Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ktoś mądry napisał, że charakter człowieka sprawdza się nie wtedy, gdy lepiej lub gorzej realizuje zadania, które sam sobie wyznacza, ale gdy musi dokonać wyboru w sytuacjach, jakie stawia przed nim życie. W 1986 r. 28-letni Kornatowski - jeszcze nawet nie prokurator, ale asesor prokuratury rejonowej w Gdyni - pełnił akurat dyżur, gdy wezwano go do komisariatu Milicji Obywatelskiej, gdzie, wedle milicjantów, doszło do wypadku: w celi zmarł 32-letni aresztant, Tadeusz Wądołowski. Innego zdania była powołana przez Sejm w 1989 r. Komisja Nadzwyczajna ds. Zbadania Działalności MSW (tzw. komisja Rokity, bo to on nią kierował): uznała, że śmierć 32-latka była zabójstwem. Popełnionym być może bez kontekstu politycznego (np. milicjanci "tylko" dali nauczkę zatrzymanemu przypadkowo, no i chłopak zmarł); zabójstwem, które "wymiar sprawiedliwości" PRL zatuszował. Tego, jak było, nie wiemy, bo wniosek komisji Rokity o ponowne śledztwo nie został zrealizowany - jak większość jej wniosków.
Co w 1986 r. zrobił asesor Kornatowski? Twierdzi, że nie uczestniczył w tuszowaniu. Miał jedynie dokonać oględzin zwłok na posterunku, nie dopatrzył się śladów pobicia; sporządził notatkę i zlecił sekcję. Po czym śledztwo przejęli inni prokuratorzy (i szybko je umorzyli). Czyli - nie ma sprawy?
Nie, sprawa jest. A pytanie powinno brzmieć: czego w 1986 r. asesor Kornatowski nie zrobił? Nie zauważył więc śladów krwi na ścianach celi (długich na 1,5-2 m) i kałuży krwi na podłodze. Wolał nie widzieć? Jednego i drugiego dopatrzył się kilka lat później ekspert z komisji Rokity, i to na podstawie zdjęć - podczas gdy Kornatowski był w celi osobiście.
Dziś komendant główny broni się, twierdząc: "Nie zauważyłem żadnych śladów przestępstwa" ("Rzeczpospolita" z 29 marca). "Nie mam nic do ukrycia i także nic do zarzucenia sobie. Śledztwo było prowadzone zgodnie z ówcześnie obowiązującym prawem" ("Dziennik" z 28 marca). Wiele mówi zwłaszcza to drugie zdanie.
W Polsce jest wiele miejsc, gdzie dla dobra ogółu pracować może sprawny prokurator, "skuteczny i bezkompromisowy" w walce z przestępczością (tak chwalą go współpracownicy). Nie musi być szefem policji. Bo nawet jeśli Rokita nie ma racji, to ów 28-latek nie zdał egzaminu, który postawiło przed nim życie.