Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
We Włoszech proboszcz parafii w Giussano w Lombardii poprosił parafian o selfie, zdjęcia ponaklejał na krzesła i w tak udekorowanym pustym kościele odprawiał msze. W Polsce ks. Jacek Socha, proboszcz parafii św. Mikołaja w Gdyni-Chyloni, chodził po ulicach z monstrancją i błogosławił spotykanych ludzi. „Chciałem dać znać, że wymuszona przez sytuację izolacja nie musi być dla nas więzieniem” – wyjaśnił na Facebooku.
Rzeczywistość zgotowała wszystkim w ostatnim tygodniu intensywny kurs w uświadamianiu epidemiologicznego zagrożenia, co zaowocowało też ewolucją stanowiska biskupów: od wtorkowego wezwania przewodniczącego episkopatu, by zwiększyć liczbę mszy, aby w kościołach było mniej ludzi, przez czwartkowe zalecenie Rady Stałej udzielenia dyspensy od uczestnictwa w niedzielnej mszy nie tylko dla starszych i przeziębionych, ale też dla wszystkich, którzy „czują obawę przed zarażeniem”, po sobotnie jednoznaczne wezwanie do pozostania w domach. To radykalne ograniczenie liczby ludzi w kościołach wymuszone zostało wprowadzeniem przez rząd stanu zagrożenia epidemicznego i zakazu zgromadzeń powyżej 50 osób. Zdecydowana większość katolików posłuchała wezwań i uczestniczyła w mszach za pośrednictwem mediów.
Można powiedzieć, że Kościół w Polsce zdał pierwszy egzamin z odpowiedzialności. Poza jednym zaskakującym wyjątkiem: w kościołach diecezji szczecińsko-kamieńskiej odczytano list abp. Andrzeja Dzięgi wzywający katolików do „odwagi” w korzystaniu z wody święconej, której boi się diabeł, i przyjmowaniu komunii do ust, gdyż „Chrystus nie roznosi zarazków”. Zaniepokojeni diecezjanie – teolożka Małgorzata Wałejko wraz z mężem – donieśli o tym fakcie do prokuratury. © ℗
CZYTAJ WIĘCEJ: SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>