Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nadal nie wiemy, co jest powodem katastrofy ekologicznej na drugiej największej rzece w Polsce, i kto za nią odpowiada. Każdy kolejny dzień przynosi nowe teorie i hipotezy. Najnowszą opublikował 18 sierpnia Instytut Ekologii Wód i Rybactwa Śródlądowego Leibniza (IBN) w Berlinie. W przebadanych próbkach naukowcy znaleźli wyjątkowo dużo glonów Prymnesium Parvum (nazywanych złotymi algami) – ponad 100 tys. komórek na mililitr wody pobranej już za ujściem Warty, gdzie zanieczyszczenia są już mocno rozrzedzone. Masowy przyrost alg zgadza się też z innymi danymi, np. wzrostem poziomu tlenu w Odrze.
Gdy złote algi kwitną, produkują prymnezyny – substancje, które uszkadzają błony śluzowe i naczynia krwionośne, potencjalnie śmiertelne dla ryb, małży i płazów. Naukowcy z IBN na razie zobaczyli same glony, dopiero badają stężenie wydzielanych przez nie toksyn, wyniki będą za kilka dni. Obecność złotych alg potwierdził też polski Instytut Rybactwa Śródlądowego w Olsztynie. Mimo to do pewności (i prawa do ferowania potencjalnych wyroków) jest nam bardzo daleko.
KIEDY UMIERA RZEKA
ADAM ROBIŃSKI: Odrodzenie się Odry po ekologicznej katastrofie będzie wieloletnim procesem.
Sami badacze podchodzą do wyników z dużą ostrożnością, ale jedno podkreślają stanowczo: nawet jeśli bezpośrednią przyczyną śmierci ryb są glony, winny i tak jest człowiek. Prymnesium Parvum do życia potrzebuje wyższego zasolenia, niż ma Odra. Glony mogły się zadomowić w rzece tylko, jeśli coś zmieniło parametry samej wody. To coś, zdaniem ekspertów, to poprzemysłowe ścieki, które wlane do rzeki zatrzymują się tam, gdzie jej nurt zwalnia – w zbiornikach, kanałach i przy zaporach, których w górnym biegu Odry nie brakuje. Jeśli połączymy to z niskim stanem wody i wysokimi temperaturami, takie miejsca mogą stać się „bioreaktorami”, w których np. złote algi mogą rosnąć błyskawicznie. Gdyby przyjąć teorię naukowców z IBN, znaczyłoby to, że do katastrofy mocno przyczyniła się regulacja Odry.
„Nie zdziwiłbym się, gdyby wzrost zasolenia miał wiązać się z jakimś zrzutem ścieków wód popłucznych z jakiegoś procesu, powiedzmy związanego z wydobyciem kopalin, produkcją przemysłową, z ciężkim przemysłem” – powiedział w rozmowie z PAP dr Paweł Jarosiewicz z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk.
Dwie przyczyny chaosu
Komuś, kto od paru dni próbuje śledzić badanie przyczyny śmierci tysięcy istot w Odrze, najpewniej towarzyszy jedno słowo: chaos. Sensacyjne informacje, jak ta o rzekomo rekordowym stężeniu rtęci, bardzo szybko okazują się lokalną aberracją, błędem w tłumaczeniu lub po prostu fake newsem. Do nowej teorii IBN też trzeba podchodzić z – wyuczoną już – ostrożnością.
CZY ŻYCIE POWRÓCI KIEDYŚ DO ODRY
Przyczyny tego chaosu są dwie. Pierwsza: jeden powód katastrofy może po prostu nie istnieć. Różne substancje, które trafiają do rzeki, mieszają się ze sobą w trudny do przewidzenia sposób i wchodzą w reakcje ze starymi osadami. Jak domino. „Wykryty znaczny wzrost zasolenia oraz pH i zawartości tlenu uruchomił prawdopodobnie reakcję łańcuchową ekosystemu – produkcję toksyn przez fitoplankton, następnie wtórne uwalnianie toksyn z procesów gnilnych martwych organizmów” – mówił PAP prof. Tomasz Kowalczyk z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.
Drugą przyczyną chaosu jest spóźniona reakcja państwa i instytucji, które utrzymujemy na wypadek takich katastrof, a także ich słaba współpraca z naukowcami. Na Odrze prowadzona jest obecnie bardzo spóźniona sekcja zwłok. Informacje o martwych rybach na Kanale Gliwickim pojawiają się od marca, a 26 lipca o katastrofie alarmowali wędkarze z Oławy, zbierający martwe zwierzęta z brzegów. Dolnośląska inspekcja ochrony środowiska zbadała wodę dopiero dwa dni później, a 12 sierpnia szef Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach nadal „czekał na próbki do badania”.
Na rozliczanie tych instytucji i ich pracowników przyjdzie czas (choć ad hoc i nieco na oślep zaczął to już robić premier Morawiecki, dymisjonując Michała Mistrzaka, głównego inspektora ochrony środowiska, i Przemysława Dacę, szefa Wód Polskich). Dowodem na lata zaniedbań są wstępne wyniki kontroli prowadzonej przez Wody Polskie. Inspektorzy w całym kraju sprawdzają wyloty odprowadzające ścieki i wody opadowe do rzek. „Rzeczpospolita” ustaliła, że zidentyfikowali już ponad 17 tys. urządzeń, które nie miały uregulowanego stanu prawnego lub nieznany był ich właściciel, z tego 5816 w dorzeczu Odry. Do 17 sierpnia stwierdzono, że 282 wyloty są nielegalne. Pierwsze 57 spraw trafiło już na policję, z czego 20 dotyczy właśnie Odry.