Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I oto pomoc nadeszła z najmniej spodziewanej strony. 5 marca portugalska sieć marketów Biedronka ogłosiła konkurs na tekst i ilustracje książki dla dzieci, fundując dwie stutysięczne nagrody. Być może dzięki niej nadwyrężony wizerunek portugalskiej korporacji, która rażąco naruszała prawa pracownicze, ma szansę zyskać na wiarygodności.
Konkurs nosi nazwę „Piórko 2015”, ma dwa etapy: literacki i ilustratorski, potrwa do końca sierpnia. Pula 200 tysięcy zł wywarła swój magiczny skutek – news podjęło mnóstwo internetowych portali, dreszcz podniecenia ożywił środowisko. Regulamin znaleźć można na stronie: www.piorko2015.biedronka.pl.
Zamiast cieszyć się hojnością Biedronki i zamilknąć na zawsze, wspomnę o wątpliwościach, jakie budzi ta – chwalebna skądinąd i długo oczekiwana – inicjatywa. Partnerem konkursu jest mianowicie wydawnictwo Zielona Sowa, które nagrodzoną książkę opublikować ma w rekordowym nakładzie 50 tys. egzemplarzy, sprzedawanym następnie w Biedronkach na terenie całej Polski. Problem w tym, że Zielona Sowa nie uchodzi bynajmniej za arbitra elegancji wśród wydawców. Przeciwnie – najlepsze, co można powiedzieć o książkach tego wydawnictwa, to że są relatywnie tanie. W kwestii urody edytorskiej Zielona Sowa od lat obstaje przy pstrokatej estetyce pseudodisnejowskiej, a i szmiry się nie boi. A zatem zaproszono ogra na bal elfów.
Druga wątpliwość dotyczy regulaminu. Jeśli przeczytać go uważnie – a warto! – to dowiemy się, że zwycięzcy w zamian za hojny czek oddają prawa do swojego tekstu/ilustracji na zawsze i na wszystkich polach eksploatacji – wraz z prawem do przeróbek, użycia w reklamach, tłumaczenia i edycji w obcych językach, powielania pod postacią audiobooków, e-booków itp. Wyobraźcie sobie, że konkurs wyłania jakąś Astrid Lindgren, która praw do „Pippi Pończoszanki” wyzbywa się na zawsze... Królewski 50-tysięczny nakład nie przyniesie tantiem autorom, ani teraz, ani w przyszłości. Zważywszy na wielkość nakładu, stutysięczne honorarium jest zatem gratyfikacją – przyznaję, niemałą – za całkowite scedowanie praw autorskich do książki na rzecz Biedronki. Ponadto nazajutrz po konkursowej fecie zwycięzca w kategorii ilustratorskiej musi, nie zwlekając, runąć do pracy – regulamin zobowiązuje go do dostarczenia (w ciągu niespełna miesiąca) dziesięciu kolejnych prac. Szczerze mówiąc, nie znam nikogo spośród ilustratorów, kto podjąłby się tak karkołomnego zadania.
Odnotowawszy, co powyżej, przyłączam się do grona szczerze świętujących nową inicjatywę. ©