Kto dał zlecenie na Katję Handziuk

Krym, Donbas i Morze Azowskie to nie jedyne fronty, na których trwa walka o przyszłość Ukrainy. Istnieje też front „wewnętrzny”: układy korupcyjno-polityczne, które trzymają się mocno. I zabijają.
z Kijowa i Berdiańska

03.12.2018

Czyta się kilka minut

Weteran wojny w Donbasie Aleksander Pecznikow przykleja baner upamiętniający jego przyjaciela Witalija Oleszkę. Berdiańsk, wrzesień 2018 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA
Weteran wojny w Donbasie Aleksander Pecznikow przykleja baner upamiętniający jego przyjaciela Witalija Oleszkę. Berdiańsk, wrzesień 2018 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA

Pięć lat temu Ukraińcy wyszli na plac Niepodległości w Kijowie. Początkowo żądali od prezydenta Wiktora Janukowycza, by podpisał umowę stowarzyszeniową z UE. Gdy polała się krew, protesty przekształciły się w rewolucję. Majdan wygrał, choć okupił triumf śmiercią ponad setki protestujących. Oraz rosyjską odpowiedzią: agresją na Donbas i Krym.

Ukraińcy wybrali Europę, odrzucając sowiecką spuściznę i emancypując się od Rosji. Zaczęto masowo usuwać komunistyczne jeszcze symbole i pomniki, zmieniać nazwy ulic. Ale w wielu miejscach zmiany okazały się powierzchowne. Lista tych, którzy stracili życie za ideały Majdanu, nie kończy się na nazwiskach poległych w Kijowie i potem w donieckich okopach.

Także stary układ wciąż zabija – ukraińskich aktywistów.

Litr kwasu w butelce

Kateryna Handziuk, 33-letnia pulchna blondynka o sympatycznym uśmiechu, jest doradczynią burmistrza miasta Chersoń, na południowym wschodzie kraju. Ale jej plany sięgają dalej: marzy o politycznej karierze w jej wymarzonym kraju, silnym i zarazem europejskim.

Katja uważa, że reformy powinny się zacząć od transformacji organów ścigania. Gdy w 2015 r. milicja zmienia się w policję, Katja bierze udział w reformie. Z zapałem prowadzi szkolenia dla nowej służby.

Ale z czasem zauważa, że otacza ją iluzja. Co z tego, że są nowi policjanci, skoro ich dowódcy to ci sami ludzie, co sprzed rewolucji? Jak państwo może normalnie funkcjonować, skoro majątki lokalnych komendantów sięgają milionów dolarów?

Katja zaczyna pisać na Facebooku o korupcji w regionalnej delegaturze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, demaskuje kilka afer w chersońskiej policji, krytykuje miejscowych polityków za kontakty z Partią Regionów (dawną formacją Janukowycza) i Rosją. Nie waha się stwierdzić, że lokalnej władzy bliżej do rosyjskiego okupanta niż do idei niepodległej Ukrainy.

Pisze też, że zamiast czystki wśród skorumpowanych urzędników, na południu Ukrainy odbywa się czystka wśród proukraińskich aktywistów – kilku jej znajomych działaczy zostało pobitych przez nieznanych sprawców. Handziuk uważa, że politycy starają się uciszyć niewygodne osoby przed kampanią wyborczą (w marcu 2019 r. na Ukrainie odbędą się wybory prezydenckie, a jesienią parlamentarne).

Podejrzewa, że może być następna. Czuje, że jest śledzona. Jej znajomi wspominają, że za Katją faktycznie stale ktoś chodził, nagrywał ją telefonem na ulicy, podsłuchiwał rozmowy. Tak często, że zdążyła się przyzwyczaić. Dlatego gdy w ostatnich dniach lipca wśród podążających za nią pojawiają się nowe twarze, nawet nie zwraca na to uwagi.

Kiedy rankiem 31 lipca wychodzi do pracy, z krzaków przed jej domem wyskakuje mężczyzna z butelką w ręce. Wylewa na kobietę jej zawartość. „Poczułam coś ciepłego. Potem nagle zrozumiałam, że ubranie się na mnie topi” – wspominała później Handziuk. Był to stężony kwas siarkowy (jak potem stwierdzono, cały litr). Ciężko poparzył 40 proc. jej ciała.

Majdan żyje w nich

Tego samego dnia, czterysta kilometrów na wschód od Chersonia, w mieście Berdiańsk nad Morzem Azowskim (tym samym, o którym usłyszeliśmy pod koniec listopada), grupa weteranów z ochotniczego batalionu Donbas nagrywa komórkami nielegalne wysypisko śmieci. Choć miasto podpisało absurdalnie drogie umowy z firmą mającą utylizować odpadki, wyrzucane są po prostu na przedmieściach.

Do linii frontu z Berdiańska jest niedaleko, niecałe sto kilometrów. Dzielone z Rosją Morze Azowskie już od miesięcy spędza sen z powiek ekspertom od obrony Ukrainy. Sytuacja eskaluje od chwili zbudowania mostu, łączącego anektowany Krym z Rosją. Morze Azowskie może być nowym frontem wojny z Rosją (i tak się też wkrótce stanie).

Ale konflikt o strefy wpływów trwa w Berdiańsku nie tylko na wodzie.


Czytaj także: Frakcja rosyjska wkracza do gry - Tadeusz Iwański z Donbasu


Aktywiści obywatelscy – weterani Donbasu (jednego z najsłynniejszych oddziałów ochotniczych; dziś jest włączony do Gwardii Narodowej) – są wściekli, bo choć od rewolucji minęło prawie pięć lat, w ich mieście nic się nie zmieniło.

No, może poza tym, że popiersie Feliksa Dzierżyńskiego przed miejskim więzieniem ucharakteryzowano na Maksyma Krzywonosa, przywódcę kozackich powstań w XVII w. W ramach dekomunizacji Dzierżyńskiemu po prostu spiłowano wąsy, domalowano ornamenty ukraińskiej ludowej koszuli i zmieniono tabliczkę z nazwiskiem.

– Nasi lokalni politycy to ci sami ludzie co za Janukowycza, tylko dla niepoznaki pozamieniali georgijewskie wstążeczki [symbol rosyjskich separatystów i w ogóle idei „ruskiego miru” – red.] na ukraińskie wyszywanki – oburzają się weterani. Są zgodni: nie po to ryzykowali życiem dla kraju, by pozwolić na odrodzenie Partii Regionów w swoim mieście.

Dwa strzały w plecy

Jeden z nich – Witalij Oleszko, znany też pod pseudonimem „Sarmat” (używał go na wojnie) – zbiera wokół siebie grupę byłych wojskowych, którzy jak on chcą zmian. Są zdania, że w Berdiańsku rewolucja jeszcze się nie skończyła.

– To dlatego, że najbardziej aktywni obywatele pojechali bronić wschodu. Ale teraz rozumiemy, że poza walką na froncie jest jeszcze inna, ważniejsza wojna, którą Ukraina musi wygrać: z rosyjskimi wpływami, które toczą struktury administracyjne w regionach pozornie wolnych od rosyjskiej agresji. Nasza walka wciąż trwa – „Sarmat” powtarza to jak mantrę.

Byli żołnierze przychodzą na obrady rady miasta. Włączają transmisję wideo na Facebooka i zadają politykom pytania: o rozbieżności między ich majątkiem faktycznym i deklarowanym (deklaracje majątkowe polityków są dziś jawne), o związki z Rosją, o miejskie przetargi. Ich działalność coraz bardziej przeszkadza.

Tego dnia, po nagraniu nielegalnego wysypiska, znów wybierają się do rady miasta. Ale najpierw jadą do domu „Sarmata”, na herbatę. Gdy mężczyźni są tuż przy wejściu, ze stojącego nieopodal auta wybiega mężczyzna i oddaje dwa strzały w plecy „Sarmata”. Weteran umiera na miejscu, zabójca znika w tłumie turystów zmierzających na plażę. Potem okaże się, że auto, którym odjedzie, jest zarejestrowane jako własność władz obwodowych.

Internet obiega nagranie, na którym żona „Sarmata” pochyla się nad jego zakrwawionym ciałem. „Czemu?...” – zawodzi. „Czemu?” – pytają siebie mieszkańcy Berdiańska. Czemu ten, który przeżył bitwę pod Iłowajskiem w 2014 r. i niewolę, zginął na nadmorskim deptaku?

Codzienność obywateli

Ataki na Katerynę i Witalija wywołują w kraju ogromne poruszenie.

Na pogrzebie Oleszki są setki ludzi ubranych w koszulki „We mnie żyje Sarmat”. Baner upamiętniający „Sarmata”, który jego przyjaciele wieszają naprzeciwko rady miasta, zostaje zniszczony (dziwnym trafem kamery monitoringu miejskiego wtedy nie działają). Przetrwa dopiero drugi baner.

Znajomi Handziuk zakładają stronę „Kto dał zlecenie na Katję”, poprzez którą organizują protesty przeciw brakom postępów w śledztwie. Spędzają noc pod Administracją Prezydenta w Kijowie.

Policja, początkowo kwalifikująca wylanie na młodą kobietę litra kwasu siarkowego jako chuligaństwo, pod presją opinii publicznej zmienia status przestępstwa na próbę zabójstwa.

Służbom udaje się aresztować człowieka, który w czasie ataku wypoczywał nad morzem sto kilometrów dalej. W jego obronie stają plażowicze, którzy mieszkali z nim na kempingu. Aktywiści ogłaszają, że funkcjonariusze celowo sabotują dochodzenie, bo sami są powiązani ze skorumpowanymi władzami lokalnymi. W efekcie policja aresztuje jeszcze pięciu podejrzanych o napad, jednak wciąż nie ustalono, kto był jego zleceniodawcą.

Tymczasem tylko w ciągu ostatnich dwóch lat wydarzyło się ponad sto takich napadów.

Codziennością ukraińskich aktywistów są pobicia, porwania, niszczenie ich własności – jak palenie aut lub wrzucanie granatów do biur. Ofiarami najczęściej są ludzie, którzy zajmują się walką z korupcją na poziomie lokalnym, ale również obrońcy praw człowieka, praw zwierząt, ekolodzy walczący z nielegalnymi wycinkami parków czy nielegalną zabudową na terenach chronionych, obrońcy LGBT i praw kobiet.

Katja, Mykoła, Serhij...

„Wiem, że wyglądam teraz okropnie, ale na szczęście leczą mnie bardzo dobrzy ukraińscy lekarze. I tak wyglądam lepiej niż sprawiedliwość i praworządność w Ukrainie, dlatego że ich nie leczy dziś nikt” – mówi Katja w październikowym wideo, nagranym na szpitalnym łóżku.

Jej ciało jest obwiązane bandażami, twarz zdeformowana. Z trudem wyczytuje nazwiska aktywistów, którzy też byli ofiarami ataków. Lista jest długa.

Aktywista spod Charkowa, Mykoła Byczko, walczył z przedsiębiorstwem oczyszczania odpadów, które zanieczyszczało okolicę. 4 czerwca pojechał nabrać wody z rzeki, by skontrolować, czy przedsiębiorstwo nie wylewa ścieków. Następnego dnia znaleziono go powieszonego w niedalekim lasku. Pomimo śladów pobicia i wiązania na rękach, policja zakwalifikowała sprawę jako samobójstwo. Dowody rzeczowe znalezione przy ciele zaginęły, podobno przypadkowo.

Na Serhija Sternenka z Odessy napadano już cztery razy. 24 maja został zaatakowany przez dwóch mężczyzn. W obronie własnej zabił jednego z napastników, a sam wylądował na miesiąc w szpitalu. Gdy wyszedł, okazało się, że drugi z napastników nie tylko wciąż jest na wolności, ale uzyskał status ofiary i dostał ochronę policji, której Sternence kilkukrotnie odmawiano.

Z kolei po pobiciu chersońskiego dziennikarza, Serhija Nikitenki, policja przez ponad miesiąc zajmowała się tylko ustalaniem, czy pobity faktycznie jest dziennikarzem. W międzyczasie sprawcy zatarli ślady.

„Czemu zachęcamy ludzi do aktywności obywatelskiej, ale nie umiemy zapewnić im bezpieczeństwa? – pyta Katja ze szpitalnego łóżka. – Kto zlecił morderstwa tych wszystkich ludzi? Kto chroni ich zleceniodawców?”.

Czekając na reformy

Lekarze, choćby najlepsi, niewiele mogli jej pomóc: Kateryna Handziuk umiera w szpitalu 4 listopada. Organizm przegrał kilkumiesięczną walkę ze skutkami poparzenia.

Zabójstwo Katji sprawia, że dyskusja o kondycji policji i wymiaru sprawiedliwości nie cichnie. Aktywiści powtarzają, że dopóki Ukraina nie przeprowadzi tu reform, zleceniodawcy takich napaści pozostaną bezkarni. O pomoc dla aktywistów apelują zachodnie ambasady. Ponad 70 ukraińskich organizacji pozarządowych domaga się ustąpienia ministra spraw wewnętrznych i prokuratora generalnego. Ten drugi, Jurij Łucenko, podaje się do dymisji, jednak prezydent Petro Poroszenko jej nie przyjmuje.

– Przed pierwszym wyjazdem mojego batalionu na wojnę, do naszej bazy przyjechał Jurij Łucenko – wspomina Aleksander Pecznikow, przyjaciel „Sarmata”. Opowiada, że podczas tego spotkania Łucenko mówił im: „Chłopaki, walczcie, a my obiecujemy zrobić porządek z separatystami i Partią Regionów na tyłach frontu”.

Wzięli sobie obietnicę do serca, walczyli o każdy skrawek donieckiej ziemi. A gdy wrócili do domów, zamiast obiecanego porządku zastali, jak to teraz określa Aleksander: „układy mafijne jak z filmu »Ojciec chrzestny«”.

– „Sarmat” został zabity na moich oczach w biały dzień – mówi Aleksander. – W ten sposób zabija mafia, a ta mafia jest legitymowana przez lokalne władze. To nie było po prostu morderstwo, lecz kaźń, egzekucja. Chodzi o to, żebyśmy zaprzestali naszej działalności.

– Ale nie zrobimy tego, nie poddamy się – zapewnia weteran. – W zasadzie można by więc zacząć się zastanawiać, kto zginie następny. Ja? Któryś z moich kolegów? A może znajomy dziennikarz, opisujący nielegalne biznesy miejscowych oligarchów? Dopóki nie zostanie przeprowadzona prawdziwa reforma, żaden aktywista nie może spać spokojnie.

Pierwsze schronisko

To było 20 lat temu. Tamara Tarnawska, korespondentka Radia Wolna Europa, odkryła, że w Kijowie znajduje się rzeźnia dla psów i kotów. I to rzeźnia działająca zupełnie otwarcie, pod nazwą „Zakładu utylizacji bezdomnych zwierząt”.

– Sprzedawali tłuszcz i kości do Czech, Chin i więzień w krajach byłego Związku Sowieckiego. Tutaj panuje mit, że nacieranie się tłuszczem zwierzęcym leczy gruźlicę. Rodziny więźniów były gotowe wydawać szalone pieniądze za słoik tłuszczu z psa. Wspaniały biznes! – opowiada dziś energiczna 50-latka. Mówi po polsku. Choć ma obywatelstwo Norwegii, jej ojciec był Polakiem.

Tamara nie mogła pozostać obojętna wobec katów zwierząt. Groziła władzom Ukrainy międzynarodowym skandalem, wykorzystywała wszystkie swoje zdobyte wcześniej kontakty w europejskiej dyplomacji. Aż zmusiła miasto Kijów do zamknięcia rzeźni. Teren, na którym się ona znajdowała, miasto przekazało Tamarze w dzierżawę na 49 lat.

Dzięki temu w Pirogowie pod Kijowem aktywistka zakłada pierwsze na Ukrainie schronisko dla zwierząt. Mieszka tam dziś tysiąc psów i 328 kotów.

Ale dwa hektary ziemi w pięknej okolicy okazują się łakomym kąskiem.

Początkowo Tamara walczy z politykami prorosyjskiej Partii Regionów. Sam syn ówczesnego prezydenta Janukowycza, który w ciągu kilku lat stał się wtedy milionerem, stara się zabrać jej teren schroniska. Proponuje, że zapłaci Tamarze za odejście, a „psy wypuści do lasu”. Nasyła do schroniska swoje zbrojne bandy (tzw. tituszki), które podpalają dwa budynki. Tuż po spotkaniu z synem prezydenta Tamara zostaje pobita, nieznany sprawca wybija jej dwa zęby. Ktoś podpala jej samochód.

Potem rewolucja na Majdanie sprawia, że przez jakiś czas schronisko jest bezpieczne. – Mieliśmy chwilę oddechu – mówi teraz Tamara.

Gdy już po Majdanie likwidowano obóz namiotowy, w którym mieszkali protestujący, Tamara zabrała z placu Niepodległości 56 szczeniaków, które towarzyszyły protestującym.

Kasia, Rudy, Pałkan...

Później zaczęła się wojna.

Tamara pokazuje wielkiego brązowego psa, którego przywieźli jej ranni żołnierze z donieckiego lotniska. – Nazywa się „Cyborg”, bo tak nazywano obrońców lotniska. Przez pierwsze trzy miesiące nie dawał się nikomu dotknąć – wspomina. – Potrzebował czasu, zanim zaczął mnie do siebie dopuszczać. Ten pies nie ma szans na adopcję. Bardzo mi go żal, bo widział w życiu tylko wojnę i to schronisko.

Tamara Tarnawska z psem „Cyborgiem”, którego dostała od żołnierzy rannych na donieckim lotnisku. Schronisko dla bezdomnych psów i kotów w Pirogowie koło Kijowa, listopad 2018 r. / Fot. Monika Andruszewska

„Cyborg” na wojnie nauczył się, że szczekanie może sprowadzić niebezpieczeństwo, więc w ogóle nie szczeka. Gdy się przestraszy, kładzie się na ziemię, jakby chciał się schronić przed ostrzałem.

– Rozumiem go, bo ja też tu żyję jak na wojnie. Walczą ze mną wszystkimi możliwymi metodami – wzdycha Tamara.

W 2016 r. znowu zaczynają się telefony w środku nocy, nocne wizyty bandytów, wrzucających trutkę dla psów za ogrodzenie schroniska. Rozrzucają kości dookoła schroniska, opłacają dziennikarzy, żeby kompromitowali schronisko.

Okazuje się, że politycy nowej władzy też są łasi na ziemię, tak jak poprzedni.

W sierpniu tego roku bandyci zaczynają przyjeżdżać nocami i strzelać do psów.

– Kasia, Rudy, Pałkan... Zabili ich ponad dwadzieścia! – Tamara wymienia imiona zwierząt drżącym głosem.

Przed bramą instaluje kamerę. Udaje się nagrać auta, którymi przyjeżdżają przestępcy. Okazuje się, że nękają ją, kolejno: osobisty ochroniarz Jurija Kosiuka (oligarchy), następnie ochroniarze deputowanego Ołeha Liaszka (szefa nacjonalistycznej Radykalnej Partii), potem przedstawiciele partii Ukrop (założonej przez uczestników rewolucji). Gdy Tamara zwraca się do pracodawców ochroniarzy, ci twierdzą, że nic nie wiedzą o działalności podwładnych. Ataki nie ustają.

Nic dla zwierząt, nic dla ludzi

Tamara rozumie już, że niezależnie od tego, kto jest u władzy, dla wszystkich szansa na zbudowanie apartamentowca w miejscu schroniska będzie ważniejsza od psów i kotów.

Zapewnia, że będzie walczyć do końca.

– Władza w tym kraju podchodzi do żywych zwierząt jak do śmieci. Bezdomne psy i koty są po prostu trute i odstrzeliwane. Myślałam o wyjeździe do Europy. Ale jeśli wyjadę, zabiją je wszystkie – mówi dzisiaj. – Przeszłam dwie rewolucje. Wierzyłam w nie. Ale nie widzę zmian, na które tak naiwnie czekaliśmy. Dzięki wsparciu prezydenta Juszczenki, po pomarańczowej rewolucji, udało się stworzyć ustawę o ochronie zwierząt. Ale co z tego, skoro leży w szufladzie i nikt się do niej nie stosuje?

Mimo to Tamara nadal ma nadzieję: – Wciąż istnieje aktywna część ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego.

Jakiś czas temu nieznajomy mężczyzna czekał na nią wieczorem koło domu. „Oddaj ziemię, suko, inaczej odstrzelimy ci głowę” – miał powiedzieć. Natychmiast pobiegła na policję. Opisała, jak wyglądał i gdzie go spotkała. I nic.

Tamara pokazuje zdjęcia z politykami. Z Brigitte Bardot, z którą wielokrotnie się spotykała (dawna aktorka jest dziś zaangażowana w pomoc dla zwierząt). Pokazuje listy intencyjne od międzynarodowych organizacji czy polskiej ambasady w Kijowie, nagrodę od Billa Clintona.

Tylko co to wszystko jest warte? Do kogo się zwracać, skoro tu na miejscu nawet policja nie może pomóc?

– To wspaniale, że po morderstwie Kateryny Handziuk udało się nagłośnić problemy aktywistów. Ale czy naprawdę ludzie muszą umierać, żeby coś się ruszyło? Co ma się jeszcze wydarzyć, żeby mi ktoś pomógł? Mam czekać, aż wystrzelają mi wszystkie psy? Albo aż sama zostanę zamordowana? – pyta Tamara.

Dodaje: – Gdy mówię o moich problemach ukraińskim politykom, słyszę w odpowiedzi: „Pani Tamaro, na Ukrainie nie da się zrobić nic dla zwierząt. Tu nic się nie da zrobić nawet dla ludzi”. ©

Czytelnicy, którzy chcieliby pomóc Tamarze Tarnawskiej i jej schronisku dla bezdomnych zwierząt, mogą kontaktować się z nią poprzez jej mail: tamarat@voliacable.com

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2018