Kolumb, rocznik 1956

„Czasami czuję się jak Krzysztof Kolumb” – wyznał mi Marcel Pérès w długiej rozmowie, którą przeprowadziłam z nim blisko dwadzieścia lat temu, wkrótce po zakończeniu wielkiego tournée Ensemble Organum po krajach Europy Środkowej i Wschodniej.

28.08.2015

Czyta się kilka minut

Trochę było w tych słowach dumy z epokowych odkryć w dziedzinie śpiewu chorałowego, które pociągnęły za sobą szereg istotnych i nieodwracalnych zmian. Trochę też jednak smutku i frustracji – bo Pérès miał wówczas równie wpływowych wrogów jak genueński żeglarz, a każdy ze swoich rejsów w głąb czasu musiał okupić latami mrówczej pracy w archiwach, badań w terenie i prób z wykonawcami, którzy w środku sezonu potrafili rzucić wszystko w diabły i wrócić do pracy przy owcach.

Mimo że dziś nikt już nie śmie kpić z wkładu Pérèsa w odnowę sposobu myślenia o dawnych tradycjach wokalnych, a w uznaniu zasług powierzono mu nawet rolę ojca chrzestnego jednego z dzwonów, które w 850-lecie paryskiej katedry Notre-Dame zawisły w północnej wieży świątyni, metody pracy Francuza nie zmieniły się ani na jotę. Pérès najpierw skrupulatnie wyszukuje śpiewaków, często tradycyjnych, których głosy, wrażliwość muzyczna i specyficzne umiejętności najlepiej odpowiadają potrzebom przygotowywanego właśnie repertuaru. Potem namawia ich do współpracy. Często bardzo długo. Później uczy ich wszystkiego właściwie od podstaw, rekonstruując kontekst liturgiczny poszczególnych utworów, wprowadzając muzyków w arkana notacji i konkretnego stylu śpiewu. Przygotowania do kolejnych koncertów toczyły się i toczą w miejscach, gdzie można całkiem się odciąć od świata zewnętrznego i poświęcić muzyce niczym modlitwie: przez pierwsze dwa lata istnienia zespołu w cysterskim opactwie Sénanque w Prowansji, później w założonym przez Ludwika Świętego opactwie Royaumont pod Paryżem, a od 2001 r. w klasztorze Moissac w Pirenejach.

„Nie mogę, ot tak, po prostu, pojechać do jakiejś wioski i powiedzieć, że chcę z jej mieszkańcami wykonać Mszę Machauta! Muszę dobrze poznać tych ludzi, wzbudzić ich zainteresowanie. Nikt mnie w tym nie wyręczy”. Mało kto potrafi wzbudzać zainteresowanie równie skutecznie jak Pérès. Może dlatego, że wędrowanie i zdobywanie nowych doświadczeń leży niejako w jego naturze. Urodzony w Oranie, w rodzinie o hiszpańskich i żydowskich korzeniach, po odzyskaniu niepodległości przez Algierię został repatriowany do Francji. Dorastał w Nicei (skąd najbliżej promem na Korsykę), śpiewał w chórze nicejskiej katedry (gdzie niedzielne nieszpory odprawia się w obrządku łacińskim), od 14. roku życia grał na organach w tamtejszym kościele anglikańskim (którego kanonik namówił go na dalsze studia w Wielkiej Brytanii). Kiedy już zyskał pewność, że muzyka dawna jest jego powołaniem, wyjechał do Kanady i rozpoczął współpracę ze Studio de musique ancienne de Montréal, jednym z pionierów ruchu odrodzenia wykonawstwa historycznego. Podczas którejś z nostalgicznych wizyt w Algierii zawarł znajomość z biskupem diecezji orańskiej, człowiekiem o bardzo otwartych poglądach, któremu zawdzięcza wprowadzenie w świat islamu. Wrócił do Francji na studia muzykologiczne u Michela Huglo. Trzy lata później, w 1982 r., założył Ensemble Organum.

Zahartowany w tyglu wielu tradycji i kultur, dość wcześnie zdał sobie sprawę, że u podłoża przeprowadzonej przez benedyktynów z Solesmes reformy chorału legł kryzys potęgi Kościoła katolickiego w XIX wieku. Rozpoczęły się wówczas poszukiwania rzekomo utraconej jedności, które zaowocowały między innymi ujednoliceniem liturgii i kodyfikacją maniery śpiewu kościelnego. Zniszczenie tradycji lokalnych paradoksalnie zrujnowało wielowiekową, płynącą głównym nurtem tradycję chorałową. Zastąpiono ją nowym, sztucznym konstruktem, tylko w mniemaniu reformatorów – odciętych przecież od źródeł – nawiązującym do kanonu estetycznego śpiewów z epoki św. Grzegorza. Muzyka utraciła swój kontekst kulturowy, przestrzeń liturgiczna uległa zafałszowaniu, jednolity śpiew chóru zastąpił dotychczasowy podział na role sprawowane podczas nabożeństwa.

W XIX wieku zlekceważono protesty przeciwników kodyfikacji, którzy już wówczas szukali klucza do gregorianum w śpiewach chrześcijan syryjskich. W XX wieku próbowano zlekceważyć odkrycia Pérèsa, zarzucając mu eklektyzm badawczy, skłonności do turpizmu, niebezpieczną dezynwolturę w próbach pożenienia tradycji „wiejskiej” z tradycją „wysoką”. Pérès odpowiadał bez mrugnięcia okiem: skoro Anglicy mogą śpiewać dawną muzykę niemiecką, hiszpańską i francuską, dlaczego Korsykanie mają się ograniczać do repertuaru tradycyjnego? Tym bardziej że ich „dzika” wyspa jest jednym z ostatnich bastionów wymierających technik zachodniego chorału. Dlaczego – skoro dysponujemy coraz szerszą wiedzą źródłową – nie sięgać do skarbnicy tradycji Kościołów Wschodu, które przez setki lat wpływały na kształt liturgii zachodniej?
Pérès nigdy się nie mógł pogodzić z faktem, że współczesna muzykologia stroni od eksperymentu, opierając się wyłącznie na jałowych hipotezach. W zaciszu swoich opactw prowadził istne laboratoria muzyczne: próbował ze śpiewakami do upadłego, po kilkanaście godzin dziennie, nieustannie zmieniał skład zespołu, zestawiał mistrzów flamenco z Korsykanami, greckich mnichów z dominikanami, marokańskich sufich ze sobą samym. Wciąż szukał, nie był zadowolony z niektórych wyborów, podkreślał jednak, że jego śpiewacy pod pewnymi względami zdecydowanie górują nad wokalistami kształconymi w konserwatoriach: wyrośli w tradycji śpiewu ornamentowanego, mają ogromne doświadczenie w interpretacji monodii, są w pełni świadomi estetyki dźwięku.
Pérès eksperymentuje nadal, głosi konieczność wskrzeszenia martwych śpiewów jak prawdziwy apostoł, wraca do dawnych współpracowników niczym skruszony Piotr. Zwłaszcza do Korsykanów. Nie wszyscy uczestnicy prowadzonych przez niego warsztatów i kursów mistrzowskich zdają sobie sprawę, ile trzeba z tym człowiekiem prześpiewać, przegadać i przemilczeć, żeby wykluł się choćby zalążek kolejnej muzycznej rekonstrukcji, która czasem przypomina odtwarzanie wazy dipylońskiej z odłamka wielkości dłoni. Sama pracowałam z Pérèsem dość długo i mam poczucie, że zatrzymałam się w ćwierć drogi. Warto jednak było przejść choćby kawałek, niż w ogóle nie ruszyć w tę wyprawę. ©


KONCERT ENSEMBLE ORGANUM odbędzie się 12 IX w kościele św. Krzyża o godz. 21.30.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Wratislavia Cantans 2015