Kolejny Mesjasz w ojczyźnie samby

Brazylia, uchodząca za kraj obyczajowej swobody i społecznej wrażliwości, zamierza wybrać sobie na prezydenta rodzimego Trumpa. Faworytem niedzielnej elekcji jest Jair Bolsonaro, posiadacz skrajnie prawicowych poglądów i wyznawca rządów twardej ręki.
w cyklu STRONA ŚWIATA

06.10.2018

Czyta się kilka minut

Marsz sympatyków Jaira Bolsonaro na ulicach Sao Paulo. 9 września 2018 r. /  Fot. Andre Penner/AP/Associated Press/East News /
Marsz sympatyków Jaira Bolsonaro na ulicach Sao Paulo. 9 września 2018 r. / Fot. Andre Penner/AP/Associated Press/East News /

Wygraną Bolsonaro wróży się w Brazylii odkąd z udziału w wyborach wykluczony został najpopularniejszy w kraju polityk Luiz Inacio Lula da Silva, były prezydent (2003-2011), skazany w zeszłym roku na dwanaście lat więzienia za korupcję podczas sprawowania urzędu. Lula, były robotnik i charyzmatyczny przywódca związkowy, wyniesiony przez brazylijską ulicę na szczyty władzy, wciąż pozostaje w Brazylii najpopularniejszym z polityków. W październiku chciał walczyć o prezydenturę zza krat. Nie pozwalało mu jednak i pod koniec sierpnia został ostatecznie skreślony z listy ponad tuzina prezydenckich pretendentów.

Po dyskwalifikacji 72-letniego Luli, nowym faworytem wyborów został przegrywający z nim dotąd o dwie długości 63-letni Jair Bolsonaro, były kapitan brazylijskiego wojska, polityk o skrajnych, prawicowych poglądach, nie kryjący podziwu dla wojskowych dyktatur i amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. Eksperci od brazylijskiej polityki początkowo traktowali Bolsonaro z lekceważeniem. Przeważały opinie, że owszem, brazylijski Trump może i wygra w niedzielnych wyborach, ale nie zdobędzie ponad połowy głosów, koniecznych, by ogłosić się prezydentem bez dogrywki. W dogrywce zaś, przewidzianej na ostatnią niedzielę października, Bolsonaro miał przegrać z pokonanym w pierwszej rundzie rywalem, który w drugiej rundzie zebrałby głosy wszystkich pozostałych kandydatów. Im bliżej jednak wyborczej niedzieli, tym przewaga Bolsonaro następnym rywalem rośnie (w środę zanotowano wynik 32-21), a polityczni wróżowie nie wykluczają już jego zwycięstwa w dogrywce, a nawet pierwszej rundzie wyborów, co nie zdarzyło się w Brazylii od dwudziestu lat. 

Brazylijki protestują, brazylijki wybierają

Przedwyborcze sondaże wskazują, że na Bolsonaro zamierza głosować coraz więcej kobiet (jedynie w tym tygodniu poparcie dla kandydata prawicy wśród żeńskiego elektoratu wzrosło o ok. 6 proc.), które jeszcze niedawno oburzały się jego pogardliwymi wypowiedziami na temat równouprawnienia płci. Bolsonaro nie uważa, by kobiety cieszyły się w dzisiejszym świecie mniejszymi prawami niż mężczyźni, jest zajadłym przeciwnikiem aborcji i mniejszości seksualnych, za to zagorzałym obrońcą tradycyjnej rodziny (choć sam jest dwukrotnym rozwodnikiem) i małżeństwa, będącego związkiem kobiety z mężczyzną. „Wolałbym raczej, żeby umarł” – odparł w 2011 roku na pytanie dziennikarza co poczułby, gdyby okazało się, że jego syn jest homoseksualistą. 

Wybrany przez Bolsonaro na wiceprezydenta emerytowany generał Hamilton Mourao nie ma wątpliwości, że w wyborczą niedzielę Brazylijki zagłosują właśnie na nich. „Wiecie jak to jest. Kobietom potrzeba więcej czasu, żeby wyrobić sobie zdanie w jakiejś sprawie” – powiedział generał w jednym z wywiadów. – „To jak z zakupami w sklepie. Mężczyzna wchodzi i załatwia rzecz w oka mgnieniu. A ile czasu muszą siedzieć w sklepie kobiety zanim coś kupią?”


STRONA ŚWIATA – analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” >>>


Jeszcze w połowie września miliony Brazylijek od Manaus w sercu Amazonii po Rio de Janeiro i Sao Paulo przyłączały się do wymierzonej przeciwko Bolsonaro internetowej akcji „Każdy tylko nie on”. Im bliżej wyborów, tym więcej rodaków eks-kapitana widzi w nim jedynego kandydata, który ocali Brazylię przed ponownymi rządami lewicowej Partii Pracy. 

Po kilkunastu latach rządów (2003-2016; po Luli przez pięć lat rządziła jeszcze jego następczyni Dilma Rousseff, usunięta z urzędu przez parlament), Partia Pracy zaczyna uchodzić za wcielenie wszelkiego zła i przyczynę wszystkich niepowodzeń – korupcyjnych afer, pospolitej przestępczości, recesji, zawiedzionych nadziei. Brazylijczycy wytykają Luli i Rousseff błędy i zdają się już nie pamiętać, ile zrobili oni dla miejscowej biedoty. Lata rządów lewicy przypadły na czas gospodarczej koniunktury, dzięki której rządzący mogli eksperymentować z poszukiwaniami trzeciej drogi rozwoju, innej zarówno od skompromitowanego komunizmu, jak i od wolnorynkowego liberalizmu, dominującego na świecie na przełomie wieków. Lula i Rousseff łożyli na programy społeczne i projekty, mające poprawić dolę najbiedniejszych. Po latach tłustych, nadeszły jednak lata chude. Dobra koniunktura w gospodarce się skończyła, a wraz z nią pieniądze na socjalne reformy. Zachwyt i aplauz dla rządzących przerodził się w gwizdy i oburzenie z powodu ujawnianych afer korupcyjnych i nadużyć władzy. Dziś ta sama ulica, dla której Lula w więzieniu pozostaje ludowym bohaterem, daje często posłuch populistycznym obietnicom Bolsonaro, a nie apelom o rozsądek i umiar, głoszonym przez prawnika i ekonomistę, 55-letniego Fernando Hadada, namaszczonego przez Lulę na kandydata lewicy w wyborach. 

Kiedy w połowie września zdyskwalifikowany Lula wezwał swoich zwolenników, by głosowali na Hadada, jego notowania rzeczywiście bardzo wzrosły. Nie udało mu się jednak porwać za sobą ani zwolenników lewicy, ani zjednać wyborców umiarkowanych i wraz ze zbliżającym dniem wyborów, jego szanse na wygraną coraz bardziej maleją.

Sympatia do junty

Bolsonaro odwołuje się do zniechęcenia Brazylijczyków rządzącymi od kilkunastu lat i splamionymi korupcją elitami władzy (eks-kapitan chwali się swoją uczciwością i - jak Trump w Ameryce – stroi się w piórka „człowieka spoza układu”, chociaż od prawie trzydziestu lat jest posłem). Wyczuwając powszechny w Brazylii strach przed narastającą przestępczością, chce dać Brazylijczykom prawo posiadania broni, a policji – sięgania po przemoc w walce z bandytyzmem. W ogóle nie ukrywa swojego podziwu dla rządów „twardej ręki”, wychwala panowanie wojskowej junty z lat 1964-85, a jego kandydat na wiceprezydenta, emerytowany generał Mourao, pozwala sobie na publiczne pogróżki, że jeśli cywilni politycy nie zaprowadzą w kraju porządku, do władzy powinni wrócić wojskowi. Popularności Bolsonaro przydał też nieudany zamach na jego życie – na początku września na wyborczym wiecu jego przeciwnik polityczny pchnął go nożem.

Popierają Bolsonaro wpływowi w Brazylii brazylijscy farmerzy i posiadacze ziemscy, a wzrost jego notowań w sondażach powoduje zwyżki na brazylijskiej giełdzie, widzącej w kandydacie prawicy najlepsze zabezpieczenie przed powrotem do rządów rozrzutnej lewicy. Na zarzuty, że Bolsonaro jest rasistą, seksistą i homofobem, jego współpracownicy odpowiadają oskarżeniami dziennikarzy o o stronniczość i uprzedzenia wobec kandydata prawicy. Kiedy we wrześniu gwiazdy brazylijskiego kina i telewizji przyłączyły się do wielomilionowych demonstracji kobiet przeciwko Bolsonaro, jego towarzysz wyborczej kampanii generał Mourao orzekł, że rządząca lewica tak bardzo „wyprała mózgi brazylijskim intelektualistom i artystom, że nie potrafią już samodzielnie myśleć i powtarzają jedynie to, co się im przez lata wmawiało”.

Drugie imię prezydenta

Według znawców brazylijskiej polityki im mniej ludzi pójdzie głosować w wyborczą niedzielę, albo im więcej, nie zgadzając się z żadnym z kandydatów, odda nieważne głosy (udział w wyborach jest w Brazylii obowiązkowy), tym szanse Bolsonaro na zwycięstwo będą większe. Ewentualną wygraną zawdzięczać będzie przede wszystkim konserwatywnym wspólnotom wiernych, zarówno katolików, jak i ewangelikanów, których zjednał sobie wezwaniami do kulturowej kontrrewolucji, mającej pohamować tę obyczajową i seksualną, która dokonywała się pod rządami lewicy i liberałów. Bolsonaro i jego zwolennicy nie widzą potrzeby utrzymywania obowiązkowego rozdziału świeckiego państwa od Kościoła, za to jednoznacznie i kategorycznie występują przeciwko edukacji seksualnej dzieci w świeckich szkołach, a zwłaszcza przeciwko homoseksualizmowi, który uznają za koronny przejaw moralnego zepsucia, do jakiego nieuchronnie prowadzą rządy liberałów i lewicy.

„Lewica poszła w tych sprawach za daleko” – powiedział w rozmowie z zagranicznymi dziennikarzami pewien ewangelikański biskup ze stołecznej Brasilii. – „Bolsonaro zapanuje nad tym chaosem i przywróci właściwy porządek rzeczy”.

Dla wielu zwolenników eks-kapitana, zwłaszcza tych najpobożniejszych, znaczenie ma nawet drugie imię ich kandydata. Bolsonaro na drugie imię ma Messias, co po portugalsku znaczy Mesjasz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej