Odra jest ciężko chora. Rzeka od roku krzyczy: "Nie daję rady. Umieram!"

Odra straciła większość ryb i prawie wszystkie małże filtrujące wodę. Czy grozi nam powtórka z zeszłego roku? Jak to wszystko naprawić?

18.06.2023

Czyta się kilka minut

Natlenianie wody w Kanale Gliwickim. Kędzierzyn-Koźle, 12 czerwca 2023 r.  / KRZYSZTOF ĆWIDERSKI / PAP
Natlenianie wody w Kanale Gliwickim. Kędzierzyn-Koźle, 12 czerwca 2023 r. / KRZYSZTOF ĆWIDERSKI / PAP

KRZYSZTOF STORY: 10 czerwca z wpływającego do Odry Kanału Gliwickiego wyłowiono 450 kg martwych ryb. Jak się ma nasza druga największa rzeka niemal rok po katastrofie?

ILONA BIEDROŃ: W Kanale Gliwickim i Kędzierzyńskim jest słono. Mamy zdiagnozowaną i potwierdzoną „złotą algę”. Obserwacje wskazują na uszkodzenia skrzeli ryb przez poparzenia prymnezyną – toksyną, którą wydzielają glony, gdy kwitną. Zakwitu nie wykrył jednak monitoring. Nie pojawiła się też charakterystyczna dla tego zjawiska piana. Ryby padały jeszcze w następnych dniach, łącznie było to około 1000 kg.

Próbki zostały przebadane, obecność algi potwierdzona. Na Kanale Gliwickim przy śluzie Nowa Wieś wyszło 51 mln komórek Prymnesium parvum na litr. To ok. 8 razy mniej niż rok temu, ale wystarczająco, by wystąpił toksyczny zakwit.

Mamy dopiero czerwiec. Nikt nie przesądzi dzisiaj, czy czeka nas powtórka w tej samej skali, ale jedno wiemy: stan pacjenta jest gorszy niż rok temu. Odra straciła większość ryb i masę innych organizmów. Praktycznie wyginęły małże, które filtrują wodę.

Odra jest pacjentem?

Nie jestem lekarzem, ale tak: patrzyłabym dzisiaj na Odrę i całą jej zlewnię jak na kogoś przewlekle chorego.

W zeszłym roku pacjent prawie umarł nam na stole. Od tego czasu woda w Odrze jest regularnie badana, a z końcem maja ruszył zapowiadany przez rząd automatyczny system monitoringu jakości wody.

Przez rok staliśmy nad chorym i mierzyliśmy mu temperaturę, ale nie podaliśmy skutecznego lekarstwa. Działania przy śluzach były doraźne. Odra musi się czuć jak pacjent w typowej przychodni: każdy lekarz patrzy na niego tylko z perspektywy swojej specjalizacji. Neurolog skieruje na tomograf, internista przepisze antybiotyki, kardiolog – leki na nadciśnienie. Działamy objawowo, teraz służby zdecydowały się sztucznie natleniać wodę w Kanale Gliwickim. Świetnie, tylko nadal nie zajmujemy się pierwotną przyczyną.

Przykładowo: dwa rządowe raporty po katastrofie skupiają się wyłącznie na zakwicie złotej algi latem 2022 r. A to był przecież ostatni etap, konsekwencja wszystkiego, co zrobiliśmy ze zlewnią Odry. Na to z kolei bardziej zwracają uwagę raporty organizacji pozarządowych. Jednak nikt nie patrzy na rzekę holistycznie i to nie zawsze jest kwestia złej woli. Po prostu nie mamy dobrych danych, aby postawić rzetelną diagnozę.

Wszystkie legalne zrzuty ścieków, piętrzenia czy pobór wody odbywają się na podstawie pozwoleń.

Pozwolenia określają maksymalne i średnie wartości korzystania z wód. Nie mamy ciągłych pomiarów. Nie wiemy, ilu użytkowników w danym momencie korzysta z rzeki, co do niej wylewają. Średnia na wykresie się zgadza, tylko co z tego, skoro w środku suszy przychodzi moment krytyczny, a rzeka na przekór naszym wyliczeniom mówi: mam dość.


RZEKA JAK PLANETA

FILIP SPRINGER: Władza z ulgą chwyciła się hipotezy o złotych algach. Ale ich pojawienie się oznacza, że to człowiek, rozregulowując ekosystem Odry, doprowadził do katastrofy.


Wtedy szukamy jednego winnego, oferujemy milionowe nagrody. Chętnie skupiamy się na dużych użytkownikach: kopalniach, wielkich zakładach. To przynajmniej jesteśmy w stanie oszacować. Gorzej, gdy spojrzymy np. w stronę małych, często przestarzałych i niewydolnych oczyszczalni. W całej Polsce, w tym w zlewni Odry jest ich mnóstwo, a w większości typowym zjawiskiem jest „awaria”. To szyfr na nadmiar ścieków, które po prostu lądują w rzece nieoczyszczone. Ile? Jak często? Co dokładnie wylewamy? Ile azotanów i fosforanów spływa z pól uprawnych? Nie wiemy.

Da się to naprawić?

Nie ma magicznej tabletki. Potrzebujemy strategii, konsekwencji, uważności. Ciężko nam to przychodzi, ale nie ma innego wyjścia. Odra jest rzeką. I jak każda rzeka składa się z dopływów. Jej problemy biorą się więc z tysięcy małych rzek w zlewni zajmującej niemal pół kraju. Zajmuję się gospodarką wodną prawie 20 lat i widzę, jak przez ten czas wykreśla się z systemu kolejne elementy długofalowego planowania. Przy nowelizacji prawa wodnego pozbyliśmy się np. „warunków korzystania z regionów wodnych”. One nie były doskonałe, ale stanowiły przynajmniej próbę spojrzenia na sytuację mniejszych rzek.


MIĘDZY ODRAMI. OTO KRAINA SPUSZCZONA Z ŁAŃCUCHA

ADAM ROBIŃSKI: Bywa, że wiatr oderwie od lądu trawiastą kępę, a potem taka pływająca wyspa zaczopuje śluzę.


Druga rzecz to słuch. W ustach inżynierki to może zabrzmieć dziwnie, ale mi brakuje wysłuchania Odry. Zaklinamy rzeczywistość, zamiast starać się ją zrozumieć. Tymczasem rzeki ciągle do nas mówią, Odra od roku wręcz na nas wrzeszczy. Zakwitają glony, umierają ryby, to znaczy: „Nie daję rady! Umieram, cholera! Wy planujecie kolejne stopnie wodne, zapory, spowalniacie mi przepływ, a ja się tu zaraz ukiszę. Wylewacie słoną wodę z kopalń, solicie drogi i wodę w zmywarkach, a potem się dziwicie, że mam za wysoki poziom zasolenia. Za chwilę zamiast ryb będziecie mieli tylko algę. Jestem rzeką, gdzieś muszę mieć przestrzeń na wodę po ulewnych deszczach czy roztopach. Jeśli nie chcecie, żebym wylewała w dużych miastach, dajcie mi się rozlać na pola i łąki”.

Czy po ubiegłorocznej katastrofie usłyszeliśmy cokolwiek sensownego?

Niewiele. Jako państwo pozwoliliśmy, by Odra była jeszcze bardziej słona.

Jak to?

Na początku 2023 r. Polska po raz kolejny aktualizowała Plany Gospodarowania Wodami, wymagane Ramową Dyrektywą Wodną (RDW).

Wyjaśnijmy: RDW jest najważniejszym w UE prawem dotyczącym gospodarki wodnej. Na jej podstawie państwa co sześć lat opracowują nowe plany dla konkretnych rzek i ich zlewni. Celem jest poprawa jakości wód w całej Europie.

Co sześć lat robi się analizę, wyciąga wnioski i wdraża nowe rozwiązania. Preambuła RDW jest piękna: „Woda nie jest produktem handlowym takim jak każdy inny, ale raczej dziedzictwem, które musi być chronione, bronione i traktowane jako takie”.

Co poszło nie tak?

Polska w najnowszej aktualizacji podniosła dopuszczalne zasolenie wód znajdujących się „pod silną presją zasalającą”, czyli np. tych, do których wylewa się wody pokopalniane. Maksymalny dopuszczalny poziom jest teraz ponad 3-krotnie większy. Ze względu na presję związaną z kryzysem energetycznym, kopalnie i elektrociepłownie dostały wolną rękę. Popuściliśmy pasa.

Co na to Odra?

Zdecydowana większość przebadanych w ostatnich miesiącach próbek ma przekroczony poziom przewodności [parametr, którym mierzy się zasolenie wody – przyp. red.].

Odra jest najmocniej przekształconą przez człowieka rzeką w Polsce, ale takiej katastrofy nie mieliśmy nigdy. Osiągnęliśmy jakiś punkt krytyczny?

Jak ciągle bijesz psa kijem, to trudno się dziwić, że potem warczy i w końcu gryzie. W 2015 r. mieliśmy w Polsce ogromną suszę i od tamtej pory problem powtarza się co roku. Nawet teraz, w czerwcu, wydawane są pierwsze ograniczenia w zużyciu wody w północnej, suchej jak wiór, Polsce.


CECYLIA MALIK: SOLIDARNOŚĆ Z RZEKĄ. Słuchaj rozmowy w Podkaście TP>>>


Nawet jeśli średni przepływ wody w rzekach nie zmienił się mocno, to z badań widać, że stany niskie zrobiły się jeszcze niższe. Wisła nie bez przyczyny od kilku lat bije negatywne rekordy na wodowskazach w Warszawie; na innych rzekach dzieje się to samo. Wpływ zmian klimatu jest tu oczywisty, ale jeszcze więcej szkód zrobiliśmy sami.

Ale na Odrze w ostatnich latach nie powstały żadne spektakularne inwestycje hydrotechniczne. Rzeka płynie, jak płynęła.

Nie patrzmy tylko na Odrę. Skąd się bierze woda w rzece, kiedy nie pada? Tu nie trzeba być naukowcem, chłopski rozum wystarczy – z wód podziemnych. A my przez ostatnie dekady systemowo pozbywaliśmy się wody z krajobrazu. Ograniczyliśmy rzekom zasilanie wodami podziemnymi.

Betonozą?

Nie tylko. Wycinka lasów, rowy przy każdej drodze, rowy na polach, osuszanie wszystkiego, co się da. Straciliśmy 85 proc. torfowisk, najlepszych gąbek wody i węgla na świecie. Strefy buforowe przy rzekach zabudowujemy albo orzemy niemal do samego brzegu. Odwodniliśmy kraj.

Jak można to odwrócić? Trzy lata temu pod Pani kierunkiem powstał „Krajowy program renaturyzacji wód powierzchniowych”, dokument zamówiony i przyjęty przez Wody Polskie.

I niestety nie zrealizowany. Został przyjęty jako dokument kierunkowy, a nie jako program działań.

Renaturyzacja. Ciężko wymówić.

Żałuję, że to słowo jest takie karkołomne, bo pod nim kryją się często bardzo proste rozwiązania. Ogromną różnicę w wielu przypadkach daje renaturyzacja bierna. Traktujesz wtedy rzekę jak kolegę wykończonego po całym tygodniu pracy. On nie jest chory, po prostu potrzebuje odpocząć. Odra już nie jest na tym etapie, ale kilka z jej dopływów tak. Wystarczy dać im chwilę spokoju.

Kolejny etap to nasadzenia drzew na brzegach, odtwarzanie stref buforowych, podnoszenie dna. Dopiero na samym końcu są spektakularne projekty, zakładające burzenie tam, odtwarzanie meandrów czy odsunięcie wałów, aby dać rzece przestrzeń.

Mam wrażenie, że jak na razie idziemy w drugą stronę. W trakcie naszej rozmowy Sejm pracuje nad projektem „ustawy o rewitalizacji rzeki Odry”. Zaakceptował go rząd.

Jest tam przepis podnoszący opłaty za solenie. Tylko że ma wejść w życie w... 2030 r.

Ustawa ma mieć ponad miliardowy budżet i zaczyna się od sześciu stron z wyliczeniem inwestycji, które mają pomóc rzece. Są tam stopnie wodne w Ścinawie i Lubiążu, zbiorniki wodne, jazy. Znamy już te pomysły.

Można pójść do dowolnego dużego biura hydrotechnicznego w Polsce, otworzyć szafę, i sądzę, że wypadną z niej te same projekty. Nie zmieniają się od 30 lat, nieważne, czy mają być częścią programu przeciwdziałania suszy, ratowania Odry, czy ogólnej strategii gospodarki wodnej.

Niezależne raporty organizacji ekologicznych, naukowców z PAN, a nawet UE mówią, że regulację Odry należy wstrzymać, jeśli faktycznie chcemy przywrócić życie w rzece. W ustawie dostajemy coś innego. Czy te dwa światy dalej mówią o tej samej rzece?

Jedną część odpowiedzi da się streścić w jednym słowie: polityka. Ale jest coś jeszcze. Żeby odpowiednio zarządzać, trzeba wiedzieć, jaki cel chcemy osiągnąć i dobrze go poznać. U nas w przetargach sensowny budżet jest jedynie na opracowanie wyników i przedstawienie rekomendacji.

Na studiach uczono mnie ciężkiej hydrotechniki, ale nie tego, że jako inżynier mam uszanować naturalne procesy. Nikt nie zwracał uwagi na to, że nasze pomysły, jak ułatwić życie ludziom, powinny zawierać kompromis ze środowiskiem. Dzisiaj decyzje podejmują ludzie w moim wieku i starsi. Trochę ich rozumiem, ale efekt jest taki, że powstaje spec­ustawa, w której napisane jest, że zbudujemy przegrody na rzece, by podnieść stan wody i przeciwdziałać suszy. A przecież pytanie o zdrowie rzeki nie brzmi: ile wody ma stać w rzece? Pytania brzmią: ile wody tu płynie? Co w niej żyje? Co rośnie na brzegach? Czy mogę się wykąpać?

Stopnie wodne nie pomogą? Buduje się przy nich przepławki dla ryb.

Ryby mogą przepłynąć, ale życie rzeki zależy też od czegoś innego: od transportu rumowiska, materiału, który tworzy jej dno. Budując stopień wodny odcinamy wszystko, co powyżej niego. Poniżej rzeka zaczyna wymywać dno, a wtedy obniża się poziom wód podziemnych. To tak, jakby stopniowo człowiekowi usuwać półki z lodówki od góry. W końcu może się okazać, że nie będzie miał co jeść.

Przecież mamy prawo. Ramowa Dyrektywa Wodna wyraźnie nakazuje poprawianie stanu wód i pokazuje, jak to robić.

I jednocześnie zostawia furtkę. Jeden artykuł pozwala realizować niekorzystne inwestycje ze względu na „nadrzędny interes społeczny” (np. ryzyko przeciw­powodziowe). Zrobiliśmy z tego wytrych do wszystkiego. Ale to nie jest jedynie polski problem, mało który kraj dobrze wdrożył to prawo. Jesteśmy gdzieś w środku europejskiej stawki.

Często się mówi, że mamy mniej wody niż Egipt.

Mniej więcej tyle samo. Tylko Egipcjan jest prawie trzy razy więcej. Po drugie wystarczy, że w Sudanie zakręcą korek na Nilu i Egipt jest bez wody. My nie jesteśmy może wodnym rajem, nie mamy wielkich cieków spływających z Alp, ale naprawdę nie jest źle. Droga każdej kropli, która spada na Polskę, zależy wyłącznie od nas. Nie wpływa do nas żaden wielki Dunaj, gdzie stan rzeki zależy od ośmiu innych państw. Jednak nie myślimy o tym, jak bardzo zmieniamy drogę tych kropli wody. Jeśli chcemy przeciwdziałać powodziom, suszom, toksycznym glonom – musimy przedłużać ich bieg. Widzimy, co się dzieje, kiedy kopiemy im rowy, studzienki na betonowych pustyniach i pilnujemy, by jak najszybciej spłynęły do morza.

Czy los Odry mogą podzielić inne polskie rzeki?

Mówiliśmy, że to rzeka najbardziej przekształcona i mocno solona. Wisła jest bardziej naturalna, ma większą odporność, potwierdziła to choćby podczas awarii oczyszczalni Czajka. To kolejny argument za renaturyzacją. Ogromne problemy są za to na mniejszych rzekach, choć zupełnie inne. One po prostu coraz bardziej wysychają lub niosą duże ilości zanieczyszczeń. Tylko nikt ich nie monitoruje.

Mój dom rodzinny stoi dwa kilometry od Odry. Czy z perspektywy zwykłego obywatela mogę coś zrobić?

Samemu? Niewiele. Ale możesz zbudować lokalną społeczność, zabrać ją nad rzekę, żeby poczuła, że to również jej sprawa. Jeśli masz znajomych rolników, przekonaj ich, żeby nie orali pola do samej rzeki. Może nie musisz zabetonować całego podjazdu przed domem? Albo kosić trawy co tydzień? Wiem, że słyszymy to regularnie, ale to nie przekreśla sensu tych działań. Jako inżynier technicznie podchodzę do życia, ale wiem, że dzisiaj poza inwestycjami i wyliczeniami potrzebujemy w zarządzaniu wodą czegoś zupełnie niewymiernego: szacunku. ©℗

ILONA BIEDROŃ jest wiceprezeską fundacji Hektary dla Natury, absolwentką inżynierii środowiska Politechniki Krakowskiej. Prowadzi badania doktorskie z zakresu suszy. Pod jej kierownictwem na zamówienie Wód Polskich powstał „Krajowy program renaturyzacji wód powierzchniowych”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ciężko chora rzeka