Kto zatruł Odrę

Mija miesiąc od początku katastrofy na Odrze, a agencje rządowe ani służby wciąż nie potrafią ustalić jej przyczyn. Choć są one jasne.

29.08.2022

Czyta się kilka minut

Natlenianie Odry, Szczecin, 25 sierpnia 2022 r. / ROBERT STACHNIK / REPORTER
Natlenianie Odry, Szczecin, 25 sierpnia 2022 r. / ROBERT STACHNIK / REPORTER

Z katastrofą ekologiczną na Odrze się nam na razie upiekło. Od drugiej co do wielkości rzeki w Polsce nie zależy wyżywienie milionów ludzi, nie ma tam również działających ujęć wody powierzchniowej. Problem w tym, że ta katastrofa dopiero się rozkręca. Masowy zakwit złotych alg – wskazywany ostatnio jako przyczyna problemu – jest tylko jednym ze skutków i może nieść za sobą kolejne tragiczne następstwa. Zresztą WWF Polska już alarmuje, że mamy do czynienia z wtórnym skażeniem rzeki, bo rozpoczął się rozkład ryb i małży, a pochodzący z tego procesu amoniak zabija kolejne zwierzęta.

Wbrew pozorom, prawdziwa przyczyna problemów nie jest zagadką, a na podstawie podobnych katastrof ekologicznych, wywołanych w analogiczny sposób jak u nas, można nawet próbować wyciągnąć wnioski, co z Odrą będzie się działo i które rzeki mogą podzielić jej los.

Zakwit z kosmosu

Najpierw były informacje o tym, że w próbkach wody z Odry jest rtęć. Później, że przyczyną tragedii jest trujący mezytylen i bardzo wysokie stężenie soli. Wreszcie jako winne wskazano toksyny wydzielane przez złote algi. W kakofonii spekulacji, niedomówień i politycznych wrzasków rzadko przebijał się głos naukowców, że to tylko hipotezy i wcale nie muszą się wykluczać, bo na przyczyny w zasadzie wszystkich katastrof – nie tylko środowiskowych, ale też lotniczych czy drogowych – zwykle składa się wiele elementów, z których żaden w pojedynkę nie mógłby spowodować większych zniszczeń.

Jednym z niewielu pewników w sprawie Odry jest to, że doszło tam do ogromnego zakwitu glonów. Naukowcy z Instytutu Ekologii Słodkowodnej i Rybactwa Śródlądowego im. Leibniza, Uniwersytetu w Lipsku oraz firmy Brockmann Consult przeanalizowali dane z satelity Copernicus Sentinel 2. Wiadomo dzięki nim, że pod koniec lipca na Odrze w okolicach Opola doszło do wzrostu stężenia chlorofilu. Na początku sierpnia na wysokości Wrocławia był on już bardzo wysoki, a niespełna dwa tygodnie później zakwit, niczym fala, przesunął się w dół rzeki, rozprzestrzeniając na większy jej obszar. Chlorofil, obecny m.in. w glonach, zmienia kolor wody, dlatego widać go z kosmosu. Żeby stwierdzić, co wytwarza tak duże ilości chlorofilu, wystarczyło pobrać próbki z Odry. I tu pojawia się złota alga.

– W bardzo wielu miejscach liczba komórek tego konkretnego gatunku wynosiła ponad 50 proc. wszystkich obecnych w próbkach glonów – mówi „Tygodnikowi” prof. Justyna Wolińska z Instytutu Ekologii Słodkowodnej i Rybactwa Śródlądowego im. Leibniza w Berlinie.

Według Ministerstwa Klimatu ­Prymnesium parvum, czyli złote algi, to gatunek, którego „występowanie stwierdzono w Europie do tej pory tylko kilkukrotnie i jest mało znany badaczom”. To nie do końca prawda. Złote algi występują powszechnie i zostały opisane przez naukowców już w pierwszej połowie zeszłego wieku, gdy doprowadziły do masowego wymierania ryb w rejonie Jutlandii w 1938 r. i Zelandii w 1939 r. Mało tego, setki prac naukowych dokładnie wskazują, jakie czynniki są niezbędne, by takie algi znalazły przyjazne środowisko do nagłego rozwoju. I w jaki sposób człowiek może się przyczynić do tego procesu.

Optymalne warunki

Złote algi występują na całym świecie, ale do ich katastrofalnych wykwitów dochodzi tylko w specyficznych warunkach. Glon najlepiej rozwija się w miejscach, gdzie woda słodka miesza się ze słoną i osiąga temperaturę od 10 do 27 st. C. Wówczas złota alga zaczyna się gwałtownie namnażać. By w pełni wykorzystać optymalną sytuację, wydziela toksyny zwalczające inne algi i jednokomórkowe zwierzęta, które mogłyby próbować się nią żywić. Cytotoksyna rozpuszcza rywali, a złote algi wchłaniają ich materiał organiczny, by wykorzystać go do dalszego namnażania. W ten sposób glony są w stanie błyskawicznie zdominować cały ekosystem. Tu jednak prosta metoda podboju zawodzi, bo emisja toksyn nie kończy się w chwili, gdy jednokomórkowa konkurencja zostaje wybita. Stężenie wciąż rośnie i wkrótce złote algi stanowią zagrożenie już nie tylko dla jednokomórkowców. Wydzielana przez nie ichtiotoksyna uszkadza komórki skrzeli ryb, małży, raków, płazów czy większego planktonu. Zwierzęta zaczynają krwawić i umierają przez uduszenie.


Filip Springer: Władza z ulgą chwyciła się hipotezy o złotych algach. Ale ich pojawienie się oznacza, że to człowiek, rozregulowując ekosystem Odry, doprowadził do katastrofy.


 

Kiedy dobre czasy się kończą, złote algi przechodzą w stan uśpienia. Jedna z form ich komórek to cysta, która czeka, aż warunki znów staną się optymalne. Kiedy glon raz się pojawi, zagrożenie z jego strony nie znika już nigdy. Wcześniejsze badania polskich wód nie wykazywały jego obecności.

– Może był, ale w mikroskopijnych ilościach – mówi prof. Wolińska i zaznacza, że tego typu glony się bardzo łatwo przenoszą. – Mogą być roznoszone przez wiatr czy ptaki i jeśli znajdą odpowiednie warunki, jak teraz w Odrze, mogą się uaktywnić i namnażać – stwierdza.

Podobnego zdania jest dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog z Polskiej Akademii Nauk: – Zawleczone do Odry złote algi mogły długo czekać na przyjazną do rozwoju chwilę i ją wykorzystały, szczególnie że nie miały konkurencji ze strony innych występujących w słonych wodach gatunków.

Te nowe, sprzyjające warunki w słodkowodnej Odrze to najprawdopodobniej bardzo niski poziom jej wód i wysokie temperatury, ale przede wszystkim bardzo wysoki poziom zasolenia pochodzącego z zakładów przemysłowych. To problem nie tylko na Odrze, a normy środowiskowe przekraczane są od lat. Doskonale obrazuje to następujący fakt. ­Przeprowadzone w 1871 r. badania ­Wisły na wysokości Krakowa wykazały, że znajdowało się w niej wówczas 6-7 mg soli na litr wody. W tym samym miejscu od lat zasolenie waha się na poziomie 1000-1500 mg. W zeszłym tygodniu w litrze wody z Odry w okolicach Kostrzyna różnego rodzaju soli było około 2000 mg.

– Teraz wiemy, że mamy toksyczny zakwit. Wiemy, że w próbkach, które zbadaliśmy w dolnym odcinku Odry, ponad połowa wszystkich glonów to było właśnie Prymnesium parvum. Wiemy również, że gdyby nie było zasolonej wody, ten glon by się tam nie namnożył. Gdy się to połączy, wnioski są oczywiste, ale naszą rolą, jako naukowców, jest udostępnianie faktów. Nie jesteśmy od ścigania sprawców – mówi prof. Wolińska.

Zrzuty i zarzuty

Jakie dokładnie było zasolenie Odry w ostatnich dniach lipca, gdy doszło do katastrofy, i gdzie dokładnie do tego wzrostu doszło? – Tego nie wiemy, ponieważ u nas nie robi się takich pomiarów automatycznie – przyznaje dr Szklarek. – Na razie wnioski możemy czerpać z pomiarów automatycznej stacji we Frankfurcie, które wykazały, że zasolenie na tym odcinku zaczęło rosnąć około 6 sierpnia i trwało około tygodnia. To sugeruje, że winowajcą raczej jest kopalnia niż zakład przemysłowy – twierdzi dr Szklarek.

Kopalnie, podobnie jak inne zakłady, mogą robić zrzuty do rzeki, jeśli mają odpowiednie zezwolenie wydane przez Wody Polskie. Część zakładów zaopatrzona jest w specjalne systemy, które dokonują zrzutów tylko przy odpowiednio niskim stanie zasolenia. Sęk w tym, że nie wszystkie takimi systemami dysponują.

– Jednocześnie przecież żaden prywatny właściciel nie powie, że zrzucił więcej, niż mógł, a ponieważ nie ma danych z systematycznych kontroli, to nie mamy gwarancji, że tak się nie stało – mówi prof. Zbigniew Karaczun, sozolog ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ekspert Koalicji Klimatycznej. – Tak samo jak nie mamy pewności, jeśli faktycznie hipoteza o złotych algach jest prawdziwa, że ten glon nie trafił do Odry właśnie z takim kopalnianym zrzutem.

Choć od początku katastrofy ekologicznej na Odrze mija miesiąc, nie sposób dojść, kto, kiedy ani jakiej wielkości zrzutów słonej wody dokonywał do rzeki i jej dopływów. Rząd ani żadna z jego agencji nie udostępniły takich danych. Jedyne, czym dysponujemy, to oświadczenia firm, które broniąc się przed zarzutami, same takie komunikaty wydały.

Pierwsza taka katastrofa

Przed latami 80. XX wieku zakwity złotych alg dotyczyły niemal wyłącznie wód słonych lub słonawych. Pierwsze przypadki wprowadzenia ich do słodkich rzek odnotowano w Teksasie w rzece Pecos w 1985 r., ale glon szybko zasiedlił co najmniej 33 inne zbiorniki wodne i szacuje się, że od tego czasu zabił 35 mln ryb. Najdziwniejszy zakwit miał miejsce 13 lat temu i był pierwszym, za który całkowitą odpowiedzialność ponosił człowiek. 27 sierpnia 2009 r. w Dan Cincotta biolog z Wydziału Zasobów Naturalnych stanu Zachodnia Wirginia prowadził rutynową kontrolę niewielkiej rzeki Dunkard Creek. Sprawdzał m.in. przewodność elektryczną wody, co pozwala określić stopień jej zasolenia. Przy pierwszym pomiarze uznał, że jego przyrząd pomiarowy jest zepsuty, bo wskazał 20 tys. mikrosiemensów na centymetr kwadratowy. Kilka kroków dalej – 40 tys. Biolog nigdy wcześniej nie widział wyniku wyższego niż 5 tys. Nieoczyszczona woda z kopalni zazwyczaj ma 1000-1500 mikrosiemensów.


Jacek Engel, prezes fundacji Greenmind: Rośnie gniew ludzi na to, jak Polska postępuje z przyrodą. 


 

W ciągu kilku kolejnych dni znaleziono, według różnych szacunków, od 20 do 60 tys. martwych ryb o krwawiących skrzelach. Na liczącym 50 km odcinku rzeki życie zamarło. Nigdy jednoznacznie nie wskazano sprawcy, ale za tak wysokie stężenia soli raczej nie mogły odpowiadać tylko okoliczne kopalnie. Prawdopodobnie do odprowadzanej z nich wody dołączyła też ta pochodząca z tzw. szczelinowania – wydobycia gazu łupkowego poprzez wypłukiwanie go spod ziemi za pomocą roztworów, których zasolenie jest 10-20 razy wyższe niż w wodzie morskiej. Firma Consol, prowadząca w okolicy dwa zakłady wydobywające gaz, choć nigdy nie przyznała się do winy, zapłaciła ponad 5 mln dolarów grzywny i zobowiązała się do stworzenia oczyszczalni solanki za 50 mln dolarów.

Dla rzeki nie było jednak happy endu. Choć już po roku wróciła do niej większość gatunków ryb, to nawet 10 lat później ich populacja była daleka od pierwotnej. Żaden z 14 gatunków małż nie wrócił w ogóle, mimo prób reintrodukcji.

Na marginesie warto przypomnieć sobie nasze marzenia sprzed lat – o Polsce jako łupkowej potędze. Chyba jednak dobrze, że się nie spełniły.

Szczęście w nieszczęściu

Gdyby główną przyczyną masowego wymierania ryb w Odrze była rtęć, to trucizna utrzymywałaby się w ekosystemie przez dziesięciolecia. W przypadku złotych alg, choć pozostaną już one w Odrze i będą powracać, zagrożenie znika szybko. – Te toksyny mają krótką żywotność – mówi prof. Wolińska. – Rozkładają się i nie ma po nich śladu w środowisku. To szczęście w nieszczęściu.

Co jednak nie oznacza, że Odra prędko odżyje. – To jest śmierć ekosystemu na co najmniej kilkadziesiąt lat. Z rzeki wyciągane są nie tylko małe ryby i narybek. Straciliśmy tam reproduktorów, czyli kilkunasto- czy nieraz kilkudziesięcioletnie osobniki – zaznacza prof. Karaczun, podkreślając, że również dla ptaków i ssaków żywiących się rybami będzie oznaczało to albo niemożność przeżycia zimy, albo konieczność opuszczenia terenów Odry w poszukiwaniu pokarmu.

Ta tragedia nie wzięła się znikąd. Wnioski z dwóch kontroli NIK, ale również ostrzeżenia od Komisji Europejskiej sprzed czterech lat o możliwych zakwitach alg wywołanych złą gospodarką ściekową, czy wreszcie groźba 6 mld euro kary w sprawie, którą Polska ma przed Trybunałem Sprawiedliwości UE, dobitnie świadczą o tym, że stan rzek nie był dla naszych rządzących priorytetem. Widać to także na przykładzie Kanału Gliwickiego czy Kłodnicy, w których przez kilka miesięcy poprzedzających wymieranie ryb na Odrze inspektorzy wykrywali przekroczenie norm czystości. Azot, siarczany, chlorki, sód czy potas miały trafiać do wody z położonych nad nimi zakładów przemysłowych.

Czy te zanieczyszczenia miały wpływ na to, co następnie wydarzyło się w Odrze, uruchamiając efekt domina? Tego wykluczyć się nie da. Jak ustalił Onet, nie zrobiono w zasadzie nic dla powstrzymania pogarszającej się sytuacji, a prokuratorskie śledztwo jak dotąd nie przyniosło rezultatów.

Z wyników badań próbek wody z Odry, wykonanych w laboratorium w Czechach, które przedstawił w zeszłym tygodniu Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, płynie wniosek, że Kanał Gliwicki był 15 sierpnia bardzo silnie zasolony. Nawet sześciokrotnie bardziej niż wskazywały pomiary wykonane w dolnym biegu Odry.

Celowo czy przez głupotę

Złote algi wielkie nie są – 10 przedstawicieli tego gatunku mieści się na krawędzi kartki papieru. Mimo to w starciu z glonem aparat państwa, który powinien nas chronić, poległ.

– To, co się stało na Odrze, pokazało, że służby inspekcyjne kompletnie nie działają – mówi prof. Karaczun. – Te służby zostały mocno osłabione, a w zasadzie zniszczone w ciągu ostatnich siedmiu lat. Pytanie, czy celowo, czy przez głupotę, ale obie odpowiedzi są fatalne.

Zwłaszcza że powinniśmy sobie powiedzieć jasno: podobnych tragedii będzie coraz więcej i nie będą dotyczyły wyłącznie rzek. Z powodu zmian klimatycznych ekosystemy stają się coraz mniej stabilne i nawet działania, które dotąd nie przynosiły dramatycznych skutków, jak spuszczanie ścieków do rzek, teraz mogą prowadzić do koszmarów. Przy niskim poziomie rzeki każda ingerencja w jej skład niesie o wiele poważniejsze skutki.

– System przyrodniczy nie zmienia się liniowo, tylko skokowo – tłumaczy prof. Karaczun. – Jeśli wrzucimy do rzeki 100 kg soli, to nie znaczy, że będzie trochę gorzej, niż gdybyśmy wrzucili tam 95 kg soli. Gdy przekroczymy pewien próg pojemności środowiskowej, to cały ekosystem może się zupełnie zmienić. I to właśnie stało się na Odrze.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej
Dziennikarz naukowy, reporter telewizyjny, twórca programu popularnonaukowego „Horyzont zdarzeń”. Współautor (z Agatą Kaźmierską) książki „Strefy cyberwojny”. Stypendysta Fundacji Knighta na MIT, laureat Prix CIRCOM i Halabardy rektora AON. Zdobywca… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Państwo w kanale