Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sztuką szczególną jest napisanie kryminału w kostiumie historycznym. Tu nie wystarczy wyobraźnia i lekkie pióro. Potrzebna jest wiedza, a przede wszystkim świadome i precyzyjne posługiwanie się językiem. Bo w kryminale historycznym kluczowy jest (także) język: on konstruuje nastrój, obraz i napięcie, dzięki czemu czytelnik przenosi się wyobraźnią do codzienności odległych epok.
Do moich ulubionych autorów należy Ellis Peters i jej seria "Kroniki brata Cadfaela", rozgrywająca się w dwunastowiecznej Anglii (sukcesywnie wydaje ją Zysk i S-ka); dalej Christian Jacq i osadzona w realiach starożytnego Egiptu trylogia "Egipski sędzia" (w Polsce wydana nakładem Oficyny Wydawniczej Prima). Oczywiście Marek Krajewski i jego powieści o międzywojennym Wrocławiu (Wydawnictwo Dolnośląskie, potem W.A.B.; dotąd trzy tytuły, czwarty w przygotowaniu, powstaje też film). No i, rzecz jasna, Borys Akunin. Ten płodny rosyjski autor, z urodzenia Gruzin, jest niebywale systematyczny: rozplanował sobie na kolejne lata "projekt Akunin". W Polsce ukazały się (nakładem Noir sur Blanc i Świata Książki) trzy jego serie: "Przygody siostry Pelagii", "Przygody Erasta Fandorina" i "Przygody magistra". Pierwsza i druga rozgrywa się w Rosji końca XIX i początku XX w., trzecia naprzemiennie - raz w Rosji XVII-wiecznej i XVIII-wiecznej, to znów współcześnie (kapitalne portrety "nowych ruskich"). W Rosji sfilmowano już niektóre z "Fandorinów", podobno są to dobre filmy.
Teraz pojawia się w Polsce nowy autor: Robert van Gulik i jego seria o przygodach Di Jen-djieh, sędziego pokoju ze starożytnych Chin. Autor (urodzony 1910, zmarł 1967), holenderski naukowiec i dyplomata, sporą część życia spędził na Dalekim Wschodzie; fascynował się Chinami, ich historią i kulturą. Cykl książek o przygodach sędziego Di, który powstawał sukcesywnie od lat 40. ubiegłego wieku, jest nie tylko produktem jego wyobraźni, ale ma zakorzenienie w dokumentach epoki, także w aktach sądowych. Di istniał naprawdę i podobnie jak bohater van Gulika żył w VII w. naszej ery. Ten urzędnik sądowy (łączył on funkcje dzisiejszego prokuratora i sędziego) przeszedł do historii jako dobry urzędnik, a potem polityk u boku cesarza. Książkowy Di jest tylko sędzią, ale z żyłką detektywa.
Co sprawia, że lubię takie książki? Smakują one jak pożywny posiłek, w którego przyrządzenie kucharz naprawdę włożył serce. Akunin, Peters, Jacq, Krajewski - to jak wizyta w sprawdzonej restauracji. Do takiego miejsca, to znaczy do takiej książki, można wracać, choć zna się już intrygę i rozwiązanie. Ale wraca się, by posmakować jej raz jeszcze - języka, stylu, obrazów.
Czy tak będzie również z serią van Gulika? Po skonsumowaniu przystawek (przeczytałem na razie dwa tomy, trzeci właśnie trafił do księgarń) trudno o ostateczną ocenę. Ale zaczyna się obiecująco.
Robert van Gulik "Sędzia Di i nawiedzony klasztor", "Sędzia Di i parawan z laki", przeł. Ewa Westwalewicz-Mogilska, Warszawa 2006, Państwowy Instytut Wydawniczy