Ksiądz po wyroku

Skazany za pedofilię ksiądz odprawiał msze, udzielał komunii i spowiadał. Po każdym orzeczeniu sądu Kościół przenosił go do innej parafii, gdzie pełnił „pomoc duszpasterską”. Tak było przez 10 lat.

25.07.2014

Czyta się kilka minut

 / Rys. Konrad Nowicki
/ Rys. Konrad Nowicki

Z okien swojego domu Zuzanna widzi czarną, drewnianą wieżę kościoła. To stara świątynia, zbudowana w stylu ewangelickim. Obok, na charakterystycznym pruskim murze, stoi dom parafialny, w którym przed dekadą mieszkał proboszcz – ksiądz Krzysztof. Wokół krótko przystrzyżony trawnik i rozkwitające pelargonie. Dziewczyna ma do budynku kilkadziesiąt metrów. Dziesięć lat temu przybiegała tam prawie codziennie. Była ministrantką.

Dziś ma 24 lata i o tamtej historii nie chce rozmawiać. Zbyt duży stres. Ludzie we wsi sprawę pamiętają. To ją, nie księdza, wytykają palcami.

– Jesteśmy wierzący i ta historia tego nie zmieniła, ale proszę pamiętać, gdzie mieszkamy – mówi matka dziewczyny. – Od dziesięciu lat jesteśmy traktowani jak wrogowie w miejscu, gdzie żyliśmy przez całe życie i gdzie pewnie umrzemy. Moja córka nie jest niczemu winna. Była tylko dzieckiem. Najgorsze, że sąsiedzi przeciwko nam się obrócili. Ludzie krzywo na nas patrzą.

Taka jest polska wieś – dodaje matka Zuzanny. – Teraz na msze jeździmy do innego miasteczka, 30 kilometrów dalej. Córka w ogóle boi się wchodzić do kościoła. Mój ojciec przez lata był kościelnym, ale po tej sprawie zrezygnował z funkcji. A potem słyszę plotki, że to wszystko przez jakąś ziemię. Tak tu wygląda życie.


10 lat procesów

Pół roku temu ksiądz Krzysztof został prawomocnie skazany za pedofilię wobec 14-letniej Zuzanny. Wyrok, wydany przez Sąd Okręgowy w Gdańsku, kończy prawie dziesięcioletni, niejawny proces. Ksiądz nigdy nie przyznał się do winy.

Postępowanie toczyło się trzykrotnie w związku z uchyleniem wyroków sądów pierwszej instancji. I tak: w 2008 r. ksiądz zostaje skazany na 3,5 roku bezwzględnego więzienia, ale sąd wyższej instancji wyrok uchyla. Dwa lata później ponowne skazanie – 2,5 roku więzienia i kilka miesięcy potem ponowne uchylenie. Trzeci wyrok zapada pod koniec 2012 r.: sąd skazuje księdza za dwa przestępstwa pedofilii (art. 200 kodeksu karnego). Pierwszy zarzut dotyczy zdarzeń podczas pielgrzymki do Niepokalanowa w maju 2005 r. Drugi – tego, co stało się pewnej letniej nocy na plebanii księdza Krzysztofa.

Tomasz Adamski, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku: – Pierwszy czyn, za który został skazany, polegał na doprowadzaniu małoletniej do poddania się innej czynności seksualnej oraz wykonania innej czynności seksualnej. Drugi, popełniony w sierpniu 2005 r., dotyczył doprowadzenia małoletniej do obcowania płciowego i poddania się innej czynności seksualnej oraz do wykonania innej czynności seksualnej. Skazanemu wymierzono karę 2,5 roku pozbawienia wolności.

Ksiądz Krzysztof trafia za kratki tylko raz – bezpośrednio po pierwszym wyroku, z 2008 r. W areszcie przebywa pięć miesięcy.

W ostatnim, prawomocnym wyroku sąd dodatkowo obciąża kapłana kosztami postępowania (ponad 14 tys. zł). Wyrok nie zawiera innych rozstrzygnięć – w tym zakazu kontaktów z dziećmi czy ograniczenia obowiązków kapłana.

– Wyrokiem ze stycznia 2014 r., na skutek apelacji obrońców oskarżonego od wyroku niższej instancji, utrzymano w mocy zaskarżony werdykt, uznając apelacje za oczywiście bezzasadne – dodaje sędzia Adamski. – Wobec powyższego wyrok jest prawomocny i podlega wykonaniu. Skazany nie rozpoczął odbywania kary – został wezwany do stawiennictwa w zakładzie karnym do jej odbycia w dniu 1 sierpnia 2014 r. Jego obrońca złożył wniosek o odroczenie kary. Wniosek nie został jeszcze rozpoznany.

Za przestępstwo z artykułu 200 kodeksu karnego grozi nawet 12 lat więzienia. Czym sąd argumentował stosunkowo niski werdykt?

– Sprawa w pierwszej i drugiej instancji toczyła się z wyłączeniem jawności z uwagi na dobro pokrzywdzonej. Wobec tego nie mogę ujawnić uzasadnienia wyroków. Mogę dodać, że oskarżony nie przyznawał się do winy – tłumaczy sędzia Adamski.

Mimo prawomocnego wyroku za pedofilię ks. Krzysztof nadal pełni obowiązki kapłańskie w pięciotysięcznej parafii na Kaszubach. Prowadzi msze, bierze udział w pielgrzymkach, udziela komunii, wygłasza homilie i spowiada.

„17 marca br. w parafii pw. św. (...) odbyła się kolejna w tym roku Msza Święta z elementami języka kaszubskiego. Eucharystii przewodniczył ks. wikariusz (...), który po kaszubsku poprowadził Koronkę do Miłosierdzia Bożego i przeczytał Ewangelię w tym języku. Homilię wygłosił ks. Krzysztof, który pełni w parafii (...) posługę pomocy duszpasterskiej” – czytamy w lokalnej gazecie.

Mimo że kapłan został skazany za molestowanie nieletniej podczas pielgrzymki, nadal bierze udział w podobnych uroczystościach religijnych. Ostatnie artykuły opisujące działalność księdza w parafii są sprzed kilkunastu dni: „Młodzi Kaszubi na Mszy Świętej Kaszubskiej przedstawili oba czytania mszalne, zaśpiewali psalm i odczytali modlitwę powszechną. Grupa dzieci stanęła przed mikrofonami, aby w »rodny mòwie« prowadzić śpiew przy akompaniamencie gitary i klawiszy. Eucharystię koncelebrowali ks. (...) i ks. Krzysztof (...) pełniący posługę pomocy duszpasterskiej. Ks. Proboszcz w języku kaszubskim przeczytał Ewangelię” – czytamy w bezpłatnym lokalnym miesięczniku.


Inna funkcja

Przez 10 lat procesów ks. Krzysztof jest przenoszony do trzech różnych parafii w archidiecezji gdańskiej. Daty przeprowadzek pokrywają się z datami kolejnych wyroków.

Krótko po rozpoczęciu przez prokuraturę śledztwa ks. Krzysztof zostaje odsunięty od kierowania kościołem w miejscowości, gdzie molestował czternastolatkę. Trafia poza archidiecezję gdańską. Na oficjalnych stronach kurii jest tylko zdawkowa informacja, że pełni „inną funkcję”. Gdzie? Kościół nie zdradza.

Pod koniec 2007 r. kapłan wraca do archidiecezji gdańskiej, do parafii archikatedralnej Gdańsk-Oliwa. W słynnym kościele pełni pomoc duszpasterską. W tym czasie pierwszy raz zostaje skazany na bezwzględne pozbawienie wolności i prosto z sali sądowej trafia do aresztu. Po zwolnieniu wraca do gdańskiej parafii i przebywa tam do jesieni 2010 r.

Dzień po drugim skazującym wyroku (2,5 roku bezwzględnego więzienia) kolejny raz zmienia parafię. Tym razem zostaje przeniesiony do malutkiej wsi na południu Kaszub. W tamtejszej parafii ponownie pełni pomoc duszpasterską.

Niewielki kościółek, przed którym chyli się kilka nagrobków starego ewangelickiego cmentarza. Dom parafialny jest tuż obok.

– Chciałem porozmawiać na temat księdza Krzysztofa – mówię.

– Nie udzielam żadnych wywiadów. Dziękuję za rozmowę – odpowiada proboszcz.

Za księdzem Krzysztofem ciągnie się już wtedy historia z 2005 r., choć jedynie w formie plotek. Nikt nie ujawnia, że ma za sobą już dwa wyroki skazujące za pedofilię (choć nieprawomocne) i odsiedział pięć miesięcy.

Mówi mieszkaniec wioski: – Jak ten ksiądz przyjechał do nas, to ludzie coś szeptali o historii związanej z jakimiś dziećmi, ale nikt nic konkretnie nie wiedział. Coś tam można było znaleźć w internecie, gdzie przewijało się jego nazwisko. Nie miał zajęć w szkole, a wszyscy też baczniej na swoje dzieci patrzyli. Ludzie bali się pytać proboszcza o księdza, który mieszkał w parafii, bo nie chcieli mieć kłopotów.

W pobliskiej szkole uczył religii jedynie ksiądz proboszcz.

Dyrektorka szkoły: – Wiedziałam, że jest drugi ksiądz na parafii, ale nie miałam informacji, że wobec niego toczy się sprawa o pedofilię. Jednak ten ksiądz nigdy w naszej szkole nie bywał. Z dziećmi miał kontakt jedynie proboszcz.


Człowiek nie pies

W listopadzie 2012 r. ksiądz Krzysztof zostaje ponownie przeniesiony do parafii, w której pomoc duszpasterską pełni do dziś. Trafia tam zaledwie dwa dni przed kolejnym, trzecim już wyrokiem w swojej sprawie. Właśnie ten wyrok staje się prawomocny pół roku temu.

W tym czasie parafia nie otrzymuje żadnego pisma z kurii w sprawie ewentualnych ograniczeń posługi wobec kapłana.

Mówi proboszcz parafii ks. Piotr Gruba: – Daję mu mieszkanie i patrzę na sprawę z czysto ludzkiego punktu widzenia. Przecież człowiek to nie pies, żeby gdzieś go zostawić. Ksiądz Krzysztof formalnie nie ma żadnych funkcji, a był przydzielany do prac, które mu zlecałem. Nigdy nie pozostawał sam z dziećmi. Nie prowadził też lekcji religii. Cały czas jest pod pełną kuratelą.

– Ale czy nie jest bulwersujące, że osoba prawomocnie skazana za pedofilię prowadzi msze, udziela komunii, spowiada? – pytam.

– Nie chcę tego oceniać. Formalnie nie otrzymałem żadnego zakazu co do posługi kapłańskiej, więc nie mogłem też niczego zakazać. O wyroku wiedziałem, ale nigdy nie dopytywałem – mówi proboszcz.

Nie wszyscy mieszkańcy wioski, gdzie dziś rezyduje ks. Krzysztof, wierzą w sądowy wyrok. Znają go i pamiętają: w latach 90. był tu wikarym. „To taki życzliwy człowiek, nie wierzę, że mógłby zrobić krzywdę dziecku”, słyszę o nim.

Winy księdza nie chce też przesądzać ks. Gruba, który dobrze zna duchownego jeszcze z seminarium. Proboszcz otrzymuje święcenia kapłańskie niespełna dwa lata po skazanym kapłanie.

Obecnie ksiądz Krzysztof przebywa w szpitalu i, jak przekonuje proboszcz, kontakt z nim jest niemożliwy.


Co to znaczy „ograniczenie”

Przez prawie 10 lat ze strony Kościoła nie zapadły żadne wiążące decyzje wobec księdza Krzysztofa. Według nieoficjalnych informacji, sprawa została przekazana do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary. W myśl kościelnych przepisów duchowny posądzony o czyny pedofilskie przez okres wyjaśniania sprawy przez Kongregację Nauki Wiary nie może sprawować funkcji kapłańskich, zwłaszcza związanych z kontaktem z nieletnimi. W przypadku księdza Krzysztofa dotychczas nie podjęto decyzji administracyjnych, bo jego proces kościelny się nie rozpoczął.

Dlaczego przez tak wiele lat i po prawomocnym wyroku Kościół nie odsunął księdza Krzysztofa od obowiązków? Rzecznik episkopatu ks. Józef Kloch odsyła z tym pytaniem do kurii.

Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, metropolita gdański: – Sprawa ciągnie się już 10 lat. Ten ksiądz nie sprawuje żadnych funkcji. Jest rezydentem. Sprawuje pomoc duszpasterską u swojego kolegi. Posługę ma totalnie ograniczoną.

Metropolita nie odpowiedział na pytanie, jak ma wyglądać takie „ograniczenie”.

Zgodnie z kościelnymi przepisami oskarżony duchowny i proboszcz powinni takie ograniczenie otrzymać na piśmie od biskupa.

– Nie chciałbym oceniać, ale często jest tak, że przełożeni mogą po prostu nie wiedzieć, iż dany ksiądz został skazany. W tego typu sprawach powinno być ograniczenie posługi kapłańskiej – tłumaczy o. Adam Żak, koordynator ds. ochrony młodzieży i dzieci działający przy polskim Episkopacie.

Czy kuria mogła nie wiedzieć o wyrokach ks. Krzysztofa? To mało prawdopodobne. Według naszych rozmówców, sprawa była znana już od lat.


Bo był za dobry

W winę byłego proboszcza nie wierzą mieszkańcy wioski, gdzie mieszka Zuzanna.

– On był za bardzo otwarty, za dobry – opowiada 50-letnia sąsiadka. – Był dla wszystkich. I dla biednych, i dla bogatych. Wszystkim pomagał. Jak kto potrzebował, to podwiózł samochodem. Dziewczyna po prostu się zakochała i potem takie bzdury opowiadała, że niby molestował.

Dyrektor szkoły, gdzie uczyła się przed laty Zuzanna, wspomina: – Znałam dziewczynę, ale, dzięki Bogu, ta historia mnie ominęła. Akurat obejmowałam stanowisko, gdy afera wybuchła, i nie musiałam brać udziału w przesłuchaniach i podziale we wsi. Ja tu mieszkam!

Mówi inna parafianka: – Ludzie nie wierzą w tę historię z molestowaniem, bo to taki fajny ksiądz był. Nikt na niego złego słowa by nie powiedział. Ta sprawa to nagonka na Kościół. Teraz modne jest oskarżanie księży o pedofilię.

Już po pierwszym skazaniu lokalni radni i sołtysi piszą list do ówczesnego arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego, w którym wspierają oskarżonego. Zobowiązują się też do zbierania dla niego pieniędzy. Z datków zbiera się kilkanaście tysięcy.

– Wrogość wobec nas pojawiała się na każdym poziomie – opowiada matka dziewczyny. – Nawet gdy zapadały kolejne wyroki skazujące, ktoś rozsiewał plotki, że szkolny pedagog, który wykrył sprawę, wycofał swoje zeznania.

Pedagog mieszka kilkanaście kilometrów od parafii. Docierają do niego dziennikarze lokalnego „Dziennika Bałtyckiego”. Opowiada im, jak zauważył, że dziewczynka dziwnie się zachowuje i jak podczas rozmowy w gabinecie opowiedziała o kontaktach z księdzem. Stąd sprawa trafiła do dyrekcji szkoły, a potem na policję.

Niedługo po tym rodzice Zuzanny jadą z pedagogiem do gdańskiej kurii, by wyjaśnić wątpliwości i opowiedzieć przełożonym o sytuacji. Przyjmuje ich ówczesny biskup pomocniczy Ryszard Kasyna. Jak się skończyła rozmowa?

– Wieczorem zadzwonił do mnie ksiądz Krzysztof i mówił, że wszystko można załatwić – opowiada matka dziewczyny. – Wiedział o naszej wizycie w kurii. Sugerował wycofanie sprawy. Wcześniej nigdy do mnie nie dzwonił, choć Zuzanna często biegała na parafię. Kiedy przed laty wydzwaniał do córki, nie sądziłam, że może dojść do takiej sytuacji.

1 sierpnia ksiądz Krzysztof prawdopodobnie nie stawi się w zakładzie karnym. Z uwagi na stan zdrowia prosił o odroczenie wykonania kary. Obrońca skazanego wniósł o kasację do Sądu Najwyższego, ale sam wniosek nie zwalnia z wykonania kary. Sprawa nie została jeszcze rozpatrzona przez Sąd Najwyższy.


Imię pokrzywdzonej zostało zmienione.


KOMENTARZ

Michał Kelm, adwokat, zajmował się m.in. przypadkami pedofilii wśród osób duchownych:

W przypadku wszczęcia postępowania karnego przed organami państwowymi, postępowania kościelnego się nie wszczyna, a wszczęte zawiesza, oczekując na wyrok sądu państwowego; w tym czasie oskarżony duchowny winien być odsunięty od pracy z dziećmi. Cytowane w tekście wypowiedzi przedstawicieli Kościoła świadczą o ograniczeniu posługi, polegającym na właśnie takim zakazie. O problemie zawiadomiono, jak nakazuje prawo kościelne, Watykan. Stawianie zarzutu, że przez 10 lat kuria w tej sprawie nic nie zrobiła albo uczyniła zbyt mało, jest w tym przypadku niezasadne: zakaz pracy z dziećmi przyniósł efekty, skoro w tym czasie nie wpłynęły nowe skargi, a kościelny wymiar sprawiedliwości i tak musiał czekać na zakończenie procesu przez sąd państwowy. Teraz zadaniem Kościoła będzie osądzić sprawcę zgodnie z jego prawem: rozważyć, czy ograniczenie posługi nie powinno objąć także publicznego sprawowania wszelkich funkcji kapłańskich. Pojawianie się w przestrzeni publicznej księdza z prawomocnym wyrokiem za art. 200 kk może być odbierane jako gorsząca pobłażliwość, a takiej przecież w Kościele nie ma.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2014