Krzyk białych filiżanek

Małgorzata Szejnert, Czarny ogród Pasjonująca monografia dwóch śląskich osiedli robotniczych, Giszowca i Nikiszowca, to właściwie powieść o śląskich kolejach losu. Wielka historia odbija się tu w dylematach konkretnych rodzin.

29.02.2008

Czyta się kilka minut

Domy pod wysokimi dachami z gontu stały w jabłoniach, a jeśli któraś zaczynała marnieć, pracodawca wysyłał anioła, wielkiego mężczyznę w czarnych kamaszach, który przynosił zdrowy szczep i stawiał przy furtce". Osiedle schludnych domów wybudowanych na planie śląskiej chałupy nie mogło jednak pomieścić tylu robotników, ilu potrzebował koncern Georg von Giesches Erben. Powstało więc obok "czerwone miasteczko, zwarte jak twierdza, z bramami prowadzącymi w brukowane uliczki". Potem - bezpłatna kolejka, zwana Balkanem, która woziła "na szychtę, do kościoła albo na piwo". W rozkładzie jazdy uwzględniono nawet porę, kiedy żony górników jeździły w soboty na kopalnie po wypłaty mężów.

Ten świat stworzyli potomkowie Adama - rycerza, który po wojnie trzydziestoletniej osiedlił się pod Wrocławiem. To oni właśnie, jak pisze Małgorzata Szejnert, "zrobili staranny biznesplan i na ziemi znajdującej się pod berłem cesarza Wilhelma II zbudowali Gieschewald i Nickischschacht". Dla polskiego ucha i języka: po prostu Giszowiec i Nikiszowiec.

W cieniu kopalni

Na początku XX wieku, kiedy zapada decyzja o budowie dwóch nowoczesnych osiedli robotniczych, do koncernu Georg von Giesches Erben, z siedzibą we Wrocławiu, należała kopalnia węgla "Heinitz" (dziś Rozbark koło Bytomia) i jej stuhektarowy majątek ziemski, kopalnia "Kleofas" (na zachód od Katowic) nabyta z majątkiem Zalenze (Załęże), jedna z największych na Śląsku kopalnia "Giesche" (od nazwiska protoplasty rodziny i koncernu; teraz "Wieczorek", od nazwiska przedwojennego działacza komunistycznego i górnika tej kopalni), kopalnie galmanu i rud cynkowo-ołowiowych, huty cynku, walcownie blach cynkowych, huta ołowiu i srebra, wytwórnia kwasu siarkowego i nawozów sztucznych... Wyliczenie obejmuje jedynie ówczesny majątek firmy na Górnym Śląsku, nie w całej Rzeszy. Na południe od kopalni "Giesche" rozciągało się 17 kilometrów kwadratowych pól rezerwowych, pod którymi kryły się bogate złoża węgla.

Tam właśnie w 1905 r. tajny radca górniczy kopalni, Anton Uthemann, zaprowadził dwójkę młodych architektów z Charlottenburga koło Berlina - Georga i Emila Zillmannów. Mieli zaprojektować miasto-ogród - śląskie chałupy z dużym ogrodem i chlewem (śląscy robotnicy pochodzili z gospodarstw wiejskich, dlatego nie chcieli wprowadzać się do domów bez takich udogodnień), piekarniokami, pralnią i suszarnią, domami urzędników, sklepami, gospodą, siedzibą lokalnej władzy. Autorka ustaliła nawet skład chemiczny roztworu, w którym moczono giszowickie gonty, by zabezpieczyć je przed ogniem. Budowa rusza w czerwcu 1907 r., a po dwóch latach wprowadzają się pierwsze rodziny. Gdy domów okazało się za mało, bo przemysł potrzebował wciąż nowych rąk, wybudowano ceglastoczerwony Nikiszowiec.

Licząca prawie 550 stron epopeja rozpoczyna się de facto w pierwszej połowie XVI wieku, kiedy powstaje portret "Kupca londyńskiego Georga Giszego" pędzla Hansa Holbeina Młodszego. Czy można go uznać za jednego z protoplastów rodziny i firmy? Kończy w 2006 r.

równie tajemniczo, słowami Erwina Sówki, górnika i malarza-prymitywisty z tzw. Grupy Janowskiej, który zdradza Szejnert, "na czym to polega": "Człowiek przychodzi i odchodzi, trzeba się ubrać i trzeba rozebrać, kładziesz się spać, wstajesz... Jak jest dziura w garnku, to się wylewa, jak jest dziura w bucie, to się wlewa. Tak to jest".

Pomiędzy tym rozgrywa się życie. Najpierw rodziny Giesche, potem ich spadkobierców, następnie mieszkańców Giszowca i Nikiszowca - w cieniu kopalni, dwóch wojen, powstań śląskich, opresji PRL-u, lęków transformacji. Życie opisane przez autorkę rzeczowo, pełne detali i faktów znanych mało albo wcale. Życie opisane tkliwie - jakby Szejnert była sąsiadką rodzin mieszkających od pokoleń w Giszowcu i Nikiszowcu.

Nie była - Śląskiem zainteresowała się na początku lat 80., gdy w stanie wojennym została wyrzucona z redakcji "Literatury" i zaczęła redagować sprawozdania z konferencji w Instytucie Psychoneurologicznym w Warszawie. Prof. Ignacy Wald, neurolog, wysłał ją na Osiedle Staszica (jak wówczas przemianowano Giszowiec), by opisała znajdujący się tam ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci. Stare miasto-ogród, choć poważnie nadjedzone przez blokowiska epoki Edwarda Gierka i Zdzisława Grudnia (pierwszego sekretarza KW PZPR w Katowicach), powstałe dla rzesz ludzi przyjeżdżających na Śląsk w czasach rabunkowego wydobycia węgla - zrobiło jednak na autorce "wielkie, niezapomniane wrażenie".

Szejnert wróciła do Giszowca po osiemnastu latach. Opuściła współtworzoną przez siebie "Gazetę Wyborczą" i prowadzony tam dział reportażu - by wrócić do pisania. Poważne studia, żmudne gromadzenie faktów, rozmowy z ludźmi (m.in. z rodziną prof. Doroty Simonides, etnologa i byłej senator, która urodziła się i wychowała w Nikiszowcu, a jej dziadkowie całe życie spędzili w Giszowcu) - złożyły się na pasjonującą monografię dwóch śląskich osiedli robotniczych, a właściwie powieść o śląskich kolejach losu. Wielka historia odbija się tu w dylematach konkretnych rodzin, które wbrew sobie muszą deklarować swoją narodowość, wysyłać dzieci do obcej armii czy - w innych czasach - godzić się na ograniczanie śląskiej autonomii i osadzanie w miejscowych urzędach osób o "rdzennie polskim" pochodzeniu.

Bułka z wątrobianką

Książkę zdominowała jednak mała historia, dzięki której możemy poczuć klimat lat, uczuć i rozterek, dawno minionych. Ekspiację Dorki Badury (po mężu Simonides), która chciała zostać świętą, i co sobotę szorowała klatkę schodową rodzinnej kamienicy w Nikiszowcu. Zmartwienia panny Sadie Walsch, dyrektor socjalnej, która pojawiła się w kopalni Giesche po I wojnie światowej wraz z amerykańskim udziałowcem firmy i rozpoczęła pracę nad dożywianiem dzieci górników; martwiła się też nadmierną liczebnością rodzin, w których szóstka, siódemka dzieci stanowiła normę.

Usłyszymy też dzwonienie białych filiżanek z niebieskim wzorkiem w "bifeju", produkowanych w fabryce porcelany Gieschego w Bogucicach, jaki rozległ się w sylwestra 1937 r. "To dzwonienie kredensu jest krótkie jak krzyk, a gdy milknie, w całym Nikiszowcu nastaje straszliwa cisza, która oznacza, że wszyscy, w całym osiedlu, padli na kolana i zamarli w modlitwie. (...) Po chwili na schodach rozlega się łomot, Nikiszowiec powstał z klęczek i biegnie do kopalni. Nikt się nie kłopocze zamykaniem drzwi...". W kopalni Giesche było tąpnięcie.

Kilka miesięcy wcześniej w kopalni trwał wielki strajk głodowy tysiąca górników. Groza tamtych dni, niepokój rodzin czekających daremnie z obiadem przed bramą, sprawdzanie list szpitalnych nie były bezowocne: strajk zakończyło porozumienie z dyrekcją i podwyżki. Czy radość i ulga, że to trudne doświadczenie już się skończyło, może mieć smak bułki z wątrobianką? Jak najbardziej. Gertruda Gabrysiowa tak to wspomina: "Na drugi dzień [mama] dała mi pieniądze i posłała po bułkę. Bułka kupiona w sklepie to było święto. A obok był rzeźnik. Miałam wziąć u niego ćwierć kilo wątrobianki. I mama zrobiła z tego kanapki. Tego się nie zapomni do końca życia". Skrupulatna Szejnert, niczym główna księgowa, wyszperała, że bułka, czyli po śląsku "żymła", którą niosła Gertruda, choć kosztuje tyle samo, co rok wcześniej, jest lżejsza o 10 gramów. Słowa: "podwyżka", "bieda", "brak pieniędzy" - nie są w stanie przenieść tylu treści, ile ta jedna scena.

Można też pójść na spacer z Clarą Schulte, żoną Eduarda, głównego menadżera firmy Giesche, która, mieszkając we Wrocławiu, często przechodzi koło księgarni Kornów, spokrewnionych z rodziną Giesche (w XIX wieku wydawali po polsku poezje Juliusza Słowackiego). Może Clara weźmie do ręki "Nächte und Täge" Marii Dąbrowskiej, ostatnią polską książkę wydaną przez oficynę przed wojną? Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo jest to osoba wykształcona i z ambicjami. Kiedy mąż objął posadę w koncernie Giesche, historia rodziny i koncernu zainteresowała ją tak bardzo, że napisała książkę "Das Haus am Ring" ("Dom w Rynku"), która stała się jednym z licznych źródeł Szejnert.

Sam Eduard Schulte z kolei już w 1939 r. nawiązuje kontakt ze Szczęsnym Chojnackim, który przed wojną pracował dla polskiego wywiadu. Schulte przekazuje informacje, m.in. o wizycie Himmlera w Auschwitz 17 lipca 1942 r., kiedy przybywa tam transport Żydów z Holandii. Himmler obserwuje, jak "449 osób idzie do gazu w bunkrze numer 2", a potem odpoczywa w willi dyrektora kopalni na Gieschewaldzie. "W dwanaście dni później generalny dyrektor koncernu Giesche wysiada z pociągu na dworcu głównym w Zurychu". Spotyka się z żydowskim finansistą Isidorem Koppelmannem, od lat prowadzącym interesy z koncernem, by ten poinformował diasporę w USA i Waszyngton o przemysłowym charakterze eksterminacji Żydów. Informacje dotarły gdzie trzeba, ale nie wywołały żadnej reakcji...

Czytamy kolejne sprawozdania z wydobycia węgla, strony z kroniki szkolnej i gazetki parafialnej, poplątane losy Badurów, Gawlików, Kasperczyków, Kilczanów, Lubowieckich, Niesporków, Wróblów. Od pierwszych stron czujemy się jak u siebie i nie dopuszczamy do świadomości mądrych słów Sówki, że "człowiek przychodzi i odchodzi".

W 1973 r. ogłasza bankructwo stara firma Giesche - nigdy właściwie nie podniosła się ze strat w wyniku zmiany granic po II wojnie. Rok później zapada decyzja o rozbiórce śląskich chałup na Giszowcu pod bloki dla górników nowej kopalni "Staszic". Ewald Gawlik, inny malarz z Grupy Janowskiej, portretuje "mord na ulicach" i odchodzący świat; w uszach dźwięczy "przybądź nam litościwa Pani ku pomocy" żony górnika Habryki z filmu Kazimierza Kutza "Paciorki jednego różańca", gdy spychacz zagląda do jej kuchni.

Niezwykłość zwyczajnego życia. Wydawałoby się - nie do opisania.

Małgorzata Szejnert, Czarny ogród, Kraków 2007, Znak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (8/2008)