Król Baratarii powraca

Wprowadzenie absurdu do twórczości, która w żadnym wypadku nie jest prześmiewcza czy parodystyczna, sprawia, że staje się ona wyjątkowa w swojej nieprzewidywalności.

09.08.2021

Czyta się kilka minut

Tytus Szyluk „Belmondawg” / KACPER DUDZIAK
Tytus Szyluk „Belmondawg” / KACPER DUDZIAK

Przy okazji wydania płyty „H.A.U.” mówi, że czuje się, jakby zdawał egzamin na prawo jazdy po dziesięciu latach jeżdżenia tirem. W dodatku przez ten czas nie poruszał się raczej po prostych drogach. Tytus Szyluk, raper występujący obecnie pod pseudonimem Belmondawg (wcześniej: Belmondo) wspomina:

– Przez lata byłem partyzantem społecznym, którego największym marzeniem było, aby nikt nie wiedział o jego istnieniu. Czytałem książki o tym, jak zniknąć z rejestrów. Nie chciałem być na świeczniku, na widoku. No ale się nie udało. I oto jestem na drugim biegunie. I żyję tu bezpowrotnie, bo ludziom ciężko będzie zapomnieć. Kości zostały rzucone.

Czy chodzi mu o jego kości? Rzeczywiście, w ostatnich latach towarzyskie i środowiskowe burze z udziałem Szyluka przetaczały się przez internet niemal tak często, jak przez lipcowe niebo nad Polską. Dawni kompani zarzucali mu finansowe przekręty i publikowali groźby pod jego adresem, kluby informowały o odwołanych przez niego koncertach, a fani zastanawiali się, czy to nie koniec dobrze zapowiadającej się kariery. Sam od osób pracujących nad pełnometrażową fabułą usłyszałem kiedyś o nieudanej współpracy z raperem. Filmowcy chcieli sięgnąć po jeden z jego utworów, ale po dziwnym spotkaniu z twórcą dali sobie spokój.

Ostatecznie jesienią 2019 r. Szyluk opublikował nagranie, w którym przepraszał członków swojego byłego zespołu, przestrzegał przed zgubnymi skutkami narkotyków i sugerował, że to koniec jego artystycznej drogi. Kilka dni później za pośrednictwem mediów społecznościowych prosił fanów o namiary na sprawdzony ośrodek leczenia uzależnień.

Zapewne nikt spoza hiphopowego środowiska nie śledziłby tej sagi z uwagą, gdyby nie dotyczyła twórcy o tak nieprzeciętnym talencie. Rapera, którego pozasceniczna aktywność może być powodem do ciągłych dyskusji, ale nie umiejętności – te są bezsprzeczne. Szyluk dysponuje niskim tembrem oraz nienaganną dykcją, która pozwala mu bez ryzyka zatytułować jeden z utworów „Pappardelle all’arrabbiata”.

Fenomen Belmondawg nie zasadza się jednak na walorach czysto technicznych, lecz na ogromnej kreatywności w operowaniu słowem i układaniu ich w zaskakujące, wielowymiarowe ciągi skojarzeń. Z tego powodu jego utwory mają w sieci liczne, nierzadko absurdalne przetworzenia. Pod klipami – zarówno tymi oficjalnymi, jak i oddolnymi remiksami – mnożą się komentarze, w których fani starają się „pisać Belmondem”. Nie tylko oni są pod wrażeniem.

– Nie mam wątpliwości, że na tej scenie słuchają go wszyscy – twierdzi Wojtek Nosowski, nagrywający jako Dizkret w kultowej, działającej na przełomie wieków warszawskiej grupie Stare Miasto. – To jest prawdopodobnie ulubiony raper twojego ulubionego rapera.

On sam jest najlepszym dowodem na prawdziwość tej tezy. Po niemal dwudziestu latach nieobecności na rynku fonograficznym Dizkret przystał na zaproszenie Szyluka, a jego zwrotkę można usłyszeć na wydanej właśnie epce „H.A.U.”. Płycie, która jest dowodem na to, że koniec artystycznej drogi Belmonda ostatecznie okazał się jedynie ostrym zakrętem.

Z jedną nogą w kuluarach

Jeśli Szyluk twierdzi, że nie chciał być na świeczniku, to swojej decyzji nie opierał jedynie na popkulturowych wyobrażeniach i medialnych doniesieniach na temat świata show-biznesu. Jego mamą jest Wiganna Papina – znana stylistka, a także jedna z gwiazd telewizyjnego programu „Lalamido” emitowanego w Telewizji Polskiej przez niemal całe lata 90.

– Zawsze miałem świadomość, że pochodzę z drugiej strony telewizora – przyznaje Szyluk. – Od drugiego czy trzeciego roku życia występowałem w „Lalamido” w różnych rolach: jako dziecko jaskiniowca, dziecko pary rycerskiej… Byłem odbiorcą z jedną nogą w kuluarach. Na skraju dwóch światów.

Przepełniony totartowskim [Tranzytoryjna Formacja Totart – grupa artystyczna powstała w 1986 r. w Gdańsku – red.] humorem program odcisnął piętno na wrażliwości Szyluka. Przejawia się ono w sięganiu do estetyki lat 90. i jej bohaterów, ale także w zamiłowaniu do absurdalnych sformułowań i gier słownych. Zwroty takie jak „uroboros sport” czy „twoi ludzie dzięcioły” mogłyby paść w rozmowie Tymona Tymańskiego i Paulusa Mazura na planie programu „Dzyndzylyndzy”. Ten totartowski sznyt nie ogranicza się do warstwy językowej. Kilka lat temu Szyluk podczas warszawskiego koncertu Małpy cisnął w rapera bananem.

– Teraz bym tego nie zrobił, ale młodość rządzi się swoim bezprawiem. To było chuligańskie, durnowate zachowanie, aczkolwiek pamiętajmy, że rzuciłem w Małpę podczas utworu „Miałem to rzucić”. I chodziło o całą tę opowieść. O pewien mem. Ciężko też powiedzieć, żebym tego żałował. Przez lata czekałem natomiast, by ktoś rzucił we mnie kopytkami w trakcie utworu „Gnocchi”. Byłby to dowód na to, że karma wraca. Dosłownie.

Najpełniejszy hołd latom 90. raper złożył w utworze „Kto by pomyślał?”, nagranym w duecie z Liroyem. Estetyka zrealizowanego do niego teledysku to bezpośrednie nawiązanie do stylu Yacha Paszkiewicza, kultowego twórcy polskiego wideoklipu, a także programu „Lalamido”.

– Drugim punktem odniesienia był dla mnie klip PM Cool Lee, pod którą to ksywką zaczynał Liroy, zanim jeszcze rapował po polsku. Tak się składa, że w tamtym teledysku występowała moja mama. Jej udział w klipie „Kto by pomyślał?” jest więc nawiązaniem zarówno do „Lalamido”, jak i do tamtego utworu – wspomina.

Adres URL dla Zdalne wideo

Nostalgiczną wyprawą do czasów dzieciństwa spędzonego w Gdyni są również „Te tereny”. Pełen emocji, a jednocześnie surowy, oldskulowy utwór przypominający „Świnoujście” Synów – inny rapowany powrót nad Bałtyk lat dziecięcych. Minimalistyczny, czarno-biały teledysk pozwala lepiej skoncentrować się na kolejnych wersach podawanych głębokim głosem Szyluka: „Wychowały mnie te tereny / kontenery, elewatory, opuszczone tory oraz torfy”. W innym miejscu raper romantyzuje industrialny krajobraz Trójmiasta w duchu – nomen omen – „Duchologii” Olgi Drendy: „Szyld Polferries nad nim księżyc / transport ciężarowy przemysł ciężki”. Nagrania takie jak to nadają ton tegorocznej epce Szyluka, która zawiera najpoważniejsze utwory w jego dorobku.

Strzały znikąd

„Te tereny” to nie tylko nostalgia, ale także komentarz na temat współczesności. Dokładniej – sprzeciw wobec zmian, które według Szyluka dotykają miasto:

– Niestety to już nie jest ta Gdynia, którą opuszczałem. Mówię głośno o tym, że to miasto zostało sprzedane deweloperom i strach pomyśleć, jak będzie wyglądało za dziesięć lat.

Wers, który wskazuje na postępujące zmiany w tkance miejskiej Gdyni („dźwigi widzi z okna”) stanowi dobry przykład lirycznej biegłości i świetnego ucha artysty.

– Belmondziak jest ciekawy lingwistycznie na kilku poziomach – twierdzi Dizkret. – W hip-hopie funkcjonują punchline’y – puenty w formie błyskotliwych porównań często opartych na grze słów lub ich podwójnym znaczeniu. To jest podstawa i Tytus to robi („ponad wszystkim jak apostrof”), ale robi też wiele więcej. Zestawia słowa, które świetnie ze sobą brzmią („dźwigi widzi z okna”). Zespoły takie jak Kaliber 44 były kiedyś chwalone za podobne zabiegi, ale ich wersy, choć językowo ­plastyczne, nie miały często żadnego sensu.

Do obracania słowami, wyszukiwania między nimi nieoczywistych relacji i niezwykłości brzmieniowych służy Szylukowi jakiś szósty zmysł. Rapując o swojej wielkości, rzuca nagle: „nie do rozjebania, jak dom kombatanta” – taki adres w hip­hopowej zwrotce może zaskakiwać, ale samo słowo brzmi potężnie, jak wystrzał z armaty. A że to niespodziewane porównanie? Tym lepiej.

– Jest jeszcze jeden element, za który należą mu się ukłony – dodaje Dizkret. – Razem ze swoim niegdysiejszym kolegą Kazem Bałagane poszerzył pole słów, pojęć i punktów odniesienia, jakich można użyć w tekście hiphopowym. Kiedyś mniej więcej wiedziało się, jakie raperzy mają zainteresowania, co przeczytali, co obejrzeli. Może to efekt wychowania na Wikipedii i kulturze memowej, ale u Belmonda i Kaza znikąd pojawia się wers typu: „jadę se nad wodę przez Nieporęt”. To jest takie „what the fuck?!”, albo jak określa się to w teorii komedii: non sequi­tur. Nagle trafia cię coś, czego zupełnie się nie spodziewałeś.

Zdaniem Dizkreta właśnie wprowadzenie absurdu do twórczości, która w żadnym wypadku nie jest prześmiewcza czy parodystyczna, sprawia, że staje się ona wyjątkowa w swojej nieprzewidywalności. Tę oryginalność doceniają również twórcy działający poza środowiskiem hip­hopowym.

– Moją uwagę przykuła śmiałość, z jaką wprowadza do rapu słowa pochodzące z innych porządków i z odległych czasów – mówi artysta wizualny, reżyser filmów animowanych i muzyk Wojciech Bąkowski. – Nikt by się nie spodziewał „paszoł won” w rapowym kawałku. Rodzimi hip-hopowcy są dla mnie nudni i odtwórczy. Belmondo, Hewra i Malik potrafią nagle obudzić.

Pomnik i poletko

Najpewniej ze względu na tę językową wyrazistość i niepodrabialny humor twórczość Szyluka doczekała się w sieci licznych przeróbek. Oddolnych wariacji, których pomysłowość wykazuje pokrewieństwo z niespokojnym duchem oryginałów. Wczesne, utrzymane w duchu gangsta-rapu utwory Belmondo z Kazem Bałagane doczekały się wielu amatorskich teledysków złożonych z archiwalnych programów Roberta Makłowicza i Wojciecha Cejrowskiego. Zbliżające się na YouTubie do 3,5 milionów wyświetleń „Dzień dobry” Belmonda zostało natomiast nagrane przez fanów w różnych wersjach językowych – począwszy od angielskiej, na chińskiej i śląskiej skończywszy.

– Można powiedzieć, że to jest jakiś open-source – przyznaje Szyluk. – Każdy, kto tego słucha, żyje tym i daje temu nowe życie. Stąd ta nieskończoność. Nie wiem, może opatrzność tak chciała, żebym pełnił taką funkcję społeczną. Takiego poletka na kulturowe modyfikacje.

W przypadku płyty „H.A.U.” będzie o nie trudniej. Wcześniej Szyluk nie nagrywał raczej utworów, które byłyby tak osobiste. Oryginalne językowo, błyskotliwe, a momentami wręcz erudycyjne, kręciły się głównie wokół przechwałek, sprośnych porównań i wulgarnych obrazków z życia wielkomiejskiego bon ­vivanta.

– Jakoś w liceum zafascynowałem się anarchokapitalizmem – wspomina raper. – Wpływ na to mogła mieć fascynacja publicystyką Janusza Korwin-Mikkego. Dlatego Belmondziak jest niejako pomnikiem tej doktryny.

Na tegorocznej płycie ten pomnik szybko spada z cokołu. Szyluk detronizuje sam siebie już na początku płyty. Dwuminutowa „Captcha” to utwór, który niesie więcej treści niż niejedna rapowa płyta. Powszechnie używana w sieci metoda zabezpieczania kont czy formularzy przed botami staje się tu metaforą zmagań o zachowanie człowieczeństwa. Kontekstem są wspomniane zakręty na życiowej drodze autora przeplatane dyskretnymi nawiązaniami do klasyki polskiego hip-hopu. W najmocniejszym fragmencie refrenu Szyluk rapuje: „Uwierzyłem w żart tak jak Sancho Pansa / To mój rap, to moja Barataria”, brawurowo żeniąc Cervantesa z Peją.

– W „Don Kichocie” jakiś władca mówi Sancho Pansie, że od dzisiaj jest królem Baratarii. Sancho bardzo się cieszy z tej nominacji, a potem się okazuje, że po pierwsze chodzi o inne miejsce, a po drugie on wcale nie został władcą. Rap to jest trochę sport, pełen wewnętrznej arogancji, dążenia do hegemonii. I to jest w nim jak najbardziej na miejscu, bo daje energię, moc, dobrze się tego słucha. Gorzej to się sprawdza w życiu. Zwłaszcza w relacjach międzyludzkich. A one są najważniejsze.

To rozróżnienie pomiędzy światem przedstawionym a rzeczywistością powraca w najbardziej ponurym momencie płyty, utworze „Wte i Wewte”. Tutaj zrozumienie tej różnicy daje siłę, poczucie sprawczości. Słyszymy: „Chciałem sobie strzelić w łeb, ale nie – to by było błędem / Przecież jestem Goethe, a nie Werter”.

– To jest klasyczny motyw jakiejkolwiek sceniczności – tłumaczy Szyluk. – Bela Lugosi pozwolił, by rola przejęła jego egzystencję i na zawsze został Draculą. Może to jest ten moment w historii ludzkości, w którym rola jeszcze szybciej wymyka się spod kontroli? Bo łatwiej stworzyć sobie jakąś autokreację za pomocą nowych, technokratycznych narzędzi typu social media. To jest nagminne na naszej scenie.

Winni i inni

Wspominając ostatnie lata, Szyluk zastanawia się, czy spośród bohaterów, którzy wyszli spod pióra Goethego, Faust nie oddawałby najlepiej jego życiowych doświadczeń. Kiedy wraca do nich pamięcią, myśli o tym, że wysokie niebiosa mają hazardowe zacięcie. Przy czym na płycie „H.A.U.” raper mówi jednak o swoich problemach z przeszłości w sposób ogólnikowy. Nie oskarża nikogo z nazwiska, nie prostuje medialnych doniesień. Krąży wokół tematów winy i zdrady, ale poprzestaje na poetyckich uogólnieniach („nie szukam winnych w innych”, „niektóre mosty muszą płonąć”).

– Bardzo chciałem uniknąć publicznego prania brudów – tłumaczy – nawet jeśli moje trzymanie języka za zębami i nieprostowanie fałszywych oskarżeń doprowadziło do powstania dziwnej, zakrzywionej rzeczywistości, w której zarzuca mi się dziś totalne bzdury.

Tak jak w studio, tak podczas rozmowy nie chce rozmawiać o tych „bzdurach”. I rzeczywiście nie warto, by odciągały one uwagę od tego, że raper, który dwa lata temu poważnie rozważał zakończenie kariery, właśnie wydał płytę – fakt, krótką, ale utrzymującą poziom nieosiągalny dla hiphopowej konkurencji. Belmondawg wrócił na właściwy tor. Mądrzejszy o rozmowę na temat Beli Lugosiego wiem jednak, że najważniejsze, by trafił na niego również Szyluk. Dlatego na koniec zadaję Dizkretowi jeszcze jedno, zakulisowe pytanie.

Słyszę: – Z kontaktów z Tytusem wnioskuję, że jest u niego dobrze, stabilnie. Mam nadzieję, że ta płyta to początek dobrej passy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2021