Kret w bezpiece

Po 1945 r. podziemie próbowało infiltrować Urząd Bezpieczeństwa. Także Ruch Oporu Armii Krajowej z Pułtuska ulokował swych ludzi w lokalnej bezpiece. Najcenniejszy był Antoni Skura: zastępca szefa pułtuskiego UB.

24.02.2014

Czyta się kilka minut

Od lewej: Antoni Skura, Franciszek Wultański, Zygmunt Dąbkowski (trzech akowców infiltrujących pułtuski UB) oraz Zbigniew Deptuła, szef PUBP Pułtusk / Fot. IPN x 4
Od lewej: Antoni Skura, Franciszek Wultański, Zygmunt Dąbkowski (trzech akowców infiltrujących pułtuski UB) oraz Zbigniew Deptuła, szef PUBP Pułtusk / Fot. IPN x 4

Po przejściu frontu w 1945 r. wielu spośród byłych żołnierzy Armii Krajowej z Obwodu Pułtusk (woj. mazowieckie) nie złożyło broni i zostało w konspiracji. Zajęli się rozbudową siatki wywiadowczej, tworzeniem grup bojowych, zdobywaniem broni. W drugim półroczu 1945 r. – gdy na zrębach AK w regionie tym powstał Ruch Oporu Armii Krajowej (ROAK); jedna z wielu poakowskich organizacji niepodległościowych – podjęli też działalność zbrojną. W tym wykonanie wyroków na komunistach, „zasłużonych” w represjonowaniu podziemia i ludności cywilnej.

W przekonaniu, że walka ma nadal sens, utrzymywała ich zachodnia agitacja, dająca (złudne) nadzieje na wybuch nowej wojny, zorganizowana siatka konspiracji, dobre uzbrojenie i utrzymujące się przez jakiś czas poparcie tzw. terenu. Jednak „wojna po wojnie” była coraz trudniejsza. Komunistyczny aparat miał nieograniczone rezerwy sił, środków i możliwości walki z partyzantką. Wojna wykuła jej narzędzia: masowy terror, taktykę „spalonej ziemi” (dosłownie) i propagandę. Z czasem partyzanci tracili zaplecze; wskazanie czytelnej granicy, kto swój, a kto wróg, stawało się trudniejsze niż „za Niemca”. Do tego dochodziło zmęczenie wojną i chęć powrotu do „normalnego życia”.

W tej sytuacji ludzie podziemia musieli sięgać po bardziej finezyjne środki zwalczania, jak wtedy mawiano: „czerwonej zarazy”. W tym infiltrację struktur UB i milicji. Takie próby podejmowano w wielu miejscach – także w powiatowym Pułtusku.

„SZCZAPA”, „KONWALIA”...

Na początku sito selekcji do pracy w UB było słabe. Czasem za „przepustkę” starczały deklaracje, entuzjazm dla nowego systemu, wykazanie się prokomunistyczną działalnością, dobre „papiery”, protekcja lub zwykłe przekupstwo. Niełatwo było też poznać wojenną przeszłość kandydata. A UB potrzebował ludzi: najchętniej młodych i oddanych.

W 1944 r., gdy front sowiecki stał jeszcze na Narwi, szef wywiadu pułtuskiego obwodu AK, plutonowy Edmund Zakrzewski (ps. „Kora”) wydał swemu podkomendnemu Antoniemu Skurze (ps. „Szczapa”) szczególny rozkaz: miał zatrudnić się w bezpiece.

25-letni wówczas Skura pochodził ze wsi, mieszkał w Obrytem. Ukończył 7 klas szkoły powszechnej. W 1938 r. wstąpił ochotniczo do wojska; był kapralem w 5. Pułku Ułanów Zasławskich. W 1942 r. zbiegł z robót przymusowych w Rzeszy, przedarł się w rodzinne strony i wstąpił do AK, a po jej rozwiązaniu – do ROAK w powiecie pułtuskim.

Początkowo – za wiedzą przełożonych z konspiracji – Skura wstąpił do milicji; służył na posterunku MO w rodzinnym Obrytem. Do pracy w UB rekomendowali go wójt gminy Obryte Ignacy Zaręba i sekretarz tej gminy Wacław Mieszkowski – prawdopodobnie obaj mieli związki z podziemiem. Przyjęty do UB w sierpniu 1944 r., Skura pracował najpierw jako starszy wywiadowca. Niecałe dwa lata później awansował: w lutym 1946 r., w stopniu podporucznika, został zastępcą szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Pułtusku.

W pułtuskim UB nie był on jedynym kretem z AK-ROAK. Od lutego 1945 r. pracowali tam także, i to na kluczowych stanowiskach: Zygmunt Dąbkowski (ps. „Konwalia”), który objął funkcję referenta ds. kartoteki agenturalnej, i Mieczysław Kamiński (ps. „Mściciel”), w UB kierownik Referatu III zajmującego się zwalczaniem podziemia (sic!). Podczas okupacji niemieckiej Kamiński walczył w komunistycznej Armii Ludowej. W lipcu 1945 r., będąc już w UB, został zwerbowany przez Zakrzewskiego.

Później, gdy doszło do wsypy – bo prędzej czy później dojść musiało – śledczy z resortu o współpracę z podziemiem podejrzewali jeszcze kilku innych funkcjonariuszy z Pułtuska.

Ale po kolei.

MOCNE NERWY

W jednym z dokumentów UB odnotowano potem, że Skura często aresztował „biednych i klasowo nam bliskich ludzi, tj. małorolnych chłopów i robotników, których przyprowadzał do Urzędu wprost z ulicy, bił ich i prześladował”. Czy Skura szykanował w ten sposób sojuszników systemu? A może chciał tymi metodami zniechęcić do komunizmu jego potencjalnych protagonistów? Jednego i drugiego nie można wykluczyć.

Wiadomo, że Skura pomagał w ucieczkach więźniom UB – „chłopcom z lasu”. Wartownik resortu zeznał potem, że jesienią 1945 r. na polecenie szefa pułtuskiego PUBP, porucznika Zbigniewa Deptuły, aresztowano jednego z braci Ampulskich (Franciszka lub Kazimierza). Gdy doprowadzono go do urzędu, Deptułę zastępował Skura. Jeszcze tego samego dnia miał on wydać rozkaz wypuszczenia zatrzymanego.

W październiku 1945 r. Skura uczestniczył w konspiracyjnej odprawie ROAK, na której dyskutowano o uwolnieniu Mariana Bilińskiego ps. „Trzynasty”. Obawiano się, że torturowany Biliński może podczas śledztwa „sypać”. Jego brat Karol (ps. „Ego”), dowódca patrolu dywersyjno-wywiadowczego w Komendzie Obwodu ROAK Pułtusk (kryptonim „Maciejka”), domagał się odbicia Mariana. Zrezygnowano z tego, w obawie przed dekonspiracją własnych ludzi w pułtuskim UB. Decyzja w sprawie „Trzynastego” zapadła najpewniej 9 listopada na naradzie z udziałem szefa Inspektoratu Mazowieckiego ROAK por. Stanisława Rożka „Przeboja” – ocenił on, że więźnia może wydobyć Skura. Ten zaś, obecny na spotkaniu, oznajmił, że podjął działania w tym kierunku.

Okazało się, że już wcześniej Skura poinstruował Bilińskiego, iż ma on podjąć próbę ucieczki z PUBP, gdy będzie prowadzony do toalety. Sam podmienił strażnikowi broń; dał mu karabin z niesprawnym pazurem wyciągu łuski. Akurat w czasie, gdy odbywała się odprawa ROAK (tegoż 9 listopada), „Trzynasty” podjął ryzyko. Wartownik oddał do uciekającego strzał ostrzegawczy; drugi strzał, ze względu na defekt broni, nie był możliwy. Biliński uciekł.

Tego dnia, wkrótce potem, Skura wraz z Kamińskim wrócili z konspiracyjnego spotkania do siedziby UB. Poinformowany o ucieczce Bilińskiego, Skura odegrał zaskoczenie. Zarządził pościg, który nie przyniósł efektu. Beształ wartowników, że opuszczają się w służbie, straszył, że za taką „służbę” ich pozamyka.

Trzeba przyznać, że Skura miał mocne nerwy: jeszcze tego samego dnia wrócił na zebranie ROAK, gdzie zameldował o zdarzeniu. Za „bardzo dobre spełnienie obowiązku” otrzymał od „Przeboja” pochwałę.

WSYPA

Skura, Dąbkowski i Kamiński – krety AK-ROAK w pułtuskim UB – działali skutecznie. Przekazywali podziemiu materiały wywiadowcze bezpieki, informowali o planach aresztowań, o zatrzymanych, o stosunkach w resorcie i o morale funkcjonariuszy. Cenną zdobyczą był wykaz konfidentów pułtuskiego PUBP: przekazany przez Dąbkowskiego do Komendy Obwodu ROAK, został skopiowany i rozesłany komendantom terenowych placówek ROAK.

Ale infiltracja UB przez podziemie nie mogła trwać wiecznie. W obawie przed dekonspiracją, w nocy z 5 na 6 lutego 1946 r. Skura wraz z Dąbkowskim uciekają z PUBP. Wybierają dobry moment: kilka dni wcześniej współpracę z resortem podjął Stanisław Rachuba, dawny żołnierz podziemia, który teraz będzie nie tylko denuncjować ludzi z AK-ROAK i NSZ, ale zwróci także uwagę resortu na „wtyczki” w PUBP. Być może zbiegowie wiedzieli zresztą o zaciskającej się wokół nich pętli – w każdym razie, resort uderzył w pułtuski ROAK 15 lutego 1946 r.

Początkowo Skura ukrywa się u znajomych, utrzymuje luźny kontakt z rodziną. Ale planuje „nowe życie”. Ułatwić mają to lewe papiery, wyrobione na nazwisko jego znajomego, Aleksandra Szerewicza (pomaga mu w tym wójt Zaręba) i ucieczka na „polski Dziki Zachód” – ziemie poniemieckie.

Pod koniec lutego 1946 r. Skura – teraz już jako Szerewicz – wyjeżdża do Elbląga, a stąd w kwietniu do Bierutowa (dziś Pomorska Wieś). Tu zatrudnia się jako referent aprowizacji w Prezydium Gminnej Rady Narodowej (PGRN), uzyskuje też tymczasowe zaświadczenie tożsamości na nazwisko Szerewicz. Tu poznaje pracownicę PGRN; wyznaje jej, że zdezerterował z UB, gdzie pracował z ramienia podziemia, i że ukrywa się pod fałszywym nazwiskiem.

Ale tajemnica zostaje zachowana. Na razie.

UCIECZKA

Od października 1946 do kwietnia 1947 r. Skura pełni w Bierutowie obowiązki kierownika spółdzielni Związku Samopomocy Chłopskiej. Jesienią 1946 r. zgłasza się do komisji wojskowej w Elblągu, która wydaje mu książeczkę wojskową na nazwisko Szerewicz. Od kwietnia 1947 r. utrzymuje się z dwuhektarowego gospodarstwa.

We wrześniu 1947 r. rusza dalej: do Torunia, gdzie melduje się pod fałszywym nazwiskiem; mieszka przy ul. Mickiewicza. Przed przybyciem do miasta zaciera ślady; wykrada z kartoteki PGRN w Bierutowie zaświadczenie tożsamości na nazwisko Szerewicz i podrabia odcinek zameldowania. Tymi samymi dokumentami posługuje się w Toruniu.

Tutaj zapisuje się na kurs przygotowawczy na uniwersytet, a po jego ukończeniu w 1949 r. wstępuje na Wydział Prawa Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. We wrześniu 1952 r. uzyskuje absolutorium. Zostaje aplikantem, asesorem i w końcu p.o. prokuratora Prokuratury Powiatowej w Toruniu. We wrześniu 1953 r. zostaje przeniesiony na równorzędne stanowisko w prokuraturze w Świeciu.

Cały czas posługuje się fałszywym nazwiskiem i dokumentami. Później UB odnotuje – w znamiennej dla siebie nowomowie – że „podczas pracy w prokuraturze [Skura] prowadził dwulicową działalność i do obecnej chwili [tj. 1954 r.] wrogo ustosunkowany jest do Polski Ludowej, w perfidny sposób wypowiadając się o władzach zwierzchnich Organów BP”.

OBŁAWA

Tymczasem, w ciągu tych lat, UB nie odpuszcza: sprawę Skury traktuje prestiżowo. Choć na razie bez efektu.

W lipcu 1951 r. UB opracuje nowy plan działań: katalog czynności, które mają pomóc w odnalezieniu „dezertera”. Plan dotyczy nie tylko Skury, ale także innego członka podziemia: Franciszka Wultańskiego, funkcjonariusza UB w Obrytem. UB planuje więc sprawdzić, czy obaj nie występują w kartotekach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (jako osoby rozpracowywane przez inne jednostki operacyjne resortu), i przez agenturę inwigilować ich rodziny. Kontrola korespondencji obejmuje wszystkich krewnych i znajomych Skury, werbowani są nowi tajni współpracownicy, mający dojście do jego rodziny. Swoisty list gończy rozesłany zostaje po całym kraju – i czujność wykazuje np. PUBP w Wałbrzychu, który w kwietniu 1953 r. aresztuje niejakiego Jana Szczepańskiego, sądząc, że to Skura. Trop okazuje się fałszywy.

Od stycznia 1954 r. dochodzenie w sprawie Skury prowadzi wojewódzki UB w Warszawie, wspomagany przez PUBP z Pułtuska oraz centralę – MBP (np. jego Biuro „B”, specjalizujące się w inwigilacji).

W lutym 1953 r. resort dowiaduje się, że rodzina Skury podjęła po jego dezercji z UB starania o uzyskanie dokumentów po Szerewiczu (zmarł on już po tym, jak pomógł Skurze). To dobry trop. Z czasem udaje się ustalić, że szefem prokuratury w Świeciu jest Aleksander Szerewicz. Ubecy przeglądają jego kartotekę, analizują życiorys, oddają fotografie do analizy Centralnego Laboratorium Ekspertyz MBP.

Przełom następuje w czerwcu 1954 r., gdy trzech funkcjonariuszy PUBP w Pułtusku rozpoznaje Skurę na okazanych im zdjęciach rzekomego Szerewicza. 1 lipca zapada decyzja o wysłaniu ich na konfrontację z podejrzanym do Świecia i przedstawieniu Generalnej Prokuraturze PRL całości materiałów dotyczących Skury, z wnioskiem o aresztowanie.

BEZ EPILOGU

Antoni Skura zostaje zatrzymany 9 lipca 1954 r. Resort nie ma się czym chwalić, od dezercji „funkcjonariusza” minęło ponad osiem lat. Skura trafia do aresztu. Jest podejrzany o przynależność do „kontrrewolucyjnej organizacji AK”, dezercji z „organów Bezpieczeństwa Publicznego” i posługiwanie się fałszywymi dokumentami.

Ale gdy już wydaje się, że jego dni są policzone, 28 października 1954 r. następuje nieoczekiwany zwrot: śledczy WUBP w Warszawie, ppor. Kazimierza Kalita, postanawia umorzyć śledztwo i występuje do Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Warszawie z wnioskiem o uchylenie wobec Skury „środka zapobiegawczego” – aresztu. Kalita argumentuje, że Skura zaprzestał w 1946 r. „kontrrewolucyjnej działalności” i od czasu dezercji nie stwierdzono jej recydywy. W tej sytuacji, jak pisze, „skierowanie go do sądu za te przestępstwa byłoby niecelowe”. Posługiwanie się przez Skurę fałszywymi dokumentami Kalita uznaje za problem sądów powszechnych.

W tej sytuacji prokuratura bez zbędnych pytań umarza postępowanie dotyczące działalności Skury w AK-ROAK i jego dezercji z UB. Materiały śledztwa dotyczące fałszywych dokumentów zostają wyłączone ze sprawy i przekazane do Generalnej Prokuratury. Także ona umarza śledztwo. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale 28 października 1954 r. Skura – jeden z „żołnierzy wyklętych”, jak ich dziś nazywamy – jest wolny.

Nie znamy okoliczności wydania tych zaskakujących decyzji; nie zapytamy też o to samego Skury – zmarł jeszcze na długo przed rokiem 1989. Zważywszy na wagę sprawy, kret działający w UB mógł zostać skazany co najmniej na wieloletnie więzienie.

To, czy Skura musiał zapłacić jakąś cenę za swą wolność, pozostaje bez odpowiedzi.

Inni ludzie podziemia, pracujący jako wywiadowcy podziemia w pułtuskim PUBP, mieli mniej szczęścia.

Dąbkowski zbiegł „do lasu”; w czerwcu 1949 r. zginął w walce z ubekami – gdy wystrzelał całą amunicję, ostatni pocisk przeznaczył dla siebie.

Kamiński – były żołnierz Armii Ludowej, który wypowiedział posłuszeństwo komunistom – został aresztowany po „wsypie” ROAK w lutym 1946 r. Przeszedł śledztwo (jak wyglądało, można się domyślać). Trzy miesiące później sąd wojskowy w Warszawie skazał go na śmierć. Los chciał, że został ułaskawiony i skazany na dożywocie.

Śmierć lub wieloletnie więzienie – akurat to w życiorysach „żołnierzy wyklętych” niczym niezwykłym nie było. 


Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest historykiem, specjalizuje się w dziejach najnowszych Polski. Redaktor „Przeglądu Archiwalnego IPN”, pracuje w IPN w Warszawie. W tym roku ukaże się jego książka o konspiracji młodzieżowej w Warszawie w latach 1944–1989.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2014