Śnięte służby. Państwo spóźniło się nad Odrę

JACEK ENGEL, prezes fundacji Greenmind: "Jedno zaskoczyło mnie pozytywnie: rośnie gniew ludzi na to, jak Polska postępuje z przyrodą. Zbiorowy pozew przeciw państwu – za narażenie rzeki, zwierząt i ludzi – nie jest wykluczony".

19.08.2022

Czyta się kilka minut

Wolontariusze na Odrze w okolicach miejscowości Widuchowa, 17 sierpnia 2022 r. /  / SEAN GALLUP / GETTY IMAGES
Wolontariusze na Odrze w okolicach miejscowości Widuchowa, 17 sierpnia 2022 r. / / SEAN GALLUP / GETTY IMAGES

MARCIN ŻYŁA: Kto w Polsce odpowiada za rzeki?

JACEK ENGEL: Kilka instytucji. Jest Główny Inspektorat Ochrony Środowiska i podległe mu inspektoraty wojewódzkie. Badają jakość wód – teoretycznie, gdy zgłaszany jest incydent, ich pracownicy powinni pobrać próbki. Druga instytucja to Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która odpowiada za obszary chronione, obszary Natura 2000, monitoruje ochronę gatunków i siedlisk oraz nadzoruje dyrekcje regionalne. Trzecia – Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie – odpowiada za ochronę wód, ich wykorzystanie gospodarcze i ochronę przeciwpowodziową.


SPECJALNIE DLA CIEBIE – PRZED CZASEM. CZYTASZ TEN ARTYKUŁ WCZEŚNIEJ, BO MASZ DOSTĘP DO NASZEGO SERWISU. DZIĘKUJEMY!


Do tego trzeba dodać parki narodowe zarządzające zasobami wodnymi w swoich granicach. Oraz samorządy, które pobierają wodę z ujęć powierzchniowych lub podziemnych i po oczyszczeniu oddają ją najczęściej do rzek.

Czyli jakość, przyrodę i infrastrukturę nadzoruje się osobno. To nasza specyfika?

Przychodzą mi na myśl angielska Environment Agency oraz jej szkocka odpowiedniczka, które kompetencje te gromadzą w jednym miejscu. W Polsce również powinna powstać agencja ds. środowiska, która odpowiadałaby i za obszary chronione, i za jakość wód. Mająca w dodatku uprawnienia policji środowiskowej. Teraz wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska pracują od poniedziałku do piątku, od 7 do 15.

Wody Polskie to instytucja-kuriozum. Podlega ministrowi infrastruktury, odpowiada zarówno za planowanie, zarządzanie i osiąganie tzw. celów środowiskowych wód, jak i za inwestycje wodne. Wydaje pozwolenia wodnoprawne na budowle, które zresztą buduje – czyli jest sędzią we własnej sprawie. Zakres uprawnień jest bardzo szeroki – w praktyce wszystko, co dzieje się na jeziorach i rzekach Polski, zależy od decyzji Wód Polskich. Instytucję wzorowano na Lasach Państwowych i podobny jest też brak kontroli społecznej, którym obie się charakteryzują.

Kłopot w tym, że jedna agencja ds. środowiska musiałaby godzić interesy ekologii i gospodarki.

Niekoniecznie. To samorząd czy państwo byłyby np. inwestorami nowej zapory, natomiast agencja decydowałaby, czy inwestycja jest do zaakceptowania z punktu widzenia środowiska. Funkcje decyzyjno-planistyczne powinny zostać oddzielone od inwestycyjnych.

Mam szacunek do wielu kompetentnych pracowników Regionalnych Dyrekcji Ochrony Środowiska. Ale te instytucje nie pełnią funkcji, dla której zostały powołane. Dotyczy to nie tylko rzek. Polskie służby ochrony przyrody jakby wyginęły.

Co je zabiło?

W urzędach państwowych odpowiedzialnych za ochronę środowiska decyduje polityka. Ograne powiedzenie: „mierny, ale wierny” – bardzo do nich ­pasuje. Kiedy próbowaliśmy wspólnie coś uzgadniać, od pracowników Wód Polskich, nawet tych wysokiego szczebla, wielokrotnie słyszałem: „I tak zdecyduje centrala”. Bez aprobaty prezesa żaden dyrektor regionalny nie podejmie ważnej decyzji.


ODRA: KOLEJNY DZIEŃ, KOLEJNA TEORIA

KRZYSZTOF STORY: Według niemieckich naukowców przyczyną śmierci tysięcy zwierząt mogły być toksyny wydzielane przez glony. Nawet jeśli to prawda, katastrofie nadal winny jest człowiek. Bez nas te organizmy nigdy nie pojawiłyby się w Odrze.


Wie pan, cieszę się, że w czasie katastrofy ekologicznej na Odrze nie doszło do poważniejszych katastrof ludzkich. Jedynym – mam nadzieję – utrudnieniem dla mieszkających nad rzeką jest smród rozkładających się ryb. Współczuję oczywiście biznesom, które mogą upaść.

Mogło dojść do czegoś gorszego?

Wystarczy, żeby sprawcą katastrofy była niezwykle toksyczna rtęć – ludzie, którzy wyciągali z wody te ryby lub mieszkali nad rzeką, byliby chorzy, mielibyśmy zgony. Mam wrażenie, że przez to, że rząd wciąż bagatelizuje sytuację, świadomość, iż mogło wydarzyć się większe nieszczęście, nie przebija się do opinii publicznej.

Sprawa wybuchła tydzień przed naszą rozmową…

Przepraszam, że przerwę, muszę zaprotestować. Na Odrze śnięcia ryb raportowano już 25 lipca – to ponad trzy tygodnie temu. Na Kanale Gliwickim i Kanale Kędzierzyńskim zgłaszano je już w marcu i kwietniu! Ta katastrofa nie spadła jak meteoryt tunguski. Ale nie wierzę w to, że jej sprawca zostanie wskazany.

Śledztwo państwowe nie ustąpi przed ewentualnym śledztwem obywatelskim?

Aby powiodło się śledztwo obywa­telskie, musimy mieć wyniki analiz z samego początku katastrofy. Tym­czasem ryby, które umarły pod koniec lipca, zawieziono do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, gdzie uznano, że nie da się ich zbadać, ponieważ brakuje odczynników. Ryby zutylizowano. Teraz ten sam instytut prowadzi badania przyczyn katastrofy. Niestety, takie informacje powodują, że brakuje mi wiary w skuteczność państwa.

Teraz najważniejsze jest zbieranie dowodów?

Jako Koalicja Ratujmy Rzeki i Fundacja Greenmind staramy się zebrać wiarygodne dane na temat strat w rybach. Bo służby państwowe cały czas operują „tonami”, „kilogramami” i „workami”, a nikt nie sprawdza, jakich gatunków dotknęła katastrofa na Odrze, czy były wśród nich gatunki chronione, w jakiej liczebności, gdzie…

Co zrobią Państwo z tymi danymi?

Mamy trzystopniowy plan oceny strat – metodyczny, skonsultowany z naukowcami. Zebranie danych na temat ryb, które poszły do utylizacji, zajmie kilka tygodni. Następnie ocenimy liczebność tego, co zostało w Odrze. Może to zająć miesiąc-dwa. Nie zamierzamy odpuszczać. Nawet jeśli konkretny sprawca nie zostanie wskazany, mamy jeszcze państwowe organy i osoby, które są odpowiedzialne za zaniechanie monitorowania stanu rzeki.

Pozwiecie w sądzie państwo polskie?

Zastanawiamy się nad tym. Wie pan, jedna rzecz zaskoczyła mnie pozytywnie. Pamiętam falę poparcia Polaków dla wolnych sądów. Teraz, takie mam wrażenie, gniew ludzi na to, jak postępujemy ze środowiskiem, jest dużo większy. Myślę, że taki zbiorowy pozew – za narażenie rzeki, zwierząt i ludzi – nie jest wykluczony. Byłby to pozew w sprawie imposybilizmu państwa, który doprowadził do zabicia rzeki.

Pana obserwacje o gniewie Polaków potwierdzałyby dokonane przez premiera szybkie dymisje. Rządzący analizują nastroje – chyba z słupków wyszło, że lepiej działać.

Reakcja wcale nie jest odpowiednia. Pierwszy, który powinien zostać zdymisjonowany, Marek Gróbarczyk, wiceminister w resorcie infrastruktury odpowiedzialny za gospodarkę wodną – ma się świetnie. A zdymisjonowany według deklaracji premiera prezes Wód Polskich formalnie jest na urlopie.

Co straciliśmy wraz z Odrą?

Jest to rzeka częściowo uregulowana oraz, na nieszczęście, skanalizowana, czyli poprzegradzana stopniami wodnymi. Ale poniżej ostatniego stopnia w Malczycach Odra jest rzeką płynącą w miarę swobodnie, w niektórych miejscach ma szerokie międzywale, gdzie jest dużo lasów łęgowych. Jest tu jeden z najcenniejszych fragmentów takiego lasu w całej Europie, gdzie gatunkami dominującymi są jesiony i wiązy. Odra ma również ogromny potencjał renaturyzacji – w wielu miejscach można odsunąć od niej wały, odtwarzając naturalne tereny zalewowe. Ma to również znaczenie dla zwiększania bezpieczeństwa powodziowego, bo rzeka, zamiast domów, zalewa właśnie lasy łęgowe, które to kochają. Minimalizuje to też skutki suszy – rzeka swobodnie płynąca, meandrująca, gromadzi wodę w czasie jej nadmiaru i oddaje podczas niedoboru.

I co z tego straciliśmy w ostatnich tygodniach?

Zatrucie spowodowało degradację całego ekosystemu Odry. Z jednej strony mamy miliony zabitych ryb. Ale też sygnały o małżach i ślimakach. Z pewnością w dużej części wyginęły organizmy denne. To bezkręgowce, które są pokarmem dla innych organizmów ekosystemu rzeki – nie tylko ryb, ale też np. ptaków. Odra straciła swoje funkcje.

Rzeki generalnie składają się ze zwierząt, roślin, tego, co jest rozpuszczone w wodzie, unoszone w toni wodnej i toczone po dnie, oraz z wody. Teraz Odra składa się głównie z wody i rozkładających się organizmów.

To już nie tylko Odra. Z dwóch sąsiadujących ze sobą powiatów na południu Polski w ostatnim czasie dochodziły sygnały o lokalnych podtruciach w Czarnym Dunajcu, Rabie i Czarnej Orawie. Przekładając to na całą Polskę – jaka jest tego skala?

Najlepiej oddają ją statystyki mówiące o tym, które rzeki w Polsce nie osiągnęły docelowego „dobrego” albo „bardzo dobrego” stanu tzw. jednolitych części wód. Obecnie wskaźnik ten wynosi 96 proc., co oznacza, że zaledwie 4 proc. rzek jest w dobrej kondycji.

Wracamy do początku rozmowy – mówił Pan o inspektoratach ochrony środowiska, które działają „od–do”.

W piątki po południu można do rzeki „bezpiecznie” wypuścić wszystko. Nie ma oficjalnych danych, ale bazuję teraz na zgłoszeniach, które docierają do Koalicji Ratujmy Rzeki. W zasadzie w każdy weekend do polskich rzek wypuszczane są ścieki. Mamy wiele oczyszczalni ścieków, prawie wszystkie zbudowano z dużym udziałem środków unijnych. Ale koszty utrzymania tych oczyszczalni są bardzo wysokie. Oczyszczalnie redukują je, spuszczając do rzek nieoczyszczone ścieki w piątki i soboty, mając absolutną pewność, że do poniedziałku nikt tego nie skontroluje.

Ale przecież o tym wszystkim wiedzą np. pracownicy oczyszczalni, urzędnicy gminni.

Zgoda, ale dowodem w sprawie jest zbadanie jakości wody. Jeżeli oczyszczalnia spuści nieczyszczone ścieki w piątek, to zanim w poniedziałek Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska się ogarnie, ścieki znajdą się już dużo niżej, rozcieńczone i po sprawie. Wszystko się rozpłynie.

Albo inaczej: gdy będziemy mieli farta, to się rozpłynie. Zazwyczaj się rozpływa, choć i tak nie pozostaje obojętne dla całej rzeki. Ale gdy nie mamy farta – jak w przypadku Odry – zanieczyszczenia płyną do samego ujścia.

Kto najbardziej truje rzeki – samorządy, przedsiębiorcy czy mieszkańcy?

Najgorsze są zanieczyszczenia rolnicze, tzw. spływ powierzchniowy. To środki ochrony roślin oraz nie w pełni wchłonięte przez rośliny nawozy, które powodują eutrofizację, czyli przeżyźnienie rzek.

Jest jeszcze jedno, nieoczywiste źródło lokalnych katastrof: zanieczyszczenia termiczne, czyli zrzuty z elektrowni węglowych, które używają wody do chłodzenia. Większość polskich elektrowni i elektrociepłowni ma tzw. otwarte systemy chłodzenia. Pobiera wodę z rzeki, używa jej do chłodzenia reaktorów produkujących prąd lub ciepło, a następnie – już podgrzaną – zrzuca z powrotem do rzeki. Powoduje to znaczny wzrost temperatury wody w rzece, co, szczególnie latem, może być śmiertelne dla wielu organizmów. Oznacza to też ogromne straty wody – ciepła woda paruje dużo szybciej niż zimna.

Mówił Pan o tym przeczuciu, że fala społecznego gniewu w kwestii ochrony przyrody jest dziś większa niż kiedykolwiek. Po katastrofie pod Szczekocinami zmieniły się polskie koleje. Może po Odrze zmieni się ochrona wód?

Mam tyle lat, że powinienem być realistą. Ale ciągle jestem optymistą. Gdybym nie wierzył, że jakaś zmiana może nastąpi, przestałbym się tym zajmować.

Z drugiej strony w marcu jako Koalicja Ratujmy Rzeki napisaliśmy krótki manifest dotyczący tego, co powinno się zmienić w polskiej gospodarce wodnej. Wysłaliśmy go do rządzących i wszystkich partii opozycyjnych. Jedyna odpowiedź przyszła z partii Razem. Nikt inny nie zareagował. A przecież grzechy w zarządzaniu wodą to nie tylko wina PiS.

Jacek Engel jest prezesem Fundacji Greenmind, która działa na rzecz zmiany polityki państwa w zakresie ochrony przyrody, i członkiem Koalicji Ratujmy Rzeki. Były członek Krajowej Komisji ds. Ocen Oddziaływania na Środowisko oraz Państwowej Rady Ochrony Przyrody; autor ekspertyz i publikacji dotyczących m.in. gospodarki wodnej i jej oddziaływania na środowisko.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2022