Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Leszek Całek, chłopiec z sankami zasztyletowany przez Karola Kota 13 lutego 1966 r. pod kopcem Kościuszki, był moim rówieśnikiem. Dziewczynka zaatakowana dwa miesiące później w bramie przy Sobieskiego, dwie ulice obok naszego mieszkania, trafiła na ostry dyżur w nowohuckim szpitalu – oddziałem chirurgii kierował tam mój ojciec. Nie wiedziałem, że to właśnie nowohuccy chirurdzy ratują kolejną ofiarę, wszyscy zobowiązani zostali do zachowania tajemnicy. Pamiętam natomiast dławiącą atmosferę zagrożenia, zakaz wychodzenia z domu i coraz bardziej makabryczne plotki.
Tamten szary, ogarnięty lękiem Kraków wraca w książce Przemysława Semczuka. Dziennikarz, urodzony dekadę później, sumiennie zebrał fakty, przewertował dokumenty, dotarł do świadków. Spróbował nakreślić możliwie dokładny portret Karola Kota, przeciętnego ucznia technikum, który sukcesy odnosił głównie na strzelnicy, kolekcjonował noże i nie był lubiany w szkolnej społeczności z powodu dziwnych odzywek i ataków agresji. Co zaś najważniejsze – nie uważał morderczych fantazji, a potem realizacji (ataki na starsze kobiety, z których jedna zmarła, eksperymenty z truciznami) za nic złego. Mamy więc przekroczenie wewnętrznej granicy – i pytanie o powody, dla których się ono dokonało. Na sali sądowej rozegrał się wtedy spór między dwoma zespołami psychiatrów. Czy wyrok śmierci był (wedle ówczesnego kodeksu oczywiście) uprawniony, czy też nosił cechy „eutanazji sądowej” na życzenie społeczne? Czy stracono człowieka chorego? Semczuk obala pogłoskę o guzie mózgu, który miano wykryć u Kota podczas sekcji zwłok, ale pytania pozostają. Podobnie jak wciąż aktualne niebezpieczeństwo podsycania przez media społecznej histerii. W listach, słanych wtedy obficie do władz, domagano się nie tylko publicznej egzekucji Kota, ale i ukarania psychiatrów, którzy „przewlekają postępowanie”. Wśród tekstów prasowych wyróżniają się rozwagą głosy z „Tygodnika Powszechnego” – ks. Adama Bonieckiego i Marka Skwarnickiego, a także oświadczenie redakcji „Przekroju”, napisane zapewne przez Wandę Falkowską. Ponura jest to historia, autor mógłby nie przytaczać niektórych fragmentów zeznań Kota – ale nie można o niej po prostu zapomnieć. ©℗
Przemysław Semczuk, M JAK MORDERCA. KAROL KOT – WAMPIR Z KRAKOWA, Świat Książki, Warszawa 2019, ss. 288.