Koronawirus kontra kapitalizm

Możemy być pewni, że kapitalizm wyśle nam wysoki rachunek za wirusa. Obyśmy nie przerzucili go – jak to zwykle bywa – na słabsze klasy społeczne i na pracowników.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

12.03.2020

Czyta się kilka minut

Kontrola podróżnych na przejściu granicznym kolejowym w Przemyślu, 10 marca 2020 r. / Fot. Lukasz Solski/East News /
Kontrola podróżnych na przejściu granicznym kolejowym w Przemyślu, 10 marca 2020 r. / Fot. Lukasz Solski/East News /

Co ma koronawirus do kapitalizmu? Oczywiście bardzo wiele. Zaczynając choćby od tego, że tylko w zglobalizowanym do cna świecie (globalizacja to wszak kluczowy efekt uboczny współczesnego kapitalizmu) śmiercionośny wirus mógł się tak łatwo rozprzestrzenić. Nie pomogło też oszczędzanie na zdrowiu powszechnym obserwowane w większości krajów rozwiniętych w epoce neoliberalnej, co da się bardzo łatwo pokazać na licznych przykładach: od Stanów Zjednoczowych po Polskę. Niejeden czytelnik może uznać takie obwinianie kapitalizmu za rysowane zbyt grubą kreską. Niby racja. Ale z drugiej strony, skoro socjalizm wini się dziś za wszystko: od kartek na mięso po niedobór mieszkań w powojennej Polsce, to niby dlaczego kapitalizm ma być systemem, który nigdy i za nic winy nie ponosi?

Ale nie chodzi o samo obwinianie. Warto zajrzeć głębiej. Zwłaszcza że już zaczynają się porównania z kryzysem finansowym roku 2008, który mocno wstrząsnął posadami ładu ekonomicznego, w którym żyjemy. Zasadne staje się więc pytanie o dalekosiężne skutki trwającej teraz pandemii. Minęliśmy już przecież punkt, w którym wszystko mogło rozejść się po kościach. Popatrzmy na Włochy, bo tam wypadki dzieją się najszybciej. To włoscy przywódcy jako pierwsi podjęli decyzję o praktycznym zawieszeniu normalnego kapitalistycznego ładu. Ograniczyli swobodę poruszania się obywateli, towarów i usług. Pierwsi zamknęli placówki opiekuńcze i spowolnili tempo pracy w gospodarce. Pierwsi zawiesili też cześciowo pobór podatków od osób dotkniętych spowolnieniem, zapowiedzieli pomoc dla niektórych branż gospodarki, a ostatnio mowa jest nawet o zawieszeniu spłaty rat hipotecznych przez dłużników.


CZYTAJ WIĘCEJ: SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Są to rozwiązania słuszne i uzasadnione. Mają więc rację politycy (choćby włoski premier Conte), którzy sięgają po język solidarnościowy i powiadają, że dzisiejszy stan wyjątkowy to ofiara, jaką musimy ponieść dla starszych i schorowanych członków naszego społeczeństwa, dla których wirus jest zagrożeniem śmiertelnym. Pamiętajmy jednak, że takie rzeczy w kapitalizmie nie uchodzą płazem. Ten system porównać można do maszyny stale nastawionej na pracę na 115 proc. swoich możliwości. W normalnych czasach operatorzy maszyny – nawet gdyby zechcieli – nie mogą jej spowolnić. Dzieje się tak dlatego, że poziom obrotów jest na bieżąco mierzony i stale porównywany z innymi maszynami. Niech tylko któraś spowolni! Na przykład do 110 proc. Zaraz jej operatorzy poddani zostaną procesowi publicznego wyśmiewania. Nie ma takiego rządu (zwłaszcza w dzisiejszych zglobalizowanych czasach), który by potrafił ten proces przetrwać. Prędzej czy później nawet obywatele, którzy go wybrali, się odwrócą – uznając swoich władców za nieudaczników niepotrafiących wygenerować świętego gospodarczego wzrostu. I niby wiemy, że ten wzrost nie mierzy wszystkiego, a często pogoń za nim ma fatalne skutki dla większości obywateli. Cóż z tego, skoro w normalnych czasach trudno przekonać zapracowane trybiki pracujących pełną parą kapitalistycznych maszyn, że to, w czym uczestniczą, jest obłędem. „Obłęd czy nie obłęd, nie mamy czasu się nad tym zastanowić, bo trzeba zap...dalać” – usłyszymy zazwyczaj w odpowiedzi.

Dwa scenariusze

Najtrudniejsze dopiero jednak nadejdzie. Stanie się tak, gdy wirus w końcu ustąpi. A zawieszona na chwilę logika kapitalizmu wróci do gry. Wtedy pojawi się pytanie o to, kto zapłaci rachunek za dzisiejsze środki zaradcze. To będzie moment krytyczny, który powie wiele o stanie ducha współczesnych europejskich elit. Również naszych.


POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>


Najbardziej prawdopodobny wydaje się niestety scenariusz pesymistyczny. Ten, który zrealizował się po kryzysie 2008 roku. Wówczas większość krajów Europy testu solidarności nie zdała. Pamiętamy przecież, jak to w imię zażegnania kryzysu sięgnięto wówczas (lata 2007-2009) po olbrzymie środki publiczne. Jak pompowano budżetowe pieniądze w pomoc dla banków oraz niektórych gałęzi przemysłu. Gdy przyszedł czas płacenia rachunku do kasy, poproszono niższe i średnie klasy społeczne. Obcinając wydatki na państwo dobrobytu albo pogarszając pozycję przetargową pracownika (w Polsce konsekwencją kryzysu 2008 roku było rozpowszechnienie – za zgodną państwa i ku uciesze biznesu – tzw. umów śmieciowych). Na planie europejskim też było podobnie. W pierwszym momencie Europa zakrzyknęła: „Pomożemy!”. Powstało wówczas wiele instytucji stabilizujących sytuację makroekonomiczną w strefie euro. Gdy jednak pieniądze, którymi te instytucje obracały, przestały być wirtualne, a stały się realną wizją strat, które niemieckie czy francuskie banki odnotują w Grecji albo Włoszech, nastąpiło ściągnięcie cugli. Nakazano rządom w Atenach czy Rzymie wcielić w życie taką politykę, która zagwarantuje spłatę zobowiązań. Nawet jeśli będzie się to wiązało ze zubożeniem tamtejszych społeczeństw.

Historia zna oczywiście inne przypadki. Najbardziej znany miał miejsce po II wojnie światowej na zachodzie Europy. Gdy rachunek wzięły na siebie w dużej mierze klasy posiadające. Głównie ze strachu przed rewolucją społeczną na wzór tej w Związku Radzieckim. Poczyniły one wówczas szereg ustępstw na rzecz robotników czy klasy średniej. Na przykład zgodzili się na wyższe opodatkowanie zakumulowanego majątku oraz więcej praw dla zwiazków zawodowych. Uruchomione w ten sposób środki pomogły nie tylko spłacić rachunek, ale zbudować dobrobyt dla szerokich mas społecznych, o jakim się wcześniej nie śniło.

Jak będzie tym razem? To kluczowe pytanie czasów, w których żyjemy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej