Kozetka

20 stycznia w sieci znalazłam wzmiankę o wybuchu samochodu pułapki przed budynkiem sądu w Londonderry (albo, jak kto woli, Derry), drugim co do wielkości mieście Irlandii Północnej. Policja podejrzewa zamach.

28.01.2019

Czyta się kilka minut

Nikt na szczęście nie ucierpiał, bo udało się na czas ewakuować mieszkańców okolicy. Akt potępili irlandzcy politycy od prawa do lewa, także ci z partii Sinn Féin.

W irlandzkich gazetach pojawiły się jednak głosy związane z ugrupowaniem Saoradh, negującym zasadność porozumień wielkopiątkowych z 1998 r., tych, które położyły kres trwającemu ponad 30 lat konfliktowi w Irlandii Północnej. Przedstawiciele Saoradh nie potępili zamachu, wspomnieli zaś o tym, że wybuch może mieć związek z setną rocznicą wydarzenia zwanego zasadzką z Soloheadbag – które dało początek wojnie o niepodległość Irlandii. Wśród głosów w mediach północnoirlandzkich pojawiają się także takie, które odpowiedzialność za zamach przypisują tzw. Nowej IRA. Aktywność tej grupy paramilitarnej w sieci przykuwa od jakiegoś czasu uwagę irlandzkich mediów (na powiązanie Nowej IRA z zamachem wskazała np. redakcja irlandzkiej edycji „The Sunday Times”). Niezależnie od ostatecznych rozstrzygnięć śledztwa staje się coraz bardziej jasne, że widmo brexitu niweczy lata pracy na rzecz porozumienia między zwaśnionymi stronami i ukazuje niedoskonałość procesu pokojowego.

Piszę o tym wszystkim chwilę po tragicznych wydarzeniach gdańskich, gdy powoli opadają różne maski przybrane na czas żałoby i klaruje się nam obraz sytuacji w kraju. W dniu pogrzebu prezydenta Adamowicza w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z prof. Bogdanem de Barbaro, który wzywał nasz poobijany naród do poddania się psychoterapii – Pan Polski i Pani Polska powinni udać się na kozetkę, nim wściekłość wzajemna ich pozabija.

Na terapię przymusową w pewnym sensie została wysłana niegdyś Irlandia Północna. Straumatyzowane dziesiątkami lat konfliktu społeczeństwo (przypomnijmy – zginęło tam w owym czasie ponad 3500 osób) objęte zostało programem psychoterapii. Syndrom stresu pourazowego, na który cierpiały tysiące ludzi, a także przekazywana z pokolenia na pokolenie trauma okazały się destrukcyjne dla funkcjonowania społeczeństwa. W badaniach opinii publicznej prowadzonych po zakończeniu konfliktu ponad połowa respondentów znała kogoś, kto został zabity w związku z konfliktem, jedna trzecia z nich zaś straciła w ten sposób kogoś bliskiego – członka rodziny lub przyjaciela.

O północnoirlandzkich metodach zażegnywania potężnych sporów czytamy w polskim kontekście od dawna. Teraz, rzecz jasna – gdy szukamy na gwałt jakichś punktów podparcia po morderstwie prezydenta Adamowicza – owych analiz, które przywołują ulsterski przykład porozumienia, widać jeszcze więcej. Udało się tam przecież, mimo sporu znacznie bardziej krwawego i głębszego niż nasz, wytworzyć swego rodzaju masę krytyczną sprzyjającą porozumieniu po obu stronach zwaśnionego społeczeństwa. Wreszcie – przypieczętowano owo dążenie do porozumienia rękami katolickiego polityka Johna Hume’a i jego protestanckiego adwersarza Davida Trimble’a (za co przyznano im obu Pokojowego Nobla), i tak oto świat otrzymał porozumienie wielkopiątkowe i odetchnął z ulgą.

Czytając rozmowę z profesorem de Barbaro krótko po tym, jak zobaczyłam notkę o zamachu w Derry, czułam głęboki smutek. Irlandzka terapia okazuje się przecież mieć poważne braki, co w obliczu brexitu zaczyna być widoczne coraz wyraźniej. Wydawało się, że napięcia zostały zniwelowane leczniczym masażem, złogi oczyszczone ozdrowieńczą rozmową, zło rozeszło się po kościach. Bynajmniej! Widocznie cięciwa tego łuku zawsze była w pogotowiu, a dziś jej napięcie w związku z zamieszaniem okołobrexitowym niepokojąco rośnie. Jak więc szukać nadziei w słowach terapeuty, gdy obie strony dalej widzą porażkę tego myślenia? Zresztą nasi polscy pacjenci nawet nie wyrazili woli pokazania się na terapii.

W ubiegłym tygodniu poprosiłam redakcję o to, by dała mi urlop od pisania felietonu. Doprawdy nie znajdowałam sama dla siebie stosownych słów, chcąc uniknąć przedwczesnych ocen, pochopnych komentarzy i chóru głosów brzmiących coraz większym dysonansem.

Dziś krzepnie we mnie – z każdym dniem mocniejsze – przekonanie o tym, że nie nadajemy się już nawet na terapię. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2019