Które do kochania, które do jedzenia?

Gdy Vida przestała rodzić prosiaki, hodowca postanowił sprzedać ją na ubój. A kogut Kazik nie powinien się w ogóle wykluć. Są jednak w Polsce miejsca, gdzie świnie, kaczki, kury, indyki dostają dożywocie.

17.05.2021

Czyta się kilka minut

Dobrawa ze swoimi podopiecznymi w azylu dla świń Chrumkowo, 4 maja 2021 r. / ANNA MIKULSKA
Dobrawa ze swoimi podopiecznymi w azylu dla świń Chrumkowo, 4 maja 2021 r. / ANNA MIKULSKA

Gdyby ludzie wiedzieli, co to są zwierzęta, toby ich nie jedli – przekonuje pani Katarzyna. Wraz z Dobrawą prowadzi azyl Chrumkowo w Kujawsko-Pomorskiem. Jest tu ponad 70 świń i każda ma swoje imię – „Bo jak inaczej je wołać?” – oraz swoją historię.

Pani Katarzyna: – Knury Arbuz, Ananas i Awokado przyjechały do nas dwa lata temu z hodowli pod Toruniem, po kontroli weterynaryjnej w gospodarstwie. Ta trójka była zamknięta w chlewie, na betonie, w odchodach i brei wraz z siedmioma świniakami, które zmarły z głodu.

Arbuz to świnia rasy wielka biała polska – najpopularniejsza w chowie przemysłowym i w reklamach produktów mięsnych, stereotypowy prosiaczek z zakręconym ogonkiem. W Chrumkowie są też mikroświnki, wykorzystywane przez człowieka do zabawy, reklamowane jako prosiaczki niemal kieszonkowe.

– Pierwsza była Hania, potem Ania, a potem Henio. Ktoś zobaczył w internecie zdjęcia Ani, jak śpi w łóżku, i poprosił mnie o pomoc. Henio miał być świnką do towarzystwa, a trafił do zamkniętej komórki – można powiedzieć, że był pierwszym zwierzęciem z interwencji. No a potem już poszło.

Ania jest w Chrumkowie do dziś. Biega po ogródku, w części ogrodzonej od placu, gdzie są zwierzęta bardziej przyzwyczajone do warunków domowych. Na placu przeważają zwierzęta z hodowli gospodarczej.

Pani Katarzyna od dziecka miała w domu zwierzęta, psy i koty, ale zawsze marzyła o świni. – Chciałam pokazać, że to jest normalne, czujące zwierzę, a nie chodzące mięso – mówi. Wegetarianką jest od ponad 30 lat, weganką od czterech i przekonuje, że dla niej świnia to najpiękniejsze zwierzę na świecie. – Inteligentne, czyste – dodaje – i bardzo towarzyskie.


Czytaj także: Kolejne etapy kulturowej ewolucji człowieka wiązały się ze zmianą naszego stosunku do zwierząt. Dziś coraz bardziej jesteśmy skłonni obdarzyć je prawami.


 

Towarzyskość widać na pierwszy rzut oka. Ale w czym się objawia ta legendarna świńska inteligencja?

– Na pewno w tym, jak reagują na własne imię i jak szybko się go uczą – mówi pani Katarzyna. Dobrawa wtrąca, że to zwierzęta bardzo kreatywne, które nie znoszą nudy. – Zamykając je w chlewni ograniczamy ich naturę, wykorzystujemy ich cechy biologiczne, płodność i szybkie nabieranie masy, przeciwko nim.

Dobrawa działa w azylu od trzech lat. W aktywizm prozwierzęcy zaangażowała się w Anglii, gdzie uczestniczyła w akcjach dokumentujących warunki transportu zwierząt na ubój.

Obie znają na pamięć ponad 70 imion zwierząt, są z nimi zżyte, traktują je jak rodzinę.

Świńskie sprawy

– To też kwestia zbudowania relacji. My po prostu widzimy, ile one rozumieją – mówi pani Katarzyna.

– To tak jak z psem w domu?

– Tak, tylko że psy są poddańcze, a świnie niezależne. Mają swoje humory, bywają złośliwe – odpowiada Dobrawa. – Na przykład Malwina jest straszną jędzą. Mela z kolei nauczyła się rozwiązywać sznurek przy drzwiach do zagrody. Teraz musimy wiązać na supeł, bo z kokardką już umie sobie poradzić.

– Świnie to też zwierzęta hierarchiczne, budują konkretne relacje w stadzie – Dobrawa zmienia wątek.

W Chrumkowie rządzi Vida, wykupiona tuż przed wysłaniem na ubój. Całe życie rodziła prosięta i jak przekonują prowadzące azyl, nigdy nie widziała ani słońca, ani trawy. Vidę Chrumkowo kupiło na wagę, tak sprzedawane są zwierzęta hodowlane, wraz z dwoma prosiakami. Dziś tworzą rodzinę. Vida wyleguje się całymi dniami na słońcu, także podczas naszej wizyty, choć podobno jak idzie przez placyk azylu, zwierzęta schodzą jej z drogi.

– Jest najszczęśliwszą loszką w Polsce – mówi pani Katarzyna, a tymczasem na środku placu rozpoczyna się „ustawianie”, czyli spór między Melą a Dorotką o hierarchię w stadzie.

Dobrawa wyjaśnia tło zajścia: – Mela to jedna z pierwszych świń w azylu. Wraz ze swoją rodziną stworzyła gang z Wrocławia. Chciała rządzić, ale pojawiły się inne gangi i straciła pozycję, choć jeszcze usiłuje podskoczyć.

W Chrumkowie jest też gang z Malborka i gang z Koszalina, który mieszka w ogrodzie. Ale świńskie relacje to nie tylko walka o dominację. Pani Katarzyna wraca do historii Arbuza.

– Arbuz, Ananas i Awokado byli tak potwornie wychudzeni, że nie byli w stanie ustać o własnych siłach. Bałam się, że nie przeżyją. A po dwóch dniach Arbuz położył się przede mną i dał się wygłaskać po brzuchu. Jakby inne świnie mu powiedziały: spoko, tu jesteś bezpieczny.

– Niedługo później przywieźli do nas świniodziczkę [skrzyżowanie świni domowej i dzika w celu zapewnienia większych miotów w hodowli – red.] Lizzy. Błąkała się po lesie, ludzie ją przygarnęli, odkarmili. I pewnego dnia Lizzy wpadła do zagrody chłopaków. Ja przerażona – trzy potężne knury, po przejściach, dopiero się oswajają z nowym miejscem, przecież ją zagryzą. Ona stanęła jak wryta, zafukała do nich – świnie tak się witają – one jej odfukały i ją przygarnęły. Teraz ma trzech ojców. A jak przyjechał weterynarz, by Lizzy zaszczepić, to musiałyśmy chłopaków zamknąć, bo nie dali Lizzy dotknąć.

Prezes lubi być fotografowany

Jedziemy do drugiego azylu. Gieniutkowo leży na końcu nieoznakowanej i nieutwardzonej drogi, która odbija z głównej trasy prowadzącej przez Zachodniopomorskie. Prowadzą go Monika i Marcin, którzy przyjechali tu z Łodzi. Oprowadzają nas i przedstawiają zwierzęta.

– To jest Dżordż. Był świnką domową w Poznaniu, ale bardzo agresywną i właściciele nie mogli sobie z nim poradzić. A tam jest Stachu – świnka hodowlana. Przyjechał razem z dziesięcioma prosiaczkami oraz już dorosłymi: Teresą i Darusiem. Pani nie mogła się nimi dłużej zajmować i miały trafić na ubój. Stachu został odrzucony, bo miał guza. Stado odrzuciło też Felusia, bo jest niepełnosprawny. Podczas transportu uszkodził sobie kręgi i ma sparaliżowane tylne racice. Na razie poleguje, ale jest też rehabilitowany, no i czeka na wózek – opowiada Monika.

– A to jest Gienek, czyli prezes – bo pełna nazwa azylu to Fundacja Prosiaczka Eugeniusza „Gieniutkowo”.

– Prezes nie gryzie, lubi być fotografowany. No i był pierwszy, wtedy jeszcze wiele o świniach nie wiedzieliśmy, tyle że lubią ryć i że nie ważą 20 kilogramów – dodaje wraz z Marcinem Monika.

Gieniutkowo zaczęło się – tak jak i Chrumkowo – od jednej świni oraz jej popularności w sieci. Monika prowadziła blog Gienka, a kupiła go z hodowli mikroświnek.

– Prezes jest mikroświnką? Przecież to kawał zwierzęcia, a nie prosiaczek pod poduszkę!

– I właśnie dlatego dziś uważamy, że tych hodowli być nie powinno – mówi Marcin.

Wśród mikroświnek, które mieszkają w Chrumkowie, są takie, które ktoś komuś kupił na prezent – np. student studentowi w akademiku na weterynarii, a gdy władze uczelni się dowiedziały, postawiły ultimatum: albo świnia się wyprowadza, albo trafi jako obiekt na ćwiczenia na zajęciach. Jest wiele takich, które błąkały się samotnie po mieście: bo np. jeden pan z drugim uznali za świetny pomysł paradowanie ze zwierzęciem na smyczy i wymalowanym sprejem napisem na boku, a gdy poszli na piwo, świnia uciekła. Są też takie, które gdy urosły, stały się zbyt dużym – dosłownie i w przenośni – problemem.

– Mikroświnki powinny kosztować po 2 tysiące, a nie – jak dziś – 50 czy 100 złotych. Zysk z tego niewielki, więc trzeba tych świnek namnożyć i posprzedawać. Wmawia się ludziom, że taka świnka będzie ważyła 20-30 kilo. Jak widzicie, to nieprawda – mówi Monika głaszcząc Eugeniusza. – A prezes ma rok i trzy miesiące, więc będzie jeszcze rósł.

250 kg baletnicy

Również w Gieniutkowie jest podział – nie na gangi, lecz na brygadę ogródkową, która ma jeszcze dość trawy do zrycia, i resztę zwierząt, które oswajają się z nowym miejscem. Idziemy do domków i zagródek, czyli właściwej części azylu. Docelowo mają tu być wszystkie świnie, które ustalą między sobą hierarchię i wybiorą sobie miejsca do mieszkania.

Monika i Marcin nie jedzą mięsa od nastu lat, ale weganami zostali wraz z przyjściem Gienka. Można powiedzieć, że to Gienek wciągnął ich w aktywizm.

– Tam mieszka Daruś z Tereską – później będziemy pod wielkim wrażeniem potęgi zwierzęcia, które waży 250 kg, nie jest świadome swojej wagi („Biegnie jak baletnica”) i jak mały kociak ociera się o Monikę, niemal wywracając ją wraz z płotem. – Tu Filipek, czyli niepełnosprawny prosiak, który wymaga rehabilitacji, a tam reszta towarzystwa.

Reszta towarzystwa to Majlo – pcha się Monice na ręce; Janek – skubie nam sznurówki w butach; Halinka – w jeden dzień nauczyła się swojego imienia; i Rambo – już po przyjeździe wyrwał sobie obowiązkowy kolczyk z ucha. Darek z kolei, który mieszka z Tereską, nie ma ogona, najpewniej odgryzła mu go inna świnia, bo gdy zwierzęta są stłoczone i zestresowane, okaleczają się nawzajem.


Podkast Powszechny: Urszula Zajączkowska, Adam Robiński i Łukasz Lamża - poetka i botaniczka, dziennikarz i krajoznawca oraz naukowiec i filozof rozmawiają o tym, kim są dla nas zwierzęta, współmieszkańcy naszej planety.


 

To wszystko świnie hodowlane. Monika zauważa: – To przecież wcale nie jest tak, że każdy hodowca źle traktuje świnie. Przeciwnie, wielu z nich o nie dba, nawet się z nimi zaprzyjaźniają. Ale ja nie rozumiem jednego – jak można nadać zwierzęciu imię, a potem wysłać je na ubój.

Również Monika i Marcin, tak jak pani Katarzyna i Dobrawa, chcą otworzyć azyl na ludzi, by zachęcać do zmian nawyków żywieniowych. W planach mają też opiekę nad owcami, wraz z zakupem ziemi dostali małe stadko, a marzy im się dokupienie miejsca, by stworzyć azyl dla krów.

Całodobowa opieka nad kogutem

Marta ma tatuaże z wizerunkami zwierząt gospodarskich oraz koszulkę z kogutem i napisem „Freedom”, stylizowaną na słynne „Hope” Obamy. Siedzimy na trawie i obserwujemy się nawzajem z ptactwem.

– To jest Kazik, przyjechał do nas z Czech. Wykluł się z jednego z jaj kupionych na targu. Przez to, że kura nie wysiadywała go do końca, ma zniekształcone kości i głowę do góry nogami. Osoba, która kupiła jajko z Kazikiem, nie wiedziała, co z nim zrobić po wykluciu i oddała aktywistom w Czechach. Ci szukali kogoś, kto będzie mógł zapewnić mu opiekę 24 godziny na dobę. Tak trafił do nas.

Jesteśmy pod Wrocławiem, w azylu Kurza Łapka. Prowadzą go Marta i Dawid z polskiego oddziału Animal Save Movement, organizacji zajmującej się dokumentowaniem transportów do rzeźni (czyli tym, czym zajmowała się w Anglii Dobrawa z Chrumkowa).

Aktywiści dokumentują też to, co dzieje się w hodowlach.

– A co weterynarz mówi o Kaziku? – pytam, bo z tyłu głowy brzęczy myśl, że może zwierzę cierpi i lepiej byłoby skrócić mu mękę.

– Nie cierpi, ale z taką wadą nic się nie da zrobić.

Kazik ma dziś 8 miesięcy, to już dorosły kogucik. Rasa leghorn, dlatego jest mniejszy od innych kogutów. Obecnie w azylu znajduje się w sumie 9 zwierząt: trzy koguty, dwie kury, dwie kaczki i dwa indyki. – Widzieliśmy tyle cierpiących zwierząt, a chcieliśmy zobaczyć zwierzęta radosne. Chcemy oszukać ich przeznaczenie – tłumaczy Marta.

– Na początek trafiło do nas pięć pisklaków spod Torunia. Miały tydzień, może dwa tygodnie. Pochodziły z fermy hodującej 30 tys. brojlerów – tłumaczy Marta. Jak się wyciąga zwierzęta z ferm przemysłowych? Aktywiści z Kurzej Łapki nie wykradają ptaków, ale muszą uciekać się do podstępów, a najczęściej brać hodowców na litość.

– Znamy się z fermami przez nasze działania i czasem da się dogadać, żeby parę ptaków dostać. Jak ktoś ma ich 30 tys., my prosimy o dwa kurczaki dla siebie, to bywa, że się udaje. Podobnie jest za granicą, ludzie stoją pod rzeźniami i proszą o oddanie choćby jednej świni przed ubojem. Mamy też koguta, którego znaleziono przy drodze, mógł wypaść z transportu z wylęgarni.

Po co je ratować

Marta od siedmiu lat jest weganką, podobnie Dawid. Mają 24 i 25 lat, dom na wsi i zwierzęta hodowlane pod opieką. Wolą otaczać się zwierzętami na wsi niż ludźmi w mieście. To samo można usłyszeć w Gieniutkowie i z podobnym wrażeniem wyjeżdża się z Chrumkowa.

– Spod Torunia pojechaliśmy do Władysławowa, a potem trafiliśmy w okolice Wrocławia, bo jest tam jeden z nielicznych weterynarzy, który leczy ptactwo gospodarskie. Większość mówi od razu, że się tym nie zajmuje, ba, nawet od niektórych wegan słyszeliśmy, że po co je ratować, i tak nie przeżyją – mówi Marta.

Brojlery są bardzo podatne na choroby. To rasa specjalnie wyselekcjonowana, by szybko tyć. W hodowli intensywnej po 5 tygodniach brojler staje się gotowym produktem – do 2,8 kg mięsa.

– Nasze brojlery mają nawet po dwa lata – choć słyszeliśmy, że 4 miesiące to maks. Być może przez to, że zaczęliśmy je karmić paszą niemodyfikowaną, żyją długo. Nasza Lola jest jak pies i mieszka z nami w domu. A gdy jesteśmy czymś zajęci, to zaczepia nas albo stuka dziobem w drzwi, żeby ją wpuścić. Ale ludzie nadal uważają, że kury są po prostu głupie.

– Brojlery są jak każde inne zwierzęta, które trzymamy w domach do towarzystwa. Potrzebują bliskości, to nie są zwierzęta, które spędzą cały dzień dłubiąc w ziemi za robakami. Mają też swoje ulubione smakołyki, np. kogut Marcin lubi banany, a inne bananów nie tkną, Lola zaś lubi winogrona.

Oprócz Kazika cały czas towarzyszą nam dwa indyki. Są w azylu od dwóch tygodni, przyjechały z fermy chwilę przed wywozem na ubój.

– Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, że indyki są agresywne – mówię, gdy jeden z nich patrzy mi prosto w oczy, delikatnie szczypie brodę i ociera się o kurtkę słuchając, jak szeleści materiał. Drugi w tym czasie wyłącza dziobem dyktafon.

Marta: – To samo mówił mi ojciec: „nie bierzcie indyków, to najbardziej agresywne zwierzęta”, a one już po dwóch dniach wyszły, o dziwo, bo zwierzęta potrzebują trochę czasu, i od tamtej pory chodzą za nami krok w krok. W przeciwieństwie do kaczek, które są bardziej nieufne.

Szczęśliwa kura nie da ci jajka

Gdyby kura żyła w naturze, zniosłaby 12 jaj rocznie, ale takich kur dziś nie ma. Na fermach kury produkują 200-300 jaj rocznie, dlatego Marta uważa, że nie ma czegoś takiego jak jaja od szczęśliwych kur.

– We wszystkich azylach na świecie jest zasada, że jaj się nie zabiera, tylko zostawia kurom. One znoszą jaja w określonym celu i jeśli są niezapłodnione, kura je zjada, żeby dostarczyć sobie składniki odżywcze, które utraciła. Swoją drogą, w internecie ciężko jest znaleźć informację, jak karmić kury, by były zdrowe, ale znajdziemy mnóstwo informacji, jak karmić kury, by znosiły dużo jajek, i jak karmić brojlery, żeby było dobre mięso.


Czytaj także: Europa jest coraz bliższa wprowadzenia zakazu hodowli kur w klatkach. Zapłacimy za to z własnej kieszeni – ostrzegają hodowcy. Mamy więc dobry powód, by zacząć oswajać się z myślą, że tania żywność to niebezpieczne złudzenie.


 

W zagrodzie siedzi Marcin, kogut, który z uwagi na masę uszkodził staw skokowy, a następnie przeciążył drugą łapę. Teraz czeka na wózek. Julek, drugi kogut, jest właśnie w trakcie odchudzania. Uprawia „jogging” biegając po podwórku za Martą. A z podwórka widać wyjeżdżające z sąsiedniego gospodarstwa świnie na ubój. Na usta ciśnie się naiwne pytanie, czy ludzie kiedyś przestaną jeść zwierzęta.

– Rozmawialiśmy raz z człowiekiem, który przez 16 lat pracował w rzeźni. Sam się do nas odezwał, by opowiedzieć o warunkach, o zwierzętach, o prawach pracowniczych. Ostatecznie odszedł z pracy i przestał jeść mięso. Poznaliśmy także kierowcę z transportu, którego zainteresowało nasze działanie. Po jakimś czasie odezwał się do nas na Facebooku i podziękował za to, że otworzyliśmy mu oczy.©

Współpraca: Anna Mikulska

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2021