Safari na ludzi

W ostatnich latach na Ukrainie doszło do co najmniej stu zamachów na aktywistów obywatelskich walczących z korupcją i bezprawiem. Zleceniodawcy są nieznani.

29.06.2020

Czyta się kilka minut

Ołeksandr Pechnikow (pierwszy z prawej), żołnierz batalionu „Donbas”, i weterani z Berdiańska: Andrij Madżarow, Wadim Sawon i Anton Pszeniczny. Siódmy dzień protestu głodowego przed budynkiem Administracji Prezydenta Ukrainy w Kijowie, 15 czerwca 2020 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA
Ołeksandr Pechnikow (pierwszy z prawej), żołnierz batalionu „Donbas”, i weterani z Berdiańska: Andrij Madżarow, Wadim Sawon i Anton Pszeniczny. Siódmy dzień protestu głodowego przed budynkiem Administracji Prezydenta Ukrainy w Kijowie, 15 czerwca 2020 r. / MONIKA ANDRUSZEWSKA

Lato to trudny czas dla Wiktora Handziuka. Niedawno, 17 czerwca, jego jedyna córka skończyłaby 35 lat. Ale poniedziałek 30 lipca 2018 r. podzielił życie ojca na „przed” i „po”. Tego dnia Katia Handziuk, doradczyni burmistrza miasta Chersoń w południowo-wschodniej Ukrainie, została zaatakowana, gdy wychodziła rano do pracy. Działający na zlecenie zabójca wylał na nią litr kwasu siarkowego w chwili, gdy wsiadała do auta. Chwilę postał obok. Patrzył, jak spływają z niej ubrania, włosy, skóra.

Katia umierała 96 dni. „Tato, czy przeżyję?” – pytała codziennie. Ojciec ją uspokajał, choć jako chirurg wiedział, że nie ma szans: rany pokrywały 80 proc. powierzchni ciała. Ochroniarze stojący na korytarzu szpitala musieli się często zmieniać, bo nie mogli wytrzymać jej krzyków z bólu.

Okrucieństwo tego zamachu zaszokowało wielu, nie tylko na Ukrainie. Organizacje międzynarodowe zaczęły pytać rząd w Kijowie o stan społeczeństwa obywatelskiego. Tym bardziej że nie był to jedyny zamach na aktywistów obywatelskich, a ukraińskim śledczym nie udało się dotąd ustalić ani jednego zleceniodawcy.

„Sarmat”, co walczył z korupcją

Traf chciał, że tamtego dnia, kilka godzin po ataku na Katię, na nadmorskim deptaku w Berdiańsku (w obwodzie zaporoskim, także na południowym wschodzie kraju) rozległ się przeszywający krzyk. „Witalik mój kochany, Witalika zabili” – szlochała kobieta w letniej sukience, tuląc leżące na chodniku przed domem ciało męża.

Motywem zabójstwa Witalija Oleszki była jego działalność przeciw korupcji w rodzinnym mieście. Był weteranem: jeszcze na początku wojny wstąpił do ochotniczego batalionu „Donbas” (przyjął pseudonim „Sarmat”), wiosną i latem 2014 r. brał udział w wyzwalaniu donbaskich miast oraz w krwawej bitwie pod Iłowajskiem, po której pół roku spędził w niewoli, w piwnicy gdzieś pod Donieckiem.

Po powrocie z frontu „Sarmat” i jego koledzy-weterani stwierdzili, że czas na porządki w ich rodzinnym Berdiańsku, gdzie – jak tłumaczyli – po Rewolucji Godności nic się nie zmieniło. Władze miejskie wciąż są opanowane przez ludzi z prorosyjskiej Partii Regionów (dziś występującej w nowym wcieleniu). Mimo trwającej wojny miejscowi biznesmeni robią interesy z Rosją i anektowanym Krymem.

„Sarmat” tworzył grupę na Facebooku, na której publikował nagrania z posiedzeń rady miasta i wyniki śledztw na temat majątków miejscowych polityków. Wśród lokalnych decydentów niepokój budziło to, że ktoś z władz w Kijowie wreszcie zwróci uwagę na bezprawie nad Morzem Azowskim.

– Jeśli władza nas nie słyszy, będzie patrzeć, jak umieramy tu z głodu. Może wtedy ktoś wreszcie zwróci uwagę na to, co się dzieje – mówi dziś spokojnie chudy mężczyzna o podkrążonych oczach.

To Ołeksandr Pechnikow, też weteran. Na jego oczach dokonano egzekucji przyjaciela. Teraz ma na czole opaskę: „Głoduję”. Jego głodówka trwa od trzech tygodni: od chwili, gdy sąd w Berdiańsku wypuścił z aresztu czterech domniemanych zabójców. Pretekstem była epidemia koronawirusa: argumentowano, że trzeba zmniejszyć liczbę przebywających w zakładach karnych. Ale Ołeksandr uważa, że to zleceniodawca zabójstwa (dotąd nieustalony; jego zdaniem to ktoś z berdiańskich biznesmanów) po prostu opłacił sąd.

Głodówka dla sprawiedliwości

W każdym razie sytuacja jest precedensowa: w historii Ukrainy jeszcze nie zdarzyło się, aby ktoś, przeciw komu trwa proces o zabójstwo, opuścił areszt i mógł odpowiadać z wolnej stopy. A także, by odpoczywał sobie na plaży Berdiańska – bo po interwencji adwokatów oskarżonych pozwolono im opuścić areszt domowy i udać się nad morze.

– Podczas procesu grozili śmiercią wdowie i nam. Dziś możemy ich spotkać na ulicy. Przecież oni zrobią wszystko, by nie wrócić do aresztu, a pomoże im w tym tylko likwidacja świadków – mówi Ołeksandr. Dodaje, że w śledztwie okazało się, iż miejscowa policja miała informacje, że życie „Sarmata” jest zagrożone, ale nikt go nie ostrzegł.

– Jak tu spać spokojnie, gdy wiemy, że mordercy są na wolności? Mamy wybór: albo wziąć broń i na własną rękę szukać sprawiedliwości, albo głodować i zapłacić zdrowiem za próbę jej przywrócenia. Na razie wybraliśmy drugą drogę – mówi weteran.

Ołeksandr i siedmiu jego kolegów rozłożyli karimaty przed Administracją Prezydenta w Kijowie. Mówią, że będą tu głodować, dopóki mordercy nie wrócą do więzień, a dziwne decyzje sądu nie zostaną wzięte pod lupę.

Głodujących odwiedzają towarzysze broni, artyści, dawni więźniowie polityczni – jak reżyser Ołeh Sencow, który udziela im rad, jak przetrwać głodówkę z jak najmniejszymi ubytkami dla zdrowia. Ze strony władz nikt z nimi nie rozmawia. Gdy więc widzą jakiegoś polityka, podchodzą – transmitując spotkanie na Facebooku.

Dziś nagrywają jedną z posłanek do Rady Najwyższej. Kobieta jest zaskoczona. Ze zdumieniem patrzy na wychudzonych mężczyzn w mundurach. Zapewnia, że nie wiedziała o sprawie. – Ale po co głodujecie? Martwię się o was, to niebezpieczne – wzdycha.

Odpowiadają, że próbowali już wszystkich form pokojowego protestu.

– Poszliśmy na wojnę, gotowi umierać za kraj. Nie zginęliśmy przez przypadek. Ale jesteśmy jakby martwi. Jestem inwalidą, on też był ranny, tamci byli w niewoli – Ołeksandr wskazuje kolejnych kolegów. – A gdy wróciliśmy do domu, okazało się, że możemy być w każdej chwili zabici przed własnymi domami, jak „Sarmat”. Mordercy muszą wrócić za kratki, a zleceniodawca musi zostać znaleziony. Czas zatrzymać to polowanie na ludzi.

Feudałowie z regionów

– Na Ukrainie jeszcze od lat 90. działa swego rodzaju system neofeudalny. Każdy region ma swoich „właścicieli”: oligarchów, biznesmenów, czasem zwykłych kryminalistów. Kontrolują miejscowe sądy, policję, prokuraturę. Działalność aktywistów społecznych utrudnia im zarabianie pieniędzy. Dlatego starają się ich pozbyć – stwierdza Olha Reszetyłowa z ukraińskiej filii Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Olha zwraca uwagę na pewien szczegół leksykalny: w rozmowach ludzi ze środowisk obywatelskich takie ataki na działaczy nazywa się już „safari” czy „polowaniem”.

Reszetyłowa: – W ostatnich latach mieliśmy co najmniej sto ataków na aktywistów, które zagrażały ich życiu. Ta liczba obejmuje również morderstwa i sfingowane samobójstwa. Do tego dochodzą setki, jeśli nie tysiące innych form zastraszania, jak choćby palenie aut. Liczba ataków rośnie, a sprzyja temu bezkarność. Jeśli choć w jednej sprawie zostaną ukarani nie tylko wykonawcy, ale też zleceniodawcy, to następnym razem ktoś zastanowi się, zanim zamówi morderstwo. Ale jak dotąd śledczym nie udało się ukarać ani jednego zleceniodawcy. To najlepszy wskaźnik kondycji naszych organów ścigania.

Mina w ogródku

Wałentyna Buczek, na co dzień pracująca dla kijowskiej firmy energetycznej, spędziła pół roku w niewoli rosyjskich separatystów. Choć Donieck od 2014 r. należy do nieuznawanej tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, prąd jest pobierany z terytorium Ukrainy. Sprawdzanie liczników elektrycznych w blokach na terenach okupowanych zostało uznane przez separatystów za szpiegostwo. Po zwolnieniu w 2017 r. kobieta opowiedziała o przeżytych torturach. Będzie świadczyć w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.

Komuś to się nie spodobało. Zaczęło się od prób podpalenia jej domu. Ktoś zabił jej kota. Na jej podwórze podrzucono minę przeciwpiechotną, którą w porę znalazła. Żaden z tych ataków nie doczekał się śledztwa.

Wałentyna mieszka w domu rodziców w Konstantynówce, w tej części obwodu donieckiego, która jest pod kontrolą Ukrainy. Jednak ani rząd w Kijowie, ani sama Wałentyna, znana jako proukraińska aktywistka, nie cieszą się tam sympatią. Lokalna władza ogłosiła, że ona sama organizuje na siebie zamachy.

Gdy kilka dni temu Wałentyna wracała do domu i otworzyła furtkę, wybuchł przyczepiony do niej granat. Odłamki ciężko poraniły jej twarz i kończyny. Olha Reszetyłowa uważa, że atak był spowodowany proukraińską działalnością Wałentyny.

– Wsparliśmy przeniesienie jej sprawy do generalnej prokuratury, do departamentu zajmującego się przestępstwami związanymi z konfliktem w Donbasie – mówi. – Uważam, że wszystkie tego typu dochodzenia powinny być prowadzone przez centralne organa, bo miejscowa policja swą biernością wspiera atakujących.

Jedyne dziecko

Rodzina i przyjaciele Katii Handziuk, skupieni w grupie „Kto dał zlecenie na Katię”, przeprowadzili własne śledztwo. Jako zleceniodawców morderstwa wskazali: Wieczesława Mangera (szefa rady obwodu chersońskiego, należącego do partii Julii Tymoszenko), Andrija Horabcewa (byłego szefa tamtejszej administracji, z partii ówczesnego prezydenta Petra Poroszenki) i Jewhena Ruszczyka (zastępcę Horabcewa). Jak dotąd nie zostali oni ukarani. Manger wciąż sprawuje urząd. 28 lipca ma odbyć się posiedzenie sądu w jego sprawie; nie przyznaje się do winy.

– Już się nie boję, że mnie zabiją. Straciłem to, co było dla mnie najważniejsze w życiu: jedyne dziecko. Żyję tylko po to, by doprowadzić do sprawiedliwości. Czuję, że w ten sposób kontynuuję jej misję, walkę z korupcją, za którą zginęła – mówi Wiktor Handziuk. Katię pochował tuż obok mogił żołnierzy poległych w Donbasie. Mówi, że nieprzypadkowo: ona też zginęła na wojnie.

Weterani wciąż głodują pod Administracją Prezydenta.

Wałentyna przebywa na razie w szpitalu. Nie dostała ochrony od państwa. Nie wiadomo, co może ją znów spotkać, gdy wróci do domu.

Safari trwa. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2020