Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tuż po koronacji zapowiedział budowę nowej stolicy państwa, która przyjęła nazwę od imienia władcy. Piękno tego miasta było opiewane w licznych pieśniach. Był to potężny, bezkresny gród pełen pałaców, świątyń, pomników, obelisków. Takie przedsięwzięcie wymagało nieograniczonej liczby robotników, wysokiego poziomu organizacji, olbrzymiej ilości materiałów budowlanych, przede wszystkim cegieł. Zasoby siły roboczej mogli dostarczyć mieszkańcy delty, a byli nimi właśnie Izraelici. Stopniowo zostali przekształceni w niewolników. W tym miejscu zaczyna się historia osiedlenia i wyjścia z Egiptu.
Na początku Księgi wymienione są imiona tych, którzy przybyli do nowej ziemi i w niej zmarli. Po niej następuje cud rozmnożenia ludu. Jakby spełniały się właśnie słowa Boga, które usłyszał Jakub w Ber Szewa: nie bójcie się osiedlić w Egipcie, uczynię z was wielki naród. Życie wygrywało ze śmiercią. Dzieci rodziły się zdrowe, a każda kobieta, powiadano, miała po sześcioro potomków. Jak czytamy w jednym z midraszy: „choć zmarł Józef i jego bracia, to ich Bóg nie umarł, a dzieci Izraela mnożyli się”. Narodziny były nie tylko błogosławieństwem dla rodziców, ale, jak podpowiada midrasz, sposobem przetrwania Boga. Bóg istnieje dla świata, póki żyją i mnożą się potomkowie Jakuba. Są świadkami Jego obecności i bez tego świadectwa przetrwać dla nas nie może.
Ale jest coś w tym biblijnym opisie niepokojącego. U początków stoją imiona, tymczasem dalsza narracja opowiada już o ludziach bez imion. Ten wielki tłum traci swoją osobność, swoje niepowtarzalne oblicza. Staje się anonimową masą utrudzoną ciężką pracą, bitą przez egipskich nadzorców. Jakby gorycz życia wypełniała ich tak bardzo, że czyniła z nich powtarzalne, bezimienne narzędzia pracy i, co dziwne, zdolne jeszcze do niezwykłego w swej liczbie rozrodu. Te dzieci wedle midraszy ukrywano przed władcą. Ukrywał je sam Bóg w ciemności ziemi.
To cudowne rozmnożenie ludu było kłopotem faraona. Zażądał śmierci chłopców. Miały ten wyrok wykonywać żydowskie akuszerki. Zapowiadała się pierwsza z rzezi niewiniątek. Ale „baby bały się Boga i nie czyniły, jako im rozkazał król Egipski” (Wj 1, 17). Jak uczy Talmud, wszystko jest w rękach Boga oprócz bogobojności. To jest decyzja każdego z nas. Położne podjęły heroiczną decyzję. Oznaczała nie tylko ochronę życia, ale też wypełnienie nakazu dbania o życie. Była świadomym aktem odpowiedzialności za los narodu. Wtedy faraon nakazał wrzucać chłopców do rzeki. Wedle jednej z talmudycznych opowieści władca miał sen, w którym zobaczył upadek swego królestwa. Powodem była jedna owieczka. Pojął, że ową owieczką jest Izrael. Wezwał zatem swoich doradców i jeden z nich, Balaam, potomek Abrahama, poradził mu: „Jeśli zechcesz pokonać ich ogniem, obronią się, jak obronił się Abraham wrzucony do ognistego pieca. Jeśli zechcesz ich zamęczyć pracą, nie uda ci się to, ponieważ Jakub zniewolony przez Labana urósł w swej potędze. Masz tylko jedno rozwiązanie: utop dzieci Izraela. Woda jest dla nich zagrożeniem, ponieważ ich przodkowie z nią się jeszcze nie konfrontowali”.