i pontyfikatu Wojtyły, tj. czytaniem znaków czasu. Poza tym Sobór z co najmniej dwoma tematami się nie zmierzył: z rozwijającym się wówczas ruchem feministycznym oraz z pojęciem płci. Nowy feminizm Jana Pawła II jest moim zdaniem wytrychem, a nie poważną próbą zrozumienia, o co w feminizmie chodzi.

Dzisiaj, zwłaszcza w polskim Kościele, wszyscy odczuwamy konsekwencje nieprzemyślenia pojęcia płci, również: płci kulturowej – owego słynnego gender (w naukach społecznych nikt nie zastanawia się, czy płeć ma aspekt kulturowy, bo to oczywiste).

KS. JACEK PRUSAK SJ: Trudno o przemyślaną teologię ciała w polskim Kościele, jeśli nie ma przemyślanej i dojrzałej katechezy dorosłych, w ramach której teologia ciała mogłaby być jednym z wątków – w każdym razie nie jedynym ani nawet nie centralnym.

Katecheza musi się bowiem skupiać przede wszystkim na Bogu, a nie na człowieku. Po prostu myśleliśmy, że papież Polak mówi w naszym imieniu i za nas, i to nam wystarczało.

KAROL TARNOWSKI: Jednak coś z tej teologii zostało. Po pierwsze cielesność przestała być tabu. Po drugie przestała być rozpatrywana wyłącznie w perspektywie grzechów przeciwko VI przykazaniu. To ważna zmiana. Nurt niechęci do ciała, odziedziczony po neoplatonizmie i po gnozie, był mocno w Kościele obecny. Wojtyła zdjął z tego tematu odium nietykalności i wstydliwości. Mówię głównie o środowych katechezach wygłaszanych przez Wojtyłę w latach 1980-84 i opublikowanych pt. „Mężczyzną i niewiastą stworzył ich”. To w istocie jest porządna i oryginalna interpretacja początku Księgi Rodzaju. Jako punkt odniesienia papież przedstawia stan natury sprzed upadku: cielesność jest czymś dobrym, jest otwarta na drugiego, umożliwia komunię osób. Ta wizja jest dla mnie odkrywcza.

JUSTYNA MELONOWSKA: Uważam, że nadmierne upłciowienie „osoby” widoczne w XX-wiecznej katolickiej antropologii stanowi tu zagrożenie. Jednak we wczesnym tekście publikowanym w 1957 r. w miesięczniku „Znak” Wojtyła potrzebował tylko trzech kategorii, żeby opisać małżeństwo: mówił o osobie, łasce i sakramencie. Nie potrzebował żadnej kobiecości, męskości ani katalogu cech, które miałyby być przypisane do jednej bądź drugiej płci. Mówi w tym tekście, że nasze rozumienie duchowego wymiaru osoby, definiowanego przez rozumność i przez wolność, wyprowadziliśmy z próby przybliżenia sobie możliwości orzekania o Bogu.

W człowieku jest rozumność i wolność, i to go wyróżnia, bo łączy z Bogiem. Czy wolność obecnych tu panów jest inna od moje kobiecej wolności? Czy istnieje jakaś wasza rozumność, która byłaby nieidentyczna z moją? Tworzenie odrębnych ontologii dla mężczyzn i dla kobiet zostało boleśnie zrewidowane przez historię relacji kobiet i mężczyzn.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: Warto popatrzeć, jak teologia ciała (być może rewolucyjna na standardy Watykanu w latach 70.) wpływa na budowanie świadomości księży, czyniąc ją dzisiaj, oględnie mówiąc, „nie na czasie”. Pokazuje to niedawno wydana książka socjolożki Anny Szwed „Ta druga. Obraz kobiety w nauczaniu Kościoła rzymskokatolickiego i w świadomości księży”.

Autorka przeprowadziła badania wśród księży z archidiecezji krakowskiej, pytając ich o rozumienie męskości i kobiecości. Świadomość ich jest pełna aporii. Na kobietę i mężczyznę kapłani patrzą przez pryzmat nominalnej równości, która równocześnie uzasadnia faktyczną nierówność. Gdyż kobieta dopiero w zadaniach opiekuńczo-wychowawczych spełnia się jako kobieta. Takie myślenie wpływa na poglądy księży na temat aktywności zawodowej kobiet, którą większość traktuje jako zło, czasem usprawiedliwione sytuacją rodziny (np. z jednej pensji ciężko ją utrzymać).

Wiadomo jednak, że Pan Bóg stworzył mężczyznę, aby pracował na utrzymanie najbliższych, a kobietę, aby rodziła i wychowywała dzieci. Problem z Wojtyłową teologią ciała polega na tym, że uczyniono z niej normę praktyczną, sprowadzoną do stereotypów płciowych, które kobiety i mężczyźni powinni realizować.

Ciekawe rzeczy wychodzą, kiedy przyłożymy teologię ciała do tego, co Wojtyła mówił o pracy. Widać, że pisał to mężczyzna, myśląc o męskim rynku pracy. Np. nie pojawia się pytanie, jak łączyć pracę zawodową z aktywnością opiekuńczo-wychowawczą negocjowaną w ramach rodziny.

JUSTYNA MELONOWSKA: Ten wątek powraca w adhortacji „Familiaris consortio” w dwóch aspektach: szerokim –docenienia pracy kobiet w ogóle i szczegółowym – uznania za pracę także ich trudu w domu i koło rodziny.

KAROL TARNOWSKI: Wiele małżeństw zawiązywanych w kręgu ludzi, którym Wojtyła duszpasterzował, było w tym znaczeniu nowoczesnych, że kobiety pracowały. Zwykle były to małżeństwa pracowników naukowych, lekarzy czy inżynierów. Trudno mi sobie przypomnieć przykłady relacji typowo patriarchalnych.

KS. JACEK PRUSAK SJ: Matrycą dla kształtowania wyobraźni księży o rolach płciowych nie jest nauczanie Wojtyły, tylko dom rodzinny.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: To prawda. Ze wspomnianych badań wynika, że w oczach księży kobiety realizują dwie role: matki lub siostry. Każdy inny wzorzec zagraża księdzu swoją seksualnością.

KAROL TARNOWSKI: Zgadzam się, że wątek samodzielności zawodowej nie został wystarczająco u Wojtyły domyślany i trzeba go w teologii przemyśleć na nowo. Dla niego ze struktury płciowej wynika jakieś przeznaczenie kobiety i mężczyzny. Natura do czegoś skłania. Takie założenie przyjmował, interpretując Księgę Rodzaju.

Wasze małżeństwo należało do kręgu ludzi bliskich Wojtyle. Czy on się interesował, jak życie małżeńskie wygląda?

KAROL TARNOWSKI: Nie wchodził do alkowy, ale oczywiście był zainteresowany. Doskonale był wprowadzony wróżnego typu trudności psychologiczne pojawiające się w małżeństwie. Był powiernikiem czy wręcz spowiednikiem wielu małżeństw.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: Czasy się jednakże zmieniły i małżonkowie doświadczają innych problemów. Teologia Wojtyły jest teologią swoich czasów. Kurczowe trzymanie się jej mija się z celem.

KAROL TARNOWSKI: Kłopot z jego nauczaniem polegał na tym, że owo personalistyczne podejście, które budował na wglądzie w dostępne mu relacje międzyludzkie, grzęzło w kościelnej etyce nakazu i zakazu.

Wojtyła nie miał jednak na tyle odwagi, by ów prawniczo-faryzejski styl myślenia Kościoła przekroczyć. Wszystko jest już rozstrzygnięte, zamrożone, nie ma żadnego ruchu, który umożliwiałby jakiś manewr w życiu małżeńskim. Przykładem norma zakazująca antykoncepcji.

We wspomnianych katechezach zło antykoncepcji wynika z pozbawienia aktu małżeńskiego „znaczenia potencjalnie rodzicielskiego”. Bardzo to efemeryczna argumentacja...

JUSTYNA MELONOWSKA: Wojtyła w wielu miejscach odwołuje się do kategorii użycia. Według niego uczynienie aktu seksualnego niepłodnym odbiera mu wartość miłości i nadaje mu charakter wzajemnego użycia osób. Nie wiadomo, o co chodzi: czy doświadczenie użycia pojawia się w świadomości małżonków jako nowa jakość psychologiczna? Kto owo użycie orzeka i jak ono zachodzi?

Niemniej normę dotyczącą antykoncepcji uważam za jeden z najmocniejszych punktów antropologii Wojtyłowej, i szerzej katolickiej.

Mnie on przekonał: i jako badaczkę, i jako katoliczkę, i jako kobietę. Istotą argumentacji jest tu wolność osoby współpracującej z własnym ciałem. Za każdym razem, kiedy w tym, co chcę zrobić ze swoim ciałem – zajść czy nie zajść w ciążę – polegam na czymś, co jest poza mną, np. na tabletkach, osłabiam swoją wolność. W kwestii regulacji poczęć w sobie noszę wszystko, czego potrzebuję.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: To jednak ujęcie idealistyczne, z którego nie da się wyprowadzić jednoznacznej normy praktycznej: zawsze polegaj tylko na własnym cyklu płodności.

Na przykład podczas karmienia piersią po porodzie czy w okresie premenopauzy poleganie na cyklu płodności kobiety zwykle zawodzi. 

JUSTYNA MELONOWSKA: Powiedziałam tylko, że więcej jest wolności w poleganiu na sobie i na rozpoznaniu tego, co dzieje się w mojej cielesności, niż na poleganiu na czymś poza mną. Nie oznacza to, że gdy coś się dzieje z moim cyklem płodności, nie mogę posłużyć się swoim rozumem i sięgnąć po pomoc zewnętrzną.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: Oczywiście, że powinniśmy się w życiu kierować taką ogólną zasadą, żeby się nie uzależniać od różnych rzeczy. Uzależnienie od telefonu komórkowego też ogranicza moją wolność. Co nie znaczy, że w ogóle nie powinniśmy korzystać z komórek. Granicę między tym, co jest źródłem wolności, a tym, co nas zniewala, musimy sami rozpoznawać. Także w sferze seksualności.

Czasami antykoncepcja zniewala, a czasami nie zniewala. Jak ktoś ma szóstkę dzieci, to może go zniewalać perspektywa narodzin kolejnego.

KAROL TARNOWSKI: Tu dotykamy kłopotu teologii moralnej, polegającego na niedostatecznym zaufaniu sumieniu. Sumienie jest w naszym życiu kluczowe, co ostatnio przypomniał o. Ludwik Wiśniewski na łamach „Tygodnika”.

KS. JACEK PRUSAK SJ: O. Wiśniewski wskazuje, że sumienie to odwaga podejmowania decyzji etycznych. Sumienie jest zdolnością rozróżniania dobra i zła, i niczym więcej. W konkretnych sytuacjach sumienie i tak musi się odwołać do konkretnych norm, które od niego nie pochodzą.

Zdaniem Kościoła prawo naturalne wyraża zamiary Boskie, a ponieważ prawo naturalne można racjonalnie poznać, można się więc dowiedzieć, czego Bóg oczekuje od człowieka...Te niuanse widać w sporze o antykoncepcję. Małżonkowie stosują normę praktyczną, a Kościół z interpretacji prawa naturalnego tworzy normę absolutną.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: Jeżeli rzeczywistość małżeńska nie zgadza się z dotychczasowym nauczaniem, tym gorzej dla rzeczywistości.

Wojtyła chyba zdawał sobie z tego sprawę.

KAROL TARNOWSKI: Mówiliśmy Wojtyle o tych problemach. Odpowiedział: „Jak macie trudności, zmieńcie spowiednika”.

Odebrałem tę radę jako zielone światło dla konkretnej decyzji sumienia przy roztropnym towarzyszeniu spowiednika. Tylko jeżeli ten spowiednik nie będzie miał zielonego światła ze strony nauczania Kościoła, to cóż on może doradzić?

KS. JACEK PRUSAK SJ: Niewiele zrobi.

Podobne pytanie postawili mi kiedyś publicznie dominikanie, u których spowiadają się studenci mieszkający razem bez ślubu.

Oni rozgrzeszają, jeśli widzą dobrą wolę u penitentów. Ale co to znaczy dobra wola w postanowieniu poprawy, skoro pary te mieszkają nadal razem? W tradycyjnym rachunku sumienia w takim przypadku wymogiem koniecznym do uzyskania rozgrzeszenia byłaby zmiana warunków życia. Z drugiej strony, spowiednik nie może nie dać rozgrzeszenia, jeśli penitent deklaruje poprawę, bo wspólny pokój to jeszcze nie wspólne łóżko.

A jeśli z różnych ważnych powodów na razie nie mogą wziąć ślubu? 

KS. JACEK PRUSAK SJ: Dlatego coraz głośniej się dziś mówi o tym, by norma pozostała kontrkulturowa: choć powszechny jest inny styl życia, nie znaczy to, że jako wierzący mamy mu ulegać. Wierzący powinni być gotowi ponosić koszty życia chrześcijańskiego. Nie chodzi o to, by mówić, że inni są źli, tylko o to, że chrześcijanin wezwany jest do pewnego heroizmu. Ale do heroizmu nie da się zmusić.

Czy to znaczy, że tylko żyjący heroicznie będą rozgrzeszani?

KS. JACEK PRUSAK SJ: To znaczy, że doktryna nie ulegnie zmianie. Zmienione być może zostaną normy duszpasterskie. Wygląda na to, że w tę stronę idzie papież Franciszek, np. wskazując na hierarchię prawd i przykazań. Ludzie są na różnym poziomie rozwoju emocjonalnego, który przekłada się na rozwój religijny. Zatem w duszpasterstwie traktujmy inaczej jednych i drugich, nie zmieniając jednak normy.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: To byłoby fatalne dla Kościoła. Przede wszystkim powinniśmy wypracować nowe instrumentarium pojęciowe, które umożliwiłoby szersze spojrzenie. Jeśli tego nie uczynimy, zmiana praktyki i tak za dwadzieścia lat wpłynie na zmianę doktryny. A zróżnicowane podejście będzie odbierane jako hipokryzja. Już dzisiaj ludzie szukają bardziej liberalnych spowiedników.

KS. JACEK PRUSAK SJ: Moim zdaniem trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co stało się w Stanach Zjednoczonych zencykliką „Humanae vitae”, w której Paweł VI zakazał antykoncepcji. Ludzie przestali traktować to nauczanie jako obowiązujące, ponieważ ich życiowe doświadczenie podpowiadało im, że jest ono błędne. I przestali się w ogóle spowiadać. Okazało się, że sferę grzechu utożsamiali ze sferą seksualną. I to jest problem, z którym Kościół sobie do tej pory nie poradził.

KAROL TARNOWSKI: Zbitka pojęciowa grzeszności i cielesności jest jednak przygnębiająca. Mówiąc wprost: co z tego, że ludzie żyją „na kocią łapę”, jeśli są sobie wierni?

KS. JACEK PRUSAK SJ: Większość par przychodzi do kancelarii ustalić datę ślubu i nic więcej. To świadczy o nikłej świadomości, czym jest sakrament małżeństwa.

Zatem jest szansa na zmianę praktyki duszpasterskiej np. w sprawie komunii osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach?

KS. JACEK PRUSAK SJ: Przy tej kwestii ostatnio doszło do pomieszania pojęć. Niektórzy biskupi słusznie zauważają, że nie mają mandatu do zmiany doktryny o sakramencie małżeństwa, natomiast nigdzie nie jest powiedziane, że Kościół nie może zmienić warunków dopuszczania do komunii. Eucharystia jest pokarmem na drogę, a nie nagrodą za dobre sprawowanie.

Synod chce się zastanowić, czy można zmienić myślenie o Eucharystii i to nie dla wszystkich rozwiedzionych, bo to nie jest kwestia zero-jedynkowa.

Czyli Kościół może zmienić nauczanie, które dopuszcza do aktywności seksualnej tylko w małżeństwie?

KS. JACEK PRUSAK SJ: Chodzi o pytanie, czy obecność sakramentalna Chrystusa w tych drugich związkach może być wyraźniejsza, skoro obecna jest w nich wiara.

Mimo tych wszystkich zastrzeżeń, jaki niewykorzystany potencjał tkwi w dorobku Jana Pawła II?

JUSTYNA MELONOWSKA: Oprócz refleksji na temat płciowości reszta jest świetna, np. wskazywanie na personalistyczny i komunijny wymiar związku. Natomiast nowy papieski feminizm nie jest personalizmem, jest próbą rewaloryzacji tradycyjnej roli kobiecej. To balast, który należy odrzucić.

KAROL TARNOWSKI: Powrócę jeszcze do owego uprzedmiotowienia przez antykoncepcję. Ostatecznie współżycie jest wzajemnym dawaniem sobie intymnej przyjemności. Oskarżanie małżonków, że się wzajemnie używają, jest nonsensem. Odwoływanie się do prawa naturalnego nic tu nie wyjaśnia, bo natura jest różna.

Mamy zatem do czynienia z fatalnym używaniem pojęć, i to sprawia konieczność wypracowania nowej pojęciowości, jak słusznie zauważyła Dominika Kozłowska. Dla Wojtyły kluczowa była perspektywa kreacjonistyczna: możliwość współtworzenia innych ludzkich istnień. Ale w małżeństwach przecież nie zawsze może to mieć miejsce.

DOMINIKA KOZŁOWSKA: Budując nową pojęciowość, nie da się zatrzymać na bezpiecznym etapie zmieniania praktyk duszpasterskich. Widać to na przykładzie nowego feminizmu, który moim zdaniem był tak naprawdę próbą zatrzymania groźby rewolucji feministycznej w Kościele. Nie da się rozwijać feminizmu bez zgody na zmiany społeczne – również w postrzeganiu ról kobiet i mężczyzn we wspólnotach religijnych. Tymczasem za nowym feminizmem nie poszła żadna praktyczna zmiana. Przeciwnie, Jan Paweł II np. próbował zamknąć dyskusję o kapłaństwie kobiet, co się ostatecznie chyba nie udało. ©℗


DOMINIKA KOZŁOWSKA – doktor filozofii, publicystka, redaktor naczelna miesięcznika „Znak”.
JUSTYNA MELONOWSKA – doktor filozofii, psycholożka, członkini Laboratorium „Więzi”, autorka książki o kobiecie w personalizmie Karola Wojtyły.
KS. JACEK PRUSAK SJ – doktor psychologii, psychoterapeuta, prorektor Ignatianum, redaktor „Tygodnika Powszechnego”.
KAROL TARNOWSKI – profesor filozofii, kierownik Katedry Filozofii Boga UPJP II w Krakowie, przyjaciel Karola Wojtyły.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 
Profesor filozofii, zajmuje się filozofią Boga i podmiotu, a także filozofią postsekularną i fenomenologią. Wykłada na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II i Uniwersytecie Jagiellońskim. Członek m.in. Polskiej Akademii Umiejętności. Pianista. Autor licznych… więcej
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2015